Raz na jakiś czas z przyjemnością korzystam z terapii
sobota,3 września 2016
Udostępnij:
– Pozwalam sobie nie być idealną, popełniać błędy i mam się z tym dobrze. Jestem człowiekiem, nie jestem ideałem. Nigdy nie będę, nie zaspokoję wyobrażeń wszystkich. Nie będę idealną mamą, gospodynią domową, kochanką – mówi aktorka Anna Dereszowska.
Czym jest dla ciebie wstyd?
To uczucie, z którym trudno sobie poradzić, ale ja często je przepracowuje. W tej chwili przepracowuję też uczucie wstydu budzące się u mojej córki, młodej, małej kobiety, która odkrywa, że się zmienia. To jest dla mnie bardzo inspirujące, bardzo to przeżywam, bo to moja córeczka.
Często przekraczasz swoje ramy, granice wstydu?
Tak. Przekroczyłam je wielokrotnie zawodowo. Pokazywanie swoich emocji, pokazywanie ciała jest związane z poczuciem wstydu, przekraczaniem swoich granic. Taki wybrałam zawód i zrobiłam to świadomie. Wiedziałam, że będę się z tym mierzyła.
Zagrałaś w filmie „Kobiety bez wstydu”. Twoja bohaterka jest wstydliwa?
Nie. Moja bohaterka jest kobietą niezwykle świadomą siebie i tego, co się wokół niej dzieje. Można powiedzieć, że ma w sobie taką nadświadomość, bo jest wróżką. Od samego początku wie, jak skończy się cała ta historia. Niczego nie mówi, nie zdradza, ale wie. Fajnie mi się ją grało, bo to postać zdystansowana, spokojna, świadoma, a ja często gram postaci rozedrgane, poszukujące.
Sama korzystałaś kiedyś z usług wróżki?
Nie, ale mam ciocię, która jest astrologiem. Często te informacje, które od niej otrzymuję, są abstrakcyjne, trudno w nie uwierzyć, a potem stety, czy niestety okazuje się, że ciocia Basia ma rację. Wierzę w siły wyższe, w to, że każdy ma swoją energię, aurę, którą wysyła w świat. Jeśli jest ona dobra, to się zwraca.
Główny bohater tego filmu to terapeuta. Wielokrotnie przyznawałaś się do korzystania z terapii…
Żyjemy w trudnych czasach. Biegniemy szybko, nie mamy czasu ani przestrzeni, żeby się zatrzymać, by popatrzeć i na siebie, i na wiele naszych spraw, które potrafią się nawarstwiać. Dlatego raz na jakiś czas z przyjemnością korzystam z terapii. Fajnie jest pobyć z kimś, kto potrafi na to wszystko popatrzeć obiektywnie, powiedzieć, jak sobie poradzić z tymi problemami. Terapia to znak naszych czasów. Trzeba sobie na to pozwalać, nie trzeba się zamykać na tego rodzaju pomoc. Wiele osób korzysta, mówi o tym otwarcie. Skoro mamy takie narzędzia, możliwości, to z nich korzystajmy.
Już nie mówisz, że nie lubisz czuć się słaba?
To wynika w dużej mierze z doświadczenia życiowego, mądrości, którą zdobywam z czasem, która też przychodzi z macierzyństwem. Sporo jej na mnie spłynęło. Pozwalam sobie nie być idealną, popełniać błędy i mam się z tym dobrze. Jestem człowiekiem, nie jestem ideałem. Nigdy nie będę, nie zaspokoję wyobrażeń wszystkich. Nie będę idealną mamą, gospodynią domową, kochanką. Jeśli pracuję czynnie zawodowo, a jednocześnie mam dwójkę dzieci, dom, to zawsze na którymś z tych pól będę trochę utykała i z tym trzeba się pogodzić. Teraz jest mi ze sobą dużo lepiej, gdy nauczyłam się otwarcie o tym mówić, że „nie umiem”, „nie mogę”, „potrzebuję pomocy”. Życie z kimś, kto pozwala sobie pomóc, jest pełniejsze i fajniejsze, dopełnia relację.
Chcesz powiedzieć, że chodzi o to, aby facet poczuł się facetem?
O tym też jest ten film. To są trudne czasy dla mężczyzn. Oni stracili swoją podtrzymywaną od lat rolę myśliwego, króla dżungli. Nagle w przeciągu ostatnich kilkudziesięciu lat to kobiety weszły w rolę mężczyzn, jednocześnie nie oddając matczynego i domowego pola. Mężczyźni muszą na nowo siebie określić, znaleźć miejsce. To jest piekielnie trudne. Myślę, że stąd wynika wiele frustracji. My, kobiety, wkładamy sobie na głowę mnóstwo ról, którym nie jesteśmy w stanie sprostać.
Można powiedzieć, że bronisz mężczyzn i walczysz o ich prawa?
Mężczyźni są fajni.
Całe życie się z nimi przyjaźniłam, teraz mam jednak psiapsiółki. Jest jednak coś w tym, że my jesteśmy z Wenus, a oni z Marsa. Nie są w stanie odgadnąć wszystkich naszych potrzeb, czytać nam z myśli. Potrzebują prostego przekazu. Do końca nas nie zrozumieją, ale czy to nie byłoby nudne, gdybyśmy byli tacy sami?
A takiemu oszustowi jak główny bohater filmu dałabyś drugą szansę?
Lubię ludzi szczerych i prostolinijnych, więc chyba byśmy się nie zaprzyjaźnili.
Jak godzisz rolę mamy z pracą w teatrze, filmie, z koncertami?
Bywa trudno, szczególnie jeśli chodzi o godzenie teatru z wychowaniem starszej córy. Chodzi już do szkoły, więc nie mogę dostosowywać jej planu dnia do swojego, tak jak mogłam kiedyś, gdy chodziła do przedszkola. Bywa to trudne dla nas. Gram sporo spektakli, czasem ok. 20 w miesiącu. Wracam późno, nie jestem obok niej, gdy zasypia, ale myślę sobie, że Lenka obserwuje swoją szczęśliwą i spełnioną mamę. Każdą wolną chwilę poświęcam jej z zaangażowaniem i w pełni. Ten czas jest bardzo aktywny. Staram się jej poświęcić sto procent swojej uwagi. To jest dla mnie taki moment redefiniowania siebie, swoich potrzeb. Myślę sobie, że czasem mniej znaczy więcej.
Jesteś surową mamą?
Nie. Rozpieszczam Lenkę strasznie. Jestem mamą przytulającą, wspierającą, rozpieszczającą i niestety często niekonsekwentną. Zdarza się, że kara trwa pięć minut. Mój partner pilnuje mnie i tupie na mnie nogą, co jest bardzo ok, bo przypomina mi, że czasem tak trzeba. Staram się więc być coraz bardziej konsekwentna, bo wiem, że to dla Lenki ważne. Dzieci lubią mieć jasno określone zasady.
Widzisz w niej już zadatki na aktorkę? Pójdzie w twoje ślady?
Nie tylko w moje, ale jej tata też jest aktorem. Rzeczywiście ma to chyba w genach. Lubi chodzić do teatru, ma bardzo dobry słuch, lepszy od mojego, świetnie śpiewa. Nie będę jej niczego zabraniać, ale też nie będę nakłaniać, bo to trudny kawałek chleba, który bywa niewdzięczny.
Uroda przeszkadza czy pomaga w tym zawodzie?
Różnie to bywa. Pomaga, ale też determinuje propozycje, które się otrzymuje. Myślę, że im dojrzalsza aktorka, tym bardziej dojrzałe role są jej proponowane.
Niebawem zobaczymy cię w filmie „Pitbull. Niebezpieczne kobiety”?
To jest kino-znak rozpoznawczy Patryka Vegi. On robi kino gatunkowe, bardzo dobre. Oparte na faktach, prawdziwych historiach ludzkich, ich dramatach. Daje możliwość aktorowi spotkania się postaciami, którymi się inspirował. Gram w tym filmie policjantkę. Miałyśmy możliwość brania udziału w służbie, podpatrywania policjantów z bliska. To było fantastyczne doświadczenie. Rzadko który reżyser daje taką możliwość. Mam nadzieję, że to nie ostatnie nasze spotkanie.
Tu zostałaś obsadzona nie ze względu na urodę?
Patryk chciał, żeby ją wręcz zgasić. Postać, którą gram, stara się nie podkreślać swojej urody, kamufluje się. Jest ciekawa ze względu na swoje życie prywatne. To, kim jest, bardzo determinuje to, jak się zachowuje w stosunku do innych.
„Gdy przegrywam, nie jestem smutna”. To cytat z twojej ulubionej piosenki?
Tak, to są słowa Wojciecha Młynarskiego z piosenki wykonywanej przez Ewę Bem „Gram o wszystko”. Tak jest w życiu, że porażki uczą dużo bardziej niż sukcesy. Oczywiście to, co się dzieje tu i teraz sprawia, że jest się smutnym, przygnębionym, ale z biegiem czasu wyciąga się mnóstwo pozytywnych wniosków.
Na co jeszcze czekasz?
Jestem w takim momencie życia, że jest mi dobrze ze sobą. Nie mam konkretnego celu, do którego dążę, zawodowo na przykład. Czuję się spełniona, dostaję, jako aktorka, ciekawe propozycje. Buduję sobie też inną drogę, by móc się uniezależnić od mojego chimerycznego zawodu. Zaczęłam swój mały biznes w postaci ubranek-otulanek. Robimy pluszaki dla dzieci, takie, do których można włożyć butelkę. Staram się mądrze żyć i tak inwestować swój czas i zaangażowanie, by za parę lat móc grać parę spektakli w miesiącu i żyć na swojej wawerskiej wsi, na którą się przeprowadziłam.
Zrezygnujesz kiedyś z aktorstwa w ogóle?
Nie, myślę, że nie. Jestem tą szczęściarą, dla której zawód to pasja. Nie będę potrafiła zrezygnować z zawodu, ale będę chciała grać mniej. Jestem Ślązaczką, nie żyję z dnia na dzień. Czuję się wtedy dużo bezpieczniej.