Mofeta w Tyliczu ma 50 bulgotek i dychawek, to naturalna ekshalacja dwutlenku węgla. Gaz gromadzi się przy ziemi i jeśli nie rozwieje go wiatr, wypycha w górę tlen, przez co duszą się istoty znajdujące się nad mofetą.To miejsce było więc traktowane jako niebezpieczne z powodu tajemniczych omdleń. Fot. Janusz Kieblesz
W latach 60. XX w. gaz z mofety wykorzystywano do hodowli alg. Źródło zostało ujęte w betonowe kręgi o średnicy i głębokości około 1 metra, a ulatniający się z niego dwutlenek węgla za pomocą rurek trafiał do donic, gdzie rosły. Badano wykorzystanie alg do produkcji żywności dla radzieckich kosmonautów. Eksperyment został porzucony, bo algi bowiem za dużo białka i powodują biegunki. Kręgi zostały zakryte betonowymi pokrywami i zasypane. Na zdjęciu mofeta przed rewitalizacją. Fot. Janusz Kieblesz
Wiele kręgów było więc ukrytych przez dziesiątki lat. Dopiero kilkanaście lat temu Janusz Kieblesz wraz z geologiem z Tylicza Januszem Ciskiem postanowili zbadać to miejsce i je zinwentaryzować. Podczas prac koparka odsłoniła kręgi, które w efekcie odnowiono. Dziś turyści mogą podziwiać zadbaną i opisaną mofetę. A nie jest jedyna w okolicy. Na zdjęciu tylicka mofeta po zagospodarowaniu. Fot. Janusz Kieblesz
Algowo-kosmiczna operacji w PRL była ściśle tajna. Odbywała się pod płaszczykiem produkcji nowoczesnej paszy dla cieląt. Ne ma żadnych zdjęć z tych badań. Mofety zasypano więc, żeby ukryć tę działalność. Wicerektor Akademii Rolniczej w Krakowie Borys Hrycyk, który otrzymał zadanie stworzenia pokarmu dla kosmonautów, zmarł później w tajemniczych okolicznościach w wieku 54 lat. Na zdjęciu mofeta zimą. Fot. Janusz Kieblesz