Wywiady

„Bieganie po zębach w paszczy rekina”. Polak wystartuje w maratonie na Mount Everest

– Mięśnie palą, płuca domagają się tlenu. Dochodzi walka ze zmęczeniem, cierpieniem, bólem, zimnem. To prawdziwa próba charakteru – tak Robert Celiński opisuje jedną z najtrudniejszych imprez biegowych na świecie – Tenzing Hillary Everest Marathon na zboczach najwyższego szczytu na Ziemi. W poniedziałek wystartuje w niej po raz trzeci. W rozmowie z tvp.info opisuje także wciąż odczuwalne skutki tragicznego kwietniowego trzęsienia ziemi.

Co to za pomysł na bieganie w Himalajach? Zwykłe maratony na płaskim już ci nie wystarczają?

To coś zupełnie innego. Tenzing Hillary Everest Marathon to najbardziej egzotyczna impreza biegowa, rozgrywana w najwyższych górach na świecie. Jest ekstremalnie trudna. Poza tym dochodzi możliwość poznania innej kultury. Zawsze gdy jeżdżę w Himalaje, spotykam wyjątkowych ludzi, nie tylko niezwykle uduchowionych miejscowych, ale również fanatyków ekstremalnego biegania takich jak ja.

Można to w jakiś sposób porównać do, dajmy na to, maratonu w Warszawie?

Nie. Wszystko jest inne, diametralnie różni się od tego, czego doświadczamy na nizinach. Pod każdym względem.

Czym się różni danie sobie w kość w Lesie Kabackim od zbiegania z Mount Everest?

Nie da się porównać tych dwóch wysiłków. Pomijając skalę trudności, w Himalajach dochodzi konieczność bycia samowystarczalnym. Nie można ot tak pojechać i wbiec na wysokość 5 tysięcy metrów. Trzeba się najpierw odpowiednio zaaklimatyzować, zorganizować zakwaterowanie, jedzenie, picie, odżywki na kilka tygodni.

Co trzeba w sobie mieć, żeby się podjąć takiego wyzwania. Potrzebna jest jakaś specjalna żyłka?

Niezbędna jest ciekawość świata, chęć podnoszenia poprzeczki w życiu, przełamywania barier psychicznych, mentalnych. Takie bieganie to bezpośrednia walka z własnymi ograniczeniami. Ukończenie biegu daje gigantyczną satysfakcję. Nie tylko dlatego, że się pokonało trudną trasę, ale przede wszystkim wygrało walkę z samym sobą, zmęczeniem, cierpieniem, bólem, zimnem i tak dalej. Boję się przed startem, ale jestem jednocześnie pozytywnie podładowany.

W jakim stopniu maraton w Himalajach to wyzwanie dla organizmu a w jakim dla ducha?

Ciężko określić. Jedno nie istnieje bez drugiego, mocna psychika nie pociągnie słabego organizmu, a silny organizm przegra ze słabą psychiką.
Rok temu Polak zajął ósme miejsce, był najszybszy spośród obcokrajowców (fot. arch. pryw.)
Czym jest dla ciebie ekstremum? Ciekawostką, wartością, do której dążysz?

Po części ciekawość, człowiek ma zakodowane w naturze, żeby szukać granic – fizycznych, mentalnych. To naturalne, że jak się zbliżamy do granic, chcemy je przekroczyć, zobaczyć co jest dalej, ile jeszcze wytrzymam, jak zareaguję. Co jest za tym Rubikonem. Maraton w Himalajach pozawala najbardziej zbliżyć się do granicy.

Co jest dla ciebie ważniejsze – poszukiwanie adrenaliny czy ekstremalnych doznań?

Jedno i drugie. Lubię zarówno skoki adrenaliny jak i osiąganie granic. W ekstremalnych biegach jest jeszcze jeden niezwykle ważny dla mnie czynnik – wprost proporcjonalna do skali trudności ogromna satysfakcja na mecie.

Masz już za sobą dwa starty i kilkutygodniowy rekonesans. Jak wygląda trasa?

Jest bardzo trudna technicznie. Są odcinki, które pokonuje się po krawędziach kamieni, stromych trawersach, przeskakuje po ostrych głazach, korzeniach, biegnie po szutrze, piachu, koleinach. Niemal wszystko rusza się pod nogami. Ścieżka nierzadko ma zaledwie 30 cm szerokości, a niżej jest mocny spadek. Bieganie na tych wysokościach jest trudne i wymaga dużo samozaparcia, szczególnie pod górę. Nie ma praktycznie płaskich odcinków. Nawet najmniejszy podbieg daje się odczuć w płucach i nogach, ale daję radę. Biegam oczywiście wszystko spokojnie, bez szaleństw, bo tak należy postępować na tych wysokościach. Nie pomaga pogoda. Kończy się właśnie pora monsunowa i sporo pada, co utrudnia trening.

Pogoda w Himalajach zdaje się nie rozpieszcza. Potrzeba mieć jednocześnie krótkie gatki, sztormiak i futro?

W górach pogoda zmienia się szybko, ale w Himalajach wręcz w oka mgnieniu. Może być bardzo ciepło i nagle spaść śnieg, albo śnieg z deszczem. Temperatura potrafi spaść o kilka stopni. W ubiegłym roku tuż przed startem spadło około pół metra śniegu, a temperatura spadła do -10 stopni w nocy. W ciągu dnia śnieg się potem topił, w nocy mróz go ściskał w efekcie było bardzo ślisko. Teraz też w nocy temperatura spada do -10. Obecnie mieszkam w miejscowości Gorak Shep na wysokości 5149 m n.p.m. Okna hoteliku są słabo uszczelnione i w nocy para bucha z ust jak z lokomotywy.

W Himalajach trzeba być przygotowanym na wszystko. Z jednej strony w każdej chwili może spaść śnieg, a jednocześnie trzeba mieć czapkę z daszkiem, żeby słońce nie spaliło twarzy. Zapuściłem brodę, żeby ochronić trochę skórę na twarzy i nie spalić jej jak w zeszłym roku.
Zapierające dech w piersiach krajobrazy pozwalają zapomnieć o bólu i zmęczeniu – przekonuje Celiński (fot. arch. pryw.)
Jak reaguje organizm na takie wyzwanie?

Średnia wysokość na jakiej biegam to około 4 tysiące metrów. W takich warunkach tlenu jest bardzo mało, a tlen to paliwo dla mięśni. Wysiłek jest o wiele większy i dłużej trwa regeneracja. Niskie ciśnienie ma również wpływ na myślenie, człowiek jest otępiały, a musi być cały czas maksymalnie skoncentrowany. Trzeba błyskawicznie podejmować decyzje na trasie – czy ma ominąć ten kamień, na który korzeń skoczyć i tak dalej. Każdy, nawet najmniejszy błąd może mieć poważne konsekwencje. Łatwo wywinąć orła i odnieść kontuzję. W ubiegłym roku na trasie natrafiłem na stado jaków, mogłem przeciskać się między nimi lub podbiec pod stromą górkę i je ominąć. Wybrałem to drugie rozwiązanie, było jednak ślisko, zsunąłem się i wygrzmociłem w jaka. Bieganie w Himalajach przypomina bieganie po zębach w paszczy rekina.

Podczas takiego wysiłku jest czas na obserwowanie widoczków, czy tylko zaciskanie zębów i pokonywanie kolejnych kilometrów?

Wysiłek jest tak duży, że koniecznością jest łączenie koncentracji na trasie z obserwowaniem tych nieziemskich widoków. Każdy bodziec, który pozwala zapomnieć o ogromnym bólu i zmęczeniu jest bardzo ważny. Na szczęście w Himalajach nie brakuje krajobrazów, które dają przynajmniej częściowe ukojenie. Taka odskocznia pozwala chociaż na chwilę oszukać organizm, dać trochę luzu.

Co czuje człowiek, gdy jego organizm zbliża się do granic możliwości?

Pod względem fizjologicznym odczuwa ogromne zmęczenie, mięśnie palą, płuca domagają się tlenu, oddech jest urywany. Do tego dochodzi cierpienie mentalne, raczej nie ma mowy o ciszy w oku cyklonu.

Człowiek ma zakodowane w naturze, żeby szukać granic – fizycznych, mentalnych. To naturalne, że jak się zbliżamy do granic, chcemy je przekroczyć, zobaczyć co jest dalej.

Jak się zmusza organizm do dalszego wysiłku, kiedy jest się na granicy wytrzymałości?

W tym przypadku decyduje psychika. Część się wycofuje, część zwalnia, niektórzy dzielą trasę na odcinki i mówią sobie: jeszcze do kolejnego zakrętu, do kolejnej górki. Ja sobie wyobrażam, że się ścigam ze swoim alter ego i nie pozwalam mu się wyprzedzać. Każdy kryzys na trasie mija, trzeba zacisnąć zęby i biec dalej.

Z kim się ścigasz na trasie? Z czasem, rywalami, ze sobą?

Tylko ze sobą. Jeżeli widzę rywala na trasie i wiem, że mogę go dojść, to go gonię.

Jak wyglądają przygotowania do takiego maratonu, można się do czegoś podobnego w ogóle przygotować?

Organizm najlepiej trenować biegając w zbliżonych warunkach. Przed wylotem do Nepalu byłem na dwóch trzytygodniowych zgrupowaniach w Karkonoszach. To oczywiście nie to samo, ale to dobra namiastka. W Szklarskiej Porębie jest dużo miejsc, które imitują warunki w Himalajach, czyli strome trawersy czy kamienie. Do tego jest rzadsze powietrze. W Himalaje poleciałem około 5 tygodni wcześniej i stopniowo aklimatyzowałem się, biegając na coraz większej wysokości.

Stosujesz jakieś metody treningu mentalnego?

Tak, między innymi pozytywne afirmacje. Sugeruję sobie, że dam radę, że nie poddam się, że będę walczył. Podczas samotnych treningów biegowych człowiek ma bardzo dużo czasu, żeby ze sobą poprzebywać. Można odbyć ze sobą szczerą rozmowę, zajrzeć w głąb siebie, ocenić poziom strachu, zagrożenia, cały czas stopniowo przesuwać barierę. Takie bieganie bardzo wzmacnia nie tylko stronę mentalną, ale także duchową, a te dwie rzeczy mogą się wzajemnie nakręcać. Obcowanie z wysokimi górami daje ogromny spokój, pozwala zbliżyć się do absolutu, poczuć obecność Boga. Dostaje się bardzo dużą siłę duchową.

Taki maraton jest zatem przygodą bardziej fizyczną czy duchową?

Jedno i drugie. Jak biegniemy odczuwamy zarówno reakcję organizmu, ale także bardzo silnie zaakcentowana jest walka psychologiczna. Jakkolwiek banalnie by to nie brzmiało, takie rzeczy trzeba przeżyć, żeby zrozumieć.
Jeżeli góry uczą pokory, to czego uczy taki maraton?

Jeszcze większej pokory i cierpliwości. Buduje etos, żeby na każdy sukces trzeba ogromnie i uczciwie pracować. W tym przypadku nie ma miejsca na żadne „po łebkach”. Jeżeli oleje się jakiś element przygotowań, można być pewnym, że to zaniedbanie wyjdzie na trasie. Ukończenie takiego biegu to dowód nie tylko na to, że ktoś ma dobre nogi i mocną psychikę, ale również, że uczciwie pracuje i ma szacunek do Pracy, wielką literką. Na mecie człowiek czuje, że nie dał z siebie 100, ale 120 proc. i że nie zawiódł.

Jaki jest koszt przedsięwzięcia i czy łatwo jest w sporcie amatorskim o sponsorów?

Uczestniczę w programie Lotto Extreme, w ramach którego udało mi się wystartować również w ubiegłym roku. Bez tego wsparcia wyjazd w Himalaje byłby bardzo trudny. Projekt skupia osoby, które mają inspirować innych do działania, nie od razu do ekstremalnych wyzwań, ale żeby wziąć się za siebie. To miła świadomość. Jeżeli chodzi o koszty to trudno je oszacować, bo dochodzą zgrupowania, dieta, sprzęt i tak dalej. Przyzwoity samochód można za to kupić. Jeżeli chodzi o drugą część pytania, to o sponsorów jest trudno. Wysłałem kilkaset ofert i 99 procent prób zakończyło się fiaskiem. Mam kilku partnerów. Lotto jest największym, ale mam też wsparcie firmy Adidas, która mnie ubiera i daje sprzęt, firmy 4F, która również zaopatrzyła mnie w tekstylia, firmy Polar, która dała mi GPS i firmy Polenergia, która pomogła mi sfinansować zgrupowania. Wszystkim jestem ogromnie wdzięczny. Ziarnko do ziarnka i uzbiera się miarka. Jestem także zaangażowany w działalność akcji „Biegacze pomagacze” fundacji Cegiełkowo.

Dość późno wziąłeś się za bieganie na własny rachunek. Wcześniej między innymi byłeś partnerem biegowym Lidii Chojeckiej, teraz zdobywasz medale mistrzostw świata mastersów. Nie żałujesz, że wcześniej zaniedbałeś karierę?

Byłem raczej przeciętnym zawodnikiem, spektakularnych sukcesów na stadionie nie odnosiłem, biegłem raczej w środku stawki. Ale jestem szczęśliwy, że moja pasja trwa nadal. Wielu pokończyło kariery, a ja podejmuję się wyjątkowych wyzwań. Niczego nie żałuję.
Dla biegacza ważne jest także poznawanie nowych kultur (fot. arch. pryw.)
Jak ludzie w Nepalu. Przyjacielscy czy już mają dosyć turystów?

Są bardzo pozytywnie nastawieni, żyją tym maratonem. Ludzie w Nepalu są biedni i turystyka jest dla wielu jedynym źródłem utrzymania. Po tym straszliwym trzęsieniu ziemi bardzo potrzebują wsparcia, także w postaci pieniędzy z turystyki.

Dwa lata temu Szerpowie podźgali nożami turystów ze Szwajcarii.

To ekstremalne przypadki. Są emocje, góry je potęgują, ale większość ludzi myśli racjonalnie. Ja się nie spotkałem z takimi sytuacjami, ludzie są raczej skorzy do pomocy.

Jak wygląda Nepal kilka miesięcy po straszliwym trzęsieniu ziemi?

Cały czas jest w ruinie. Namcze Bazar, baza wypadowa niedaleko Mount Everest, mocno ucierpiała. Wiele budynków nadal jest w ruinie i zapewne jeszcze długo pozostanie. Skala zniszczeń jest ogromna. Wiele miejsc, które pamiętam z poprzednich lat, wygląda upiornie. Trzęsienie miało też wpływ na sam maraton. Miał się odbyć 29 maja, w rocznicę pierwszego wejścia na Mount Everest, ale został przełożony.

Jak trzęsienie wpłynęło na ludzi? Odczuwasz jakąś zmianę w ich nastawieniu?

Nepalczycy to spokojni ludzie. Zawsze byli i zawsze będą. Ich smutek po trzęsieniu jest wyczuwalny pod tą maską spokoju, a przez to chyba jeszcze bardziej wymowny. Skutki ekonomiczne trzęsienia zapewne wciąż są odczuwalne.

Tak. Ceny poszły w górę. Do Namcze Bazar można dostać się tylko na piechotę. Wszystkie towary Szerpowie muszą przynosić na plecach. Napoje, jedzenie, nawet papier toaletowy są kilka razy droższe.

Półświatek funkcjonuje?

Gangi zawsze działają. Nie widać ich, ale wiadomo, że są. Jak ktoś ma pieniądze i potrzeby, dostanie nawet narkotyki czy dziewczynki. Oczywiście za odpowiednią cenę.

Wróćmy do maratonu. Ukończyłeś go dwukrotnie, rok temu byłeś najszybszy spośród obcokrajowców. Jakie można mieć jeszcze cele? Może jakieś inne imprezy dla ludzi z upośledzonym instynktem samozachowawczym?

Moim celem jest wygranie Tenzing Hillary Everest Marathon. Chcę być pierwszym obcokrajowcem, który pokona Szerpów. Potem chciałbym powtórzyć sukces. Dalej marzą mi sie Maraton Piasków w Maroku, ekstremalnie trudny wyścig wieloetapowy, maraton wokół masywu Mont Blanc, Baikal Ice Marathon, 100-milowy bieg w Stanach czy wyścig po wulkanach na Wyspach Kanaryjskich. Sporo jest takich imprez. Najważniejszy mój cel to nie tylko bieganie w takich ekstremalnych zawodach, ale również towarzyszący temu rozwój duchowy i poznawanie nowych kultur.
Zdjęcie główne: Robert Celiński wystartuje w Tenzing Hillary Everest Marathon (fot. arch. pryw.)
Zobacz więcej
Wywiady wydanie 13.10.2017 – 20.10.2017
„Powinniśmy powiedzieć Merkel: Masz tu rachunek, płać!”
Jonny Daniels, prezes fundacji From the Depths, O SWOIM zaangażowaniu w polsko-żydowski dialog.
Wywiady wydanie 28.07.2017 – 4.08.2017
Definitely women in India are independent
Srinidhi Shetty, Miss Supranational 2016, for tvp.info
Wywiady wydanie 28.07.2017 – 4.08.2017
Małgosia uratowała mi życie. Dzięki niej wyszedłem z nałogu
– Mam polski paszport i jestem z niego bardzo dumny – mówi amerykański gwiazdor Stacey Keach.
Wywiady wydanie 28.07.2017 – 4.08.2017
„Kobiety w Indiach są niezależne. I traktowane z szacunkiem”
Tak twierdzi najpiękniejsza kobieta świata Srinidhi Shetty, czyli Miss Supranational 2016.
Wywiady wydanie 14.07.2017 – 21.07.2017
Eli Zolkos: Gross niszczy przyjaźń między Żydami a Polakami
„Żydzi, którzy angażują się w ruchy LGBT, przyjmują liberalny styl życia, odchodzą od judaizmu”.