W więzieniu obiecałem sobie, że jeśli przeżyję, wszystko opiszę
wtorek,24 marca 2015
Udostępnij:
– Jeśli ktoś ma władzę nad życiem i zdrowiem innych ludzi, dochodzą u niego do głosu najgorsze instynkty. Pokazują to badania psychologiczne i praktyka. Kiedy czyta się książki o ZSRR, o Pol Pocie, o hitlerowcach, którzy zabijali ludzi w obozach koncentracyjnych, pojawia się pewien wzór – oprawcy często byli niepewni siebie, pełni kompleksów i obsesji – mówi dziennikarz i filmowiec Irańczyk Maziar Bahari, który w 2009 r. przez 118 dni był torturowany w więzieniu Evin w Teheranie.
O pobycie w więzieniu Bahari napisał książkę „A potem przyszli po mnie”. Irańczyk Polskę odwiedził z okazji premiery polskiego tłumaczenia.
Bahari jako korespondent „Newsweeka” pojechało do Iranu, by relacjonować wybory prezydenckie. Sprawa jego uwięzienia wstrząsnęła światową opinią publiczną. Irańskie służby specjalne śledziły go i osadziły w więzieniu. Oskarżono go o szpiegostwo. Uwolniono go w październiku 2009 r., po licznych międzynarodowych interwencjach. Przed wyjściem z więzienia musiał podpisać zobowiązanie, że będzie szpiegował na rzecz Strażników Rewolucji. Oczywiście zobowiązania nie wypełnił. Pozwolono mu opuścić Iran. Zdążył wrócić do Londynu na kilka dni przed narodzinami jego córki.
Przez 118 dni był pan torturowany w irańskim więzieniu Evin w Teheranie. To trauma, o której wielu ludzi chciałoby zapomnieć. Czy wracanie do tamtych przeżyć, przez książkę, film „Rosewater”, który powstał na jej podstawie, wywiady i wspomnienia, nie jest ciągłym otwieraniem ran?
Już w więzieniu obiecałem sobie, że jeśli przeżyję, opiszę to wszystko. Musiałem to zrobić dla siebie, i dla wszystkich innych więźniów, którzy przeszli przez to samo, co ja. Dlatego też zaangażowałem się w ruch obrony praw człowieka. To część uzdrawiającego procesu. Pomaga mi zrozumieć i przeanalizować to, co wydarzyło się podczas tamtych czterech miesięcy 2009 r. Zamykanie się w sobie, tłumienie wspomnień powoduje, że narastają gniew i złość, które rujnują psychikę.
Więzienie Evin to miejsce, gdzie od lat torturowani i zabijani są ludzie, tysiące ludzi. Już sama świadomość tego, co tam się stało działa na psychikę. Gdy dodamy do tego bicie, upokarzanie, pojawiają się myśli, że nie ma żadnych szans na opuszczenie tego piekła, że ta męka może zakończyć się tylko śmiercią. Paradoksalnie najgorsze nie były tortury, ale karcer, ciągnąca się samotność, w której zanika poczucie czasu. Widziałem wokół siebie tylko ściany i byłem bezsilny.
Rewolucja religijna w Iranie 1979 r. (fot. Maziar Bahari)
Jak udało się panu to przetrwać?
Musiałem zagłębić się w siebie, znaleźć siłę w swoim wnętrzu. Ciągle sobie o niej przypominałem. Myślałem o tych, dla których warto żyć i o tym, że kiedy wyjdę z Evin, będę opowiadać o tym, co stało się moim udziałem i setek innych ludzi, którzy przeszli przez to samo, co ja. Paradoksalnie pomogły mi też wyobraźnia i wykształcenie. Przypominałem sobie książki, wiersze, filmy, śpiewałem w myślach m.in. piosenki Leonarda Cohena. Potem uświadomiłem sobie, że to trochę dziwne, że często cyniczne teksty Kanadyjczyka żydowskiego pochodzenia trzymały mnie przy życiu w irańskim więzieniu. Przekonałem się też w więzieniu, jak jestem silny.
Po aresztowaniu nie przedstawiono panu żadnych konkretnych zarzutów?
To nie było potrzebne. Irański reżim po wyborach w 2009 r., które w dziwny sposób wygrał Ahmadineżad, musiał udowodnić swoją rację i zdyskredytować opozycję. Z danych zebranych przez irański wywiad wynikało przecież, że większość wyborców popiera reformatorów i chce zmian. Chcieli udowodnić, że obóz reformatorów działał na zlecenie USA, Wielkiej Brytanii i Izraela. Mnie wmawiali, że szpiegowałem na rzecz „Newsweeka”, CIA, Mossadu i MI6.
Pana główny prześladowca, śledczy nazywany Woda Różana, pytał nawet o to, czy jakieś związki łączą pana z Antonim Czechowem. Co pan o nim myśli?
Przetrząsnęli moją pocztę elektroniczną, przejrzeli konta na portalach społecznościowych. Byłem zapisany na fanpage Antoniego Czechowa. Żal mi pana Wody Różanej. Tak po prostu. Wiedzie mizerne życie. Spędza cały czas w więzieniu, bije i obraża ludzi. Musi towarzyszyć mu myśl, że pewnego dnia zapłaci za wysługiwanie się reżimowi.
Kiedy przypominam sobie, że pastwili się nade mną ludzie, którzy uważają, że maja monopol na prawdę i robią usilnie wszystko, by po śmierci dostać nagrodę w postaci uprawiania w niebie seksu z 72 dziewicami, wydaje się to po prostu śmieszne
fot.
Tacy jak on są niezbędni w każdym państwie totalitarnym. Jak pan myśli, skąd się biorą?
Kieruje nimi ideologia, religia. Są straszeni i tłamszeni przez system. Woda Różana był obsesyjnie religijny. I tak jak jego koledzy był totalnym ignorantem. Mógł zostać nauczycielem, dentystą czy inżynierem, ale wybrał torturowanie i prześladowanie ludzi. Był pełen kompleksów, także seksualnych. Wszystko kojarzyło mu się z seksem. Siedzę teraz z panią i rozmawiam, pijemy herbatę. Dla Wody Różanej ta sytuacja byłaby jednoznaczna. Fanatyzm potęguje takie problemy, ale znam ludzi, którzy fanatykami są i ich nie mają. A ignorancja jest powszechna w totalitaryzmie, jest na rękę władzom. Łatwo manipulować ludźmi, którzy są łatwowierni i niewiele wiedzą.
Wracając do Wody Różanej i jego kolegów, jeśli ktoś ma władzę nad życiem i zdrowiem innych ludzi, dochodzą u niego do głosu najgorsze instynkty. Pokazują to badania psychologiczne i praktyka. Kiedy czyta się książki o ZSRR, o Pol Pocie, o hitlerowcach, którzy zabijali ludzi w obozach koncentracyjnych, pojawia się pewien wzór – oprawcy często byli niepewni siebie, pełni kompleksów i obsesji. Leczyli je, znęcając się na innymi ludźmi. Z perspektywy czasu, kiedy przypominam sobie, że pastwili się nade mną ludzie, którzy uważają, że maja monopol na prawdę i robią usilnie wszystko, by po śmierci dostać nagrodę w postaci uprawiania w niebie seksu z 72 dziewicami, wydaje się to po prostu śmieszne.
Po 2009 r. odwiedził Pan Iran?
Nie mogę tego zrobić, bo ciąży nadal na mnie wyrok. Żałuję, bo marzę, żeby pokazać mój kraj żonie i córce, ale nie chcę wracać do więzienia. Śledzę to, co dzieje się w Iranie, mam kontakt z rodziną i przyjaciółmi.
Mahmud Ahmadineżad już nie rządzi Iranem. W 2013 r. wybrano nowego prezydenta, Hasana Rouhaniego. Sytuacja w Iranie zmienia się? Nadal są prześladowani artyści, tacy jak Jafer Panahi, w więzieniach siedzą dziennikarze.
Rouhani jest pragmatykiem, myśli o gospodarczym otwarciu Iranu, ale jest oczywiście zależny od ajatollaha Chameiniego, nie tak bardzo jak Ahmadineżad, ale jest. Sytuacja zmienia się bardzo powoli, ale myślę, że idzie w dobrym kierunku, dwa kroki do przodu, jeden do tyłu, ale jednak coś się zmienia. Panahi na szczęście może robić filmy, to tak na pocieszenie. Mam nadzieję, że uda się uwolnić więźniów politycznych, tak jak to się stało ze mną. Zielony Ruch, który powstał po wyborach w 2009 r. nadal istnieje. Ludzie stają się coraz bardziej świadomi swoich praw.
W książce opowiedział pan nie tylko o swoich więziennych przeżyciach, lecz również o historii swojej rodziny, w której jak w lustrze odbija się irańska współczesność.
Każda jednostkowa historia jest jednocześnie metaforą. Opowiedziałem o mojej rodzinie, o tym, że mojego ojca torturowali ludzie szacha w latach 50., a moją siostrę oprawcy Chomeiniego trzydzieści lat później. Taki jest los wielu pokoleń Irańczyków. Chciałem, żeby czytelnicy mogli lepiej zrozumieć ten kraj. Obraz Iranu, który pojawia się w mediach, jest często jednostronny. A to bardzo zróżnicowany kraj, z wieloma grupami etnicznymi i społecznymi. Są fanatycy religijni, intelektualiści, zbuntowane dzieciaki, jak wszędzie. Irańskie społeczeństwo nie jest też jednoznacznie antyzachodnie, tak jakby chciała tego propaganda.
Mojego ojca torturowali ludzie szacha w latach 50., a moją siostrę oprawcy Chomeiniego trzydzieści lat później. Taki jest los wielu pokoleń Irańczyków
Tuż pod bokiem Iranu powstało tzw. Państwo Islamskie. Iran dołączył do tej wojny. Czy uda się opanować rosnącą falę islamskiego terroryzmu, który jest teraz inspirowany przez Państwo Islamskie?
Na Bliskim Wschodzie ścierają się rozliczne interesy. Akces Iranu do walki to wynik odwiecznego konfliktu sunnitów z szyitami. Walka z islamskim terroryzmem to głęboki problem. U jego korzeni tkwi też przeszłość kolonialna, polityka prowadzona przez lata przez Zachód. Fanatyzm pojawia się tam, gdzie są bieda i zacofanie. Najbardziej niebezpieczni są jednak nie ci, którzy mieszkają na Bliskim Wschodzie, ale sfrustrowani ekonomicznie i społecznie emigranci, którzy mieszkają w Europie. Nie integrują się, trzymają się na uboczu. W efekcie swój gniew obracają przeciwko tym, którzy ich odrzucają, a fanatyczne organizacje terrorystyczne dają im złudne poczucie przynależności.
Maziar Bahari jest cenionym dziennikarzem, filmowcem-dokumentalistą i obrońcą praw człowieka. W latach 1998–2010 był korespondentem „Newsweeka”. Urodził się w Teheranie, a w 1988 roku wyemigrował do Kanady, gdzie studiował nauki polityczne i sztukę filmową. Dokumentalne filmy Bahariego były emitowane przez telewizje całego świata, w tym HBO, BBC i Discovery Channel. W 2009 roku został finalistą hiszpańskiej nagrody księcia Asturii, określanej często jako hiszpańska pokojowa Nagroda Nobla; do tej nagrody nominował go Desmond Tutu. Mieszka w Londynie z żoną i córką. Jego wspomnienia posłużyły za inspirację do filmu „Rosewater" w reżyserii Jona Stewarta, w którym główną rolę zagrał Gael García Bernal.
Zdjęcie główne: Maziar Bahari (fot. Wikipedia Commons)