Jakubik o filmie „Wołyń”: Dla aktora to wykańczająca emocjonalnie podróż
piątek,
7 października 2016
– Ten świat jest po prostu straszny. Znając twórczość Wojciecha Smarzowskiego wiemy, że „Wołyń” będzie pokazany w bardzo realistyczny sposób, do bólu. Dla aktora to trudna, bardzo wykańczająca emocjonalnie podróż – mówi Arkadiusz Jakubik. Z tamtym okresem związana jest historia rodzinna aktora. Film „Wołyń” Wojciecha Smarzowskiego w piątek wchodzi do kin.
Na planie filmu, opowiadającego o okresie rzezi wołyńskiej, Jakubik wcielił się w pierwszoplanową postać Macieja Skiby. Jak przyznaje, praca nad „Wołyniem” była dla niego wyjątkowo trudnym doświadczeniem. Tak trudnym, że uciekł z miejsca, gdzie kręcono zdjęcia.
– W wakacje 2015 roku, kiedy wiedziałem, że mam już ostatni dzień zdjęciowy, zadzwoniłem do producenta. Poprosiłem go prywatnie, żeby załatwił transport i zawiózł mnie do domu, zaraz po skończeniu mojej pracy – mówi Jakubik.
– Ten świat jest po prostu straszny. Znając twórczość Wojciecha Smarzowskiego wiemy, że będzie on pokazany w bardzo realistyczny sposób, do bólu. Jako aktor musiałem się w tej rzeczywistości zanurzyć bardzo głęboko. To trudna, bardzo wykańczająca emocjonalnie podróż – podkreśla.
Z tamtym okresem wiąże się historia rodzinna aktora. Jego babcia i dziadek uciekali przed prześladowaniami ze strony Ukraińców.
– Aniela i Franciszek Jakubik tak jak stali, bez bagaży i pieniędzy, wsiedli do pociągu i uciekli ze strachu przed tym, co działo się we Lwowie. Głodni i zziębnięci wysiedli na pierwszej polskiej stacji. Pamiętam, że to było Krosno. Przygarnęła ich rodzina Przewłockich, zaopiekowali się nimi – wspomina Arkadiusz Jakubik.
– Moi dziadkowie mieszkali u Przewłockich kilka miesięcy. Dopiero potem wsiedli w kolejny pociąg repatriantów i wylądowali w Gliwicach. Do dzisiaj Przewłoccy są jak najbliższa rodzina Jakubików. Pomogli w sposób niebywały – dodaje. Jak zaznacza, pamięć tego, co działo się z Polakami na Wołyniu pozostaje, a film powstał po to, byśmy mogli zacząć o tym rozmawiać.
„Nigdy nie było dobrego czasu”
– Pamiętam Festiwal Trzech Kultur, na którym byłem w ubiegłym roku w Słubicach. Spotkałem się z ambasadorem Ukrainy. Zapytałem go, co sądzi o tym, że „Wołyń” powstaje w Polsce. W rozmowie zgadzaliśmy się – tego tematu nie można zamiatać pod dywan. Zdaniem ambasadora, dobrze, że taki film powstał, bo można się z tematem skonfrontować również na Ukrainie. To będzie niełatwe – podkreśla Jakubik.
– Tak jak mówił Smarzowski: nigdy nie było dobrego czasu, nie jest też dzisiaj dobry czas, ale nigdy też nie będzie dobrego czasu, żeby powstał film o rzezi wołyńskiej – dodaje.
Historycy szacują, że w wyniku czystki etnicznej ukraińskich nacjonalistów w latach 1943-44 zginęło na Wołyniu 40-60 tys. Polaków. Prześladowania UPA spowodowały, że setki tysięcy opuściły domy, uciekając do centralnej Polski.