Lubi pani kryminały Agaty Christie?
Czytałam wszystkie jej książki i to nie jeden raz. Jest wzorcem, stworzyła kryminał uniwersalny. Choć wiadomo, że współczesny czytelnik żąda czegoś więcej. Ważna jest nie tylko sama zbrodnia i śledztwo, ale także tło obyczajowe, psychologia, itp. Zagadka kryminalna była u Agathy Christie zawsze najwyższej klasy i pod tym kątem staram się do niej nawiązywać. Czyli wszyscy podejrzani zostają przedstawieni, nie wyciągam ich z kapelusza. Gram fair, tak jak grała pani Christie.
Bohater, Jan Morawski, jest detektywem z przypadku jak panna Marple, a jego kamerdyner, Mateusz budzi skojarzenia z doktorem Watsonem, przyjacielem Sherlocka Homesa.
Tak, albo z kapitanem Arthurem Hastingsem, który pomagał Herculesowi Poirotowi. To klasyczny dosyć układ. Poza tym, Mateusz jest niezbędny, bo zamożny ziemianin w tamtych czasach musiał mieć kogoś takiego. Starałam się uczynić postać Mateusza ciekawą. I wydaje mi się, że Mateusz ma większe rzesze wielbicielek wśród czytelniczek, niż Jan. Jest osobą niezwykle lojalną, a ja lojalność niezwykle cenię, wyposażyłam go więc w tę cechę. A poza tym, on się całym sobą we wszystko angażuje. W drugiej powieści, w której występował, jednym z wątków była choroba innego służącego. Mateusz zlekceważył śledztwo prowadzone przez Jana i zajmował się chorym. Bardzo go lubię też za to, że potrafi być bardzo zabawny.
Co lubi pani u Jana?
Wyrozumiałość i tolerancję, a są to cechy, których mnie samej brakuje. Jestem wielbicielką prozy Tadeusza Boya-Żeleńskiego. W jednym ze szkiców nt. literatury francuskiej Boy opisywał swoją ulubioną postać molierowska z „Mizantropa”, Filinta i nazwał go emanacją sceptycyzmu intelektualnego. Uważał, że to jest wcielona wyrozumiałość i tolerancja, że to jest człowiek, który widzi wady innych, ale potrafi przejść nad nimi do porządku dziennego. Gdy konstruowałam postać Jana, postanowiłam, że on będzie właśnie taki. Czasami pojawiają się zarzuty, że jest bezbarwny, że nie ma traum i fobii, które inni współcześni powieściowi detektywi miewają, że nie jest pijakiem, narkomanem, nie ma depresji. Ale to, że jest miłym człowiekiem, go wyróżnia. Potrafi się jednak zdenerwować.
Ale nie chce się angażować w związki z kobietami. Dlaczego?
Wydaje mu się, że nie jest stworzony do długofalowych związków. Przez lata był przekonany, że jest już prawie narzeczonym pewnej młodej damy, Konstancji, która byłą bohaterką książki „Zobaczyć Sorrento i umrzeć”. Konstancja w końcu się jednak zniecierpliwiła niemrawością zalotów Morawskiego i ogłosiła deklarację niepodległości.