Edyta Geppert: Nic już nie muszę
sobota,
16 stycznia 2016
Nie interesuje jej bycie jurorem, nie pojawia się na „ściankach”, a jej piosenek nie grają komercyjne radia. Za to często koncertuje, bo jak sama przyznaje, to jej żywioł. Edyta Geppert, choć znana głównie z lirycznych piosenek, nie boi się sięgać po muzykę country czy heavy metal. Zdradza nam, dlaczego zawsze występuje ubrana na czarno i czy zgodziłaby się zaśpiewać na imprezie sylwestrowej.
Edyta Geppert znana jest z tego, że z wielką starannością buduje swój repertuar. Jej precyzyjnie wyreżyserowane recitale są okazją, by usłyszeć prawdziwe perełki polskiej piosenki literackiej. Wśród autorów tekstów jej piosenek odnajdujemy Agnieszkę Osiecką, Jacka Cygana, Marka Dagnana, Jerzego Ficowskiego, Jonasza Koftę, czy Wojciecha Młynarskiego, a wśród kompozytorów Włodzimierza Korcza, Seweryna Krajewskiego oraz Andrzeja Rybińskiego.
Bardzo wiele piosenek z repertuaru Geppert wytrzymało próbę czasu i stało się evergreenami. Z tych melodyjnych, małych form słowno-muzycznych artystka wydobywa wielkie emocje, które udzielają się publiczności niezmiennie od ponad 30 lat.
Zawsze wiedziałam, czego chcę a czego nie
Jak to jest móc publicznie wyznać za pomocą piosenki, ale i tytułu płyty, że już „nic nie muszę”?
– W moim przypadku to jest oczywiste i bardzo proste. Żartobliwie rzecz ujmując, już na świat przyszłam z takim okrzykiem, że „nic nie muszę” i byłam bardzo samodzielną, stanowczą dziewczynką. Zawsze wiedziałam, czego chcę, a już na pewno nie byłam osobą, którą można by zmusić do czegokolwiek.
Jak wspomina pani pracę nad jubileuszowym krążkiem? Krzysztof Herdzin otwarcie stwierdził, że taka forma z orkiestrą zarezerwowana jest dla najlepszych.
– Dziękuję losowi, że jest ktoś taki jak Krzysztof Herdzin. To był jego pomysł i to są jego aranżacje. Jestem szczęśliwa, że mogłam z nim współpracować przy tym projekcie.
Ta płyta jest rodzajem śpiewanego pamiętnika
Czy nie obawia się pani, jak słuchacze odbiorą nową aranżację znanych już piosenek?
– Kiedy rozpoczynam pracę nad jakimś utworem, mam na ogół na jego wykonanie jakiś własny pomysł. Biorąc utwory powszechnie znane, nie powielam tego, co już było, bo to do niczego dobrego nie prowadzi. W tych sprawach zawsze kieruję się własnym gustem i, jak dotąd (tfu, tfu, tfu), jakoś ten gust nie odbiegał w sposób szczególny od gustu publiczności.
Mówi pani, że każda płyta jest jak kolejny spektakl mający wewnętrzną dramaturgię.
– Każdą moją płytę traktuję jako całość. Ta jest rodzajem śpiewanego pamiętnika. Zapisem pewnego okresu w moim życiu, tego, co mi się podobało, co robiło na mnie wrażenie, czym się chciałam podzielić.
Sukces tej płyty pozwala mi wierzyć, że idę słuszną drogą
W życiu artystycznym odebrała pani wiele nagród. Teraz przyszła kolej na platynową płytę. Jakie to ma znaczenie dla pani jako artystki?
– Ogromne, bo mam namacalny dowód, że to, co proponuję, co śpiewam, jest bliskie nie tylko mnie. To jest dla człowieka uprawiającego mój zawód bardzo istotne i ogromnie satysfakcjonujące. Dziś nie jest tak łatwo uzyskać taką liczbę sprzedanych egzemplarzy.
Media niespecjalnie poświęcały uwagę tej płycie, jak również dosyć trudno było ją znaleźć na półkach w sklepach muzycznych. Jeśli dodam do tego, że komercyjne radia nie puszczają moich piosenek, a w Polskim Radiu bazuje się na nagraniach sprzed lat, to sukces tej płyty pozwala mi wierzyć, że idę słuszną drogą.
Nie są grane pani piosenki, nie jest pani promowana, ale poprzez koncerty utrzymuje pani więź z publicznością.
- Dla mnie koncerty są istotą mojego zawodu. W ich czasie wszystko dzieje się na żywo, naprawdę. To jest jedyna prawdziwa weryfikacja moich umiejętności. Koncertuję bardzo dużo i prawie zawsze spotykam się z życzliwym przyjęciem.
Warsztat otrzymałam w szkole i od 30 lat ciągle go szlifuję
Mówi się, że podczas tych koncertów budzi pani w publiczności wielkie emocje. Jak robi się taki teatr piosenki?
– Żmudnie, odpowiedzialnie i świadomie. Wiem, po co wychodzę na scenę, jaki mam cel, jakich środków chcę użyć. Piosenka, jaką wykonuję, wymaga warsztatu nie tylko wokalnego. Trzeba dobrze poznać rzemiosło estradowe. W szkole na Bednarskiej nauczyłam się bardzo wiele. Miałam wspaniałych nauczycieli, że wspomnę najważniejszego, czyli Piotra Loretza, który wykładał interpretację piosenki, panią Anielę Świderską, która uczyła dykcji, czy Wojtka Głucha, który uczył improwizacji. Warsztat otrzymałam w szkole i od 30 lat ciągle go szlifuję.
Podczas koncertów jest pani ubrana na czarno.
– To dlatego, że ten kolor jest najbardziej neutralny na scenie, najmniej odwraca uwagę od treści. Są utwory, które wymagają dużego skupienia. W ten sposób staram się pomóc sobie i publiczności.
Rap czy heavy metal to były muzyczne żarty
Czy miejsce ma znaczenie dla programu recitalu?
– Ogromne. Mam kilkaset piosenek, przeszło 300 w swoim repertuarze, więc mam z czego wybierać – w zależności od tego, czy to jest plener, teatr czy kościół. Niektóre piosenki oczywiście się powtarzają, bo są fundamentami w moim recitalu.
Zachowuje pani intymność podczas swoich koncertów. Zdecydowałaby się pani na udział w masowej imprezie sylwestrowej?
– Gdybym miała zagwarantowane odpowiednie warunki techniczne i właściwą realizację telewizyjną, to czemu nie? Do tańca raczej bym nie śpiewała, chociaż zaczynałam od śpiewania do tańca i wspominam ten czas z sentymentem. Wszystko jest kwestią właściwego przygotowania.
Śpiewała pani także country, heavy metal i rap. To było wyjście do młodszego pokolenia, czy tylko epizod?
– Nie dzielę publiczności na młodszą czy starszą. Moja publiczność ma pewną wrażliwość i to jest jedyne, co mogę o niej powiedzieć. Country jest mi bardzo bliskie i nie widzę wielkiej różnicy między tym, co śpiewam, a piosenkami country. One również opierają się na tekście i również opowiadają pewne historie. Natomiast rap czy heavy metal to były muzyczne żarty, ale też oparte na tekście, więc również należały do szeroko rozumianej piosenki literackiej.
Dopóki sama jestem oceniana nie będę oceniała innych
Żyjemy w świecie zdominowanym przez komercję, a pani otwarcie deklaruje, że „nie bywa tam, gdzie aktualnie wypada”. Czy czegoś przez taką postawę pani nie traci?
– Nie wydaje mi się. Cóż mogę stracić? Zyskuję spokój dla przyjaciół i rodziny. Cenię sobie spotkania z ludźmi, których szanuję, których podziwiam, z którymi się dobrze czuję. Raz byłam na tzw. ściance. To było w Opolu, „z łapanki”. Nie byłam w stanie się opanować i cały czas się potwornie śmiałam. Bardzo mnie to bawiło – te setki fleszy, miganie, okrzyki. To nie dla mnie. Ja po prostu się źle z tym czuję, taka jestem. Takie powierzchowne publiczne spotkania są mi kompletnie obce.
A te elementy promocyjne, programy telewizyjne, możliwość bycia jurorem. Widzi się pani w takiej roli?
– Odrzucam takie propozycje, po prostu mnie to nie interesuje. Dopóki sama jestem oceniana, nie będę oceniała innych. Myślę, że to byłoby nie w porządku.
Wspomniałem o byciu jurorem w programach typu talent show, bo ocenianie to jedno, a możliwość przekazywania swojej wiedzy i doświadczeń to drugie. Może ten drugi element by panią zachęcił?
– Być może by mnie zachęcił, gdybym miała odpowiednie do tego przygotowanie. Dużo wiem na temat swojego zawodu, natomiast nie wiem, czy potrafiłabym to przekazać w sposób rzetelny, zrozumiały i prosty, tak żeby drugi człowiek coś na tym skorzystał.
To, co mogę planować to koncerty, bo mam wiele zaproszeń
Czego jako słuchacze możemy spodziewać się w najbliższym czasie?
– Wszystkiego. Jeżeli chodzi o płyty, to pomysłów mam dużo, ale są różne okoliczności utrudniające ich realizację. Główna przeszkoda to finanse, bez nich ani rusz. To, co mogę planować, to koncerty, bo na szczęście mam wiele zaproszeń. Cieszę się, że ciągle mogę koncertować. To jest mój żywioł.