Na to miejsce w życiu zawodowym pracowałam od dzieciństwa
sobota,
16 stycznia 2016
– Dowiedziałam się, że dostałam rolę, kilka dni przed zdjęciami, a pozostali aktorzy mieli pół roku na przygotowanie tak trudnego materiału, jakim jest jazz. W filmie miałam do zaśpiewania trzy standardy jazzowe. W krótkim czasie musiałam więc zbudować rolę i opracować piosenki – mówi Natalia Rybicka, która zagrała jedną z głównych ról w filmie Janusza Majewskiego „Excentrycy, czyli po słonecznej stronie ulicy”, który właśnie miał premierę w naszych kinach. Film na ubiegłorocznym festiwalu w Gdyni dostał Srebrne Lwy.
Film opowiada historię jazzmana (Maciej Stuhr), który u schyłku lat pięćdziesiątych XX wieku powraca z Anglii do Polski. Wraz z grupą ekscentrycznych muzyków zakłada swingowy big-band. Gwiazdą zespołu zostaje Modesta (Natalia Rybicka), wspólnie odnoszą wielki sukces. Muzyk szybko traci głowę dla uwodzicielskiej i tajemniczej femme fatale. Wkrótce zaczyna ich łączyć gorący romans. Jako „Król i Królowa swingu” ruszają w trasę koncertową po Polsce, a ich życie zaczyna przypominać hollywoodzki film…
W filmie „Excentrycy, czyli po słonecznej stronie ulicy” zagrała pani postać dwuznaczną, bardzo tajemniczą i bardzo uwodzicielską. Kim jest Modesta?
Jest owiana ogromną tajemnicą. Jest też wcieleniem, kwintesencją kobiecości. Myślę, że każda z nas chciałaby być Modestą choć przez chwilę. Tak wyraziste postaci fajnie się gra. Można puścić wodze wyobraźni, żeby stać się odważną kobietą, która może wszystko. Modesta kusi, uwodzi, bywa też denerwująca, rozkazuje i kaprysi. Skupia na sobie całą uwagę. Ona po prostu błyszczy. Pije szampana, jeździ czerwonym bentleyem z przystojnym mężczyzna za kierownicą. Nosi cudowne kreacje, szpilki, kapelusze i szale, które podczas jazdy kabrioletem rozwiewa jej wiatr. Modesta jest trochę odrealniona. Myślałam sobie o niej jak o postaci z kreskówki. To kolorowy ptak, który pojawia się nagle w Ciechocinku. Do końca nie wiadomo, skąd jest, co chce osiągnąć. I może zniknąć w każdej chwili. Modesta uwodzi Fabiana, śpiewa w jego swingowym zespole, rodzi się z tego w wspaniała, miłosna historia.
Akcja filmu, co musimy podkreślić, rozgrywa się w Ciechocinku lat pięćdziesiątych.
Atmosferę tamtych lat kreują piękne kostiumy i dekoracje. Ela Radke dała popis swoich możliwości. Przygotowała dla mnie, czyli dla Modesty, gorsety i suknie szyte na miarę. Musiałam się do tych strojów przyzwyczaić. Na co dzień wybieram wygodę i luz, a szpilki i gorsety to wyzwanie. Była taka scena, w której ubrana w obcisłą, czerwoną kreację, w butach na wysokim obcasie, z papierosem w ręce schodziłam po schodach z dumną miną, a po cichu myślałam sobie, że będzie cudownie, jeśli uda mi się z tych schodów nie spaść.
Kostium pomaga budować postać?
Jest zawsze bardzo pomocny. Tak samo jak makijaż, kolor włosów. Modesta jest brunetką. Wszystko to buduje postać, pomaga poczuć się inaczej. Dzięki temu mogę „odkleić się” i stać się kimś innym. W Teatrze Studio gramy sztuki współczesne i kostiumowe właśnie. Mam więc duży trening w noszeniu różnych kostiumów. Choć trudno porównywać komfort pracy w teatrze, długie przygotowywanie się do roli, z filmem. Zwłaszcza w przypadku „Excentryków”. Dla mnie wejście do tego filmu było skokiem na głęboką wodę.
Dlaczego?
Dowiedziałam się, że dostałam rolę, kilka dni przed zdjęciami, a pozostali aktorzy mieli pół roku na przygotowanie tak trudnego materiału, jakim jest jazz. W filmie miałam do zaśpiewania trzy standardy jazzowe. W krótkim czasie musiałam więc zbudować rolę i opracować piosenki. Do końca nie wiedziałam, czy nie wytną mnie z filmu dźwiękowo.
Nie wycięli.
Na szczęście. To jest dla mnie spełnienie marzenia z dawnych lat. Kiedy byłam mała, nie jeździłam na festiwale piosenki dziecięcej. Potem, w szkole teatralnej, nie do końca wierzyłam w siebie muzycznie. Miałam na roku wspaniałych kolegów, Natalię Sikorę, Marcina Januszkiewicza, którzy śpiewają zawodowo. Nigdy nie wyobrażałam sobie siebie śpiewającej na scenie słynne standardy jazzowe. Modestę miała zagrać Joasia Kulig, ale przed rozpoczęciem zdjęć złamała nogę. Wiedziałam, że spoczywa na mnie ogromna odpowiedzialność. Nie chciałam też zawieść Joasi, która dobrze śpiewa, zna się na tym, a poza tym włożyła wiele serca w przygotowania do roli.
Ale muzyka jest cały czas obecna w pani życiu. Od dziecka pani tańczyła, była mistrzynią Polski w Disco Dance Freestyle.
Tak, choć właściwie przestałam tańczyć, gdy poszłam na studia. Ale od tańca zaczęła się moja droga do aktorstwa. Zawsze tańczyłam, trenowałam gimnastykę artystyczną, taniec nowoczesny. W pewnym momencie przeprowadziliśmy się, nie miałam już swojej „szkółki tanecznej”. Mój tata przeczytał wtedy w gazecie, że jest nabór tańczących dzieci do jakiegoś zespołu. Okazało się jednak, że to był casting do musicalu „Piotruś Pan” w reż. Janusza Józefowicza w Teatrze Muzycznym Roma. Musiałam nie tylko zatańczyć, ale też powiedzieć wierszyk i zaśpiewać piosenkę. I dostałam rolę Tygrysicy. To był mój pierwszy kontakt z teatrem, z aktorstwem, z dzieciakami, które mają podobne do moich pasje. Wciągnęły mnie w swój świat. Niepowtarzalne doświadczenie. Próby, spanie w teatrze, bieganie nocą po lożach. Przygotowania do „Piotrusia Pana” trwały ponad pół roku. Śpiewać uczyła nas Ela Zapendowska, były m.in. lekcje stepu, dykcji, wszystko ze wspaniałymi ludźmi, specjalistami w swoich dziedzinach. Tak sobie teraz myślę, że na miejsce, w którym teraz jestem w życiu zawodowym, pracowałam od dzieciństwa.
Wcześnie zagrała pani też w filmie. To była trudna rola u boku Katarzyny Figury w filmie „Żurek” Ryszarda Brylskiego z 2003 r.
Do filmu trafiłam przez teatr. Janusz Józefowicz inwestował w dzieciaki, które zgromadził do spektaklu „Piotruś Pan”. Każdy z nas nauczył się wierzyć w siebie i miał wpojone, że musi spełniać swoje marzenia. I tak jest, prawie wszyscy idą wybraną drogą. Zapraszali reżyserów castingów, którzy szukali dzieciaków do seriali, do reklam. Wszystko toczyło się bardzo naturalnie. Pierwszą rolę zagrałam w serialu TVP „Więzy krwi”, miałam 14 lat. Powoli w to wsiąkłam, jeden serial, drugi. A potem właśnie „Żurek” Ryszarda Brylskiego, dzięki któremu upewniłam się, że chcę zostać aktorką.
Czyli to wejście w rolę do „Excentryków” nie było takie przypadkowe?
Uważam, że nie ma przypadków, a dzięki ciężkiej pracy możemy znaleźć się tam, gdzie chcemy. Może jestem rozpieszczona przez teatr, ale zawsze marzę, żeby w filmie mieć co najmniej pół roku na przygotowanie roli. Jestem profesjonalistką i lubię, kiedy wszystko działa zgodnie z planem. Muszę być przygotowana na każdą ewentualność, nawet najmniej spodziewaną. Film to praca zespołowa. Każdy jest odpowiedzialny za swoją działkę, ale dopiero współpraca tworzy całość. Na planie „Excentryków” było cudownie. Pan Janusz Majewski ma swój stały zespół, to jest po prostu wielka rodzina i ogromnym zaszczytem było dla mnie, że mogłam trafić w ich progi.
A jak to było ze śpiewaniem swingu? Wiele osób mówi, że to nie jest bułka z masłem, trzeba wiedzieć dokładnie, jak to robić.
To trudny rodzaj muzyki. Nie wystarczy nauczyć się utworów nutka po nutce. Trzeba odtworzyć serce, poczuć się wolnym. Wcześniej nie słuchałam takiej muzyki. Żyję szybko, w pędzie. Swing potrzebuje czasu, ale otwiera serca i głowy. Można się tą muzyką rozkoszować. W czasie przygotowań bardzo mi pomagała Agnieszka Tomicka, która uczyła nas śpiewać. Tłumaczyła mi, że wejdę w swing dopiero, gdy go poczuję. I tak jeździłam z Ciechocinka do Warszawy i słuchałam jazzu. To był trudny czas, bo terminy w moim kalendarzu zawodowym co prawda się zgadzały, ale jednocześnie grałam w „Excentrykach” i występowałam w teatrze. Po spektaklu zabierali mnie do Ciechocinka, potem znowu wracałam do teatru. I tak codziennie. Myślę, że w dużej mierze praca nad piosenkami uruchomiła we mnie Modestę. Jazz tworzy w filmie całą opowieść, buduje postaci.
Muzyka jest w „Excentrykach” jedną z pierwszoplanowych bohaterek.
Mój tata mówi, że to bardzo fajny film i cieszy się, że udało mi się w nim zagrać, bo mogę wykorzystać swoje umiejętności, na które pracowałam od dziecka. Ale przede wszystkim podkreśla, że można „Excentryków” oglądać na wiele sposobów. Np. zamknąć oczy, po prostu słuchać i to jest wielka muzyczna przyjemność. A kiedy się oczy otworzy i zobaczy te przepiękne filmowe obrazy, przyjemność jest jeszcze większa. Adam Bajerski zrobił wspaniałe zdjęcia, mocno nasycone kolorami. Kiedy wchodziłam na plan już ucharakteryzowana na Modestę, w pięknym kostiumie, a w uszach miałam już muzykę, zaczynała się bajeczna przygoda. Na planie panował, co bardzo ważne, spokój, nikt nikogo nie popędzał, nie denerwował się. Pan Janusz Majewski twierdzi, że w nerwowych warunkach nie da się pracować.
Pan Janusz Majewski wygląda na niezwykle ciepłą, cierpliwą osobę. I z tego, co pani opowiada, taki właśnie jest na planie.
Bywają produkcje, gdzie wszystko się sypie, ludzie biegają, krzyczą. Tutaj też było kilka sytuacji, które nas zaskoczyły, ale właśnie spokój nas uratował. Przez ten film szliśmy po słonecznej stronie ulicy. Gdy teraz jeżdżę po Warszawie samochodem zauważyłam, że wystarczy się do ludzi uśmiechać, puścić czasem oczko i znika całe zdenerwowanie. Pozytywna energia zaraża.
A propos jeżdżenia. Udało się pani siąść za kierownicą tego pięknego, czerwonego bentleya, który należał do filmowego Fabiana?
Nie, przecież miałam swojego kierowcę, czyli właśnie Fabiana, którego zagrał Maciek Stuhr. Pracę na planie rozpoczęłam, tak jak mówiłam, z marszu. Nie było wielu prób, podczas których można się poznać, oswoić. Dostałam kostiumy i zaczęłam grać. W pracy ważne jest, by spotykali się ludzie, którym zależy na tym, co robią, którzy są czujni na partnera i otwierają się na rozmowę. Taki jest Maciek, taka jest Sonia Bohosiewicz. Bardzo żałuję, że nie miałam scen z panią Anią Dymną. Mam nadzieję, że się jeszcze kiedyś spotkamy przy pracy.
Pani Dymna opowiadała, że wszystkie swoje sceny zagrała na początku zdjęć i dopiero gdy zobaczyła cały film, dowiedziała się, w czym zagrała.
Tak to bywa, czysta magia kina.
W filmie zagrali też m.in. Wojciech Pszoniak, Adam Ferency, Marian Dziędziel, Wiktor Zborowski.
Cała plejada gwiazd. Praca na planie filmowym bywa mało romantyczna. Bardzo dużo się czeka. I tak się zastanawiałam, jak to jest. Czasem niewielkie role, niewiele dialogów, a przecież aktorów ciągnie do mówienia, chcą być na pierwszym planie, a jednak z radością tam są. Pan Janusz Majewski ma swoją zaprzyjaźnioną grupę ludzi, którzy chcą zagrać w jego filmie nawet nogę od krzesła. Czas na planie to czas świętowania, bycia z ludźmi, którzy lubią to, co robią.
Natalia Rybicka jest aktorką warszawskiego Teatru Studio. Wystąpiła m.in. w serialach: „Więzy krwi”, „Londyńczycy”, „Ojciec Mateusz”. Ma na swoim koncie nagrodę teatralną nagrodę im. Schilleraza rok 2012 i nominację do Orła w kategorii najlepsza drugoplanowa rola kobieca za film „Żurek”. Wystąpiła m.in. w filmach: „Chrzest” reż. Marcin Wrony, „Syberiada polska” Janusza Zaorskiego i „Kto nigdy nie żył” Andrzeja Seweryna.