Włodek Pawlik dla tvp.info: bycie gwiazdą to dla mnie przywilej
sobota,13 lutego 2016
Udostępnij:
– To jest tsunami, bo życia prywatnego nie mam. Od czasów Grammy zagrałem ponad 200 koncertów w ciągu dwóch lat – wylicza w rozmowie z portalem tvp.info Włodek Pawlik. Kompozytor nie zamierza narzekać, a nawet przyznaje, że „nie musi wyjeżdżać na Seszele, żeby odczuwać spokój”. Pytany o muzyczne spotkania z Justyną Steczkowską czy Margaret podkreśla, że „dają mu niesamowity impuls”. Rozmowa z pianistą jazzowym zbiega się z premierą albumu „Mów spokojniej”, na który napisał muzykę do wierszy Adama Zagajewskiego.
Włodek Pawlik od lat 90. XX wieku jest liderem tria jazzowego Włodek Pawlik Trio, które odnosi sukcesy w Polsce i w USA. W 2014 roku Pawlik wspólnie z Filharmonią Kaliską i Randy Breckerem otrzymał prestiżową statuetkę Grammy w kategorii „najlepszy album dużego zespołu jazzowego” za album „Night in Calisia”. Płyta została umieszczona na liście 50 najczęściej granych płyt we wszystkich jazzowych rozgłośniach w USA. Sam Pawlik określił ten sukces mianem „jednego z najszczęśliwszych dni w swoim życiu”.
Artysta ma w swoim dorobku ponad 30 autorskich płyt. Jest też twórcą muzyki filmowej (do filmów Wrony, Kędzierzawskiej, Lankosza, a także Greenawaya i Gorris), teatralnej, słuchowisk radiowych, dzieł symfonicznych, wokalnych, a nawet oprawy do baletu współczesnego.
W młodości pisałem wiersze, opowiadania, słowa do piosenek, które nawet wykonywałem
Włodek Pawlik stale wykłada na Uniwersytecie Muzycznym w Warszawie (fot. tvp.info/C.Prośniak)
Co wspólnego ma poezja i jazz i czy przypadkiem nie spina ich osoba Włodka Pawlika?
– Jestem jazzmanem, ale nie tylko jazzem żyję. Już od wczesnych lat młodości miałem skłonności literackie. Pisałem wiersze, opowiadania, słowa do piosenek, które nawet wykonywałem. Widocznie, to moja kolejna cecha i potrzeba bycia w jakiejś symbiozie ze sferą literatury i poezji. To zainteresowanie ujawnia się choćby w projektach czy przedsięwzięciach, w których komponuję od czasu do czasu muzykę do poezji, do wierszy.
Mam potrzebę bycia w symbiozie ze sferą literatury i poezji
Płyta „Mów spokojniej” to owoc współpracy Pawlika z Adamem Zagajewskim (fot. arch. PAP/Jacek Bednarczyk)
Album „Mów spokojniej” to nie pierwsze pana spotkanie z poezją. Jak układała się współpraca z Adamem Zagajewskim, który dał panu wolną rękę, a efekt końcowy był dla niego sporym zaskoczeniem?
– Podkreślę, że in plus, bo mogło być in minus. Miałem do czynienia z żyjącym poetą, który był świadkiem, ale i recenzentem tego, co stworzyłem. Była to dla mnie duża odpowiedzialność, ale też wyzwanie. Były też dreszcze emocji, kiedy Adam Zagajewski przyszedł na próbę przed koncertem w Radiu Kraków w listopadzie 2015 roku, kiedy nagrywaliśmy ten materiał. On tego nie znał, bo dał mi carte blanche i powiedział: „Włodek, rób co chcesz”.
Te wiersze to był mój wybór, ale w niektórych musiałem dokonać delikatnych zmian, chociażby w jednym utworze zastosowałem połączenie dwóch wierszy „Podziemne pociągi” i „Dzieciństwo”. Stąd też miałem jakąś dozę niepewności, czy Zagajewski nie powie mi na próbie, że to za dużo albo coś nie tak. Ostatnio słyszałem, jak w „Panoramie” powiedział, że jest zachwycony. Dla mnie to jest najważniejsza recenzja, jaką mogłem otrzymać od tak wielkiego poety.
Zagajewski dał mi carte blanche i powiedział: Włodek, rób co chcesz
Czy pana zdaniem polska publiczność wystarczająco docenia jazz? Czy z tym gatunkiem nam Polakom po drodze?
– Oj bardzo! Mówię to z perspektywy nomada, bo ponad 10 lat mieszkałem poza Polską. Wyjechałem w latach 80. XX wieku i mieszkałem w Niemczech, Holandii czy Stanach Zjednoczonych. Właściwie byłem wszędzie. Myślę, że nie powinniśmy mieć kompleksów, bo czasami wmawiamy sobie, że jesteśmy mniej zaangażowani w różne sfery życia kulturalnego na świecie. Akurat w przypadku jazzu jest wręcz odwrotnie. W Polsce tradycja jazzu to jeden z największych fenomenów w polskiej kulturze. Jazz, muzyka jazzowa miała tak szeroki rezonans w PRL-u i do dzisiaj promieniuje. Teraz jest bardzo wielu młodych muzyków, którzy przejmują od nas pałeczkę.
Oczywiście jazz nigdy nie będzie muzyką popularną w takich kategoriach, w jakich myślimy o popularności. Porównując jazz do pop music, gdzie wokalistki i wokaliści są naturalnym punktem odniesienia dla masowej, szczególnie młodej publiczności, to jazz jest muzyką bardziej wyrafinowaną. Muszę jeszcze raz podkreślić, że muzyka jazzowa w Polsce ma się bardzo dobrze. Mogę skromnie o sobie powiedzieć, że moja nagroda Grammy też przyczyniła się do wzrostu popularności jazzu w sferze szerokiej rozpoznawalności.
Jazz nigdy nie będzie muzyką popularną, jest muzyką bardziej wyrafinowaną
Pawlik o spotkaniu z Margaret: dało mi niesamowity impuls
Mówi się, że muzyka łączy pokolenia. Czy pomysł Pawlik & Pawlik, czyli ojciec i syn na jednej scenie to jednorazowy występ czy początek większego projektu?
– Mówimy o koncercie w Łodzi, 19 lutego, który będzie promował pierwszą, autorską płytę mojego syna – Łukasza, który jest pianistą jazzowym, ale też wykształconym wiolonczelistą. W Łodzi nie wykonywałem do tej pory programu z płyty Włodek Pawlik Trio „America”, która jest dosyć świeża, jeśli chodzi o moją działalność jazzową. Wpadliśmy na pomysł, znalazł się organizator, który stwierdził, że trzeba to zrobić właśnie w Łodzi. Wystąpimy po raz pierwszy razem i być może nie ostatni.
Łukasz oprócz tego, że będzie grał ze swoim zespołem, to po przerwie przejdzie do mojego zespołu i kilka utworów zagra na wiolonczeli elektrycznej. Na takim instrumencie mało kto gra, a będzie improwizował w dłuższych utworach z moim trio.
Był pan muzycznym gościem m.in. Justyny Steczkowskiej czy Margaret. Jak pan się odnajduje w towarzystwie artystek pop?
– Dla mnie to są wyzwania. Jesteśmy na uczelni muzycznej, przed chwilą byli tu młodzi ludzie, studenci. Wymieniamy się informacjami, ale też ciekawością świata. Ja jestem ciekaw młodego pokolenia, oni są ciekawi tego, co ja mam im do powiedzenia. Takie spotkania jak z Margaret, bo ona jest z tego pokolenia dwudziestolatków, daje mi niesamowity impuls do spojrzenia na młodych ludzi, nie z perspektywy demiurga z zewnątrz, który ich ocenia, tylko wchodzę w sferę procesu, który bym nazwał: „chodź spróbujemy, może coś nam z tego fajnego wyjdzie”. To są bardzo ciekawe i intrygujące spotkania, bo każdy z nas coś dodaje i wynikają z tego zupełnie niesamowite historie.
Jestem ciekaw młodego pokolenia, oni są ciekawi tego, co ja mam im do powiedzenia
27 lutego będzie pan gościem muzycznym rewii „Kings on Ice”, podczas której znakomici łyżwiarze zatańczą do muzyki Fryderyka Chopina. Aranż pana autorstwa już jest, czego możemy się spodziewać?
– Chopina według Pawlika, tak jak jest napisane na bannerach. Będzie to przeżycie jedyne w swoim rodzaju, czyli najlepsi łyżwiarze figurowi na świecie będą tańczyć do opracowania muzyki Chopina. Zagram siedem utworów Chopina, które na swój sposób przerobiłem, na swoje nuty. Na bazie tej muzyki mistrzowie świata, mistrzowie olimpijscy, mężczyźni i kobiety będą pokazywać swoje niesamowite umiejętności.
„Od czasów Grammy zagrałem ponad 200 koncertów”
Ma pan w swoim dorobku wiele płyt autorskich, szereg wyróżnień, popularność w Polsce i na świecie. Jak pan reaguje, kiedy słyszy, że ma status gwiazdy?
– Nie ma to dla mnie żadnego znaczenia, bo paradoksalnie patrzę na to z takiej perspektywy, że w ten sposób mogę popularyzować pewną ideę bycia twórcą tu i teraz, niekoniecznie związaną z mainstreamową pop-kulturą. Mam coś do powiedzenia, coś bardziej wyrafinowanego w swojej muzyce. To mnie bardzo cieszy, że znajduje w tym tak dużą rzeszę odbiorców. W tym sensie bycie gwiazdą to dla mnie przywilej.
Od najważniejszej nagrody czyli Grammy za album „Night in Calisia” minęły dwa lata. Jak ważne z perspektywy czasu było to wyróżnienie i co zmieniło w pana życiu, jako artysty i w życiu prywatnym?
– Od strony prywatnej to jest niestety tsunami, bo życia prywatnego nie mam. Są przedsięwzięcia kompozytorskie, ale przede wszystkim masa koncertów. Jak policzyłem z moją żoną to od czasów Grammy zagrałem ponad 200 koncertów w ciągu dwóch lat. To jest naprawdę sporo i musieliśmy często odmawiać, bo to już przekraczało granice możliwości fizycznych i czasowych.
Sukces jest kosztem takich rzeczy jak wypoczynek, relaks, życie rodzinne, wczasy, itd. Tego nie mam, ale może i dobrze, bo muzyka ma też drugą stronę medalu, że dobry koncert, kiedy ludzie wstają i biją brawa, są emocje i to jest uwolnienie takiego katharsis. Nie muszę wyjeżdżać na Seszele, żebym odczuwał spokój po tego typu reakcjach publiczności. To substytut tego, czego ludzie szukają w dalekich, obcych krajach. Zmęczenie jest dane każdemu zawodowi i myślę, że nie powinienem z tego powodu narzekać.
Nie muszę wyjeżdżać na Seszele, żebym odczuwał spokój po reakcjach publiczności
Zdjęcie główne: Włodek Pawlik to jedyny Polak z nagrodą Grammy (fot. PAP-Leszek Szymański)