Podręczniki pani pomogły?
Bardzo. Wiem, że wielu ludzi się z tego śmieje, ale ja lubię się uczyć z podręczników. Może to jest cecha naukowca?
Bohaterem swoich powieści uczyniła pani mężczyznę. To nie była dodatkowa trudność? Zacząć patrzeć na świat oczami mężczyzny.
Na początku główną bohaterką miała być archeolożka Pola. Ale pisanie o niej fatalnie mi szło, nie mogłam jej usłyszeć. W momencie, gdy uświadomiłam sobie, że to ma być mężczyzna, Mario, po prostu usłyszałam jego głos. W dzieciństwie spędzałam czas na drzewach i dachach komórek dobudowanych do domów, nosiłam ciuchy po moim bracie ciotecznym z Ameryki. Może to ma jakiś związek z Mariem i tym, że to on opowiada o swoim życiu, bo w książkach jest narracja w pierwszej osobie. Chociaż czasem ktoś zwraca mi uwagę, że żaden facet nie zachowałby się tak jak Mario w jakiejś sytuacji. Zdaję sobie sprawę, że nie wszystkie zachowania da się podpatrzeć. Mario Ybl jest jednak 100-procentowym facetem.
Mario Ybl nie jest archeologiem, tak jak pani. Jest antropologiem. Dlaczego?
Antropologia to jest moja wielka, niespełniona miłość. Strasznie mnie szkielety interesują. Bardzo lubię podglądać pracę antropologów. Odczytywanie historii ze szkieletów to prawie magia, choć wiem, jak to się robi. Wiesiek Więckowski pokazał mi np., jak określa się wiek i płeć szkieletu. Ciągle się uczę, a dla Wieśka moja pytania są intelektualnym wyzwaniem. Piszę do niego np. w nocy: „Wiesiek, odpowiedz mi szybko. Choroba, która występuje tylko w Europie, zostawia ślady na szkielecie, ale tylko na rękach”. Wiesiek odpowiada: „Marta, nie ma takiej choroby”. A potem trochę poszuka i okazuje się, że jest.
Choroba była zupełnie wymyślona?
Pasowała mi do akcji. Oczywiście czasem okazuje się, że nie da rady i muszę przepisać jakiś wątek.
Mario Ybl ma fatalny charakter, ciągle komuś następuje na odcisk. To facet, który musi mieć wielu wrogów. Aż dziwne, że nikt go do tej pory nie zabił. Od początku miała pani na niego taki pomysł?
Wszyscy archeolodzy są ekscentrykami. Normalnych nie ma. Nie wiem, z czego to wynika. Praca jest dość oryginalna, może przyciąga takich właśnie ludzi. Ale faktem jest, że w niewielu grupach zawodowych jest tylu dziwaków, co wśród archeologów. I to dziwaków wybitnych. Mario mieści się więc w pewnym sensie w archeologicznej normie. Nie wzorowałam się na konkretnych osobach, ale żaden z bohaterów moich książek nie wyróżniałby się na tle środowiska.