„Tusza coś we mnie zmieniła”. Kolejne wcielenia Agaty Kuleszy
piątek,
23 grudnia 2016
– Kolejna rola nie oznacza, że idzie się dalej i dalej. Cały czas jestem przekonana, że może się zdarzyć taka, którą dokumentnie położę. Nie życzę sobie tego, ale mam to w głowie – podkreśla Agata Kulesza. Aktorkę mogliśmy ostatnio oglądać w filmie „Jestem mordercą”, spektaklu Teatru Telewizji „Posprzątane” i teledysku zespołu HEY. Opowiedziała nam też o najnowszym obrazie „Szczęście świata”.
W sztuce „Mary Stuart” jako szkocka królowa tuż przed śmiercią musi rozliczyć się ze swoim życiem.
zobacz więcej
Dlaczego akurat rola w filmie „Jestem mordercą” była wyzwaniem aktorskim?
Każda jest dla mnie wyzwaniem, natomiast ta było przeciwko moim warunkom. Aktor bardzo rzadko ma szansę, żeby zagrać coś, co jest inne niż jego wizerunek. Z reguły jesteśmy obsadzani tak jak wyglądamy i jaką energię ze sobą niesiemy. Tutaj Maciek Pieprzyca (reżyser filmu – przyp. red.) zdecydował się powierzyć mi taką rolę, że to nie było takie proste i ewidentne. Rozmawiałyśmy nawet z moją agentką, która nie była do końca przekonana, czy powinnam tę rolę wziąć. Później powiedziała: „wiesz, nie starczało mi wyobraźni, że można tak to zrobić”.
Ta rola była zarówno ciekawa, jak i wymagająca. Bardzo trudny język, gwara śląska. Trudno to było grać i wiem, że Ślązacy od razu wyczuwają, że to jest sztucznie nauczone, z tym się trzeba urodzić. Cieszę się bardzo, że zagrałam w tym filmie i uważam, że jest bardzo dobry i wartościowy.
Aktor bardzo rzadko ma szansę, żeby zagrać coś, co jest inne niż jego wizerunek
Rola wymagała zmiany wizerunku, którą poczyniła pani nagle stając się... grubsza.
Tak, rzeczywiście. Scenografka Agata Culak znalazła sposób. Miałam specjalnie uszyty rodzaj gorsetu czy takiej tuby z pięknie wyrzeźbionymi wałkami, wałeczkami i fałdkami. Pod kostiumem to wszystko się tak układało, ze byłam dużo większa w swoim odczuciu. To od razu fajnie robi aktorowi na głowę. Kostium, w którym się chodzi, wpływa na to, jak się człowiek zachowuje. Ta tusza coś we mnie zmieniła.
Czy to oznacza, że naturalnie nie byłaby pani w stanie się zmienić?
Pewnie byłabym, ale inaczej. Wymyśliłyśmy, że powinnam być osobą tęższą niż jestem. Cieszę, że coś takiego mogło powstać i Agata Culak pięknie to zorganizowała i zrobiła, bo to wcale nie jest takie proste.
Każda kolejna rola nie jest przepustką, że idzie się dalej i dalej
Tym samym pokonała pani kolejną granicę swoich możliwości. To oznacza, że nie ma już ról niemożliwych?
Nie, to nie jest tak. Każda kolejna rola nie jest przepustką, że idzie się dalej i dalej. Cały czas jestem przekonana, że może się zdarzyć taka, którą dokumentnie położę. Nie życzę sobie tego, żeby to państwo oglądali. Mam to w głowie i zdaję sobie sprawę, że czasami może się nie udać, a czasami się udaje.
Jestem zadowolona, że ta mała rola została zauważona. To kluczowa postać.
Też nieduża jest rola zaborczej matki w filmie „Szczęście świata”. Jak pani widzi tę postać?
Kiedy dostałam scenariusz, od razu mi się bardzo spodobał. To też było wyzwanie, mimo że zdawałam maturę z niemieckiego i kiedyś dość biegle władałam tym językiem. Musiałam grać po niemiecku, ale miałam bardzo fajną panią, która pilnowała, żeby ten niemiecki był jak najbardziej zbliżony do niemieckiego. Zresztą bardzo chwaliła moją germanistkę, mówiąc: „ciebie nie uczył Polak”. I rzeczywiście, bo moja nauczycielka w liceum, której zawdzięczam dużo, była Niemką.
To jest rola zaborczej matki, zalęknionej, w dziwnej relacji z synem. Sam film, który już widziałam, wydaje mi się czymś delikatnym i ulotnym. To jest historia ludzi, którzy żyją w jednej kamienicy. Są tam Ślązacy, Polacy, Niemcy i Żydzi. Każdy ma swoje tęsknoty, troski, rozpacze. Po prostu taki mały wycinek świata, bardzo wystylizowany, ale ukazujący uniwersalne prawdy o człowieku.
Z czego wynikał ten lęk?
Myślę, że to w filmie się tłumaczy, dlaczego ona się boi. To w końcu osoba, która wierzy w różne rzeczy, układa tarota. Boi się wojny, swojej siostry, brata, właściwie boi się też swojego syna. Jednocześnie chce nad nim położyć taki klosz, żeby nic mu się nie stało. To nie do końca jej się udaje. Nie da się żadnego człowieka tak toksycznie przyciągnąć do siebie, choć robiła to w dobrej wierze.
Nie chcę opowiadać za dużo, bo myślę, że widzowie, jak pójdą i obejrzą ten film, to znajdą w tej opowieści odpowiedź, skąd strach w mojej bohaterce. Jest też pewne niedopowiedzenie, które bardzo lubię w kinie, bo daje możliwość naszej własnej wyobraźni. Dzięki temu każdy może sobie to inaczej wytłumaczyć, co lubię jako widz.
Zdarza mi się, że jestem o ludzi zazdrosna albo chcę ich przeciągnąć na swoją stronę
Ta zaborczość była całkowicie wykreowana, czy jednak stosuje ją pani w stosunku do własnej córki?
Nie, ale oczywiście zdarza mi się, że jestem o jakichś ludzi zazdrosna albo chcę ich przeciągnąć na swoją stronę. Na pewno jednak nie tak, jak ta postać. Te cechy są przejaskrawione w filmie, gdzieś wyciągnięte na wierzch.
Uważam, że zaborczość jest w każdym człowieku. Jeden pozwala jej wyjść, drugi będzie się pilnował, walczył z nią i uzna za wadę. Inny powie, że „to moja zaleta i taki jestem”. Jako ludzie mamy pełną gamę kolorów, wszystko jest w nas. Kiedy gram jakąś rolę, to pewne cechy staram się uwydatnić i zastanowić się, co znaczą dla mnie. Później jednak już myślę bohaterką, a nie osobą prywatną.
O relacjach między kobietami traktuje pani ostatni spektakl Teatru Telewizji - „Posprzątane”. Co to za rola?
Trudno jest opowiadać o tym, bo zawsze zostawiam interpretację widzowi. Jest to kobieta, której się wydaje, że jest niemalże idealna, bardzo silna i pewna siebie. Nagle, w pewnym momencie, cały jej świat runął, ponieważ mąż ją opuścił, bo spotkał, jak twierdzi, ukochaną, której nie może odrzucić. Moja bohaterka musi się z tym pogodzić, skonfrontować. Na dodatek jest lekarzem, a kochanka męża jest chora.
Smutna opowieść, ale i trochę śmieszna. Reżyserka Agnieszka Lipiec-Wróblewska zawsze mówiła, że to taka tragikomedia. W Teatrze Współczesnym w Warszawie ta sztuka jest cały czas grana, więc to jest też bardzo ciekawe, jak dalece różnią się te inscenizacje, jak na jednym tekście można zrobić coś kompletnie różnego.