Nitrogliceryna, kartony z lodem i woda z saturatora. Dla ochłody w PRL
niedziela,
30 lipca 2017
Niedziałające szafy chłodnicze w hucie, Mazowszanka tylko na wymianę i typowy w PRL sposób na upały, czyli wstrzymana produkcja.
Wozili ochronę prezydenta USA, robili przeprowadzki, czaili się na lotniskach na kapitalistycznych klientów.
zobacz więcej
W Warszawie w sierpniu 1985 roku o godzinie 17.00 były 34 stopnie Celsjusza. Ochłody szukano w budkach z lodami, przy saturatorach i na stołecznych basenach. Na Warszawiance tłok. Miejsca starczało zaledwie na rozłożenie ręcznika.
Powszednim problemem w upalne dni był brak napojów w sklepach. Dostawy rozchodziły się na pniu. Klienci kupowali butelki z oranżadą wprost ze skrzynek wystawionych przed sklepem. Nawet w dużych miastach brakowało wody gazowanej Mazowszanki. – W niektórych sklepach, zwłaszcza małych wody mineralnej nie ma nigdy – narzekał w 1988 roku reporter Dziennika Telewizyjnego. Bywała w sklepach specjalnych.
Własny telefon domowy w PRL był wielkim obiektem pożądania - dobrem deficytowym.
zobacz więcej
Woda mineralna tylko na wymianę
Danuta Rosiak, zastępca kierownika jednego z warszawskich sklepów interweniując w Zakładach Mazowszanki usłyszała, że dostawa jest raz na dwa tygodnie i już była.
W innym sklepie nie można było zrobić zamówienia, bo wymagano butelek na wymianę. – Inaczej nie dadzą wody mineralnej – wyjaśniała Roma Rostkowska, pracownica marketu. Ostatnia butelka sprzedała się miesiąc wcześniej.
Dyrektor Zakładów Wytwórczych „Mazowszanka” Ryszard Krystkiewicz sytuację tłumaczył niespotykanym od lat popyt na wodę. – Zakład produkuje na pełną zdolność produkcyjną. Więcej nie możemy – powiedział.
Sok z landrynek do saturatora
W takiej sytuacji bardzo dużym uznaniem cieszyła się woda z saturatora. Do wyboru była sama za 50 groszy lub z sokiem za złotówkę. Eugeniusz Chojnacki, który w czasach PRL pracował w WSS Społem doglądał saturatorów stacjonarnych. Na oku miał dwa – na ul. Targowej przy słynnym barze Oaza oraz przy ul. Wileńskiej 5 w okolicy ówczesnej pętli autobusowej. Wspomina, że pracy było przy nich sporo. Trzeba było umyć, dolać soku i naprawić ewentualne usterki.
Jednak największym problemem były ciągłe dewastacje i ginące szklanki. Przytwierdzało się je więc łańcuchem. Świetnie sprawdzały się musztardówki, które posiadały wręby ułatwiające mocowanie. Jak na rynku zabrakło soku Chojnacki przygotowywał go z cukru i barwnika spożywczego, a jak zabrakło cukru rozpuszczał landrynki.
Lód w kartonach zamiast klimy
Jednak były miejsca gdzie wody nie mogło zabraknąć, jak w Pabianickiej Fabryce Żarówek Polam, która przygotowywała palące zamówienia na 200 milionów żarówek. Upalną atmosferę przy palnikach pogarszały przeszklone ściany hali, które nagrzewały się od sierpniowego słońca. Rolę klimatyzatorów przejęły kartony wypełnione lodem zakupione w sąsiedniej fabryce.
Nie działające szafy chłodnicze
Nie lepiej było w wydziale wielkich pieców w Hucie im. Lenina, gdzie temperatura oscylowała w okolicach 70 stopni Celsjusza. Hutnikom zapewniano wodę mineralną, mleko i herbatę. W pokojach śniadaniowych, gdzie odpoczywali zainstalowano „szafy chłodnicze” i klimatyzację. Niestety w lipcu 1984 roku nie działały. Brygadzista Władysław Szymański tłumaczył, że szatnia jest po remoncie i jeszcze nie uruchomiono aparatury chłodzącej.
Wstrzymana produkcja
Z upałami radzono sobie także w inny, typowy dla tamtych czasów sposób. Wstrzymywano produkcję. Przestój technologiczny wykorzystywano na doraźne remonty. W tym czasie załoga udawała się na przymusowy urlop w gronie kolegów w ośrodku zakładowym na wczasach pracowniczych.
Tam, gdzie produkcji nie można było przerwać, w łódzkich Zakładach Dziewiarskich Marko, pracownikom przygotowywano specjalną odzież roboczą z przewiewnych materiałów. Ochłodę miały zagwarantować wiatraki pod sufitem, które dumnie nazywano wentylatorami. Dział socjalny miały zapewnić płyny.
Nitrogliceryna i kompot ze śliwek
A dla spędzających wakacje w mieście dr Alicja Markiewicz z warszawskiego pogotowia chorym na serce zalecała lek z nitrogliceryny koniecznie przyjmowany w pozycji siedzącej lub leżącej, a dla zdrowych … kompot z suszonych śliwek. – Bo zawiera dużą ilość potasu i zapobiega zaburzeniom rytmu serca – wyjaśniła Markiewicz.