Spowiedź pantofla – Szymon Majewski o „chodzeniu na boki” i uczuciu bezkompromisowym
czwartek,
9 lipca 2015
Ma za sobą podwójny debiut teatralny – jako autor i... aktor! W Och–Teatrze zobaczyć można one man show w wykonaniu znanego satyryka Szymona Majewskiego. To opowieść męża o żonie, o kłopotach i radościach współczesnego związku, o relacji kobieta – mężczyzna. Spektakl reklamowany jako opowieść o uczuciu bezkompromisowym. Do księgarń trafiła też książka, na podstawie której „One Mąż Show” powstał.
„Życie w pożyciu” czyli zapis rekordowego, jak na małżeństwa w show businessie, stażu bycia razem?
22 lata to rzeczywiście dużo, ale na przykład dziadkowie mojej żony byli razem 55 lat. Ja oczywiście idę na rekord i chciałbym go pobić. Nic na siłę, ale miłość jest. A książka opowiada o naszym długim związku. Wyszło na to, że my z żoną dłużej się znamy, niż się nie znamy. Jesteśmy ze sobą od 28 lat, małżeństwem jesteśmy od 22, była drobna przerwa, ale się nie liczy. Pomyślałem sobie, że najlepiej jest pisać o tym, na czym człowiek się zna: podróżnik pisze o podróżach, filozof o filozofii, a mąż pisze o żonie. Moja żona jest nieustanną inspiracją. Generalnie dziennie dostarcza mi pięciu pomysłów na felieton. To jest też trochę spowiedź pantofla. Faceta, który jest z mocną kobietą, trochę artysty, chodzącego na boki…
Chodzącego na boki?
Nie, nie! Nie w tym sensie. Takiego odbijającego się od jednego skeczu do drugiego. Takiego trochę nieprzytomnego. Jest to też moja drobna zemsta. Po prostu spisuję swoje autoironiczne obserwacje.
Większość w tych zapisach może znaleźć siebie?
Absolutnie. Ludzie piszą listy, wyrażają solidarność ze mną, albo koleżanki dzwonią do mojej żony i zapewniają, że są po jej stronie. Mam też jednego pana, który sprzedaje i naprawia okulary w centrum Warszawy, spotykam się z nim co kilka miesięcy. I on mówi: dokładnie tak miałem z moją żoną, miesiąc temu, kiedy szukałem miejsca do parkowania. Ona zawsze ma lepsze miejsce, zawsze zna lepszą drogę po mieście, wie, z jaką prędkością powinienem jechać i udziela mi instrukcji.
Może to jest pomysł na jakiś cykl?
Program o małżeństwach? Ja bym mógł. W sensie doradczym. Muszę ci powiedzieć, że ksiądz Stryczek zaproponował mi prowadzenie nauk przedmałżeńskich.
Będziesz mówcą motywacyjnym?
Tak! Będę stał i mówił: macie ze sobą wytrzymać! A poważnie mówiąc, to jest najgorsza rzecz, jaka się może zdarzyć, że ktoś wierzy, że jest mistrzem świata i zaczyna pouczać innych. Ja mogę ironicznie i zabawowo opowiedzieć, jak ominąć pewne przeszkody i zrobić to z uśmiechem. W ciągu tych 22 lat naprawdę były momenty, kiedy myślałem sobie, że nie chcę być z moją żoną. Podstawowy błąd, jaki popełniają związki małżeńskie jest taki, że kobieta wyobraża sobie, że mężczyzna powinien myśleć, jak ona. Moment. On nigdy tobą nie będzie, jest odrębnym bytem. To samo działa w drugą stronę.
A’ propos związków, jak widzisz przyszłość twojego związku z YouTubem?
To jest bardzo fajne przeżycie, ale cały czas się temu przyglądam nieco z boku. To moja bajka i bardzo mi się podoba. Mogę robić, co chcę i kiedy chcę, bo jestem nieco roztrzepany, ale myślę sobie, że jest to medium dla ludzi, którzy wychowali się z internetem, budowali swoją tożsamość razem z tym miejscem i że ja się z pewną grupą odbiorców nigdy nie skomunikuję. Pozostanę niszowy, miliony wyświetleń raczej mi nie grożą. Fajne, ale z doskoku.
Bardziej rola obserwatora?
Tak. Jestem tam z pewną nieśmiałością i oni to chyba czują. Teraz bardzo mnie pochłonął Och-Teatr, mój monodram u Krystyny Jandy. Zrobiła się z tego działalność, która oprócz radia daje mi masę radości i satysfakcji. Monolog, który powstał na bazie najnowszej książki, zatytułowany „One Mąż Show”.
Zadebiutowałeś w teatrze jako autor i aktor.
To jest niesamowite. Zadzwoniłem do pani Krystyny rok temu i zapytałem: co powiedziałaby pani na to, żebym przychodził do pani teatru i opowiadał o swoim małżeństwie? Kto by się na coś takiego zgodził? A pani Krystyna mówi: to jest wspaniały pomysł, powinieneś tu przyjść i to zrobić. Przyjedź Szymon, wypijemy kawę. Przyjechałem, opowiedziałem i ona stwierdziła: robimy!
Kapitalne jest, że te przedstawienia żyją, możesz zmieniać je za każdym razem.
Tak. Mówiłem ci, ja mam kilka pomysłów dziennie na felietony o mojej żonie. Pisze jeden, a tu lepszy koncept i zostawiam, i idę za nowym tropem. Mam tyle rozgrzebanych tekstów.
A może małżeńskie doradztwo on-line?
Masz rację. Jest tylko takie niebezpieczeństwo, żeby nie zostać mistrzem świata w doradzaniu. To znaczy: ja, mądraliński powiem wam, co macie zrobić. Nie, nie, nie! To może być tylko tak, że ja opowiadam o swoich doświadczeniach, a oni je sobie korygują.
A wasze dzieci jak reagują na te felietony?
Śmieją się. Córka czyta i się zaśmiewa. Widzi mamę i ojca w krzywym zwierciadle. Też mają do czynienia z pewnym schematem rodziców, tak jak ja nie jestem w stanie uciec od swojego roztrzepania, że mi nagle gdzieś oczy uciekają i myślę o jakichś skeczach, tak samo i moja żona jest w pewnym schemacie. I córka czyta, i płacze ze śmiechu, i mówi: dokładnie tak. Mama zawsze tak robi.
Tata też. Dzieci już dorosłe, wchodzą w świat związków. Korzystają z mądrości ojca?
Nie wiem. Mówi się, że córka szuka w swoich związkach kogoś podobnego do swojego ojca…
Jedni mówią, że do ojca, inni że do mamy.
To zależy, jaki ojciec był. Ale generalnie patrzą na nasze życie, czytają o schematach i może chcieliby coś takiego w swoich związkach powielić. Są świadkami małżeństwa udanego, partnerskiego związku, który ma jednak również swoje zagadki. Bo jak mówi moja znajoma: co chatka, to zagadka. Więc czerpią z tego. Ale na ile im to pomoże stworzyć udane związki w przyszłości, nie śmiałbym się nad tym w tej chwili zastanawiać. My długi staż małżeństwa zawdzięczamy temu, że byliśmy z rozwalonych rodzin. I mieliśmy w głowie, może nie za wszelką cenę, ale żeby być razem, żeby oni mieli oboje rodziców obok siebie.
Jednak jesteś na drodze eksperckiej.
Tak, tak. Eksperckiej, doradczej i motywacyjnej (śmiech).