Erika Karkuszewska: Aktorstwa w ogóle nie brałam pod uwagę
sobota,13 sierpnia 2016
Udostępnij:
– Kiedy przyszło do sceny flirtu, mój partner aktorsko mnie zmiażdżył – tak o swojej pracy na planie bollywoodzkiej superprodukcji opowiada aktorka Erika Karkuszewska, odtwórczyni głównej roli żeńskiej. Mówi, co najbardziej podoba jej się w Hindusach, co zaskoczyło ją w Indiach i jak to się stało, że po studiach ekonomicznych została aktorką.
Czy możesz uchylić czytelnikom tvp.info rąbka tajemnicy na temat filmu?
„Shivaay” jest nietypową produkcją jak na Bollywood. Reżyser i producent – czyli Ajay Devgn, który jest tam prawdziwym gwiazdorem – traktuje film jak swoje dziecko, jest nie tylko producentem, reżyserem, ale gra też główną rolę. Devgn postanowił zerwać z przesadną bajkowością i naiwnością Bollywood. To miał być taki zeuropeizowany bollywoodzki film, nie ma w nim tańca, jest za to przewodnia piosenka, która będzie reklamowała film. Według miejscowych mediów, ten film ma być thrillerem akcji z silnie rozbudowanym wątkiem romantycznym.
Czym praca z Hindusami różni się od pracy na polskim lub brytyjskim planie?
Wieloma rzeczami, np. nie można być osobą nazbyt kontrolującą. Ja początkowo np. wchodziłam mojej agentce w kompetencje, chciałam wysyłać grafiki, ustalać wszystkie terminy, kiedy dokładnie wylatuję, co i w jakich godzinach robimy, co mam ze sobą zabrać. Z Hindusami tak się nie da – oni cały czas coś zmieniają. Miałam lecieć do Indii na pięć dni, m.in. na wywiady i spotkania z fanami. Zrobiło się z tego ponad dwa tygodnie. W tym chaosie Hindusi zachowują jednak bardzo wysoki poziom profesjonalizmu i w tym tkwi trochę – moim zdaniem – urok tego środowiska. Na koniec dnia zawsze wszystko jest załatwione, a oni po prostu nie tracą czasu na gdybanie czy zamartwianie się.
Od której godziny zaczynaliście pracę?
Na planie byłam pierwsza, bo żeby mnie wystarczająco do roli wysztafirować, potrzebne były godziny (śmiech – przyp. red.). Przychodziłam na plan ok. 6.00 lub 7.00 rano. Przed 9.00 zaczynaliśmy zdjęcia.
Co robiłaś w wolnym czasie?
Siłownia, przymiarki na następny dzień, nauka kwestii, spotkania z reżyserem, z człowiekiem, który pracował ze mną nad dialogami. Jeśli miałam jeszcze wolny czas to chodziłam po różnorodnych bazarach, trochę zwiedzałam oraz starałam się poznać hinduską kuchnię, ogólnie starałam się jak najwięcej obserwować.
Czy w Indiach przytrafiło Ci się coś niebezpiecznego?
Raz małpa ukradła mi śniadanie – to najstraszniejsza ze wszystkich moich przygód, bo jedzenie gra w moim życiu bardzo ważną rolę (śmiech – przyp. red.) Ogólnie jestem zachwycona Hindusami i ich mentalnością – to ciepli, wspaniali ludzie.
Erika Karkuszewska o przygotowaniach do bollywoodzkiej roli
Jak wygląda popularność w Indiach, gdy jest się gwiazdorem?
To obłęd i miłość – oni wszyscy bardzo kochają i wielbią swoich aktorów. Kiedy kręciliśmy sceny w centrum handlowym, trzeba było wszystko pozamykać, odgrodzić. Fani stali, bili brawa, nie było w tym żadnego negatywnego wydźwięku.
Grałaś z prawdziwymi gwiazdami Bollywood. Jak oceniasz ich warsztat aktorski?
Jest dobry. Na początku myślałam, że to będzie kino akcji bez nacisku na aktorstwo dramatyczne, spodziewałam się szybkiego kina trzymającego w napięciu, z super efektami specjalnymi. Ale jak przyszło do sceny flirtu, mój partner aktorsko mnie zmiażdżył. Nie ma co ukrywać (śmiech – przyp. red.).
Czy na planie coś sprawiało Ci szczególną trudność? Wkroczyłaś i zaaklimatyzowałaś się bez problemu?
Jeśli chodzi o relacje międzyludzkie – było fantastycznie. Wiadomo, że na początku trzeba się dotrzeć. Jeśli obce osoby od 6.00 rano, jeszcze przed śniadaniem, skubią ci twarz, ciągną cię za włosy, przyczepiają sztuczne, początkowo trudno się do tego przystosować. Później na wiele rzeczy przymyka się oko. Wszyscy bardzo się zakolegowaliśmy i przygotowania do zdjęć były przyjemnością.
Co najbardziej zaskoczyło Cię w Indiach?
Zapach. Zapach, który uwielbiam. Albo go nie znosisz, albo uwielbiasz. Wysiadasz z samolotu i już czujesz, że jesteś w zupełnie innym świecie. Niektórym to powietrze wydaje się być za ciepłe, za wilgotne, za lepkie. Ja od początku miałam poczucie takiej tajemniczości, zupełnie innej cywilizacji. Zapach jest niesamowity.
Skończyłaś międzynarodowe stosunki gospodarcze na SGH. Skąd pomysł na to, by zostać aktorką?
Studia na warszawskiej SGH były tzw. planem A. Aktorstwa w ogóle nie brałam pod uwagę.
Miałaś wsparcie ze strony rodziny, czy patrzyli sceptycznie na twoje plany?
Początkowo swoje plany ukrywałam przed wszystkimi. W rodzinie jestem uważana za kujonkę, więc nawet nie myślałam o tym, co by się stało, gdyby dowiedzieli się, że chcę zostać aktorką.
„Devgn postanowił zerwać z przesadną bajkowością i naiwnością Bollywood”
Twój pierwszy casting?
Jako malutka dziewczynka byłam modelką sukien. W pierwszych castingach udział wzięłam w dzieciństwie. Pamiętam, że beznadziejnie mi szło i wtedy nigdy niczego nie wygrałam. Dlatego dałam sobie z tym spokój (śmiech – przyp. red.).
Już na pierwszym roku studiów aktorskich dostałaś rolę w „Dzwonach wojny”. Jaka była reakcja kolegów?
To trudny temat. W tym zawodzie cały czas obserwuje się cudze sukcesy i porażki.
Siłą rzeczy porównujemy się, szczególnie, że wszyscy chodzimy na te same castingi. Ponieważ zaczęłam później od innych, mój zegar tyka trochę „szybciej”. Na tym etapie czuje już jednak mocne wsparcie ze strony moich koleżanek i kolegów z Akademii Teatralnej.
Czyli byłoby lepiej, gdyby twoja kariera potoczyła się szybciej?
Nie wiem. Pewnych rzeczy nie da się zaplanować. Miałam to szczęście, że już na pierwszym roku rektor zgodził się na to bym zagrała w „Dzwonach Wojny”.
Czy to znaczy, że na pierwszym roku studiów aktorskich nie można grać w filmach?
Dokładnie tak. Ja dostałam pozwolenie, bo to była międzynarodowa produkcja.
Fakt, że pozwala się studentom pierwszego roku na granie w spektaklach czy filmach budzi kontrowersje. Jednak dla mojego rektora niezwykle ważne jest, aby każdy student znalazł miejsce na rynku. Często słyszy się, że z 20 studentów na roku zaledwie dwóch, trzech będzie pracowało w zawodzie. A wśród tych 20 osób wszyscy są bardzo zdolni, to trudny do zdiagnozowania rynek – nie da się przewidzieć, kto osiągnie sukces.
A jeśli masz się np. rozpłakać na zawołanie, o czym wtedy myślisz? Jaki masz na to patent?
Nie wiem, ale jestem w tym niezła! (śmiech – przyp. red.). Jestem jedną z płaczek na moim roku w Akademii Teatralnej. Moje koleżanki śmieją się, stwierdzając „Erika, ale w płakaniu jesteś dobra".
Erika Karkuszewska o początkach swojej aktorskiej drogi
Zdjęcie główne: Erika Karkuszewska zagrała główną rolę żeńską w bollywoodzkiej superprodukcji „Shivaay” (fot.arch.prywatne)