Przyjęto wariant „trudnej zimy”, czyli mróz i śnieg pod kontrolą PRL
piątek,
28 listopada 2014
Zima 1986 roku miała być zdecydowanie mniej uciążliwa niż poprzednia – zapewniali przedstawiciele Państwowej Dyspozycji Mocy. Kontrole Inspekcji Robotniczo-Chłopskich nieprawidłowości nie stwierdziły, choć uwagi krytyczne były. – Ludzie wpadali w histerię z powodu padającego śniegu – wspomina dziennikarz Michał Ogórek.
Przygotowując się do mrozów w 1986 roku przyjęto wariant „trudnej zimy”. Gromadzenie zapasów węgla, paliw i soli rozpoczęto już kilka miesięcy wcześniej. Wszystko po to, aby uniknąć paraliżu, który co rok zaskakiwał służby i władze PRL.
Wariant trudnej zimy
Wymieniono więc o 40 kilometrów więcej rur sieci cieplnej niż przed rokiem. Gromadzono zapasy paliw. O 6 procent powiększono zapasy węgla w elektrociepłowniach. Ocieplano budynki, łatano dachy i instalacje centralnego ogrzewania. – Tegoroczna zima będzie dla nas zdecydowanie mniej uciążliwa niż poprzednia – zapewniali przedstawiciele Państwowej Dyspozycji Mocy i Ministerstwa Budownictwa, Gospodarki Przestrzennej i Komunalnej.
Chronicznie letnie kaloryfery
Jednak i tym razem zima miała wszystkich zaskoczyć, bowiem przełom roku 1986 i 1987 zasłużył na określenie „zimy stulecia”. Styczeń 1987 roku okazał się jednym z najzimniejszych miesięcy w historii polskiej meteorologii. W wielu miejscach wystąpiły temperatury przekraczające minus 30 stopni Celsjusza. Także śnieg nie zawiódł, głównie dzieci. W Bielsku Białej poziom pokrywy śnieżnej sięgnął najwyżej – 87 centymetrów.
Dziennikarz i satyryk Michał Ogórek wspomina, że największą bolączkę dotykającą PRL w czasie zimy. – Chronicznie letnie kaloryfery to główny horror tamtych czasów – mówi. Zdarzały się przerwy w dostawach prądu. – Ale na to ludzie byli przygotowani. Każdy miał pod ręką świeczki. Wykształciła się samoobrona społeczna – dodał.
Histeria z powodu śniegu
Ogórek pamięta, że co roku władze zapewniały, że tym razem zima nie zaskoczy i co roku było tak samo. – Ludzie wpadali w histerię z powodu padającego śniegu – opowiada. Wspomina, że zdarzało się nawet, że władze podawały komunikaty przez radio, aby nie wychodzić z domu, co skutecznie podsycało społeczne rozedrganie. A to upewniać miało wszystkich, że w takiej trudnej sytuacji nic się już nie dało zrobić.
Ale zanim kataklizm sparaliżował ludową ojczyznę optymistyczne nastroje nie opuszczały władz i jej organów niższego szczebla. W listopadzie Inspekcje Robotniczo–Chłopskie ruszyły w Polskę kontrolować zakłady gospodarki komunalnej.
Uwagi krytyczne były
Nieprawidłowości nie stwierdzono, ale uwagi krytyczne są... Inspekcje Robotniczo–Chłopskie w okresie PRL kontrolowały stan przygotowań zakładów gospodarki komunalnej do zimy.
Inspekcję przeprowadzono m.in. w gdańskim Przedsiębiorstwie Robót Sanitarno–Porządkowych.
Kontrolerzy na placu zastali hałdy piachu i chlorku sodu. Zapewniano nawet, że zgromadzona ilość przekracza zapotrzebowanie. Pługi gotowe były do pracy. W każdym samochodzie zamontowano radiotelefon, aby zapewnić łączność pomiędzy wozami a dyspozytorem akcji „Zima".
Ostatecznie nieprawidłowości nie stwierdzono. Ale uwagi krytyczne były. Dostało się dyrekcji za złe warunki socjalne i przeciągającą się sześć lat budowę nowego budynku, w którym miała mieścić się administracja i pokoje dla pracowników.
Chlorek sodu niezastąpiony
W Szczecinie naukowcy i przedstawiciele władz starali się odpowiedzieć na pytanie czy jest alternatywa dla soli hojnie sypanej na drogi i chodniki czasem wprost na nieodśnieżone hałdy piętrzące się pod nogami przechodniów. Alarmowano, że niszczy to rośliny, samochody i buty. Jednak po kilkugodzinnej debacie stwierdzono, że chlorek sodu to środek niezastąpiony.