Kartka z kalendarza

Przyciągały marzycieli, miłośników motoryzacji, spacerowiczów i klientów. Giełdy samochodowe i bazary w PRL

Jedni czekali na samochód z przedpłat, inni dostawali wymarzone auto z przydziału. Można było jednak skorzystać z innego wariantu – wybrać się na giełdę samochodową, której specyficzny koloryt i charakter sprawiał, że dla wielu stawała się celem weekendowych spacerów i spotkań towarzyskich.

Państwo sprzedawało auta za pośrednictwem Polmozbytu, Pol-Mot-u czy Pewexu, ale samochodów zawsze brakowało. Giełdy samochodowe szybko zyskały popularność w dobie gospodarki socjalistycznej charakteryzującej się wiecznymi brakami na rynku pierwotnym. Ale giełdy samochodowe przyciągały nie tylko potencjalnych klientów. Przyjeżdżali tu marzyciele, miłośnicy motoryzacji i zwykli spacerowicze oraz amatorzy pikników rodzinnych i grillowanych kiełbasek.

"Samochody na drugim planie"

Zbigniew Mikiciuk z Muzeum Motoryzacji i Techniki w Otrębusach wspomina barwną atmosferę giełdy na warszawskim Okęciu z lat 70. która przyciągała zmotoryzowane i nie tylko towarzystwo stolicy i okolic. – Z tramwajów wysiadały tłumy ludzi. Godzinami elegancko ubrani panowie ze swoimi kobietami w kolorowych kapeluszach przechadzali się pomiędzy wystawionymi samochodami – opowiada. – To była istna rewia mody i samochody często schodziły na dalszy plan – dodaje. Wśród tego barwnego towarzystwa można było dostrzec całe rodziny, które z dziećmi i walizeczkami wypełnionymi gotówką, bo tylko w ten sposób można było sfinalizować transakcję, szukali wymarzonego samochodu.
Mikiciuk wspomina, że w PRL ulice były szare i niezbyt gęsto zapełnione samochodami. – Zachodnie eleganckie auta można było obejrzeć pod kilkoma hotelami. Miłośnicy motoryzacji nie mieli więc wyjścia – pozostawała im giełda – dodaje. A tam głównie samochody używane – polskie i zagraniczne.

Nowy samochód był rarytasem i wielką rzadkością. Na giełdzie za nowy samochód z polskiej fabryki trzeba było mniej więcej podwójną cenę państwową. Za Syrenę, która zjechała wprost z linii produkcyjnej trzeba było zapłacić 70 tys. złotych. Kiedy auto to dojechało na giełdę, jego wartość wzrastała do 120–130 tysięcy złotych. – Najczęściej sprzedawał się na pniu. Popyt był bardzo dużo i bardzo trudno było spełnić zapotrzebowanie – wyjaśnia.
W1986 roku na wrocławskiej giełdzie hitem były mercedesy
„Kapitalki były w cenie"

Jeśli ktoś jechał na giełdę z zamiarem sprzedaży auta, sprzedawał je za pierwszym razem. – No chyba, że mocno przesadził z ceną albo zaoferował wyjątkowo zdezelowane auto – wyjaśnia. Można też było kupić samochody pochodzące od sąsiednich demoludów lub wręcz przywiezione z Zachodu. Ale wśród tych ostatnich dominowały auta wiekowe. Nowy samochód przywieziony zza granicy zwykle szybko trafiał w ręce znajomych. Z resztą kupując zagraniczne auto trzeba było liczyć się z problemami związanymi z częściami zamiennym i remontami.

Ówczesny rynek wykształcił też nie znaną w obecnych czasach praktyką – tzw. kapitalki czyli stare samochody po kapitalnym remoncie. – Czyli w rozłożone i zbudowane od początku – wyjaśnia wkspert. Teraz to zupełnie nieopłacalny zabieg, ale w tamtych czasach podwyższał wartość towaru i niewątpliwie przedłużał jego żywot. Popyt wyraźnie wzrastał przed wakacjami, bo Kowalscy na urlop chcieli jechać własnym samochodem. Nowy nabytek wybierały cały rodziny. Giełdy przyciągały tłumy ludzi. Przychodzili pomarzyć, popatrzyć, pogadać czasem kupić. Niektórzy porównywali weekendowe spacery po giełdzie do festynów rodzinnych i sposobu na spędzenie wolnego czasu. – No i obowiązkowo skosztować kiełbasę z grilla – mówił Mikiciuk.

Lata 80. to era warszawskiej giełdy w Grójcu, która bardzo różniła się od tej na Okęciu. – To był czas bardziej otwartych granic, handlarzy i znacznie większej oferty – wyjaśnia. Jego zdaniem właśnie wtedy straciła też swój specyficzny towarzyski i barwny charakter.
Przemytnicze samofinansowanie osiąga granicę amoku
Bazary wylęgarnią kapitalizmu

W czasach PRL na bazarach i targowiskach można było kupić wszystko, czego brakowało w sklepach. Oprócz samochodów sprzęt elektroniczny, kawę, cytryny, gumy do żucia, jeansy czy alkohol. Targowiska przyciągały klientelę zwłaszcza w weekendy. Wtedy doprawdy trudno było przecisnąć się w śród tłumów. Wielu handlarzy oferowało pojedyncze egzemplarze odzieży i różnorodnego sprzętu. Ale to właśnie tam rodził się polski kapitalizm. Towary pochodziły przede wszystkim z przemytu. „Przemytnicze samofinansowanie osiąga granice amoku” – komentował dziennikarz Dziennika Telewizyjnego. Ale Polacy nie byli jedynym narodem, który sięgał po takie metody.
Międzynarodowa prywatna wymiana towarów
Niedziela dniem targowym

Międzynarodowa prywatna wymiana towarów kwitła także u naszych przyjaciół z sąsiednich demoludów. – Nasi bratankowie znad Dunaju, Wełtawy i Sawy znają nieźle zasady tej wymiany. I bezbłędnie trafiają na katowicki bazar, lepiej znany na europejskim rynku niż Spodek – komentowali reporterzy. Z zarobionymi w ten sposób pieniędzmi na, jak go nazywano, katowickim Szaberplacu czy Bazarplacu, ruszali do okolicznych sklepów po garnitury i sprzęt AGD.

W maju 1984 roku władze – aby ograniczyć prywatną inicjatywę – zakazały handlu w sobotę. Na dzień targowy wyznaczono niedzielę, tym samym wpływając na frekwencję w kościołach.

Historia Bazaru Różyckiego to historia miejsca, którego władza nie była w stanie do końca rozgryźć i rozbić. Tu można było spotkać kupca, pasera, złodzieja i funkcjonariusza MO. Bazar Różyckiego przez cały okres PRL właściwie był swoistą enklawą, której nie sposób było rozgryźć.
Bazar Różyckiego – enklawa w socjalitycznej gospodarce
Zdjęcie główne: (fot. arch.TVP/NAC/Grażyna Rutowska)
Zobacz więcej
Kartka z kalendarza wydanie 17.11.2017 – 24.11.2017
Mydelniczka z charakterem. Trabant ma już 60 lat
Auto produkcji NRD stało się ikoną motoryzacji.
Kartka z kalendarza wydanie 20.10.2017 – 27.10.2017
Dzisiaj 61. rocznica wybuchu powstania węgierskiego
Zbrojne wystąpienie przeciwko ZSRR trwało od 23 października do 10 listopada 1956 r.
Kartka z kalendarza wydanie 29.09.2017 – 6.10.2017
Trajtki, trajlusie, ziutki. Ekologia w PRL-u, czyli trolejbusy
Były szybkie, kursowały często i zapewniały także nietypowe atrakcje.
Kartka z kalendarza wydanie 22.09.2017 – 29.09.2017
Weekend w PRL. Chcąc napełnić bak, trzeba było mieć dużo...
Synonimem stacji paliw stały się CPN-y.
Kartka z kalendarza wydanie 15.09.2017 – 22.09.2017
Spekulant, badylarz i prywaciarz – PRL potrzebowało wrogów...
Wojna o handel trwała przez wszystkie lata PRL-u.