Wywiady

„Trzeba mieć wielką odwagę, żeby na oczach milionów Polaków szukać miłości”

– Cieszy mnie to, że to ten sam program, ale pięć zupełnie innych osób. Dobrze, że nie zasugerowali się tym, co widzieli w pierwszej edycji. Mamy dużą rozpiętość wiekową, bo z jednej strony Rafała, który ma 27 lat a z drugiej Eugeniusza, który ma 75. To świadczy o tym, że każdy wiek jest dobry na to, aby szukać i być może znaleźć swoje szczęście – mówi w rozmowie z portalem tvp.info Marta Manowska, prowadząca program „Rolnik szuka żony”. Pierwszy odcinek drugiej serii zobaczymy już dziś, czyli w niedzielę (6 września) o godz. 21.05 na TVP1.

Czujesz się swatką?

Tak. Nie mam negatywnych skojarzeń z tym słowem. Wydaje mi się, że nie musi się ono tak kojarzyć. Swatka to ktoś, kto jest świadkiem uczucia, które się rodzi, rozmawia, zadaje pytania, pozwala przyglądać się sobie, więc nie traktuję tego źle. Cieszy mnie nawet to określenie. Mam okazję uczestniczyć w wyjątkowych, magicznych momentach, gdy uczestnicy programu czytają listy, które im zawożę, czytają słowa o sobie, których dawno nie czytali. Rozmawiamy o trudnych emocjach, o uczuciach, przekraczamy granice. Myślę, że potem już jesteśmy na stałe obecni w swoim życiu, bo nie da się inaczej.
Długo zastanawiałaś się, czy przyjąć propozycję prowadzenia programu „Rolnik szuka żony”?

Nie, nie zastanawiałam się długo. Same castingi dały mi namiastkę jak to może wyglądać, bo opierały się w dużej mierze na rozmowach. Mam w sobie coś takiego, że ludzie się przede mną otwierają, zwierzają się. To nie jest nonszalancja, ale cenię to w sobie, że tak jest. Staram się być aktywna, słuchać, dlatego nie wahałam się żeby podjąć to wyzwanie. Już po pierwszym, drugim dniu na planie wiedziałam, że robimy coś wyjątkowego, prawdziwego, że to są prawdziwe emocje, sytuacje a przede wszystkim bardzo szczerzy ludzie. Oczywiście nie jest tak, że otwierają się w pierwszej sekundzie, czy minucie. Na początku byliśmy sobie obcy, ale z czasem, krok po kroku coraz bardziej bliscy. Nie chcieliśmy w bohaterach programu nic zmieniać, przebierać ich, wtłaczać w sztuczne, niewygodne sytuacje, tylko podążać za nimi, traktować z szacunkiem, respektem i to się udało, ale to była wzajemna praca, szacunek. Tak było w pierwszej i tak jest w drugiej edycji tego programu.

Gdy wyemitowane zostały pierwsze odcinki jedni chwalili program, inni krytykowali. A ty, z jakimi opiniami się spotykałaś?

Ja w głównej mierze spotykałam się z pozytywnymi opiniami. Przede wszystkim miałam kontakt z widzem, który ten program pokochał, oglądał, znał. Słuchałam tego, co mówią ludzie i dlatego w drugiej edycji nie zmienialiśmy prawie nic. Mieliśmy naprawdę wiele przychylnych opinii, komentarzy, wiadomości. Warto jednak znać i tę drugą stronę, dlatego też słuchałam i tych krytycznych uwag, czytałam komentarze medioznawców i osób, które w ogóle się tym nie zajmują zawodowo. Z konstruktywnej krytyki zawsze warto wyciągać wnioski.
„Każdy wiek jest dobry na miłość”
Uważasz, że można by było zrobić inną wersję i zamiast rolnika bohaterem uczynić chociażby pracownika korporacji?

Myślę, że mamy tak samo trudno w mieście jak i na wsi ze znalezieniem tej drugiej połówki. Na wsi jest może o tyle trudniej, bo jest mniej miejsc gdzie można się spotkać, mniej czasu, a poza tym dużo kobiet przenosi się do miasta. Z tego też może wynikać ten problem. My „miastowi” jesteśmy znowu dużo bardziej zabiegani, nie zwracamy uwagi na to, co się dzieje wokół nas, nie dajemy sobie czasu. Nasi bohaterowie też tego nie robili, a ten program stał się dla nich impulsem do tego by go znaleźć. Zgłaszają się do programu, bo mają w sobie to wszystko, czyli potrzeby, pragnienia, marzenia, tylko po drodze o nich zapomnieli. Teraz o to dbają, dają sobie czas. Potrafią wrócić z pola, wziąć prysznic, przebrać się i pojechać na randkę. Czy na ich miejscu mogliby być ludzie z korporacji? Pewnie tak. Ja się cieszę, że bohaterami są rolnicy, bo to szczerzy, fajni ludzie, którzy nie owijają w bawełnę, potrafią być konkretni, konsekwentni.

Masz kontakt z uczestnikami pierwszej edycji?


Z niektórymi mniejszy, z innymi większy, ale tak mam. Wiemy, co się w naszym życiu dzieje, wiem, że nadal się spotykają, szukają. Wiem, co słychać u ich rodzin, co słychać zawodowo. Tak jak mówiłam na tyle się do siebie zbliżyliśmy, na tyle przekroczyliśmy te granice obcości, że nie da się tych osób zapomnieć, wyrzucić ze swojego otoczenia, ze swojej sympatii. Wrośliśmy w swoje życie. Tak samo stało się w tej edycji. Z Anią pierwszą kobietą w programie od razu połączyła nas ciepła relacja, myślę, że gdybyśmy spotkały się prywatnie, wcześniej mogłybyśmy zostać przyjaciółkami.
„Dostaliśmy ok. 2 tys. listów”
Jacy są uczestnicy drugiej edycji?

Bardzo różni. Cieszy mnie to, że to ten sam program, ale pięć zupełnie innych osób. Dobrze, że nie zasugerowali się tym, co widzieli w pierwszej edycji. Mamy dużą rozpiętość wiekową, bo z jednej strony Rafała, który ma 27 lat a z drugiej Eugeniusza, który ma 75. To świadczy o tym, że każdy wiek jest dobry na to, aby szukać i być może znaleźć swoje szczęście. Rafał jest chłopcem w skórze mężczyzny, ma bardzo dużo uroku osobistego, delikatności. Jest konsekwentny w tym, co robi. Eugeniusz jest wyjątkową postacią, nie tylko ze względu na swój wiek. To niesamowicie pracowita osoba, która widzi pozytywne strony życia. Miło jest na to patrzeć. Robert to cicha woda, potrafi mało mówić, ale jak już coś powie to wszyscy pękają ze śmiechu. Podobnie jak Grzegorz, który ma ironiczne poczucie humoru, a przy tym jest bardzo świadomym siebie mężczyzną. Doskonale wie, jakiej osoby szuka. Ma bardzo poważne plany na najbliższą przyszłość. Nie ukrywa, że jak trafi na tę jedyną, to uklęknie i będzie chciał założyć rodzinę. Ania to fenomen. Nie tylko, dlatego, że to pierwsza kobieta w programie, ale jako kobieta jest silna, a z drugiej strony wrażliwa, kobieca, delikatna. Fajnie było patrzeć jak to w niej rozkwita. Warto się starać o jej serce. Bywa wizjonerką i to jest w niej urocze.

A ta druga strona, czyli kandydatki? Było ich więcej niż w pierwszej edycji?

Tak zdecydowanie. Dostaliśmy ok. 2 tys. listów. Nasi bohaterowie mieli, więc bardzo szerokie spektrum, mogli się każdej z tych osób przyjrzeć, bo wybierają przecież właśnie na podstawie listu, czy zdjęcia. Teraz było tego czytania bardzo dużo, trzeba było się skupić, przemyśleć wybór. To dla nich było takie spotkanie z samy sobą, odkrywanie drugiej osoby, ale i siebie. To też pojawia się w programie – oni poznają samych siebie, to, jacy są, kim są, do czego zmierzają.
„Łatwo się oswajają z kamerą”
Skoro tak dużo listów przyszło, to oznacza, że kobiety na dobre przestają bać się wsi?

Dziś miasto tak naprawdę niewiele się różni od wsi. Rolnicy mają dostęp do tych wszystkich wygód, możliwości, które my mamy – informacji, kultury, dotacji. Pracują zawodowo, jedyne, co nas różni to jest to, że mają za oknem piękniejsze widoki. Myślę, że kobiety nie widzą powodów żeby się wystraszyć, są chętne. Może niektóre z nich mają dosyć życia w mieście, ale moim zdaniem główną motywacją tego, że się zgłaszają jest człowiek. Często piszą w listach, że „zobaczyłam cię w programie i to ty spowodowałeś, że postanowiłam się zgłosić albo oglądaliśmy program podczas rodzinnego obiadu i rodzina zachęciła mnie żebym do ciebie napisała”. Myślę też, że trzeba mieć wielką odwagę żeby napisać ten list, by na oczach milionów Polaków szukać miłości, poddawać się ocenie. A rolnicy? To są bardzo szlachetni ludzie, jest w nich ten etos pracy, są zahartowani, mają twardą skórę, wiele potrafią znieść, ale mają też wrażliwe serca.

Przeżywałaś i przeżywasz ich emocje?


Oczywiście. Znowu zdarzyło mi się wzruszyć, ze dwa razy tak porządnie. Ciężko sobie wyobrazić, jaka to jest skala emocji. Uczestnicy też mnie czasem proszą o chwilę przerwy, gdy czytają listy, bo buzuje w nich tak wiele emocji, które musza gdzieś znaleźć ujście. Przy pierwszych spotkaniach zapewniamy im intymną atmosferę. Na planie zostają wtedy tylko reżyser i operator. Cała reszta ekipy nie uczestniczy w tym. Co prawda wszyscy tym żyjemy, podpatrujemy, chcemy złapać jakiś przelotny gest, ale staramy się też nie przeszkadzać. To nie jest reality show, więc nie zostajemy na noc w ich domach, kamera nie pracuje. Przyjeżdżamy dopiero rano i dowiadujemy, co takiego się wydarzyło. Temu też służy finał, który nagrywać będziemy w październiku. Dajemy im 2–3 miesiące żeby pobyli razem, sami ze sobą bez kamer. Wtedy dowiem się jak potoczyły się ich losy, podstawy są dobre, więc liczę na to, że te relacje przetrwają.
„Na pierwszy koncert zabrał mnie tata”
Łatwo się oswajają z kamerą?

Bardzo mnie to pozytywnie zaskoczyło, że w tej edycji podobnie zresztą jak i w pierwszej, czują się przed nią swobodnie, nie mają zbyt wiele do ukrycia. Mówią, że w pewnym momencie w ogóle o tych kamerach zapominają.

Skoro kobiety biorą sprawy w swoje ręce i piszą listy, to czy uważasz, że mamy kryzys męskości?


Nie wiem czy bym to nazwała kryzysem męskości. Każdy z nas potrzebuje czegoś innego, kobiety szukają silnych a z drugiej strony wrażliwych mężczyzn, którzy pokazują emocje i na odwrót. Chcemy się do siebie zbliżyć, dotrzeć, ale każdy z nas potrzebuje czegoś innego. Myślę, że trudne jest znalezienie osoby, z którą jest nam lepiej, niż gdy jesteśmy sami i której wady aż tak bardzo nas nie irytują. To jest klucz do długiego bycia razem, żeby lubić się, przyjaźnić, nie stwarzać sztucznych problemów i rozmawiać. A z drugiej strony mieć swoje życie i pasje, i znaleźć miejsce na wymianę doświadczeń, przeżyć. Myślę, że nie kryzys męskości, ale parowania się jest dziś obecny. Nie jest tak prosto znaleźć drugą osobę na życie, to wynika z czasów. Nie potrafimy się zatrzymać, spojrzeć wokół siebie, zobaczyć innych ludzi.

Porozmawiajmy o tobie. Oprócz tego, że prowadzisz program, jesteś też autorką dwóch książek „Bytomianie” i „Nacjonalizmy w Hiszpanii”.


„Bytomianie” to była propozycja, którą dostałam, gdy wróciłam ze stażu w Warszawie. Śląsk to moje rodzinne strony. Wróciłam do Katowic i zaczęłam pracę nad tym projektem. Spotykałam się z artystami, sportowcami jak np. Wiesław Ochman, czy Marek Plawgo. Spisywałam ich biografie, anegdoty z życia. Dla mnie, jako dopiero, co zaczynającej swoją przygodę z pisaniem młodej osoby, było bardzo ciekawe doświadczenie. A „Nacjonalizmy” to była moja praca dyplomowa. Studiowałam na 4 roku studiów w Hiszpanii, przywiozłam dużo literatury, czytałam po hiszpańsku, pisałam po polsku. Porównywałam Kraj Basków i Katalończyków. Potem dostałam propozycję żeby to wydać.
Marta Manowska przyznaje, że miłość do metalowej muzyki, podroży i sportu to zasługa rodziców (fot.C.Prośniak)
Zamiast kariery naukowej, wybrałaś dziennikarstwo?

Była taka propozycja żebym została na uczelni, ale chyba nigdy nie była w orbicie moich zainteresowań. Po powrocie z Hiszpanii zamarzyło mi się aktorstwo. Wywróciłam swoje życie do góry nogami i to doprowadziło mnie do tego miejsca, w którym jestem teraz. Z dnia na dzień spakowałam się, wyjechałam z domu i zaczęłam życie w wynajętym mieszkaniu.

Miłość do ostrej muzyki masz podobno po ojcu?


Tak. Na pierwszy koncert w moim życiu tata zabrał mnie do katowickiego Spodka na Black Sabath. Miałam to szczęście, że wychowałam się na Led Zeppelin, czy Pink Floyd. Teraz pojawił się jeszcze metal. Jeździmy z tatą na koncerty, festiwale.

Dużo podróżujesz?

Podróże to też zasługa rodziców. Gdy byłam mała rodzice pokazali mi całą Europę, teraz ja sama ruszyłam Azję. Podróżuję z mamą i moimi przyjaciółmi.

A sport?


Sport też jest obecny w moim życiu. Też mam to po tacie, bo tata był sportowcem. Zawsze był, więc tenis, kitesurfing, windsurfing, narty, jest siłownia, bieganie. Ruch i dbanie o siebie jest dla mnie bardzo ważny, ale czasem mam na to więcej, czasem mniej czasu, gdy pracuję nad programem.

A gdzie w tym wszystkim jest miejsce na miłość?


Zawsze jest miejsce na miłość. O tym jest ten program (śmiech).
Zdjęcie główne: Marta Manowska pomaga rolnikom w szukaniu żony (fot.tvp.info/C.Prośniak)
Zobacz więcej
Wywiady wydanie 13.10.2017 – 20.10.2017
„Powinniśmy powiedzieć Merkel: Masz tu rachunek, płać!”
Jonny Daniels, prezes fundacji From the Depths, O SWOIM zaangażowaniu w polsko-żydowski dialog.
Wywiady wydanie 28.07.2017 – 4.08.2017
Definitely women in India are independent
Srinidhi Shetty, Miss Supranational 2016, for tvp.info
Wywiady wydanie 28.07.2017 – 4.08.2017
Małgosia uratowała mi życie. Dzięki niej wyszedłem z nałogu
– Mam polski paszport i jestem z niego bardzo dumny – mówi amerykański gwiazdor Stacey Keach.
Wywiady wydanie 28.07.2017 – 4.08.2017
„Kobiety w Indiach są niezależne. I traktowane z szacunkiem”
Tak twierdzi najpiękniejsza kobieta świata Srinidhi Shetty, czyli Miss Supranational 2016.
Wywiady wydanie 14.07.2017 – 21.07.2017
Eli Zolkos: Gross niszczy przyjaźń między Żydami a Polakami
„Żydzi, którzy angażują się w ruchy LGBT, przyjmują liberalny styl życia, odchodzą od judaizmu”.