Wywiady

Interpretacji „Miodu” jest tyle, ile biustów

– Koledzy z zespołu mówili: „O boże, będziemy teraz grać, że śniło mi się, że mam wielki biust?” A może zmieńmy, że najpierw są nogi, a potem biust”. I właśnie wtedy musiałam powiedzieć „nie”. Ja to czuję, od cycków się zaczynam – śmieje się Natalia Przybysz, odpowiadając na pytanie, jak powstają jej teksty. Portalowi tvp.info mówi o tym, jak powstawała jej najnowsza płyta „Prąd”, czy i kiedy zaśpiewa ze swoją siostrą i dlaczego woli koncerty niż pracę w studiu.

Tymon Tymański powiedział o tobie, że jesteś babskim Jackiem Whitem. Zgadzasz się z tym?

On to powiedział o jednej piosence. To było miłe i fajne, ale czy to prawda? Nie umiem takich porównań urzeczywistniać w sobie, że tak jest. Chyba w ogóle nie lubię porównań, takich, kiedy kogoś z kimś się porównuje i jeszcze doszukuje w tym polskiego wariantu.

A więc po prostu czujesz się sobą?


Tak. To skomplikowane uczucie, ale tak jest.

Twoja najnowsza płyta nosi tytuł „Prąd”, więc od razu ciśnie się na usta pytanie, czy ty płyniesz z prądem, czy pod prąd?

Różnie. Czasami z prądem jest przyjemnie, ale bardzo często trzeba płynąć pod prąd. Trzeba w różny sposób wykorzystywać tę energię. Czasem pozwalać jej, żeby przez nas przepływała i się jej poddawać, czasem trzeba się przytrzymać i ją skumulować.

A jak było w przypadku twojej najnowszej płyty? Bardziej z prądem, czy pod prąd?

Dużo jest w tej płycie naturalnych decyzji, które wynikały z tego, że zawsze mi się świetnie grało z moim zespołem. Wiele rzeczy było następstwem płyty „Kozmic Blues”, ale też kilka razy musiałam postanowić coś pomimo tego, że większość ludzi chciała czegoś innego. Musiałam odmówić kilku osobom współpracy nad tą płytą. Wymagało to różnych postaw. Ten tytuł nawiązuje do energii, do tego, co w jodze nazywamy praną. Co płynie w nas, we wszystkim, co żyje, co często nam się myli z różnymi innymi rzeczami albo staramy się od tego oddzielić w jakiś sposób. I dlatego to jest raczej płyta o tym, żeby płynąć bardziej z prądem, aczkolwiek wiele tekstów jest takich bardzo perturbacyjnych.

Wspomniałaś o tym, że odmówiłaś współpracy kilku osobom. Czy to oznacza, że nauczyłaś się mówić stanowcze „nie”?

Uczę się tego cały czas. To jest dla mnie bardzo trudne. Nie lubię konfliktów, nie do końca dostrzegam ostrość pewnych racji. To takie moje zaburzenie. Z drugiej strony wiem, że ludzie mogą mi wiele rzeczy wytłumaczyć, a ja potrafię zrozumieć drugą stronę i zmienić zdanie. Nie jest to oczywiście gwarancją, że tak będzie, ale są duże szanse (śmiech). Lubię przepływ informacji i rozmowę z ludźmi.

Nie lubię konfliktów, nie do końca dostrzegam ostrość pewnych racji. To takie moje zaburzenie. Z drugiej strony wiem, że ludzie mogą mi wiele rzeczy wytłumaczyć

„To była bardzo szybka robota”
Jak pracujesz w studiu nad płytą? Katujesz do oporu, czy dajesz sobie chwilę oddechu, gdy coś nie wychodzi?

To zależy, o której fazie mówimy. Jest faza wymyślania, gdzie jestem sama ze sobą i zazwyczaj katuję do głodu, cisnę do momentu, w którym budzę się i mój mózg jest tak zmęczony, że jest za późno nawet na decyzje, co mam zjeść i jem cokolwiek. Kierują mną czasem właśnie takie atawistyczne sprawy. Muszę się zdrzemnąć, gdy natrafię na ścianę i nic nie idzie. Śpię, budzę się i znowu idzie, jest lepiej. Nie trzeba być cały czas obecnym na tym świecie. Czasem trzeba się odłączyć. Kula ziemska się przekręci, jest już gdzie indziej, a ty otwierasz oczy i jest inne rozdanie.

O płycie „Prąd” powiedziałaś, że to była bardzo szybka robota…

Szybka robota w fazie nagrywania. Pisanie i wymyślanie było długie i trudne. Zrobiłam taki „myk”, który już klasycy robili. Grali koncerty z zespołem, a dopiero potem nagrywali płytę. Tak było z „Kozmic Blues”. To miał być projekt koncertowy, ale nagle sami siebie zapytaliśmy, dlaczego nie mielibyśmy tego nagrać, więc zróbmy to. Nagraliśmy tamtą płytę w tydzień. Teraz zrobiliśmy to samo. Chcieliśmy wykorzystać ten mechanizm, w którym jest energia, mamy łączność z ludźmi. Zagraliśmy letnią trasę z Tymonem Tymańskim. Po kilku koncertach weszliśmy do studia i nagraliśmy piosenki, które już żyły, na które ludzie już czekali właśnie w formie płyty.

Wolisz pracę w studiu czy koncerty?


Zdecydowanie wolę koncerty. To jest dla mnie. Pewnie muzycy z mojego zespołu wolą pracę w studiu, bo mają możliwość bycia tu i teraz w muzyce, grają wszyscy razem i mogą coś powtórzyć. A ja potem muszę dogrywać wokale i strasznie mnie to stresuje, że muszę wyrobić się w terminie, że nie mogę mieć kataru właśnie wtedy, gdy te wokale dogrywam. Lubię być w środku tej imprezy. Na koncertach tak właśnie jest. Zdarzają się niepowtarzalne sytuacje, ciekawe wersje, jest dużo bardziej spontanicznie.

Kierują mną czasem atawistyczne sprawy. Muszę się zdrzemnąć, gdy natrafię na ścianę i nic nie idzie

„Nie lubię pisać tekstów”
A koncerty studyjne czy duże imprezy?

Powiem szczerze, że lubię małe kluby, gdzie stoję na dywanie, a ludzie stoją totalnie przy mnie, czy tak jak w Sopocie w SPATIF-ie gdzie jest energia i dużo świeżego powietrza. Chociaż, nie powiem, lubię też i doświadczyłam grania koncertów na stadionie Legii razem z moją siostrą Pauliną. To też był ciekawy podmuch energii. To jest kwestia tego, czy lubi pani zdjęcia makro czy mikro.

Pisanie tekstów też jest twoim ulubionym zajęciem, zapytam podchwytliwie?

Nie jest. Aczkolwiek satysfakcja z tego, że później ludziom ten tekst wszedł, zrozumieli go po swojemu i coś dzięki niemu, co jest analogiczne do mojego przeżycia, jest ekstremalnie przyjemnym stanem, miodem na serce. Tak było i tym razem. Dla moich kolegów z zespołu było to dziwne. Mówili: „O boże, będziemy teraz grać, że śniło mi się, że mam wielki biust?” A może zmieńmy, że najpierw są nogi, a potem biust”. I właśnie wtedy musiałam powiedzieć „nie”. Ja to czuję, od cycków się zaczynam (śmiech). Więc odpowiadając na pytanie, teksty pisze się trudno, ale fajnie jest, gdy potem jakiś facet stoi i to śpiewa. Chociażby taki Krzysiek Zalewski.

A czemu Katarzyna Nosowska powiedziała ci, że jesteś głupia?


To było bardzo z serca, ciepłe i kochane muśnięcie w mój tył, popchnięcie żebym pisała swoje teksty. Zadzwoniłam do niej w chwili załamki, że nie idzie, że cisnę i brakuje mi piosenek. Chciałam, żeby mnie wspomogła, dała mi coś ze swojej szuflady, bo ją cenię i uważam, że jest najlepszym polskim „pisarzem piosenkowym” dla mnie. Skoro miałam jej numer, to zadzwoniłam. Usłyszałam, że jest coś nie tak ze mną, że mam naparzyć sobie dużo herbaty i siadać do pisania.

Nosowska nie okazała się dobrą ciocią…

Okazała się dużo lepszą ciocią, niż sądziłam.

Przytoczyłaś już cytat z piosenki „Miód” o wielkim biuście. Dla mnie to manifest kobiecości, ale interpretacji jest pewnie tylu, ilu słuchaczy?


Ile biustów i nie tylko (śmiech). Dla mnie to była piosenka – pytanie, chrząknięcie. Zanim coś poważnego powiem, robię sobie miejsce z przodu, z tyłu sprawdzam mikrofon czy mnie wszyscy słyszą, a potem następuje przekaz. Jestem kinestetykiem, moja siostra jest słuchowcem. Jedni ludzie patrzą, inni słuchają. W tej piosence trochę jest właśnie o tym, żeby mieć to poczucie kinestetycznego dobra i realiów, że chciałabym wiedzieć, że jest „ok”, tam w środku.

Zanim coś poważnego powiem, robię sobie miejsce z przodu, z tyłu sprawdzam mikrofon czy mnie wszyscy słyszą a potem następuje przekaz

„To jest dopełnienie pewnej historii”
Dlaczego połączyłaś ją i promowałaś równocześnie z piosenką „Niebo”?

To jest dopełnienie pewnej historii. „Miód” jest pełen pytań, takich szturchnięć, prowokacji, a „Niebo” jest afirmacyjne i bardzo takie, że już zdobywamy Księżyc, wbijamy flagę, on jest nasz.

Nie ty jednak wybierałaś te piosenki, które będą promowały płytę?

Dokładnie. Płodząc utwory, mam do nich wszystkich taki sam stosunek. Nie potrafię wybierać, bo każda piosenka jest tak samo ważna i nasycona dla mnie, więc oddałam to w ręce wytwórni, a oni intuicyjnie wybrali te dwie piosenki. Wybrali tę, którą napisałam pierwszą i ostatnią. To było ciekawe, że to się zamknęło i zasłużyło na bycie jedną historią.

Wspomniałaś o klasykach. Jednym z nich na pewno jest Janis Joplin?


Jest. Dlatego, że to kawał już teraz mojego gardła, który został wyszarpnięty bezpowrotnie z tymi piosenkami. To są wymagające utwory, które dają dużo energii. Odkryłam dzięki nim jakieś nowe preferencje muzyczne, frazowe, które miałam w sobie, ale o tym nie wiedziałam. Wciąż wierzę, że to jest soul, że to muzyka duszy.

Można powiedzieć, że pozostałości po przygodzie z Janis Joplin są obecne na płycie „Prąd”?

Oczywiście, że tak. Jak najbardziej. Gdy nagrałam piosenkę „Niebieski” jakoś tak naturalnie zaczęło się dziać to, że robiliśmy następne kawałki.

Ale gdyby nie Piotr Metz i prezent od niego, to byś się z Janis Joplin nie zmierzyła?

Pamiętam upalny dzień, gdy umówiłam się z nim na rozmowę, czy oby nie robię głupoty nagrywając te piosenki. On mnie bardzo podbudował. Powiedział, że tak, że powinnam. Ucieszył się, że chcę to zrobić, przywiózł mi płyty winylowe i od tamtej pory słuchanie tej muzyki, było dla mnie dużo przyjemniejsze. Kompakt nie oddaje tego, jak dynamicznie wtedy grano.

Czy tym zmierzeniem się z Joplin, zbuntowałaś się muzycznie?


Nie czuję tego tak, ale widzę jak kreatywne są różne emocje, uczucia. Janis była trochę taką kapłanką voo doo, która poprowadziła mnie i powiedziała: spójrz, przyznaj się do tego, że też czujesz desperację, rozpacz, smutek, strach, samotność. Te wszystkie rzeczy istnieją w tobie, choćbyś nie wiadomo ile pisała pozytywnych piosenek. Żyjemy w czasach, gdzie amerykański model uśmiechu jednak nas przeniknął. Nie lubimy ze sobą do końca szczerze rozmawiać. Brakuje nam szczerych, przyjacielskich rozmów, w których nie boimy się powiedzieć, że coś jest dziwne, spojrzeć na siebie, przyznać się, że ma się różne rzeczy, „demony z mordami” jak mówi moja mama i wyprowadzić je na spacerek, pokochać. W tym sensie muzyka ma moc oczyszczającą, terapeutyczną, sprawiającą, że będziemy bardziej spójni, pełni i cali.

Płodząc utwory mam do nich wszystkich taki sam stosunek. Nie potrafię wybierać, bo każda piosenka jest tak samo ważna i nasycona

„Nie można tak od razu pójść swoją ścieżką”
Takim oczyszczeniem były dla ciebie występy w Monarze? Co ci to dawało?

Dopóki nie mieliśmy dzieci, to śpiewaliśmy, ale gdy są małe dzieci, to jest to już logistycznie trudne. Śpiewać, gonić jedno dziecko, trzymać drugie. Byłam wtedy na tyle młoda, że nie rozpatrywałam tego w kategoriach, że coś mi to daje. To był raczej obowiązek, którzy starzy narzucili. Trzeba było się ubrać, iść i zaśpiewać, ale wracałam stamtąd bardzo zadowolona. To chyba ta istota świąt, o której zapominamy, zakopani w prezentach i potrawach, żeby się podzielić tym, co mamy, bo ktoś może mieć mniej. Mój tata może wyjąć gitarę, moja mama machać rękoma, śpiewać i zrobić chór ze wszystkich ludzi i zwierząt i wszyscy się wtedy wzruszają. To niematerialne, ale dużo mocniejsze.

Z wnuków też próbuje zrobić chór?


Tak. Nasze dzieci już zostały uruchomione w tej kwestii (śmiech).

Jaką jesteś mamą?


Chyba dziwną, bo mam swojego dinozaura – zabawkę, czasem mam inne swoje zabawki i nimi jestem jak bawię się z Anielą i Jeremim. Z moim partnerem trochę zamieniamy się rolami. Gdy wracam z koncertów, po byciu liderką zespoły, wracam i jestem trochę tatą. Nawiozłam pieniędzy, zakupów, a po jednej dobie wszystko się zmienia i staję się miękka. Mój facet też czasem bywa miękki i estrogenowy i mówi do mnie: „Przestań tak głośno mówić”. Wszystko się między nami dynamicznie zmienia, ale to jest bardzo w porządku.

Edukujesz je muzycznie?


Czasami zabieram na akustyczne koncerty. Zaopatruję je w dobre materiały plastyczne, bo dziecko musi mieć przyjemność z kontaktu ze wszystkimi możliwymi strukturami, kolorami. Trzeba mu dawać warunki i nie trzeba za mocno sterować i mówić wybieraj, kim chcesz być. Moja córka na razie mówi, że jej głównym talentem jest to, że ona się umie bardzo fajnie bawić. Uważam, że to ważny talent i powinna go zachować na zawsze.

Śpiewanie w Monarze to był raczej obowiązek, którzy starzy narzucili. Trzeba było się ubrać, iść i zaśpiewać, ale wracałam stamtąd bardzo zadowolona

„Nie jestem zwolenniczką poważnych słów”
Zespół Sistars, który tworzyłyście razem z siostrą to była muzyka popularna, dosyć lekka i łatwa w odbiorze. Teraz jest bardziej dojrzale, poważnie, ale to nie znaczy, że łatwiej…

Myślę, że tak sobie trzeba ustawiać próg trudności. Coś musi boleć, być trudne. Myślę o tym bardziej ze swojej perspektywy. Nie do końca umiem przewidzieć reakcje ludzi. Nie jestem sprzedawcą tego, tylko wytwarzaczem. Nie lubię, gdy ktoś mówi mi, że mam grać dla jakiegoś targetu.

Czy ten wytwarzacz nie był w pewnym momencie zawiedziony? Nagrał parę płyt, które przeszły bez echa, piosenek z nich nie słyszało się w radio?

To były chudsze lata, trudniejsze. Skupiłam się na innych aspektach tego, co robię. Miałam więcej czasu na inne rzeczy jak joga, czy dzieci. Wydaje mi się, że taki miał być porządek rzeczy. Nie można tak po prostu rozwiązać zespołu Sistars, pójść swoją ścieżką, sprzedać sporo płyt, dotrzeć do ludzi, mieć super wytwórnię. Poza samą muzyką jeszcze wiele rzeczy musi się zgodzić. Jak patrzę na to, co nagrałam, to słyszę, że to było bardzo osobliwe. Lubię te płyty. Pierwszą, którą nagrałam, z Enveem i wszystkie pozostałe.

A może było tak, że wasi fani nie potrafili się odnaleźć. Po Sistars pojawiła się czarna dziura, nie było żadnego „zastępstwa”?


Subiektywnie żyję w swoim świecie wytwórczym. Gdybym kiedykolwiek karmiła łyżeczką ludzi, którzy na coś czekają to by nie było dobre. Myślę, że przeżyli i przeżyją.

A czekają na powrót, o którym raz mówicie, że będzie, raz, że nie?


Nie wiem. Nasza reaktywacja się nie powiodła. Okazało się, że mamy różne filozoficzne podejście do robienia muzyki. Funkcjonowania w show-biznesie. To słowo się pojawiło i mnie w ogóle nie fascynowało. Ten aspekt był strasznie silny, a dla mnie to było mało atrakcyjne. Teraz powoli zaczynami się rozumieć, przeżywamy swoje życia. Wierzę, że ludzie, którzy ze sobą grali, których coś połączyło, że to jest przeznaczenie, że możemy się dogadać i zrozumieć.

Nie można tak po prostu rozwiązać zespołu Sistars, pójść swoją ścieżką, sprzedać sporo płyt, dotrzeć do ludzi, mieć super wytwórnię. Poza samą muzyką jeszcze wiele rzeczy musi się zgodzić

Natalia Przybysz właśnie wyruszyła w trasę koncertową (fot.Facebook)
A ta reaktywacja jest konieczna? Skoro robicie razem z Pauliną projekt Archeo, to może nie trzeba wracać do tego, co było.

Być może nie trzeba. Będziemy niebawem, choć nie wiem czy w tym roku nagrywać płytę Archeo z Nightmares Electronic Trio, a jeśli chodzi o chłopaków z Sistars (Bartek Królik i Marcin Ulanowski – przyp.red.), to serdecznie ich pozdrawiam.

A jakie jest Archeo?


Bardzo soulowe, kosmiczne, futurystyczne. Moja siostra wybiera to, co jest z przyszłości, fajnie jest z nią pracować, w momencie, gdy ja czuję się 77-letnią babcią.

Co ci się nie podoba na polskim rynku muzycznym?

Myślę, że dobra muzyka nie jest do końca dostrzeżona. Nie stawiamy na wykształcenie swoich obywateli, ta misja nie jest do końca realizowana.

Pytam o to, bo z jednej strony mówisz, że współpraca z chłopakami z Sistars jest możliwa, ale z drugiej mocno ich swego czasu skrytykowałaś…

No tak, bo nie podobało mi się to, co nagrali.

Masz zna myśli projekt z Agnieszką Chylińską?

Myślę, że to mi się nie podobało po prostu.

Powiedziałaś im o tym wprost?


Mówiłam to Bartkowi, ale on zbył mnie klasycznym „ihm”. Byłam w szoku, że to ich klimat.

Moja siostra wybiera to, co jest z przyszłości, fajnie jest z nią pracować, w momencie, gdy ja czuję się 77-letnią babcią

Teledysk do piosenek "Miód" i "Niebo" kręcony był w Szwecji (fot.Facebook)
A za Łąki Łan cenisz?

Nie jestem psychofanką, ale spoko.

Wracając do płyty. Śpiewasz na niej piosenkę Czesława Niemena „Kwiaty polskie”. To hołd czy zmierzenie się z ikoną?

 Nie jestem zwolenniczką takich poważnych słów, sztandarów i wieńców na grobach. Ta piosenka jest bardzo piękna, pełna nazw własnych w języku polskim – rzek, kwiatów oraz miast. Tym samym chciałam dać wyraz swojej miłości do języka polskiego i śpiewania w nim. Chciałabym żeby moja siostra to dostrzegła i chciała nagrywać ze mną w tym języku Archeo. To piękna piosenka, przy której uruchamia się wiele pięknych obrazów. Uczyłam się jej na działce, w ekstremalne, gorące lato w chaszczach, gąszczach róż.

Masz w głowie jakieś słowa, cytat, który ci ostatnio towarzyszy?

Tak. Co rano mam w głowie: „Ona mówi jestem naga i świecę tyłkiem tak jak ty…”. To z nowej płyty Fisza i Emade „Mamut”. Cały czas to mi siedzi w mózgu (śmiech).

Nie jestem zwolenniczką takich poważnych słów, sztandarów i wieńców na grobach

Za pomoc w realizacji wywiadu dziękujemy ApartHotel Stalowa52.
Zdjęcie główne: Natalia Przybysz (fot. wikipedia)
Zobacz więcej
Wywiady wydanie 13.10.2017 – 20.10.2017
„Powinniśmy powiedzieć Merkel: Masz tu rachunek, płać!”
Jonny Daniels, prezes fundacji From the Depths, O SWOIM zaangażowaniu w polsko-żydowski dialog.
Wywiady wydanie 28.07.2017 – 4.08.2017
Definitely women in India are independent
Srinidhi Shetty, Miss Supranational 2016, for tvp.info
Wywiady wydanie 28.07.2017 – 4.08.2017
Małgosia uratowała mi życie. Dzięki niej wyszedłem z nałogu
– Mam polski paszport i jestem z niego bardzo dumny – mówi amerykański gwiazdor Stacey Keach.
Wywiady wydanie 28.07.2017 – 4.08.2017
„Kobiety w Indiach są niezależne. I traktowane z szacunkiem”
Tak twierdzi najpiękniejsza kobieta świata Srinidhi Shetty, czyli Miss Supranational 2016.
Wywiady wydanie 14.07.2017 – 21.07.2017
Eli Zolkos: Gross niszczy przyjaźń między Żydami a Polakami
„Żydzi, którzy angażują się w ruchy LGBT, przyjmują liberalny styl życia, odchodzą od judaizmu”.