– Zawsze chciałem sobie udowadniać pewne rzeczy i iść swoją drogą. Mogę powiedzieć, że muzyka jest całym moim życiem – przyznaje wokalista Szymon Chodyniecki, znany z hitu „Sam na sam”. Artysta, który w opolskich SuperPremierach zaprezentuje nowy utwór „Z całych sił”, zdradza powody porzucenia reggae dla popu oraz datę premiery swojej płyty.
21-letni Szymon Chodyniecki to nie tylko wokalista i kompozytor, ale także multiinstrumentalista. Potrafi grać na wiolonczeli, gitarze, fortepianie oraz perkusji. Swoją pierwszą piosenkę „Nikt nie zauważy” napisał już w wieku 11 lat. Cztery lata później zasłynął z utworów „Miłość” i „Przeważnie”, utrzymanych w klimacie reggae.
Był też wokalistą grupy South Blunt System, dla której pisał utwory. W 2013 roku na rynku pojawił się ich pierwszy album, zatytułowany „I’m seeing”. Ostatnim projektem wokalisty w ramach SBS był krążek „Potęga w czynie”, w całości napisany, zaaranżowany oraz wyprodukowany przez Chodynieckiego. Obecnie przygotowuje się do wydania solowej płyty, na której znajdą się już wydane single „Sam na sam”, „Drogowskaz” i najnowszy „Z całych sił”.
„To jest taka branża, że nigdy do końca nie wiadomo”
Myślałeś kiedyś, żeby wziąć udział w programie typu talent show?
– Zawsze chciałem sobie udowadniać pewne rzeczy i iść swoją drogą, dlatego też nie wybrałem talent show, tylko skupiłem się na własnym materiale. Wierzyłem w to, że będzie miał taki poziom, że ludzie będą sami chcieli go słuchać, a nie za karę.
Teraz przede wszystkim śpiewasz, ale grasz też na wiolonczeli, gitarze, fortepianie i perkusji. Muzyka to całe twoje życie?
– Można tak pięknie powiedzieć. Wiadomo, że kiedy się urodziłem, to o tym nie wiedziałem, ale później ktoś pomógł mi ukierunkować się w tę stronę. Była to np. pani z podstawówki, która zasugerowała mojej mamie, żeby mnie zapisała do szkoły muzycznej. Wtedy zaczęła się moja przygoda z muzyką i tak jest do dzisiaj. Mogę więc powiedzieć, że muzyka jest całym moim życiem.
Te instrumenty są odstawione na bok, czy występują równolegle ze śpiewem, jak to wygląda?
– W zasadzie głównym instrumentem jest mój wokal. Na innych instrumentach raczej pogrywam, czyli bardziej od parady. Jak jest próba, to sobie siądę i pogram na perkusji. Czasami śpiewam też z gitarą. To jedyny instrument z wszystkich, który łączy się z moim wokalem.
Kiedyś była to wiolonczela, jak chodziłem przez sześć lat do szkoły muzycznej. Nie wiem, czy to do mnie pasuje, ale tak było. Pamiętam, że chciałem pójść na gitarę, ale nie było wolnych miejsc, więc wziąłem „wiolkę”.
O porzuceniu reggae dla popu: zawsze chciałem robić coś więcej
Już w wieku 11 lat stworzyłeś swój pierwszy utwór. Kto cię wtedy inspirował?
– Zawsze Justin Timberlake! Pamiętam, że jak byłem jeszcze bardzo młody, to słuchałem piosenki „Cry me a river”. „Jarało” mnie to, co on robił; fajnie się ruszał. Choćby teledysk, w którym siedział w deszczu – kapało po nim, po fortepianie, na którym grał. To mi się mega spodobało, plus jego falset, który jest nie do podrobienia.
Czy te inspiracje jakoś ewoluowały?
– Później zauważyłem, że nie da się inspirować tylko jednym artystą. Bardziej staram się oceniać piosenki, a nie kategoryzować, że jak ten artysta ma takie utwory, to wszystkie lubię. Inspiracja jest impulsywna i pochodzi z nieznanego źródła, to chyba jakiś przekaz wszechświata. Ona skupia wszystkie pomysły i wydarzenia, które się napotkało po drodze.
Nie da się inspirować tylko jednym artystą
Młody artysta na koncertach uwielbia skakać, wylewając litry potu (fot. arch.PAP/Marcin Obara)
Pierwsza była muzyka reggae. Czy to dobre przygotowanie, żeby przejść do popu?
– Myślę, że pozwoliła mi się rozwinąć jako producentowi, bo na początku nie miałem takich możliwości, jakie mam dzisiaj. Sam produkowałem swoją muzykę, a wystarczył do tego komputer i internet. Myślę, że wszystko było potrzebne, żebym mógł być w tym miejscu i tworzyć pop. On skupia wiele gatunków i jest bardzo szerokim pojęciem. Myślę, że im więcej gatunków się zna, tym ciekawsze rzeczy można stworzyć w popie.
Ale reggae przestała cię inspirować, że przeszedłeś do popu?
– Jestem osobą bardzo impulsywną. Mam muzycznie otwartą głowę i zawsze chciałem robić coś więcej, śpiewać w pełnym wymiarze. To było nieuniknione, bo na początku była to chęć oddania nastoletnich emocji. Dzisiaj teksty, które piszę, są bardziej uniwersalne i określają mnie. Uznałem, że muzyka to rozrywka i tak powinienem ją przedstawiać.
Im więcej gatunków się zna, tym ciekawsze rzeczy można stworzyć w popie
O sukcesie „Sam na sam”: czuliśmy, że jest mocny i może się spodobać
Piosenką „Sam na sam” podbiłeś nie tylko stacje radiowe, ale przede wszystkim internet. Spodziewałeś się tego?
– Na pewno nie oczekiwałem niczego. Czuliśmy, że ten pomysł jest bardzo mocny i że może się spodobać ludziom. To jest taka branża, że nigdy do końca nie wiadomo. Myślę, że trzeba pracować i starać się wydawać nowe rzeczy.
Zanim napisałem piosenkę „Sam na sam” zależało mi na tym, żeby robić dobry pop. Szukałem czegoś takiego, żeby to było „jakieś”. Myślę, że udało mi się połączyć muzykę alternatywną z popową.
W czym tkwi sukces tej piosenki?
– Myślę, że piosenka „idzie” wtedy, gdy ludzie zaczynają się z nią utożsamiać. Każdy zna te emocje, które są tam opisane. Są jak najbardziej prawdziwe, przeżyte przeze mnie, czy wręcz wypłakane.
Jestem dostępny dla swoich fanów, bo istnieję dzięki nim
Do tego utworu powstała też wersja akustyczna. Lubisz takie „oszczędne” wykonania?
– Bardzo lubię! Uważam że to, co jest zagrane i zaśpiewane jeden do jednego, jest jeszcze bardziej autentyczne. Stąd decyzja, żeby zrobić takie miniwideo z gitarą i wokalem.
Po tej piosence zmierzyłeś się z popularnością, jaka na ciebie spadła. Jak się z tym czujesz?
– Jest to przyjemne, bo jak już się jest twórcą, to lepiej, żeby piosenki były doceniane. Jestem dostępny dla swoich fanów, bo istnieję dzięki nim i daję im muzykę, z którą oni mogą się utożsamić. Mam nadzieję, że jest częścią ich życia i coś wnosi. To jest najbardziej spełniające.
O Festiwalu w Opolu: to zaszczyt, że mogę tam zaśpiewać
Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Czy nowy utwór „Z całych sił” udźwignie ciężar oczekiwań?
– O „Z całych sił” jestem spokojny. Na pewno podbudował mnie fakt, że utwór został wybrany do konkursu SuperPremier w Opolu. Samych zgłoszeń było ponad 180, ale ku mojemu zaskoczeniu znalazłem się w finałowej „10”. Skakałem pod sufit, jak się dowiedziałem i cały czas wierzę w tę piosenkę.
Wspomniałeś o Opolu. Jakie to przeżycie – móc wziąć udział w tym wydarzeniu muzycznym?
– Opole to najstarszy festiwal w Polsce i będzie to już jego 53. edycja, czyli 53 lata tradycji polskiej piosenki. Stało na tej scenie wiele legend. To ogromny zaszczyt, że też mogę tam zaśpiewać.
Masz jakieś oczekiwania, a może marzysz, żeby wygrać?
– Każdy by chciał wygrać. Nie skupiam się na tym w tej chwili. Po prostu wyjdę na scenę, dam z siebie wszystko i do tego się w tej chwili przygotowuję.
W Opolu po prostu wyjdę na scenę i dam z siebie wszystko
Serwujesz utwory kawałek po kawałku, a kiedy światło dzienne ujrzy cały album? Planujesz też koncerty?
– Już na ten sezon mamy parę koncertów, do których się przygotowuję. Chcemy zrobić bardzo fajny show i liczę, że to się uda, zarówno pod względem ubioru, jak i przede wszystkim muzycznym. Jest też występ na festiwalu, co mam nadzieję że przełoży się na rozwój muzyczny. To są moje najbliższe plany.
To w ogóle największe spełnienie dla artysty, żeby móc występować, poskakać po scenie. Jestem trochę „świr” i naprawdę skaczę przez cały koncert, przez co wylewam litry potu.
Czy ostatnie utwory zamkną się w jakąś całość w postaci płyty?
– Wszystko będzie plasowało się w muzyce pop, a utwory łączą podobne aranżacje. Jest to przemyślane, bo robimy wszystko z jednym producentem. Kreujemy wspólnie nasze wizje i to się przełoży na spójność płyty.
A już wiadomo kiedy jej premiera?
– Na jesieni tego roku.
Zdjęcie główne: Szymon Chodyniecki na Festiwalu w Opolu zaśpiewa utwór „Z całych sił” (fot. mat.pras.)