Gawliński dla tvp.info: wraz z narodzinami chłopaków mocno się wystopowałem
wtorek,3 maja 2016
Udostępnij:
– To, co robi Beniamin, to dla niego duża nauka. Celowo wymyśliłem, by nauczył się grać też na klawiszach, żeby śpiewał drugie głosy, bo to zawsze się przydaje. Wykorzystuję go na 200 proc., ale nie płacimy mu pełnej stawki jak kolegom z zespołu – mówi w rozmowie z tvp.info Robert Gawliński, lider zespołu Wilki. Na nowym albumie „Przez dziewczyny” do grupy dołączył jego syn Beniamin.
„Przez dziewczyny” to tytuł nowej płyty Wilków. Jaka ona jest?
Jest taką radosną twórczością zespołu Wilki. Przynajmniej w dwóch trzecich, bo pod koniec płyty znajdują się bardziej refleksyjne teksty i muzyka. Cały ton tej płycie nadały utwory „Przez dziewczyny” i „Wenus, tu Mars”. Myślę sobie, że to chyba najszybsza płyta Wilków, jaką nagraliśmy i najbardziej rock’n’rollowa.
Skąd to tempo? Wstąpiła w ciebie jakaś nowa energia?
Coś jest na rzeczy, coś w tym jest. Nie wiem, skąd się to wzięło. Może cztery lata przerwy od ostatniej płyty zrobiły swoje. Takie długie przerwy służą artystom. Czasem trzeba ją sobie zrobić. Może nie za każdym razem, ale moi ukochani artyści tacy jak U2 czy PJ Harvey, gdy mają dłuższą przerwę, to wiem, że będę miał do czynienia z bardzo dobrą płytą. Uwielbiam ludzi show biznesu, którzy uprawiają autorskie dzieła.
A co robiłeś jak nie grałeś?
Niewiele się u mnie działo. Graliśmy dużo koncertów, wyjeżdżałem z rodziną do Grecji, odpoczywaliśmy dużo, komponowałem w tym czasie piosenki dla różnych artystów, pisałem teksty. Próbowałem też stworzyć swoją solową płytę. Tak powstało dziewięć utworów, jeden z nich przeniknął na płytę Wilków, to duet z moim synkiem Beniaminem. Jestem z tego powodu bardzo szczęśliwy, ale reszta piosenek, które w tym czasie skomponowałem czekają na lepszą porę.
Może cztery lata przerwy od ostatniej płyty zrobiły swoje. Takie długie przerwy służą artystom.
(fot. mat.pras.)
Te prawie cztery lata wolnego to był czas sielanki, czy dopadło cię jakieś choróbsko?
Choróbsko może nie, ale czułem się słabo psychicznie. Mam tak, że jak się świetnie czuję, to komponuję dużo utworów, piszę dużo tekstów, rzucam się w wir komponowania, śpiewania. To mnie cieszy, ale jak nie czuję się dobrze, to piszę zupełnie inaczej. Te piosenki na solową płytę są tego wyrazem, one nie są złe, z niektórych jestem zadowolony, ale są potwornie smutne. Ich wyraz, nastrój jest bardzo minorowy, do słuchania wieczorem. Ktoś by powiedział, że są „chill outowe”, ale mnie się tak nie wydaje. Cieszę się, że ta płyta z Wilkami jest wielką radością, przełamaniem się wewnętrznym. Dla mnie to rodzaj odbicia się od dna.
To greckie słońce tak cię naładowało?
Tak. Gdy komponowałem je jesienią zeszłego roku w Polsce było pochmurno, padał deszcz, a tam była przepiękna pogoda. Całe dnie spędzałem na tarasie z gitarą. Gdy je przesłuchałem, stwierdziłem, że trzeba zrobić próbę z Wilkami, że najwyższy czas, aby Wilki nagrały komercyjną, mainstreamowi płytę, która spodoba się tej części fanów, których nie zachwyciła płyta „Światło i mrok”.
Dziewczyny pojawiają się w tytule, chcesz powiedzieć, że wszystko wydarzyło się przez nie?
Dla faceta w dużej mierze wiele dzieje się przez dziewczyny. Ja zacząłem grać na gitarze przez dziewczyny, pisać teksty do piosenek przez dziewczyny, komponować. To się działo na przełomie lat 70. i 80., kiedy były dwa kanały telewizyjne, nie było internetu. Wiele czasu młodzi ludzie spędzali na podwórku, siedziało się na ławkach w parku. Ktoś przyniósł butelkę wina, ktoś gitarę. Zauważyłem, że granie to jest jakiś szczególny wabik na kobiety, one kochają sztukę. Bardzo dobrze wspominam ten czas. Dziewczyny zapraszały mnie na prywatki recytatorsko–literacki, niektóre z nich pisały swoje wiersze. Pomyślałem, że czemu ja nie mógłbym spróbować czegoś napisać, dorównywać poziomem chociażby do tych gorszych poetów. Nie było to takie proste, zajęło mi wiele lat, ale polubiłem pisanie, choć sprawia mi wiele bólu i cierpienia. Komponowanie, układanie melodii do piosenek jest o wiele prostsze od pisania tekstów. Niekiedy ta piosenka czeka wiele lat, żeby tekst przypasował do melodii, bo tylko takie piosenki są dobre, w których jedno i drugie współgra.
„Wraz z narodzinami chłopaków mocno się wystopowałem”
Powiedziałeś, że pisanie sprawia ból i cierpienie. To dlatego do napisania kilku tekstów dopuściłeś kobietę, czyli swoją żonę?
Zaczęło się od tego, że w zeszłym roku wydała swój tomik wierszy. Moniczka od lat jest menadżerem Wilków, zawsze pisała coś do szuflady, pisze swój pamiętnik, ale w zeszłym roku odważyła się wydać tomik. Po napisaniu sześciu tekstów wyeksploatowałem się, wyprułem z pomysłów. Poprosiłem ją żeby może spróbowała. Było w tym trochę mojego cwaniactwa, chciałem ją zdopingować, żeby zaczęła pisać. Udało się. Podobnie było z Beniaminem. Poprosiłem go, by wszedł do studia i nagrał mi taką wersję piosenki po angielsku, nie zwracając uwagi, czy czysto, czy pięknie, tylko żeby było fajnie po angielsku, bo mój syn lepiej mówi po angielsku. Chodziło mi o to, żebym nie musiał chodzić z kartką i uczyć się, tylko wrzucił sobie na słuchawki. Posłuchaliśmy tego, co nagrał, popatrzyliśmy na siebie z Jaśkiem, producentem płyty i stwierdziliśmy, że może by nagrał to jeszcze ze dwa, trzy razy i będziemy mieli numer na płytę.
Zanim porozmawiamy o twojej współpracy z Beniaminem, to zapytam cię, za co cenisz Monikę? Za to, że wytrzymała z tobą tyle czasu?
Chyba nie jestem aż taki zły. Mogę być chimeryczny, ale nie wydaje mi się, żebym był złym człowiekiem, czy kłopotliwym artystą. Od 10 czy 15 lat jestem domatorem, spokojnym ciziem. Wraz z narodzinami chłopaków mocno się wystopowałem. Mity o Gawlińskim są mitami. Jest w nich trochę prawdy, ale niewiele (śmiech). Dogadujemy się świetnie, Monika jest dla mnie wszystkim.
To dopytam raz jeszcze, za co ją cenisz?
Za to, że jest matką, kochanką, opiekunką, menadżerem, przyjaciele serdecznym. Mam nadzieję, że spełniam wiele z tych funkcji w jej życiu.
Było w tym trochę mojego cwaniactwa, chciałem ją zdopingować żeby zaczęła pisać. Udało się.
(fot. mat.pras.)
Kłócicie się?
Ja z Moniką tak. Myślę, że jak jest miłość, uczucia, to musi coś gdzieś eksplodować. Nie przypominam sobie natomiast żadnych kłótni z moimi synami. Kończyło się na rozmowie jak facet z facetem i pouczeniem, że nie można tak robić, że wynikają z tego słabe sytuacje, że sam wiesz, że popełniłeś błąd. Zawsze starałem się rozmawiać z synami jak z dorosłymi ludźmi. Mam z nimi naprawdę świetny kontakt.
Kiedy powstał ten pomysł, żeby ojciec i syn nie tylko razem pojawili się na płycie, ale i koncertowali?
To był przypadek. Beniamin, który gra z Wilkami już od roku, i jego brat Emanuel razem ze mną grali w domu, mają swoje zespoły. Benjamin gra zakręconą muzykę, zahaczającą o jazz, Emanuel woli cięższe, rockowe brzmienia. Rozpiętość ich zainteresowań jest spora. W pewnym momencie pojawił się wakat w Wilkach, bo rozstaliśmy się z basistą. Emanuel nie grał jeszcze na tyle dobrze żebym go zaprosił do Wilków. Zaistniała sytuacja, że ktoś musiał przyjść i grać. W międzyczasie wracał do nas, bo zamykał swoje sprawy Marcin Ciempiel. Zajęło mu półtora miesiąca załatwianie swoich spraw.
W tym czasie grał z nami właśnie Beniamin. Naturalnym było, że gdy wrócił Marcin, mój syn przestał. Okazało się, że nie tylko mnie i mamie, ale i chłopakom, zaczęło brakować Beniamina, gdy nie jeździł z nami w trasy. Fajnie wpisał się w ten ludzki konglomerat osobowości. Jest wesołym człowiekiem, serdecznym, duszą towarzystwa. Nie jest głupi, nie męczył się, nie nudził nikogo, potrafi bawić, mówi mądre rzeczy. W końcu powstał pomysł żeby śpiewał chórki, poza tym podczas koncertów gra na gitarze, na klawiszach. Myślę, że za chwilę ma szansę stać się bardziej nieodzowny niż każdy z zespołu (śmiech). Mówię to oczywiście w żartach.
„Beniamin dołączył do zespołu spontanicznie”
Jakie to uczucie śpiewać razem z synem? Dopuszczałeś w ogóle taką możliwość?
W ogóle o tym nie myślałem. Do 20. roku życia chłopaki słuchali muzyki, ale nie interesowali się nią tak jak ja. Któregoś razu Beniamin zszedł na dół i zapytał, czy może pożyczyć jedną z moich gitar. Wybrał sobie i usłyszałem jak z jego pokoju płyną dźwięki. Okazało się, że postanowił nauczyć się melodii z gry komputerowej „Diablo 1”. Następnego dnia od rana już grał i tak po 8-12 godzin dziennie przez trzy lata, aż się nauczył grać. Ten utwór zagrał po trzech dniach. Zawsze staramy się jeść wspólnie obiady, więc na deser zagrał nam właśnie ten kawałek.
Czujesz, że niedaleko padło jabłko od jabłoni?
Jestem dumny, że mam wspaniałych synów, czuję radość. To jest takie cieszenie się z tego, że mogę z synem pojechać na koncert, że mogę mieć z nim taki kontakt, jaki rzadko, kiedy mogą mieć rodzice.
Odseparowywałeś synów od tej muzycznej drogi, mówiłeś, że to ciężka robota?
Nie mówiłem im tego. Ja po prostu ich nie popychałem w tę stronę. Może, dlatego tak długo nie mieli kontaktu z muzyką. W tych czasach granie muzyki jest bardziej hobby niż zawodem. Być może niebawem będzie tak, że muzycy będą musieli uprawiać jakiś inny zawód, żeby móc grać. Wolałbym żeby Beniamin skończył tę swoją grafikę komputerową, którą zaczął i przerwał. Emanuel mam nadzieję skończy studia na AWF-ie i będzie mógł pracować w swoim zawodzie. Jego marzeniem jest mieszkać w ciepłym kraju na południu Europy. Nie wymaga to może szalonych ambicji, ale urzekło mnie to.
Nie popychałem ich w stronę muzyki. Może, dlatego tak długo nie mieli kontaktu z muzyką
Nie ma między nimi zazdrości, że jeden gra z ojcem, a drugi nie?
Na pewno jest, tylko, że Beniamin zaczął wcześniej grać, wcześniej osiągnął poziom zawodowego grania. Emanuel robi postępy, coraz lepiej gra na basie, ale my w Wilkach mamy już obsadzony bas, przyjaciela się z zespołu nie pozbędę. To, co robi Beniamin, to dla niego duża nauka. Celowo wymyśliłem, by nauczył się grać też na klawiszach, żeby śpiewał drugie głosy, bo to zawsze się przydaje. Wykorzystuję go na 200 proc., ale nie płacimy mu pełnej stawki, jak kolegom z zespołu. Gdyby zarobił sporo pieniędzy, mogłoby się zdarzyć niepotrzebne rozwibrowanie w tym młodym umyśle.
Z tego wynika, że jesteś tatą, który na wiele pozwala, ale trochę macha palcem?
Każdy tata kocha swoje dzieci, ale gdy wyczuwa się jakieś zagrożenie, to trzeba przeciwdziałać, zanim ono nastąpi. Młody, wolny mężczyzna powinien się rozwijać, ale lubimy wiedzieć, gdzie jest jak wychodzi.
Zagracie kiedyś we trójkę?
Mamy wspólny pomysł. Chcemy zrobić własny materiał, coś, do czego dołączyłby tylko jakiś perkusista i byłoby to bardzo osobiste granie. Na razie zajmujemy się czym innym, ale wieczorami w ogrodzie siadamy i gramy sobie na gitarkach, wypijamy po piwku, rozmawiamy, śmiejemy się, a muzyka wibruje wokół.
Wykorzystuję go na 200 proc., ale nie płacimy mu pełnej stawki jak kolegom z zespołu
Czujesz się już dinozaurem polskiego rocka?
Dla 20- czy 30-latków mogę już być dinozaurem. Świat zasuwa tak szybko, że jedna dekada jest już jak jedno stulecie. Nie lubię określenia dinozaur. Zestawiają mnie z takimi zespołami jak Budka Suflera, Maanam, czy Perfect. To są zespoły, na których się wychowałem, uwielbiam. Do tej pory cieszę się, gdy wydają płyty. Niedawno zmarły David Bowie był ciekawym artystą, podobnie jest z U2, Stonesami, czy Deep Purple. Czy oni są dinozaurami? Myślę, że to zależy od tego, ile potrafisz wykrzesać z siebie energii, jak grasz.
A umiesz mówić „nie”?
To Monika bardziej potrafi twardo stąpać po ziemi. Napisałem taki tekst „Teraz powiedz nie”, trochę z przekory. Rzadko mówię „nie” a jak już mówię, to jest to ostateczne. Nie mam talentu dyplomacji, nie potrafię negocjować. Podobnie jest w zespole. Jak ktoś mnie nie szanuje, ma wszystko gdzieś, nie można zwrócić mu uwagi, to nie chcę mieć z nim nic do czynienia. Fajnej muzyki, nie da się zrobić jak jeden z trybików nie działa.
Zdjęcie główne: „Przez dziewczyny” to nowy studyjny album Wilków (fot. mat.pras.)