Ida urodziła się w Batumi
wtorek,
10 marca 2015
Są różne kretyńskie zarzuty wobec „Idy”, że jest antypolska. Chciałem to głośno i wyraźnie powiedzieć: Paweł niezwykle pielęgnuje w sobie polskość i powrót do Polski na stałe jest tego świadectwem – mówi w rozmowie z portalem tvp.info Cezary Harasimowicz. Razem z Pawłem Pawlikowskim pracował nad pierwszą wersją scenariusza nagrodzonego Oscarem filmu.
Ile jest Cezarego Harasimowicza w „Idzie”?
Tyle, ile warte jest pięć pierwszych wersji scenariusza, które pisaliśmy razem z Pawłem. Trzy lata pracy, od 2007 roku, no więc trochę mnie tam jest.
Jak się spotkaliście, znaleźliście?
Internetowo. Właściwie to Paweł mnie znalazł. Dostałem od niego piękny, sentymentalny list, że chciałby ze mną współpracować, wrócić do Polski filmem. Miałby być trochę o jego dzieciństwie, o młodości, którą pamięta. I żeby były tam stare piosenki, jazz. Rzucił pomysł: ksiądz katolicki dowiaduje się, że jest Żydem. To był początek. Nie znaliśmy się właściwie, pracowaliśmy kontaktując się wyłącznie przez internet przez kilka miesięcy. Powstawały kolejne wersje treatmentu. No i któregoś dnia Paweł wysłał do mnie zaproszenie, że wybiera się na festiwal w Batumi. To było tuż po wojnie gruzińsko-rosyjskiej. Zapytał, czy zgodziłbym się być razem z nim w jury. Oczywiście natychmiast się zgodziłem. I tam się tak naprawdę poznaliśmy. Ja specjalnie nie szukałem go w googlach, nie chciałem wiedzieć, jak wygląda, Bardzo mnie to rajcowało, że nie wiem, jak wygląda człowiek, z którym od wielu miesięcy pracuje i o którym już naprawdę sporo wiem.
Wyobrażałeś sobie go jakoś?
Tak. Ale zupełnie inaczej. Rzeczywistość przekroczyła moje oczekiwania, bo Paweł jest niesamowicie przystojnym facetem. Bardzo ciekawym, bardzo interesującym. W Gruzji zaczęliśmy rozmawiać, jak ta nasza historia miałaby się rozwinąć. Pytałaś ile w oscarowej „Idzie” jest mnie. Była taka sytuacja: wyszliśmy z centrum festiwalowego, szliśmy plażą, kamienistą i narzekaliśmy, że nie układa nam się ta historia. Głównie ja narzekałem: – Paweł, ten ksiądz, taki stereotypowy, nie ma zaczynu konfliktu, nie ma kompensujących postaci. A on na to, że jak się znajdzie fajnego młodego aktora, to on to poniesie. Ale to takie gadanie, że kiedy się podłoży dobrą muzykę do filmu, to ona obraz uratuje. Ja dalej, bo wtedy nie było ciekawych młodych aktorów. Wtedy Paweł zapytał: a jak jest z aktorkami. Ja mówię: aktorki są wspaniałe. I tak spojrzeliśmy na siebie, i już wiedzieliśmy, że będzie zakonnica. Tak się urodziła Ida. Na kamienistej plaży w Batumi. I historia ruszyła. Można ją podpisać pierwszym tytułem – „Siostra miłosierdzia”. To był początek.
Nie mogę nie zapytać dlaczego się rozstaliście?
Dalej się bardzo przyjaźnimy, ja sobie uzurpuję rolę takiego przewodnika Pawła przy jego powrocie do Polski, ścieliłem mu płatkami róż ten powrót, pierwsza wizyta u pani Agnieszki Odorowicz, jakieś doradztwo dotyczące producentów. Tak czasami jest, że twórcy uznają, że jakiś etap jest zakończony. Paweł traktuje scenariusz, jako początek drogi, u niego powstaje on nawet na planie, potrafi też przerabiać wszystko już w montażu. W pewnym momencie przysłał mi maila, że chciałby dalej ciągnąć tę historię po swojemu. Myślę, że jest zadowolony ze współpracy ze mną i tu nie ma kwasu żadnego.
Kiedy słucham wypowiedzi Pawlikowskiego mam chwilami wrażenie, że jest chaotyczny. Z drugiej strony „Ida” – film, w którym nie ma rzeczy zbytecznych, świadczy o wielkim uporządkowaniu. Jaką osobą jest Pawlikowski?
Paweł jest bardzo poukładany. Jest nieśmiały, liryczny, z tego może chwilami wynikać taki odbiór, że jest chaotyczny. Mówi czterema językami. Ma, nieskończony, ale jednak, doktorat na Oksfordzie. Wychował samotnie dwójkę dzieci, miał trudne życie jako emigrant. Są różne kretyńskie zarzuty wobec „Idy”, że jest antypolska. Chciałem to głośno i wyraźnie powiedzieć: Paweł niezwykle pielęgnuje w sobie polskość, powrót do Polski na stałe jest tego świadectwem. Jego przywiązanie do historii, jego katolicyzm. Proszę się przysłuchać, jak on mówi po polsku. To jest facet, który wyjechał mając 14 lat. W domu mówiło się po angielsku, bo żona była Rosjanką. Jego przywiązanie do Polski jest bardzo głębokie.
„Ida” jest obrazem prawdziwym, więc dla wielu może być bolesny, ale z drugiej strony bardzo lirycznym, obraz tych lat 60-tych ciepły raczej…
…no taki ciepło-gorzki.
Ciepło-gorzki, bo prawdziwy.
Tak. Nie można do tego filmu przywiązywać kontekstów politycznych, historycznych, publicystycznych.
Bo to jest historia o ludziach opowiedziana z miłością. Jacy by ci ludzie nie byli.
Dokładnie tak. To jest historia o poszukiwaniu tożsamości. Dla mnie „Ida” jest filmem religijnym, dlatego, że to jest film o odkupieniu. Z resztą takie było założenie w naszej „Siostrze miłosierdzia”. To, że ona wraca na koniec do zakonu, jest właśnie rodzajem miłosierdzia. I odkupienia tych grzechów, które się odkryło po drodze.
Już po obejrzeniu „Idy” z ogromnym zdumieniem usłyszałam, że to film o holokauście. Skłoniło mnie to nawet do obejrzenia obrazu po raz drugi. Zdumienie pozostało.
To jest taki polski grzech, że my dopisujemy konteksty, które są nam wygodne, lub które nas dręczą. To jest w ogóle o czymś innym. Ostrzegałem Pawła, bo wiedziałem, co się będzie działo. Dobrze powiem. 80 procent tego podejrzewania o antypolskość jest z mojej winy, bo to ja naprowadziłem Pawła na ścieżkę, że to Polacy są winni śmierci rodziców Idy. To było trochę inaczej w naszej wersji. Ona działa się w kontekście 1968 roku, Paweł odszedł od tego, przerzucił całość do 1962, bo ma alergię na sprawy polityczne i dzięki temu potrafi zejść dużo głębiej. To nie jest film o holokauście. To jest film o tym, co holokaust uczynił z nami i kim jesteśmy.
Ale jest tam też ciotka Idy, który jest winna śmierci wielu Polaków.
Ten konflikt jest niezwykle ciekawy. Opowieść o dwóch kobietach. O dwóch postawach. Jedna, która wyparła się swojego żydostwa w imię ideologii, a druga odkrywa to żydostwo, ale w sposób niesłychanie skomplikowany. I właśnie tu pojawia się ten kolejny zarzut o chrystianizację żydostwa, bo w wielu miejscach Ida uznawana jest za film antysemicki.
Będzie kolejna wspólna produkcja?
Marzę o tym, ale nie sądzę. Paweł ma teraz dużo pracy, robi swoje filmy, ale podrzucamy sobie pomysły i tematy. Mam nadzieję, że ta przyjaźń będzie wieczna.
Dziękuję zatem za rozmowę. I za Idę.
O nie, nie. To Pawłowi. Mnie co najwyżej za „Siostrę Miłosierdzia”, z której wysnuła się Ida. Chociaż sam pomysł nazwania głównej bohaterki imieniem Ida był mój. Zrobiłem to na pamiątkę wielkiej polskiej aktorki żydowskiego pochodzenia – Idy Kamińskiej.