Jan Śpiewak: chcę zostać burmistrzem warszawskiego Śródmieścia
niedziela,
4 czerwca 2017
– Było nie kraść. Gdyby Platforma Obywatelska nie kradła, PiS nie miałby szans na wygranie wyborów. PO rządzi Warszawą 20 lat i uległaby degeneracji nawet gdyby tam byli najuczciwsi ludzie. A że wszyscy wiemy, że z takich raczej Platforma się nie składa – mówi portalowi tvp.info działacz miejski Jan Śpiewak.
Na światło dzienne wychodzą kolejne informacje dotyczące nieprawidłowości, jakie miały miejsce względem ciał ofiar katastrofy smoleńskiej. Należało otworzyć trumny w Polsce, wtedy, w 2010 r.?
To jest niesamowita kompromitacja państwa polskiego. Chciałbym, aby nie trzeba było tych trumien otwierać, ale niestety wyniki sekcji zwłok tego nie potwierdzają. Gdy obywatel Polski ginie za granicą, standardowym działaniem prokuratury jest przeprowadzenie sekcji w kraju. Fakt, że tego nie zrobiono, obciąża prokuraturę, ale również rząd Platformy Obywatelskiej, który na to pozwolił.
Posłowie Platformy twierdzą, że odpowiedzialność spoczywa na prokuraturze, prokuratorze generalnym Andrzejowi Seremecie, politycy PiS – że winna jest rządząca wówczas koalicja PO-PSL, z Donaldem Tuskiem i Ewą Kopacz, wówczas ministrem zdrowia, na czele.
Pamiętam jak Ewa Kopacz zapewniała, że brała udział w części sekcji zwłok w Smoleńsku. Mówiła, że wszystko było wykonywane bardzo rzetelnie. Ogólnie całe postępowanie rządu Platformy po katastrofie smoleńskiej jest wybitnie nieodpowiedzialne, a wręcz antypaństwowe. Śledztwo PO, trwające 5 lat, nie zostało zakończone, nikt nie poniósł odpowiedzialności politycznej, ani karnej. Ani Ministerstwo Obrony Narodowej, odpowiedzialne za przygotowanie pilotów do lotu, nie mówiąc nawet o Donaldzie Tusku. Próbuje się nam wmówić, że wszyscy odpowiedzialni za katastrofę zginęli w wypadku, co jest kompromitujące i niedopuszczalne.
Mówi się o Trybunale Stanu dla Ewy Kopacz. To przesada?
Ewa Kopacz ponosi odpowiedzialność polityczną. Niedopełnienie obowiązków można zarzucić prokuraturze. Mieliśmy wówczas prokuraturę „niezależną” i to są tego konsekwencje.
Grzegorz Schetyna zaatakował dziennikarza „Faktu”, który opublikował tekst o szczątkach ośmiu różnych ciał w jednej trumnie. To, Pana zdaniem, zasadne zachowanie?
Wychodzi na to, że „Fakt” staje się obecnie jednym z najbardziej niezależnych mediów w Polsce, bo atakowany jest naprzemiennie przez PiS i PO. To pokazuje, że robią dobrą robotę. Zadaniem dziennikarza jest informowanie o faktycznym stanie. W tej chwili nie mamy dziennikarzy. Mamy partyjnych naganiaczy. Zarówno dziennikarze, którzy sympatyzują z dobrą zmianą, jak i z ancien régime’m bronią swoich ugrupowań. To wszystko jest bardzo przewidywalne i nudne, ale bronienie w tej sytuacji rządu Platformy Obywatelskiej jest karkołomnym przedsięwzięciem.
Politycy PO za partyjnego naganiacza uznali jednego z sejmowych reporterów telewizji TVP Info. Po tym jak w trakcie rozmowy dziennikarza ze Schetyną okazało się, że Platforma nie wie jakie jest jej stanowisko w sprawie uchodźców, reporter ów jest bojkotowany przez członków tej partii. Słusznie?
Pan redaktor zadał Grzegorzowi Schetynie bardzo dobre pytanie, bo odpowiedź pokazała, że król jest nagi, że Platforma Obywatelska nie ma odpowiedzi na kluczowe pytania, albo odpowiedzi te kształtuje oglądając się wyłącznie na słupki poparcia. Pokazało to hipokryzję PO, jej koniunkturalizm. Nie widzę w zachowaniu tego reportera przekraczania norm. Od tego są dziennikarze, żeby ganiać polityków, żeby zadawać im trudne i niewygodne pytania, a rolą polityków – bo za to im płacimy – jest na te pytania odpowiadać. Odmawianie a priori prawa do zadawania pytań, pokazuje jak politycy Platformy podchodzą do kwestii wolności prasy.
A jaka jest Pana opinia w sprawie uchodźców z krajów arabskich? Przyjmować? Dotować na miejscu?
Moja opinia jest taka, że oczywiście najlepiej byłoby pomagać uchodźcom na miejscu, ale Polska zobowiązała się przyjąć 7 tys. uchodźców i te umowy są wciąż aktualne, rząd ich nie wypowiedział. Zarówno przez wzgląd na solidarność europejską, jak przyjęte zobowiązania, ale także po prostu moralną odpowiedzialność, tych ludzi należałoby przyjąć. Są powołane do tego służby, ażeby uchodźców sprawdzać, czy na pewno nie ma wśród nich osób, które mogą stwarzać zagrożenie.
Nasze służby są na tyle wydolne, żeby sobie z tym poradzić?
Boję się, że nie, że kontrwywiadowcze zabezpieczenie kraju jest iluzoryczne. Tak było za rządów PO-PSL, a teraz to się tylko pogłębia.
Czy w świetle orzeczenia Sądu Najwyższego Mariusz Kamiński jest właściwą osobą do koordynowania pracy spec-służb?
Myślę, że Mariusz Kamiński jest osobą, której nie można odmówić uczciwości i posiadania kręgosłupa moralnego. To skandal, że Kamiński usłyszał wyrok, a Beata Sawicka została uniewinniona. Ale po to są instancje odwoławcze, żeby walczyć o uniewinnienie w sądzie, czego z resztą Kamiński się domagał. Założenie, że Sąd Najwyższy nie ma prawa do decyzji w sprawie jego uniewinnienia, którego dokonał Andrzej Duda, jest głęboką ingerencją w trójpodział władzy. Na zdrowy chłopski rozum, nie można ułaskawić kogoś, kto w świetle prawa jest niewinny. A przypomnę, że Mariusz Kamiński ciągle jest niewinny, bo wyrok się nie uprawomocnił. Sąd Najwyższy pokazał, że takie działanie prezydenta Dudy było bezprawne.
Zadowala Pana skład komisji weryfikacyjnej ds. reprywatyzacji pod przewodnictwem ministra Patryka Jakiego? To są ludzie, którzy rozliczą warszawską reprywatyzację?
Niestety poza ministrem Jakim, nie ma wśród jej członków zawodników wagi ciężkiej. Ja obawiam się przede wszystkim, że politycy nie będą mieli czasu, żeby się w temat reprywatyzacji wgryźć. To jest bardzo skomplikowana materia, więc komisja powinna działać 24 godziny na dobę. Pytanie brzmi, czy minister Jaki będzie miał wystarczająco czasu, by się tej sprawie poświęcić.
Członkowie komisji z ramienia PO od razu podnieśli temat spółki Srebrna, z którą związane ma być otoczenie Jarosława Kaczyńskiego. To ważny wątek afery reprywatyzacyjnej?
Platforma Obywatelska bijąc w biurowiec, który PiS chce postawić na Srebrnej, bije sama w siebie. To w gestii Hanny Gronkiewicz-Waltz jest decyzja, czy dojdzie do rozbiórki historycznego budynku, oraz czy w jego miejscu powstanie gigantyczny wieżowiec. Sprawa spółki Srebrna pokazuje, że na poziomie samorządowym, gdy chodzi o realne decyzje i wydawanie kasy, te pozornie zwalczające się partie, potrafią się dogadać.
Jan Śpiewak może oddać Warszawę w ręce PiS. Słyszał Pan już te insynuacje?
Nie słyszałem i powiem tak… Było nie kraść. Gdyby Platforma Obywatelska nie kradła, PiS nie miałby szans na wygranie wyborów. To jest strategia obronna PO, którą ta partia stosuje za każdym razem, czyli „musicie nas wybierać, bo inaczej przyjdzie PiS”. Ludzie mają tego dosyć. Mają dosyć wybierania między Platformą i PiS-em. Mam nadzieję, że nadchodzące wybory wygra w Warszawie niezależny kandydat spoza tego duopolu. Myślę, że jest na to duża szansa. Chodzi tylko o to, żeby taki kandydat się pojawił.
Mówi Pan o sobie?
Jest za wcześnie, by o tym mówić.
Wierzy Pan, że prace czy to komisji, czy prokuratury, oprócz skazania odpowiedzialnych za dziką reprywatyzację, doprowadzą do zapewnienia materialnego ekwiwalentu ludziom, którzy stracili dach nad głową?
Byłbym ostrożny w robieniu wielkich nadziei. Po pierwsze - kamienice przechodziły z rąk do rąk i teraz ich odzyskanie będzie bardzo trudne. Po drugie - często ludzie, którzy figurują w dokumentach jako nowi właściciele to tzw. słupy. Komisja ma możliwość nakładania kar finansowych, tylko jak będziemy ściągać pieniądze z ludzi, którzy ich nie mają? To praktycznie niemożliwe. Podejrzewam, że najskuteczniejszą formą dochodzenia swoich praw, będą indywidualne pozwy przeciwko prezydent miasta. Jeśli okaże się, że ludzie zostali pozbawieni mieszkań na skutek niezgodnych z prawem decyzji, to tworzy się roszczenie tych osób wobec miasta. Wtedy, przez niekompetencje Hanny Gronkiewicz-Waltz, Warszawa po raz kolejny będzie musiała zapłacić za reprywatyzację.
Hanna Gronkiewicz-Waltz nie poczuwa się do odpowiedzialności. Nie pojawia się także na kolejnych posiedzeniach Rady Miasta. Odczytywałby to Pan jako ostentacyjną ignorancję, czy nieświadomość?
Pani prezydent w ogóle nie spotyka się z mieszkańcami i tak sobie żyje w tej wieży z kości słoniowej. Podejrzewam, że nigdy nie widziała zreprywatyzowanych kamienic. Hanna Gronkiewicz-Waltz jest modelowym przykładem polskich elit, które nie czują żadnej odpowiedzialności za państwo, za wspólnotę, za obywateli, tylko realizują swoje partykularne cele. Liczę, że wkrótce pani prezydent zniknie ze sceny politycznej i zostaną jej postawione zarzuty niedopełnienia obowiązków.
Pani prezydent odcina się także od zarzutów, jakoby jej rodzina była beneficjentem warszawskiej reprywatyzacji. Mówię o nieruchomości przy Noakowskiego.
Kamienica przy Noakowskiego została zreprywatyzowana na skutek przestępstwa. To jest po prostu niewiarygodne, że można być wiceprezesem drugiej największej w kraju partii, prezydentem miasta tak zniszczonego przez II wojnę światową, przez hitleryzm, i być w rodzinie, która jest beneficjentem działalności szmalcowników. To jest jeden wielki wał. Przypominam, że już 10 lat temu pisał o tym „Wprost” i od tamtego czasu sprawa jest na wokandzie. Dopiero rok temu pani prezydent wznowiła postępowanie administracyjne w sprawie tej kamienicy, co pokazuje, że ma narzędzia do tego, żeby naprawiać wyrządzone krzywdy, te błędne decyzje, wydane z rażącym naruszeniem prawa, ale nie robi tego, bo jest zainteresowana, żeby układ reprywatyzacyjny dalej trwał.
Hanna Gronkiewicz-Waltz nazywa Pana cynglem PiS-u. Inni złośliwi mówią, że gra Pan aferą reprywatyzacyjną na własną karierę.
Tak to można upupić każdego. Pani redaktor, ja mam 9 pozwów, refluks żołądka, straciłem stowarzyszenie Miasto Jest Nasze, które zakładałem i któremu oddałem 4 lata życia. To wszystko odbija się także na moim życiu osobistym. Jestem tutaj po to, żeby pomagać ludziom i żeby w naszym mieście żyło się wszystkim przyjemniej i uczciwiej. A taki zarzut można postawić każdej osobie, która zabiera głos w debacie publicznej.
Popadł Pan w konflikt z ludźmi z MJN. Ze strony stowarzyszenia słychać głosy, że Wasze drogi musiały się rozejść, bo nie był Pan w stanie wytrzymać w ugrupowaniu na pozycji szeregowego członka, któremu wcześniej Pan przewodniczył. W czasie, gdy jak twierdzi wielu – demokracja jest zagrożona – może warto byłoby trzymać wspólny kurs?
Przypominam, że to ja stworzyłem Miasto Jest Nasze. Ja wymyśliłem nazwę, ja prowadziłem większość działań, przez które organizacja zyskała popularność. Na ten rozłam złożyło się wiele czynników. Część osób nie wytrzymała napięcia związanego z pozwami przeciwko nam i walką ze zorganizowaną przestępczością. Część osób nie zgadzało się na tak ostry kurs stowarzyszenia. A jeszcze część osób była zainteresowana wyłącznie demontażem MJN od wewnątrz. W końcu ktoś zadecydował o tym, aby się mnie pozbyć. Nie zmienia się wygrywającego składu drużyny w trakcie meczu. To działanie absolutnie nieracjonalne.
Założył Pan nowe stowarzyszenie Wolne Miasto Warszawa. Działalność podobnie sprofilowana do MJN?
Z MJN odeszło za mną kilkadziesiąt osób. Będziemy działać i myślę, że jeszcze o nas usłyszycie. Obecnie skupiamy się przede wszystkim na budowie struktury, aby nie popełnić błędów, które już raz popełniliśmy. Musimy ostrożniej podchodzić do tego, kogo przyjmujemy w nasze szeregi.
Zdążycie się zorganizować do najbliższych wyborów samorządowych? Czasu nie zostało zbyt wiele.
Mierzymy siły na zamiary. Wybory w Warszawie są jak wybory na Litwie. To ogromna struktura. W Warszawie mieszka prawie 2 miliony ludzi. Żeby zrobić skuteczną kampanię prezydencką, trzeba mieć sztab osób i ogromne finansowanie. Jestem gotowy na różne scenariusze.
Bierze Pan pod uwagę koalicję z którąś z partii, którymś z ugrupowań? Może więcej, niż jednym?
Liczę na to, że powstanie szeroka koalicja ruchów miejskich i organizacji pozarządowych, która będzie chciała odsunąć od władzy PO, bo ta rządzi Warszawą 20 lat i nawet jakby tam byli najuczciwsi ludzie, to i tak partia ta uległaby degeneracji. A że wszyscy wiemy, że z takich się raczej Platforma nie składa, to mamy aferę reprywatyzacyjną, gigantyczną grabież majątku publicznego i tysiące ludzkich dramatów.
„Spacer śladem warszawskich wałków”. Tak nazywa się wydarzenie, na które zaprasza Pan w sobotę na swoim profilu na Facebooku. Tak mają wyglądać nowe atrakcje turystyczne Polski?
Specjalnego splendoru to nam raczej nie przyniesie.
Pomysł jest ściągnięty z Czech, gdzie funkcjonują całe firmy turystyczne, zajmujące się oprowadzaniem po miejscach w czeskiej Pradze, gdzie dochodziło do wałków. Myślę, że trzeba pokazać konkretne sprawy, konkretne działki i opisać jak funkcjonował układ reprywatyzacyjny. Większość ludzi wciąż nie zdaje sobie sprawy jak ogromna była skala tej przestępczej działalności i jak bardzo wpłynęła ona na życie miasta. Bo z jednej strony mamy ludzi wyrzuconych z mieszkań, z drugiej – zniszczone zabytki, pozamykane szkoły, sprywatyzowane parki. To wszystko są konsekwencje tego, że władze samorządowe jedyne czym się zajmują, to robieniu dobrze deweloperom, mieszkańców mając w głębokim poważaniu. Chciałbym ten atak na państwo pokazać w sposób przystępny, popularyzatorski i myślę, że spacer po Warszawie daje takie możliwości. Nie zdziwiłbym się, gdyby afera reprywatyzacyjna i korupcja w warszawskim ratuszu stały się dużą atrakcją turystyczną Warszawy.
Jakie są Pana marzenia polityczne? Może fotel premiera?
Chciałbym zostać burmistrzem Śródmieścia, mieć realny wpływ na to, co dzieje się w Warszawie. To jest miasto ogromnego potencjału. Ja chodząc po Warszawie, ciągle myślę o tym, co bym zmienił i jak można by polepszyć nasze życie w stolicy. Przecież wszyscy chcemy oddychać czystym powietrzem, mieć lokalne sklepiki pod oknami, zapewnione miejsca w publicznych żłobkach i przedszkolach. Wszyscy chcemy móc nie wydawać na mieszkanie połowy swoich zarobków. To wszystko jest osiągalne. Na Zachodzie każda partia polityczna głosi takie hasła, a w Polsce to jest fanaberia. Liczę, że te standardy się zmienią.