Dlaczego akurat Fundacja Azylu pod Psim Aniołem?
Jest niesamowita, zajmuje się bardzo biednymi psiakami, które bardzo dużo przeszły. Jest małym miejscem, ale za to z wielkim sercem. To organizacja prywatna, która utrzymuje się wyłącznie dzięki wsparciu darczyńców, stale potrzebuje więc pomocy. Współpraca z nią była wyjątkowa, jeździłem do schroniska i robiłam zdjęcia zwierzakom, a później na ich podstawie malowałem obrazy. To duże doświadczenie.
Jak wyglądał proces twórczy?
Sam wybierałem psiaki. Przez pół roku wykonałem około tysiąca zdjęć i wybrałem te, które moim zdaniem były najważniejsze. Namalowałem jedenaście obrazów – od dość małych do półtorametrowych. Ponieważ dwa psy zostały adoptowane już przed wernisażem, więc finalnie mieliśmy dziewięć prac. Wszystkie obrazy są malowane farbą olejną i oczywiście są prezentem do adopcji. Wykonanie każdego z nich zajmowało mi od jednego do dwóch tygodni. Wydaje mi się, że można je nazwać malarstwem realistycznym.
Zwierzęta to nietypowi modele. Trudne miał pan zadanie?
Zależało od psiaka. Niektóre lubią kamerę, inne są obojętne a kolejne wręcz jej nie lubią. W większości przypadków wystarczył kawałek kiełbaski, szynki czy ciasteczko aby przekonać do współpracy. Był natomiast jeden psiak, który jest przeuroczym i zabawnym czworonogiem, niestety nienawidzi kamery. Musiałem zrobić mu około dwustu zdjęć, żeby znaleźć takie, na którym prezentowałby się tak, jak powinien. Zależało mi na różnorodności, żeby każdy mógł znaleźć sobie przyjaciela, który idealnie do niego pasuje.