Szymon Nehring: Nie byłem przymuszany, by ćwiczyć osiem godzin dziennie, jak Azjaci
sobota,
31 października 2015
Przez pierwsze dwanaście lat grania na fortepianie nie lubił ćwiczeń, ale zawsze dużą frajdę sprawiało mu koncertowanie. Tak też było w finale XVII Konkursu Chopinowskiego. – Nie myślałem, że gram przed jury i to jest konkurs. Uważam, że był to mój najlepszy występ – powiedział portalowi Szymon Nehring, jedyny Polak w finałowej dziesiątce. Ten sukces już otworzył przed nim drzwi wszystkich polskich filharmonii i sal koncertowych. W pierwszym tak obszernym wywiadzie zdradził nam, ile czasu przygotowywał się do konkursu, dlaczego po każdym etapie wracał do Krakowa i który ze współczesnych pianistów jest jego idolem.
Za występ w finale XVII Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina Nehring otrzymał wyróżnienie oraz szereg nagród towarzyszących. Niezwykle cenną dla artysty była Nagroda Publiczności, o czym zdecydowali melomani w głosowaniu internetowym, za pośrednictwem strony www.chopincompetition2015.com oraz w aplikacji mobilnej „Konkurs Chopinowski”.
Pianista przyznał, że czuł wsparcie publiczności przez cały konkurs, a zwłaszcza w trakcie występu finałowego. – Ponieważ byłem jedynym Polakiem w finale, to polska publiczność zjednoczyła się i pomogła mi swoim dopingiem – podkreślił Nehring.
Sukces w międzynarodowym konkursie, który odbywa się co pięć lat, już przyniósł polskiemu pianiście propozycje występu w niemal wszystkich filharmoniach i ważnych salach koncertowych. W pierwszym tygodniu po zakończonej rywalizacji zagrał recitale m.in. w Filharmonii Bałtyckiej, a także w polskiej ambasadzie w Paryżu. Przed nim m.in. cykl występów w towarzystwie Santander Orchestra pod batutą Krzysztofa Pendereckiego.
Jak wspominasz występ finałowy, gdy na scenie towarzyszyła ci Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Narodowej. Co wtedy czułeś?
– W finale czułem się dużo lepiej niż w poprzednich trzech etapach, niemal już jako zwycięzca konkursu. Byłem bardzo szczęśliwy, że zostałem tak daleko dopuszczony. Myślę, że to był najprzyjemniejszy etap i starałem się zagrać normalny koncert. Efekt był lepszy, bo nie myślałem, że gram przed jury i że to jest konkurs. Faktycznie zagrałem tak, jak to czułem, z dużą przyjemnością. Na dodatek świetnie mi się współpracowało z orkiestrą, dlatego uważam, że to był mój najlepszy występ w tym konkursie.
Kontakt z orkiestrą i dyrygentem Jackiem Kaspszykiem był dostrzegalny podczas tego występu. Jak ważna dla pianisty jest ta nić porozumienia?
– Oczywiście, jeśli się gra z kimkolwiek to ten kontakt jest bardzo ważny, niekoniecznie wzrokowy, ale taki, żeby wszystko się zgadzało i było całością, a nie osobnymi częściami. Ja ten koncert grałem wiele razy i jako Polak mam go od dawna w swoim repertuarze, więc czuję się w nim dość pewnie. Czasami tego kontaktu nie widać, ale ważne żeby było słychać.
Nie myślałem, że gram przed jury i że to jest konkurs
Żeby móc dojść do finału, musiałeś wystąpić trzy razy. Czy był taki moment, że czułeś że może uda się zajść daleko, a może wręcz przeciwnie, że już dalej nie przejdziesz?
– Prawdę mówiąc to się nad tym nie zastanawiałem podczas konkursu. Oczywiście każdy myśli, czy się uda, czy się nie uda. To jest jednak bardzo trudno przewidzieć, ponieważ jeśli nie jest się faworytem od początku, a ja nie byłem, to te różnice w punktach są bardzo małe. Często zależy od jednego czy dwóch jurorów czy się przejdzie dalej.
Mam już doświadczenie udziału w różnych konkursach, więc starałem się o tym nie myśleć i nawet mi się to udało. Jestem bardzo wdzięczny i cieszę się, że mogłem wykonać wszystko, co przygotowałem i to jest bardzo ważne.
Jak wyglądały przygotowania, ile czasu ćwiczy się repertuar na taki konkurs?
– Ja się przygotowywałem stosunkowo krótko, bo rok, stricte do konkursu. Niektóre utwory miałem wcześniej przerobione, więc nie było tak, że cały repertuar przygotowywałem w ciągu jednego roku. Na pewno te najtrudniejsze pozycje jak sonaty, 12 etiud było przygotowywane przez rok. Może jakbym się przygotowywał dłużej to efekt byłby lepszy, ale zdecydowałem się bardzo późno, że pojadę na konkurs. Myślę, że efekt jak na rok przygotowań jest zaskakująco dobry.
Myślę, że efekt jak na rok przygotowań jest zaskakująco dobry
Jak wyglądała atmosfera wokół konkursu i jak odbieraliście to zainteresowanie ze strony mediów, internautów waszymi występami?
– Na mnie to się dobrze odbiło, bo będąc jedynym Polakiem w finale, polska publiczność zjednoczyła się i pomogła mi swoim dopingiem w finale. Bardzo to było miłe dla mnie, jak słyszałem różnego rodzaju pochwały i że mogłem się pokazać tak szerokiej publiczności.
To jest też trochę męczące, jak się schodzi ze sceny, potem jest godzina wywiadów, różne podpisy. Myślę, że trzeba być jednak wdzięcznym publiczności, że się podoba, bo dla niej się gra i tak będzie potem przez całe życie. Świetnie więc, że było takie zainteresowanie tym konkursem.
Patrząc na konkurs trochę od kuchni, to jak spędziłeś te trzy tygodnie? Czy był jakiś kontakt między uczestnikami?
– Ja przed kolejnymi etapami wracałem do Krakowa, tam ćwiczyć, żeby nie przesiąknąć za bardzo atmosferą konkursu i nie odczuwać tego napięcia. Udało mi się jednak kilka razy pójść na kolację ze zwycięzcą drugiej nagrody (Charlesem Richard-Hamelinem – przyp. red.) i bardzo fajnie porozmawiać. Myślę, że nawiązaliśmy dobry kontakt na przyszłość.
Uważam, że wszyscy uczestnicy finału, z którymi miałem kontakt, byli bardzo mili i uprzejmi. Myślę, że to są inteligentni ludzie, także absolutnie nie odczuwałem jakiejś atmosfery chorej rywalizacji podczas całego konkursu. Każdemu z nas chodziło tak naprawdę o jak najlepsze pokazanie się szerszej publiczności.
Polska publiczność zjednoczyła się i pomogła mi swoim dopingiem w finale
Zdecydowałeś się dość późno na wzięcie udziału w konkursie. Co takiego Chopin ma w sobie, że warto go grać?
– Przede wszystkim jest to ważne, żeby grać tego wielkiego polskiego kompozytora, ponieważ cały świat chce usłyszeć Chopina w wykonaniu Polaka. Po drugie ze względu na własny patriotyzm, bo gra się go od dziecka i warto jest wniknąć w tę muzykę głębiej. Było to możliwe właśnie dzięki przygotowaniom do Konkursu Chopinowskiego, czyli w trakcie opracowywania trzech godzin repertuaru. Można tę muzykę wówczas lepiej zrozumieć.
Na ten konkurs przygotowywałem się bardziej jako pianista niż jako chopinista, bo też jestem świadomy swoich możliwości. Nie spodziewałem się, że do Chopina mam jakieś szczególne predyspozycje, raczej do innych kompozytorów. Okazało się jednak, że mam fragmenty, w których te predyspozycje się ujawniają i jest to muzyka, którą mogę bardzo dobrze zagrać.
Etiuda, mazurek, polonez czy sonata? Który z tych utworów gra ci się najlepiej?
– Myślę, że to zależy od dnia, bo z Chopinem tak mam, podobnie jak wielu pianistów, że wszystko zależy od danej dyspozycji. Czasami lepiej się gra po dniu przerwy niż po dniu, w którym się długo ćwiczyło. Trzeba też mieć dobre nastawienie do tej muzyki i do konkretnego utworu, który się będzie grało. Takim utworem, w którym najłatwiej jest mi osiągnąć atmosferę grozy jest sonata i jeśli gram ją na koncercie to najłatwiej przychodzi mi oddanie charakteru tego utworu.
Nie spodziewałem się, że do Chopina mam jakieś szczególne predyspozycje
Jak to jest z mazurkami, bo są ponoć najtrudniejsze z Chopina dla obcokrajowców. Czy ty czujesz ich ducha jako Polak?
– Mazurki często są trudne, ponieważ są uważane za najtrudniejsze i podchodzi się do nich z wielkim namaszczeniem, jakby to był utwór nie do zagrania. Jeśli ma się takie podejście to rzeczywiście trudno go zagrać. Być może są najtrudniejszą formą dla pianisty, ale z drugiej strony cała prostota i naturalność, która w nich jest, wymaga żeby podejść do nich w sposób lekki i bez przesadnego namaszczenia.
Początkowo mazurki były dla mnie bardzo trudną formą, może dlatego że tak podchodziłem. Potem odkryłem różnorodność możliwości, w jakich można je zagrać oraz że Chopin wnikliwie opisał w nutach, jak je trzeba zagrać. Dlatego myślę, że nawet jeśli się nie jest Polakiem, to można uchwycić ich charakter. Są Azjaci, którzy bardzo dobrze grają mazurki i na tym polega genialność tej muzyki, że każdy może ją świetnie zagrać.
Zwycięzca XVII Konkursu Chopinowskiego powiedział, że jego idolem jest Rafał Blechacz. Kto jest twoim i skąd czerpiesz inspiracje?
– Nawet podświadomie czasem wzoruję się na różnych pianistach, których słyszałem na koncertach, w internecie czy z płyt. Bardzo ważne jest to, żeby się jedynie wzorować, a nie kopiować po kimś. Bardzo tego nie lubię, jak ktoś stara się wiernie odwzorować, co inny człowiek sobie wymyślił.
Myślę, że moim największym idolem pianistycznym jest Grigorij Sokołow. Zawsze słuchając go mogę się zainspirować i to bardzo głęboko, natomiast jednocześnie jest bardzo wielu wykonawców, u których mogę usłyszeć taki sposób grania, który przeniosę na swoje.
Genialność tej muzyki polega na tym, że każdy może ją świetnie zagrać
Jak się zaczęła twoja przygoda z fortepianem? Ktoś cię wziął, posadził w wieku 5 lat i powiedział graj?
– Przez pierwsze dwanaście lat nie miałem wielkiej przyjemności z grania. Bardzo lubiłem grać koncerty i to mi sprawiało dużą frajdę, natomiast ćwiczyć rzetelnie rzadko mi się zdarzało z przyjemnością. Moja rodzina ćwiczyła we mnie obowiązkowość, więc miałem wpojone, że codziennie dwie czy trzy godziny trzeba poćwiczyć. Nie byłem na szczęście przymuszony ćwiczyć osiem godzin dziennie.
Zacząłem tak ćwiczyć dopiero, kiedy rzeczywiście tego potrzebowałem, czyli na studiach. Wtedy już nikt nie musiał mnie przymuszać, tylko czułem że muszę więcej ćwiczyć, bo miałem konkretny cel. Wiedziałem co mam robić, żeby było lepiej. A tak to każde dziecko ma przecież bardzo dużo zainteresowań i nie powinno się tego blokować, kazać mu ćwiczyć cały dzień na fortepianie. Cieszę się, że miałem sporo z dzieciństwa i nie straciłem wiele, nie ćwicząc tyle, ile np. Azjaci.
Nie straciłem wiele nie ćwicząc tyle ile np. Azjaci
Po finale zagrałeś już koncerty w Gdańsku, Paryżu, Warszawie. Czy to jest już twoje przysłowiowe pięć minut?
– W tym zawodzie niewiele rzeczy jest zaplanowanych. Nie zdziwiłbym się, gdybym odpadł po pierwszym czy drugim etapie konkursu. Wtedy też pewnie miałbym jakieś koncerty i byłoby ich pewnie sporo, ale nie byłyby pewnie tak prestiżowe, które otrzymałem będąc w finale. Cieszę się bardzo, że mogę się pokazać w prawie wszystkich filharmoniach polskich z recitalami i koncertami z orkiestrą. Faktycznie myślę, że w Polsce będę w tym momencie znanym pianistą i mam nadzieję, że to się utrzyma.
Zawsze staram się nie odmawiać koncertów, bo to jest nowe doświadczenie, bo każdy jest inny. Zbyt dokładne planowanie często nie zdaje egzaminu, dlatego spontaniczne podejście jest lepsze i takie mam w życiu. Nadmienię tylko, że kilka dni temu wyszła moja płyta z utworami kompozytorów polskich i jest dostępna w sklepach.
Powiedziałeś na gorąco po finale, że jedyne o co będziesz się starał to, żeby być jeszcze lepszym pianistą. Jak zamierzasz tego dokonać?
– Po prostu ciężką pracą. To jest jednak bardzo żmudna i wyczerpująca bardzo praca. Nie mam jakiegoś odkrywczego pomysłu na to. Trzeba rozwijać swoją kreatywność jak najbardziej i jak najwięcej pracować nad swoim graniem. Myślę, że przez najbliższe 10 lat jest dużo pole do tego, żeby się rozwinąć i to jest mój największy cel w życiu.
Myślę, że w Polsce będę w tym momencie znanym pianistą i mam nadzieję, że to się utrzyma