„Inka” w oddziale była szarą myszką. Nikt nie przewidywał, że zostanie symbolem 5 Wileńskiej Brygady AK
niedziela,28 sierpnia 2016
Udostępnij:
– Danka przede wszystkim była sanitariuszką – bardzo sprawną, doświadczoną po dwóch latach „chodzenia” z oddziałem. Czasami powierzano jej też misje łącznikowe – podczas jednej z nich zginęła – mówi portalowi tvp.info Luiza Łuniewska, autorka książki „Szukając Inki. Życie i śmierć Danki Siedzikówny”, pierwszej biografii o bohaterskiej sanitariuszce 5 Wileńskiej Brygady AK.
Przez blisko pół wieku o „Ince” pamiętali tylko jej najbliżsi: siostry, koledzy z oddziałów, którzy nawet nie znali jej prawdziwego nazwiska i pewien stary ksiądz, który nigdy nikomu o niej nie opowiadał. Na początku lat 90. pani Stasia z Narewki pociągnęła za łokieć miejscowego nauczyciela: w tym domu, powiedziała, mieszkała dziewczyna zamordowana przez UB, musi pan o tym dzieciom opowiadać. Jednocześnie w Gdańsku, historycy z IPN, zaczęli szukać śladów tajemniczej sanitariuszki od Łupaszki. Ksiądz Marian Prusak, z gdańskiej parafii, odetchnął – w końcu mógł komuś opowiedzieć, co zdarzyło się w sierpniową noc 1946 roku. („Szukając Inki”)
Dlaczego „Inka” stała się bohaterką książki?
Zainteresowałam się postacią „Inki” widząc fascynacje młodego pokolenia; nastolatków, dwudziestolatków Danusią. Sama byłam ciekawa, kim była ta dziewczyna i ze zdziwieniem odkryłam, że oprócz broszurowych wydawnictw IPN, nic jeszcze o „Ince” nie napisano. Nad książką pracowałam pół roku – najwięcej czasu pochłonęły podróże po Polsce śladami Danki Siedzikówny.
Kresy to swoisty kulturowy tygiel – mieszanka religii i narodowości jak wpłynęło na dzieciństwo Danusi i jej bliskich.
Czy Danusia była taką grzeczną dziewczynką?
To dzieciństwo było „sielskie, anielskie” i kulturowa różnorodność Kresów tylko je ubogacała. Danusia była sympatyczną trzpiotką, lubiła chłopackie zabawy – o jej dziecięcych przygodach wciąż można w Narewce i Olchówce usłyszeć. Choćby o koniu, którego cichcem wyprowadzała ze stajni, żeby pogalopować do szkoły, albo o tym, jak jej ojcowska dubeltówka „sama” wypaliła.
Okres wojenny to czas konspiracji rodziny Siedzikówny, ale również bolesnych strat dla niej...
W 1940 roku, za okupacji sowieckiej, ojciec „Inki”, Wacław zostaje deportowany na Syberię. Umrze kilka lat później, w Persji, podczas ewakuacji z Armią Andersa. Mama, Eugenia zostaje aresztowana przez Niemców za przynależność do AK – działała w wywiadzie. Po brutalnym śledztwie rozstrzelano ją w zbiorowej egzekucji. Danusia i jej dwie nastoletnie siostry zostają same, pod opieką mocno już posuniętej w latach babci.
„Inka” – symbol 5 Wileńskiej Brygady AK mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”
5 Wieleńska Brygada AK „Brygada Śmierci” – major Łupaszko, „Żelazny”, „Inka” co wyjątkowego było w tym właśnie oddziale?
V Brygada Wileńska była niesamowita formacją z wielu względów. Począwszy od starannie przemyślanej strategii działania – na co dzień operowała szwadronami, spotykając się całym oddziałem tylko na comiesięcznych zgrupowaniach, poprzez bardzo staranne umundurowanie, przywodzące na myśl regularną armię, a nie partyzantów, po, może przede wszystkim ludzi, którzy ją tworzyli. Wiele wybitnych osobowości, talentów wojskowych, gorących patriotów, ludzi olbrzymiej odwagi. To rzeczywiście był niezwykły oddział.
„Inka” – nastoletnia dziewczyna wśród mężczyzn. Zapytam wprost, czy Danusia miała jakąś sympatię w tamtym czasie. Jakie obowiązki spoczywały na kobietach w oddziałach partyzantki antykomunistycznej?
W aktach sprawy „Inki” pojawia się nazwisko „Mercedesa”, kolegi z oddziału, który miał być jej narzeczonym. Dla żołnierzy 5 Brygady, którzy dożyli czasów, gdy te dokumenty upubliczniono, było to zaskoczeniem. Obstawiają raczej „Żelaznego”, dowódcę jej szwadronu. Także bardzo młodego chłopaka, który, gdy V Brygada funkcjonowała na Pomorzu, był postrachem lokalnych funkcjonariuszy UB. Wymieniany jest również „Kino” – ten jednak pozostał na Podlasiu, zginął walcząc z 6 Brygadą Wileńską. Danka przede wszystkim była sanitariuszką – bardzo sprawną, doświadczoną po dwóch latach „chodzenia” z oddziałem. Czasami powierzano jej też misje łącznikowe – podczas jednej z nich zginęła.
Miała pani również okazję rozmawiać z osobami, które spotkały bohaterkę. Jaka jest „Inka” w ich wspomnieniach?
Miałam wrażenie, że koledzy i koleżanki z oddziału też są trochę zaskoczeni pośmiertną sławą Danusi. Mówili o niej z olbrzymia sympatią, w samych superlatywach, ale nie ukrywali, że młodziutka Siedzikówna w oddziale była szarą myszką. I nikt nie przewidywał, że to ona zostanie bohaterką, symbolem 5 Brygady.
Jest ranek 28 sierpnia 1946 roku, godzina 6.15
Sprowadzili ją do przyziemia w Centralnym Pawilonie. Korytarzem do piwnic Pawilonu Wschodniego. Skręcili, strażnik otworzył ciężkie drzwi poniemieckiego prosektorium. Teraz w lewo kolejne drzwi. Wszyscy już czekali – Proszę, bardzo proszę nie kazać mi powtarzać tych wyzwisk, które posypały się na dziewczynkę. Ksiądz Marian Prusak nawet po wielu latach miał problem, by nad sobą zapanować.(„Szukając Inki”)
Zdrada „Inki” nastąpiła przez koleżankę „Reginę” Mordas-Żylińską najbliższą współpracowniczkę „Łupaszki”? Jak do tego doszło?
Po aresztowaniu „Regina” poszła na współpracę z UB, prawdopodobnie bardzo szybko. I, niestety, zaangażowała się w nią równie mocno, jak kiedyś w walkę po stronie AK. W ciągu kilku lat wsypała, wyszukała, wystawiła co najmniej kilkadziesiąt osób. Pierwszymi osobami, które zostały rozstrzelane przez „Reginę”, byli „Inka” i „Zagończyk”, z którym zginęła w jednej egzekucji.
Jakie dowody rzeczowe potrzebne były, by skazać nastoletnią dziewczynę na śmierć?
W aktach sprawy znajdował się, i znajduje do dzisiaj, tylko jeden dowód rzeczowy – lista leków, które miała zakupić na potrzeby oddziału. Nie znamy szczegółów śledztwa, możemy się domyślać, jak wyglądało – pozostały lakoniczne zapisy w aktach o ranach wymagających szycia i wspomnienia tych, którzy przeżyli. Śledztwo było bardzo brutalne: na pewno była bita, prawdopodobnie też stosowano wobec niej przemoc seksualną.
„Niech żyje Polska! Niech żyje major Łupaszka!” – to ostatnie zdania, które padły z ust Danusi. Współcześni znają ją przede wszystkim z innych słów „Mogło zginąć tyle ludzi, dobrze, że ja jedna zginę” i „Jest mi smutno, że muszę umierać. Powiedzcie mojej babci, że zachowałam się jak trzeba…” – czy faktycznie je wypowiedziała?
Prawdą jest, że przed samą egzekucją „Inka” i „Zagończyk” krzyknęli, na trzy cztery, choć nie mogli się wcześniej umówić przecież, „Niech żyje Polska”. I ta scena, odtwarzana choćby w teledyskach jest jak najbardziej prawdziwa. Natomiast istnienie słynnego grypsu, „Powiedzcie mojej babci, ze zachowałam się jak trzeba”, budzi wiele wątpliwości. Niestety, słowa najbardziej kojarzone z Danusią prawdopodobnie zostały jej przypisane.
Od pokolenia „Wyklętych” uczmy się „fasonu” z jakim szli przez życie
Dlaczego w Polsce mimo 25 lat wolności kaci „Inki” i jej kolegów mają więcej przywilejów niż ich ofiary?
Kaci „Inki” prawdopodobnie wszyscy już nie żyją. Prawdopodobnie, gdyż jednego wciąż nie udało się odnaleźć, ale byłby już dziś po 90. Dlaczego? To siła, ale i pewna słabość demokracji – winę trzeba udowodnić w sądowym postępowaniu z domniemaniem niewinności. Dlatego sprawiedliwości rozumianej w zwykły, ludzki sposób nie zawsze może stać się zadość.
„Żołnierze Wyklęci” wchodzą w przestrzeń popkultury. Nie grozi nam przesyt tym tematem?
Ja się bardzo cieszę, że tak się dzieje. Bo przecież takie formy ekspresji maja właśnie najmłodsze pokolenia. Z tego, co wiem nie razi to nawet kombatantów. Trudno też mówić o przesycie, bo przecież nikt nie każe młodym ludziom wkładać t-shirtów z „Inką” czy „Łupaszką”. To wszystko jest jeszcze bardzo spontaniczne.
Czego możemy nauczyć się od pokolenia „Żołnierzy Wyklętych”?
Wyklęci to tak naprawdę część pokolenia Kolumbów. Ideowo nic ich nie różniło, tylko ich wojenne doświadczenia były bardzo skomplikowane. Myślę, że ta pamięć zostanie przywrócona wtedy, gdy jednym tchem będziemy wymieniać „Rudego”, „Zośkę”, „Żelaznego”, „Mścisława”. Nie tylko patriotyzmu – także lojalności, oddania przyjaciołom, wierności, odwagi i takiego „fasonu” z jakim szli przez życie.
Warto sięgnąć po tą książkę, bo…?
Bo mam nadzieję, że po jej przeczytaniu zostanie w nas ślad: „Inki”, jej dowódców i kolegów, myślenia o Polsce jakie wówczas mieli.
Zdjęcie główne: Danuta Siedzikówna „Inka”, sanitariuszka 5. Wileńskiej Brygady AK (fot. IPN)