Kortez: ma być prosto, szczerze, minimalnie i z imbirem
sobota,21 listopada 2015
Udostępnij:
– Pracowałem na budowie, przy cięciu drzewa, 14 godzin dziennie, non stop na antybiotykach albo aspirynie. W wolnych chwilach robiłem muzę. Spałem po 3-4 godziny, nie miałem czasu dla syna ani żony. Na telefonie nagrywałem melodie, zapisywałem pomysły, wiersze – tak o początkach swojej kariery opowiada Kortez, autor albumu „Bumerang”, uznawanego za jeden z lepszych tegorocznych debiutów. Ale najpierw był zachwyt klasyką.
Jakie jest twoje pierwsze muzyczne wspomnienie z dzieciństwa?
Pierwsze muzyczne wspomnienie. To fuga d-moll Bacha. Zauważona, zasłyszana, gdy byłem małym chłopcem. Byłem z babcią w niedzielę w kościele, organista grał to na koniec mszy. Centralnie mnie to rozwaliło. Miałem cztery, czy pięć lat, ale wzruszyło, łzy popłynęły. Pomyślałem sobie, że to niezła muza.
Często się tak wzruszasz?
Tak, codziennie.
„Codziennie się wzruszam”
A co cię wzrusza?
Wszystko. Zachowania ludzi, muzyka, dźwięki, brzmienia. Cały świat jest naładowany tym wszystkim. To prawda, że gdy usłyszałeś finalną wersję swojej płyty, też się wzruszyłeś?
Ciężko się wzruszyć na te same emocje, słuchając tego samego tysięczny raz. Ale to prawda, wzruszyłem się, gdy usłyszałem, jak to ostatecznie brzmi.
Wracając do tych wspomnień z dzieciństwa – na jakim instrumencie zagrałeś po raz pierwszy?
To była stara gitara akustyczna mojego taty. Szarpałem struny, byłem małym gówniarzem. Potem tata przerobił stary akordeon, który leżał gdzieś na strychu. Miał poszarpany miech, dziury. Był pogryziony przez myszy i inne gryzonie. Tata go jakoś poprzerabiał, naciągnął, podłączył do niego kompresor i w ten sposób szło do niego powietrze, co dawało dźwięk po naciśnięciu klawisza. To był pierwszy instrument klawiszowy, na którym grałem.
Kortez podczas 53. Krajowego Festiwalu Piosenki Polskiej Opole 2016, Koncert SuperJedynki. Foto.Ireneusz Sobieszczuk TVP SA
A potem?
Później moi rodzice zauważyli, że mnie ciągnie do tej muzyki. Zamiast grać z chłopakami w piłkę, to wolałem siedzieć w domu, słuchać muzyki. Tak spędzałem czas. Grałem też w gry komputerowe, żeby nie było, że tylko muzyka (śmiech). Więc rodzice zaczęli mnie wysyłać na prywatne lekcje gitary i instrumentów klawiszowych do pałacyku w Iwoniczu. Chodziłem tam pół roku. To dosyć sporo ich kosztowało. W zakładzie, w którym pracowali, był mnich, który uczył mnie na starej fisharmonii podstaw muzyki. Ciekawie te lekcje wspominam. Ciemna kaplica, na chórze nad fisharmonią paliły się małe lampki, ja siedziałem z boku, bo nie dostawałem do tych pedałów, a mnich naciskał na nie. Potem zdałem egzaminy do szkoły muzycznej w Krośnie. Dostałem się bez problemu. Chciałem grać na skrzypcach i fortepianie, ale wyszedł puzon i myślę, że na dobre mi to wyszło. Po szkole rzuciłeś to granie, czy dalej przyjaźniłeś się z muzyką?
Cały czas byłem z tym związany. Jako drugi instrument w szkole podszedł mi fortepian. Cieszyłem się, że ktoś mi pokaże, jak mam trzymać ręce. Pamiętam, że puzonu było jakieś sześć lat. Na studiach grałem jeszcze w orkiestrze dętej. Potem kontakt z puzonem się urwał i nie możemy się do dziś dnia odnaleźć, nie możemy się zgadać.
„Pomyślałem, że fajnie by było to robić nie tylko dla siebie”
Może na następnej płycie się pojawi?
Jak mi się uda dorwać jakiś puzon i przypomnieć sobie to wszystko, to może… Dawno nie ćwiczyłem, wszystkie mięśnie potrzebne do grania na nim są nieczynne, więc musiałbym od początku przejść pewną drogę. Kiedy przyszedł ten moment, gdy pomyślałeś sobie, że chcesz z tym, co piszesz i komponujesz wyjść do ludzi?
Tak świadomie to dwa lata temu.
Powiedziałeś sobie: „dobra teraz robię piosenki i nagrywam płytę”?
Nie. U mnie robienie muzy jest na całkiem innej zasadzie. Nie postanawiam sobie, że muszę zrobić piosenkę. Siadam i to do mnie przychodzi. Ale dopiero dwa lata temu tak świadomie pomyślałem, że fajnie by było to robić nie tylko dla siebie. Razem z kumplem pakowaliśmy na siłce i zawsze towarzyszyła nam przy tym muzyka. Nie był to ciężki rap czy jakaś motywacyjna muza, tylko różne dziwne rzeczy, sporo klasyki. Wymienialiśmy się nowościami i on mi pokazał Clarenca Greenwooda, czyli Citizen Cope. Zatrzymałem się przy nim i pomyślałem, że może warto byłoby odświeżyć grę na gitarze. Jedną z pierwszych piosenek, jakie napisałem i jakie znalazły się na płycie, jest „Bumerang”. Zresztą sporo tych pierwszych piosenek na płycie jest.
To jak tworzyłeś?
Muzyka jest dla mnie takim eksperymentem dla samego mnie. Robię różna muzykę i w każdej muzyce jestem, bo ją tworzę. Bawię się też różnymi elementami, brzmieniami. Jak jest nowy syntezator, to odpalam, szukam brzmień.
Dlaczego tylko piosenka „Zostań” z EPki znalazła się na płycie?
Fajnie, żeby na pełnym krążku była piosenka, która się okazała fajnym przebojem. Te dwie pozostałe zostały wydane i już, ale często do nich wracam.
Podobno na początku nie lubiłeś „Zostań”, choć to ona otworzyła ci drzwi do muzycznego świata…
Bardzo nie lubiłem. To była piosenka, którą walnąłem gdzieś od niechcenia w chacie. Wspólnie z Agatą Trafalską napisaliśmy tekst o miłości, niemiłości, i tak sobie ta piosenka leżała do czasu, aż usłyszał ją Piotr Stelmach z Trójki i powiedział: dawać to, to musi polecieć w radiu.
Jak nawiązałeś współpracę z Agatą?
Po wybrykach w muzycznym show, gdzie wypatrzył mnie Józek. Zadzwonił i zapytał, czy dam sobie radę z tekstami. Wiem, że ciągle nie jestem w tym najlepszy. Piszę tak, żeby nikt inny tego nie zrozumiał. Powiedział, że ma super laskę, która jest artystką i może ze mną współpracować. Poznaliśmy się i okazało się, że się świetnie rozumiemy. Nie chciałem do pisania tekstów, co uważam za intymne, dopuszczać kogokolwiek, a po poznaniu Agaty stwierdziłem, że to jest fajny przelot. Że myśli tak jak ja, z tą różnicą, że jest kobietą. Wpuściłem Agatę do tego mojego świata. To oznacza, że przekonałeś się do kobiet?
Do kobiet zawsze byłem przekonany (śmiech).
To do kobiecego pisania?
Jeśli łapiesz z kimś przelot, emocjonalny, duchowy, psychiczny, zgadzasz się z nim w wielu dziedzinach, to o to chodzi. Często było tak, że ona podawała jakiś pomysł, a ja myślałem, że byłem głupi, że na to nie wpadłem.
„Siedziałem w piwnicy i nagrywałem”
Oprócz Agaty, teksty na płytę pisał ci też Ten Typ Mes. To ukłon w stronę hip-hopu z twojej strony?
Nie. Poznałem go przez przypadek w studiu. Kiedy posłuchał tego, co robię, stwierdził, że to jest bardzo dobre, że jak będzie potrzebna pomoc, to on chętnie napisze tekst. Podjarał się chłopak, a ja pomyślałem, że fajnie by było zobaczyć, jak raper pisze tekst pod melodię.„Pocztówka z kosmosu” i „ Z imbirem” to jego teksty. Spodobał mi się jego styl pisania. Myślę że ludzie, którzy zaoferowali pomoc w pisaniu tekstów, odnaleźli siebie w tym, co nagrałem.
Przyjechałeś do Warszawy z Bieszczad. Jak wyglądały początki w dużym mieście? Od razu trafiłeś na ludzi, którzy ci pomogli?
Tak, to było super. Czułem się bardzo dobrze, ale czułem się też trochę sam, choć ja zwykle się tak czuję. Zawsze jestem jakoś z boku. Siedziałem w piwnicy i nagrywałem.
Dostałem dużą dozę zaufania ze strony tych, którzy mi pomogli. Wierzyli w to, że nie wyniosę im sprzętu, bo ja tam w tym studiu spałem, znałem kod do alarmu. A przecież jak założę bluzę z kapturem, to centralnie wyglądam jak wynosiciel sprzętów RTV i AGD. Romantyczny blokers – tak o tobie mówią.
No widzisz, już samo słowo blokers mówi samo za siebie. Ale wracając do muzyki – siedziałem w tej piwnicy sam, często do 5 rano bawiłem się komputerem, instrumentami, szukałem. W pewnym momencie stwierdziłem, że nie kręci mnie nagrywanie tych samych funkcji gitar, zacząłem szukać głębiej. Myślę, że mogę powiedzieć, że jestem dalej niż byłem rok temu, w tym, co sam sobie produkuję.
„Byłem panem od rytmiki”
Powiedziałeś kiedyś: „po co mam słuchać innych, skoro sam mogę sobie napisać to, czego chcę posłuchać”.
To wyrwane z kontekstu zdanie (śmiech), to nie jest tak. Nie chciałem, żeby to zabrzmiało, że jestem nadętym bufonem.
Czyli innych wciąż czasem słuchasz? Podobno wyłączasz jak cię piosenka nie zainteresuje po 15 sekundach?
Oczywiście. Byłbym idiotą, gdybym tego nie robił. Może nie 15 sekund, ale jak mnie coś nie strzeliło, to mnie nie strzeli, więc nie tracę czasu na słuchanie całego utworu.
Bilety na twoje koncerty wyprzedają się jak ciepłe bułki.
Cieszy mnie to, że koncerty się sprzedają, że są ludzie, którym podoba się to, co robię. Ja sam nie wiem jak to jest, bo nigdy nie byłem nikim tak podjarany, żebym zdecydował się kupić bilet i pójść na koncert. Jedyne koncerty, na jakich bywałem, to koncerty muzyki klasycznej, na które zazwyczaj ktoś mnie zapraszał.
Czym się chłopak z Bieszczad parał, zanim zaczął żyć tylko z muzyki?
Robiłem bardzo dużo rzeczy. Zaczynałem jako pomocnik budowlany, żeby dorobić podczas wakacji. W trakcie studiów też zajmowałem się budowlanką, potem zaczepiłem się w szkole językowej. Okazało się, że jest kurs, na którym można nauczyć się prowadzić rytmikę. Pomyślałem, że mógłbym prowadzić takie zajęcia. Gdy przyszedłem do przedszkola, pani dyrektor otworzyła oczy ze zdumienia. Przestraszyła się łysego gościa w czarnej bluzie z kapturem. Zapytała, czy na pewno jestem nauczycielem rytmiki. Zaprowadziła mnie do dzieci, z którymi od razu złapałem przelot i dostałem tę robotę. Musiałem ją jednak zostawić, bo nie dostarczała finansów na tyle, bym mógł utrzymać rodzinę.
Byłem już po ślubie, w drodze było dziecko, więc znowu wróciłem do łopaty. Gdy nie miałem pracy, przydała się pomoc moich rodziców. Pracowałem też przy cięciu drzewa, 14 godzin dziennie, non stop na antybiotykach albo aspirynie. Nie można było się przeziębić. Spałem 3-4 godziny, nie miałem czasu dla syna ani żony. Stwierdziłem, że nie daję rady.
Znalazłem pracę ochroniarza w supermarkecie. Siedziałem przed kamerami, tak żeby było widać, że niby pracuję, a na telefonie nagrywałem melodie, zapisywałem pomysły, wiersze.
Przyznaje, że gdy gra koncert, stara się zapomnieć, że wokół są tłumy ludzi (fot.tvp.info/C.Prośniak)
Gdy grasz koncerty jesteś tylko ty i muzyka, czy wchodzić w reakcje z publicznością?
Bardzo staram się zapomnieć o tym fakcie, że jest publika, że ludzie przychodzą i słuchają, bo to mnie stresuje. Zawsze staram się skupić na tym, co ma być najważniejsze, na tej emocji, którą niesie ze sobą melodia, czy słowa. To, co śpiewam, gram, ma być prawdziwe, w stu procentach.
Wchodzisz w interakcję z publicznością?
Czasem coś powiem, jak uważam, że to jest na miejscu. Bo jak mam się odezwać i powiedzieć, że „teraz zagram tego hita” albo „teraz wszyscy razem”, to jest to słabe. Trzeba mieć coś do powiedzenia, żeby to powiedzieć. Jak nie wychodzi to naturalnie, to po co to robić?
Nie jesteś wodzirejem?
Nie i nigdy nie chciałem być. To inna konwencja.
Głowa w chmurach, czy twarde stąpanie po ziemi?
Z głową w chmurach, ale też tutaj na ziemi (śmiech).
Jaki jest twój przepis na muzykę?
Z imbirem (śmiech). Nie ma chyba przepisu na muzykę. Jeszcze dużo lat pracy mnie czeka, żeby grać jak ktoś, kto jest mistrzem. Chciałbym to robić, oddać siebie w całości. Nieraz sam robię muzę i uważam, że to chłam, wywalam to. Ma być prosto, szczerze i minimalnie. Codziennie piszę coś nowego, myślę, że każdy błąd w moim życiu daje coś do zrozumienia, pozwala na jakąś refleksję.
Jakim jesteś ojcem?
Mój syn mało jeszcze mówi, ale za każdym razem wariuje, gdy mnie widzi. Mieliśmy długi czas rozłąki. Ja go bardzo kocham, on o tym wie i daje mi odczuć, że mnie kocha. Mamy wzruszające wspólne chwile. To coś niesamowitego. Jak jestem przygnębiony, zdołowany, widzę się z nim 10 sekund i zapominam o złym świecie. Muzykujecie razem?
Tak. Wczoraj razem tańczyliśmy na dobranoc. Nie lubię tego robić, ale dla niego to zrobiłem.
Tygodnik TVPPolub nas
Chwila oddechu, czy kolejna płyta?
Jestem w takim momencie, że pierwsza płyta już za mną, a ja już bym chciał więcej, dalej. Jak będzie, zobaczymy. Nie chcę, aby ta kolejna płyta to były dwa dobre kawałki upchnięte w kupę chłamu. Nie wiem, ile to zajmie, ale chciałbym, aby nie znalazła się na niej ani jedna piosenka, która mi się nie podoba. Może to potrwa kilka tygodni, miesięcy, może rok. Niczego nie obiecuję, bo nie jestem od obiecywania, proszę po prostu czekać.
Zdjęcie główne: Kortez podczas 53. Krajowego Festiwalu Piosenki Polskiej Opole 2016, Koncert Debiuty. Foto.Ireneusz Sobieszczuk TVP SA