Rodzice wspierali cię w rozwijaniu twojej pasji?
Jestem im za to bardzo wdzięczna. Nigdy nie mówili mi, żebym sobie coś odpuściła. Zawsze potrafili zobaczyć, co mnie czy moich braci pasjonuje, co sprawia, że mamy ochotę się tym czymś zajmować. Gdy tylko pozwalał im na to czas, byli ze mną na zawodach, kibicowali mi. Mieliśmy jednak taką umowę z rodzicami, że jeśli nauka będzie nam słabo szła, zawalimy szkołę, to zapominamy o treningach. Edukację zawsze stawiali na pierwszym miejscu.
Jak to jest być siostrą czterech braci?
Musiałam całe dzieciństwo walczyć o ten najwyższy stopień w hierarchii (śmiech). Łatwo nie było, ale zawsze byłam hersztem bandy. Majka, bo tak mówi się na mnie w domu, zawsze była wodzem. Gdy łaziliśmy po drzewach, zawsze ciągnęło mnie w górę, tam gdzie najwyżej dało się wejść.
Bracia też trenują?
Cała czwórka próbowała swoich sił w lekkoatletyce, ale nie widzą siebie w tym sporcie, wybrali inne pasje, poza najmłodszym Adasiem. On tak jak ja jest żywym sreberkiem. Ruchliwy, gra w piłkę, już drugi rok bawi się oszczepem, ale czy pójdzie w moje ślady? Zobaczymy. Nie chcę układać za niego życia.
Treningi to krew, pot i łzy?
Dla osoby niezwiązanej ze sportem ogromne wyrzeczenia, ale dla kogoś, kto to kocha, po prostu pasja. Oczywiście, że czasem czuję potworne zmęczenie, ale wiem, że ono przyniesie mi sukcesy, że robię progres, idę do przodu. Ciężkie rzeczy, jakie spotykają mnie w życiu, też dzieją się po coś. Myślę, że czuwa nade mną Bóg i odpowiednio kieruje moim losem.