Wywiady

Martyna Jakubowicz dla tvp.info: wolałabym odejść w pędzie

– Byłam zagubiona, niepewna siebie, często podejmowałam decyzje, które nie były dla mnie dobre. Z różnych opresji ratował mnie mój charakter, bo okazywało się, że ten panczur ze mnie wychodził i tupał nogą. To moim zdaniem zapobiegło większym tragediom w moim życiu. Takie geny, taki charakter – mówi w rozmowie z portalem tvp.info Martyna Jakubowicz. Na rynku właśnie ukazuje się jej nowa płyta „Prosta piosenka”. Tylko nam opowiada, dlaczego zdecydowała się po raz pierwszy na duety z mężczyznami, czyli z Kortezem i Wojciechem Waglewskim, jak postrzega kobiecość i czy udało jej się uciec z „domów z betonu”.

Album nosi tytuł „Prosta piosenka”, ale to wcale nie jest prosta płyta i prosta historia…

Dla mnie całkowicie prosta. Myślę o życiowych sprawach, więc o nich śpiewam. Na temat warstwy muzycznej wolałabym się nie wypowiadać, niech ją ocenią słuchacze.

Okładka płyty to też prostota i minimalizm.

Tak. Ja idę w prostotę, w minimalizm, w pewne ograniczenie sytuacji, które produkuje mój umysł. Staram się go dyscyplinować, wszystko upraszczam. Myślę, że to jest dobry pomysł, bo daje dużo więcej porządku w życiu.

Ta płyta to pani reakcja na codzienność, na to, co w niej złe i dobre?


Myślę, że taka jest prawidłowość muzyki, że gramy tak, jak mieszkamy, gdzie mieszkamy, w jakim rejonie świata, jaka jest pogoda, jacy są ludzie, jakie są sytuacje. To mnie interesuje. Nie jestem producentem popowych hitów, tylko śpiewam zawsze o tym, co mi leży na sercu. Przez ostatnie sześć lat, bo tyle upłynęło od mojej autorskiej płyty, trochę tych refleksji się nazbierało i dlatego ta płyta jest taka, jaka jest.

Nie chcę zadawać pani pytania, gdzie pani była po tym, jak zaśpiewała „W domach z betonu”, bo jednak pani była i udzielała się muzycznie…


No tak (śmiech). To jest słynne pytanie jednej dziennikarki: „gdzie pani była, kiedy pani nie było?”. Ja rozumiem, że świat mediów rządzi w tej chwili muzycznym biznesem, że jeżeli artysty długo nie ma w różnych programach telewizyjnych czy na festiwalach muzycznych to wygląda to tak jakby zapadł się pod ziemię, co w moim przypadku nie jest prawdą. Miałam okres przerwy, ale od dobrych 10 lat gram koncerty, nagrywam płyty. Tylko może stało się tak, że przeszły mniej zauważone.
Na nowej płycie po raz pierwszy śpiewa razem z Kortezem (fot. mat. pras.)
Wspomniała pani o tym, że płyta jest efektem rozmyślań, które nazbierały się w ciągu sześciu lat, więc muszę dopytać, co to za refleksje?

Tak jak mówiłam, płyta jest o życiowych sprawach, miłości, rozstaniach, o moim podejściu do bardzo ogólnie ujmując sytuacji światowej, jest też trochę nawiązaniem do przeszłości, bo są dwie piosenki nie moje. Jedna to „Ja płonę” Wojciecha Waglewskiego, druga to „Rzeka miłości” Tiltu. Obie te piosenki śpiewam z mężczyznami – Waglewskim i Kortezem. Tak się wydarzyło, że aranżacje robił Darek Bafeltowski, gitarzysta, z którym na stałe współpracuję. Jednym słowem sami panowie tutaj rządzili.

Dlaczego właśnie Waglewski i Kortez?

Wojtek Waglewski, tego wyboru chyba nie muszę tłumaczyć. Piosenka „Ja płonę” jest jego kompozycją.

A Kortez? To już bardziej zaskakujący wybór…

Dla mnie nie aż tak zaskakujący. Brzmienie jego wokalu wydawało mi się optymalne do tej piosenki, klimatyczne. Tak sobie wyobraziłam, że może nasze wokale by razem fajnie brzmiały. Myślę, że to dobry wybór.

Niektórzy śmieją się, że miała pani nosa, bo Kortez w tym roku ma najwięcej nominacji do tegorocznych Fryderyków.


Chyba mam nosa. Udało mi się kilka razy w życiu go mieć do różnych artystów.

To pierwszy raz, kiedy zdecydowała się pani na takie damsko-męskie duety na płycie?


Tak, zdecydowałam się na to z bardzo prostego powodu. Gdybym miała zrobić singla i wymyślić duet damsko–męski to bym się na to nie zdecydowała. Te piosenki według mnie wpasowały się w całość płyty. Taki dodatek męskiej energii jest fajnym kolorytem.
„W wieku 80 lat będę rozbrykaną staruszką”
Te covery z mężczyznami to taka podróż sentymentalna?

Tak, to jest trochę podróż sentymentalna. Chciałam tę płytę wydać na 60. urodziny. Nie udało się, bo dosyć długo nad nią pracowaliśmy. Stąd się może to wzięło. Podobnie jak utwór „Mój czas ucieka” jest nawiązaniem do piosenki „Kiedy będę starą kobietą”. Piosenka „Wielka słabość” pojawiła się na płycie „Tribute to Eric Clapton”. To wszystko jest opakowane na nowo. Chodziło o to, żeby ta płyta była całością, w miarę spójną, aczkolwiek z drugiej strony myślę sobie o niej, że jest to zbiór piosenek singlowych, ale tak jak mówię nie lubię mówić o muzyce, bo każdy słuchacz ma swój gust, swoje odczucia.

A gdybym panią zapytała, w jakim gatunku muzycznym najbardziej się pani odnajduje?
Wiele osób mówi o pani nowej płycie, że to folkowo–akustyczne granie…

Nie jest tajemnicą, w jakim gatunku ja się czuję najlepiej, nie jest tajemnicą, że to, co robię jest konglomeratem folku, bluesa i rocka. To nie jest żadna nowość, jeśli chodzi o moje śpiewanie. Nowością jest to, że w zasadzie cały pomysł tej płyty był taki, żeby te piosenki powstawały na bazie wokalu z gitarą. To bardzo dobra szkoła amerykańska. Piosenka, która działa i idzie, jeśli śpiewa się ją z akompaniamentem gitarowym, to była dla mnie podstawa, gdy robiliśmy z Darkiem ten materiał. Nie miałam pomysłu jak to dalej będzie wyglądało. Surowe demo pojechało do kilku wytwórni, gdzie się bardzo mocno nie spodobało, więc uśmiechałam się pod nosem. Nie wzięłam sobie tego mocno do serca, bo za długo jestem w tej branży. Z tej gitary i mojego śpiewania wyszedł elektro folk, ale też nie do końca, bo jest on w sumie bardzo delikatny.

Jednym słowem minimalizm taki sam jak na okładce?

Taki był zamysł całości. Zdjęcia, również przepiękne, zrobił Igor Omulecki. Są proste, klimatyczne. Taki miałam pomysł, żeby wszystko było właśnie takie ascetyczne.

Są na tej płycie mężczyźni, ale mam wrażenie, że ta płyta jest bardzo babska, że porusza wiele kobiecych tematów?

Jestem kobietą, co będę śpiewała męskie pieśni. Niektórzy próbują, ale myślę, że ja zawsze idę w kierunku kobiet. Jestem kobietą, więc to musi być kobiece. Nie wyobrażam sobie inaczej.
Jakubowicz porusza na płycie typowo kobiece tematy (fot. mat. pras.)
To nie tylko sprawy bliskie sercu każdej kobiety, ale mam wrażenie, że też przygląda się pani pozycji kobiet w społeczeństwie?

Tak, jest w tym trochę racji. Piosenka „Jestem niby hak” mówi o wychodzeniu z nieciekawego, toksycznego związku, jest „Wielka słabość”, która mówi i o tym, że fajnie, ale jednak się nie zdecyduje zaangażować. Jest „Rzeka miłości”, choć to mężczyźni napisali. „Mój czas ucieka” to tekst pisany przez mężczyznę, ale ja tam również dodałam kilka własnych linijek. Nie chcę analizować, czy to było zamierzone, tak się poukładały te piosenki.

Co panią najbardziej wkurza w postrzeganiu nas - kobiet?


Nie chcę generalizować, ale Polska jest społeczeństwem raczej patriarchalnym, konserwatywnym. Mamy też źle postrzegany wzorzec męskości - mężczyznę, który jest trochę nieczuły, mało empatyczny, nakazujący, kontrolujący, często nie bardzo zajmujący się potrzebami emocjonalnymi kobiety. To jest temat dla psychologa, socjologa. Ja na to patrzę okiem zwykłego człowieka. Patrzę na to z perspektywy czasu. Mój dziadek był szalenie eleganckim panem, który przepuszczał kobiety w drzwiach, nosił walizkę, ustępował miejsca. Teraz jest z tym problem. Kiedyś to był taki sznyt, że się tak panowie zachowywali, teraz jest bardzo różnie. Myślę też, że nastąpiła brutalizacja w ogóle rzeczywistości, stosunków międzyludzkich.

A nie ma pani wrażenia, że kobiety są traktowane przedmiotowo?
Myślę, że piosenka „Fiolety” też do tego nawiązuje. Śpiewa pani w niej, że nic nie musi…

Jak dożyję, to będę ją chętnie śpiewać w wieku 80 lat. Będę rozbrykaną staruszką, która może się nauczyć pluć, mieć w nosie diety i to wszystko, o czym śpiewam. Myślę sobie, że ta przyjemność z życia nie polega na samych zewnętrznościach. To wszystko przywędrowało wraz z kulturą zachodnią, amerykańską. Ten lęk przed śmiercią, starością. Utrata wszelkich dobrobytów doczesnych będzie powodowała ogromne problemy, frustracje.
„Za bycie poza głównym nurtem płaci się swoją cenę”
Zostańmy jeszcze na chwilę przy temacie kobiecości. My pamiętamy Martynę Jakubowicz jako kobietę z długimi, ciemnymi włosami, teraz są krótkie i białe.

Mam teraz irokeza i dążę do punk folku (śmiech).

Mówi się, że nowa fryzura to nowy etap w życiu kobiety. Zgadza się pani z tym?

Miałam duży problem, czy ścinać włosy, czy nie. To jest zadziwiający lęk przed zmianą. Pomyślałam, że jeśli mam taki tok myślenia, obawiam się zmiany, to znaczy, że nie jest dobrze, bo zmiana jest zawsze dobra. Postanowiłam je ściąć, zmienić kolor. Mam lekką głowę, prowadzę aktywny tryb życia, więc długie włosy były jak te same buty, w których człowiek chodzi od 150 lat. Zdarza się bardzo często, że wychodzę na scenę i jest pewnego rodzaju konsternacja, bo ludzie się przyzwyczajają do wizerunku artysty, a jak jest zmiana, to jest konsternacja. Muszą się przyzwyczaić, bo nie zamierzam jej zmieniać.

Trochę się pani tą fryzurą odcięła od tych - jak to nazwała - starych butów. Jestem ciekawa, czy był taki moment, kiedy chciała się pani odciąć od piosenki „W domach z betonu”, która była i pewnie nadal jest bardzo z panią kojarzona?


To jest taka piosenka, której ludzie chcą słuchać, ale też trzeba brać pod uwagę, że czas płynie, że przychodzą na koncerty ludzie coraz młodsi, że to już nie jest czas, kiedy się odpalało zapalniczki przy tej piosence. To odeszło w dal, nie wróci. Ta piosenka jest w programie, ludzie cieszą się, gdy jest, ale ona jest trochę przearanżowana, jest elementem całości, całego koncertu. Nie ma odwrotu od śpiewania piosenek, które ludzie znają z lat 80. Nie można im tego odbierać, są do tego przyzwyczajeni. Zawsze są „Domy z betonu”, zawsze jest „Kołysanka dla Misiaków”. Te „Domy z betonu” przylgnęły do mnie medialnie, ale jest naprawdę wiele piosenek, które ludzie dobrze znają i których chcą słuchać.

A był taki moment, kiedy wchodziła pani na scenę i mówiła: „O nie, już nie mogę z tymi domami”?


Nie. To jest tylko problematyczne, gdy ktoś oczekuje, że ja wyjdę w programie telewizyjnym i zaśpiewam tylko tę piosenkę. Takich sytuacji nie lubię i ich unikam. Nagrałam 15 płyt i naprawdę jest cała masa fajnych piosenek. Nie chcę być kojarzona z jedną piosenką z lat 80.
Menadżerką artystki jest jej córka, Jakubowicz przekonuje, że da się oddzielić sferę prywatną od zawodowej (fot. mat. pras.)
A mamy wolność, o której pani śpiewała?

To nie jest piosenka o wolnej miłości. To była komuna. Mogłam być punkowcem i śpiewać „Precz z komuną”. Długo bym nie pośpiewała, nie nagrała tego nigdzie. Historia z „Domów” jest wymyśloną, aczkolwiek życiową, że niefajnie jest żyć w szarym betonie, zamknięciu, ograniczeniu.

Pani z tego betonu uciekła?


Tak, uciekłam. Udało mi się. Bardzo jestem szczęśliwa z tego powodu. Kosztowało mnie to trochę wysiłku, ale uciekłam.

Różne są kolory i odmiany kobiecości, jedną z nich jest bycie matką. Jak wygląda pani relacja z córką?
Patrycja jest pani menadżerem. Da się oddzielić prywatność od sfery zawodowej?

Zachowujemy higienę. Gdy nie jesteśmy w trasie i nie musimy omawiać ze sobą pilnych spraw, wtedy staramy się nie dzwonić do siebie bez przerwy. Obie mamy trudne charaktery, jesteśmy indywidualistkami, obie jesteśmy uparte, potrafimy być wybuchowe. Myślę, że to jest dobra współpraca. Patrycja pracowała w branży przez chwilę, miała 17 lat, gdy zaczęła. Zajmowała się promocją, poza tym skończyła psychologię, jest coachem. Interesuje ją filozofia sprzedaży, to fachowa siła.

Ale pani nie traktuje jako produktu?

W dzisiejszych czasach wszyscy jesteśmy skazani na to, że będzie się o nas tak myślało.
Zarówno okładkę płyty, jak i warstwę muzyczną charakteryzuje minimalizm (fot. mat.pras.)
Jest pani dojrzałą kobietą, muzykiem. Jak pani patrzy dzisiaj na rynek muzyczny to, co sobie pani myśli?

Myślę sobie, że młodzi artyści mają teraz ciężko, bo jest ogromna ilość muzyki na rynku, przesyt, przemiał, który albo się uda, albo nie. Wszystko jest uzależnione od tego, czy ludzie kupią, czy nie. Wielu muzyków chodzi do pracy i gdy chce wydać płytę, to robi to z własnych funduszy. Rynek komercyjny, którym nie jestem zainteresowana, myślę, że też jest specyficzny. Nijak się ma do światowej muzyki rozrywkowej, z prostego powodu: to jest mały rynek. W Europie jedzie się w trasę na trzy lata, a w Polsce…ja zagram do maja 30 koncertów, a do następnej płyty może ktoś gdzieś mnie zaprosi. Nie dołuję się, bo śpiewam o tym, co tu. Polacy sobie świetnie radzą – filmowcy, aktorzy, graficy. Jesteśmy wyeksportowani w dużej części.

Nie ma pani wrażenia, że my, polscy słuchacze, mamy coraz lepszy gust?

Na pewno publiczność przez to, że nie ma izolacji od reszty świata, że jest Internet, można sobie słuchać różnej muzyki, jest inna. Wymagania się zmieniły.

To, o czym pani mówi, czyli bycie obok, a nawet poza komercją, wybór własnej drogi rozwoju czy tej muzycznej, to też wymaga sporej odwagi?


Za to się płaci swoją cenę. Potem są takie sytuacje, że przychodzi pani stylistka na sesję i pyta, co ja właściwie takiego robię. Odpowiadam, że śpiewam. Albo właśnie, co pani robiła, jak pani nie było. Oczywiście to wszystko przekłada się również na finanse, jeśli się nie jest w głównym nurcie. Ja uważam, że taka jest moja droga, płacę swoją cenę, robię to świadomie i ponoszę konsekwencje swojego wyboru.
– Za bycie poza głównym nurtem płaci się swoją cenę – uważa Jakubowicz (fot. mat. pras.)
Pojawia się wtedy zapewne kolejne pytanie – co się wtedy robi? Gotuje obiady, szuka innej pracy?

Ja póki co mogę się utrzymywać z tego, co robię, choć nie jest to ogromny pieniądz. Póki jestem w stanie, to jest dobrze, a jak przestanę, to wtedy się zacznę nad tym zastanawiać.

W jednym z wywiadów powiedziała pani, że przez większość życia nie wierzyła we własne siły. A jak jest dzisiaj?

Teraz myślę, że mam taki moment w życiu, że nabrałam dużo mocy. Z czego to wynika, trudno mi powiedzieć. Czy to jest kwestia wieku, doświadczenia, przemyśleń, czy to tak samo z siebie przychodzi? Nie mam pojęcia. Dużo się w tym moim życiu pozmieniało, mocno jest to moje życie uporządkowane, mam różne przemyślenia, czego bym się jeszcze można nauczyć. Teraz będę się uczyła portugalskiego, już sobie znalazłam materiały w sieci. Muszę ćwiczyć umysł.

Rzeczywiście czuje pani, że czas ucieka tak jak śpiewa w piosence? To, co pani mówi, przeczy temu stwierdzeniu.


Tak (śmiech). Może na tym to polega, że człowiek jak jest młody to bardziej trwoni czas, bo go inaczej odczuwa, potem robi się z tego sytuacja metafizyczna, bo ten czas zaczyna być zupełnie inaczej odczuwany. Bardziej człowiek go ceni, nie chce go tracić na dziwne rzeczy nic nie warte, spotkania z ludźmi, z którymi nie chciałby się spotykać, robienie głupot. Mam duży ogródek, zajmuję się tam obserwacjami przyrody, roślin. Mam z tego frajdę, że są zadowolone. To jest taka ścieżka ku coraz większemu wyciszeniu, ale to nie znaczy, że ma to być wyciszenie mało rozwojowe. Fajnie jest, gdy człowiek odchodzi w pędzie, a nie w takim jakimś niezadowoleniu. Ja wolałabym odejść w pędzie.

A gdy wychodzi pani na scenę musi się pani wyciszyć czy właśnie nakręcić tą dobrą energią?


Nakręcenie nie. Muszę mieć spokój.
Zgadza się pani ze stwierdzeniem, że kobieta jak wino - im starsza tym lepsza?

Trzeba by było panów zapytać, oni zawsze mają trochę inne spojrzenie (śmiech). Ja się dobrze czuję sama ze sobą, a różnie w życiu bywało. Byłam osobą zagubioną, niepewną siebie, często podejmowałam decyzje, które nie były dla mnie dobre. Z różnych opresji ratował mnie mój charakter, bo okazywało się, że ten panczur ze mnie wychodził i tupał nogą. To moim zdaniem zapobiegło większym tragediom w moim życiu. Takie geny, taki charakter.

Czego pani życzyć?

Dłuższych wakacji w Portugalii.
Martyna Jakubowicz jest uważana za jedną z najważniejszych i najbardziej uzdolnionych wokalistek polskiej sceny folkowo-bluesowej. Jest córką publicysty Tadeusza Żychiewicza. Zadebiutowała w 1977 roku w warszawskim klubie Remont. Do jej najbardziej znanych przebojów należą piosenki „W domach z betonu nie ma wolnej miłości”, „Kołysanka dla Misiaków”, czy „Kiedy będę starą kobietą”. Współpracowała m.in. z Wojciechem Waglewskim oraz zespołem Dżem. Była menadżerką zespołu Raz, dwa, trzy i Illusion. Po sześciu latach wraca z nową płytą „Prosta piosenka”, której premiera odbędzie się 18 marca.
Zdjęcie główne: Martyna Jakubowicz powraca po 6 latach z nową płytą (fot. mat. pras.)
Zobacz więcej
Wywiady wydanie 13.10.2017 – 20.10.2017
„Powinniśmy powiedzieć Merkel: Masz tu rachunek, płać!”
Jonny Daniels, prezes fundacji From the Depths, O SWOIM zaangażowaniu w polsko-żydowski dialog.
Wywiady wydanie 28.07.2017 – 4.08.2017
Definitely women in India are independent
Srinidhi Shetty, Miss Supranational 2016, for tvp.info
Wywiady wydanie 28.07.2017 – 4.08.2017
Małgosia uratowała mi życie. Dzięki niej wyszedłem z nałogu
– Mam polski paszport i jestem z niego bardzo dumny – mówi amerykański gwiazdor Stacey Keach.
Wywiady wydanie 28.07.2017 – 4.08.2017
„Kobiety w Indiach są niezależne. I traktowane z szacunkiem”
Tak twierdzi najpiękniejsza kobieta świata Srinidhi Shetty, czyli Miss Supranational 2016.
Wywiady wydanie 14.07.2017 – 21.07.2017
Eli Zolkos: Gross niszczy przyjaźń między Żydami a Polakami
„Żydzi, którzy angażują się w ruchy LGBT, przyjmują liberalny styl życia, odchodzą od judaizmu”.