W latach 60. Sobczyk odnosiła sukcesy na Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu: w 1964 roku zdobyła pierwszą nagrodę w kategorii piosenki rozrywkowej za utwór „O mnie się nie martw”. Na zdjęciu Sobczyk z kompozytorem Józefem Krzeczkiem w 1964 r. podczas Festiwalu w Sopocie. Fot. PAP/Ryszard Okoński
Rok później zdobyła pierwszą nagrodę w Opolu za utwór „Nie wiem czy warto”: „Nie wiem, sama nie wiem, czy to warto kochać ciebie”. To wtedy, jak wspominała, spodziewała się dziecka saksofonisty, którego kochała. Po festiwalu zaprowadził ją do lekarza, żeby usunęła ciążę. – Zabiłam. Byłam w takiej rozpaczy, umierałam prawie. Wiesz, że ten dzieciaczek śni mi się? Wyciąga rączki: „Mama, mama”. Budzę się na poduszce mokrej od łez – wspominała. Na zdjęciu Sobczyk w 1965 r. w Opolu. Fot. PAP/Cezary Langda
W serialu „Wojna domowa” zaśpiewała szlagier „Nie bądź taki szybki Bill”, za który otrzymała w 1966 r. w Opolu Nagrodę Przewodniczącego Komitetu ds. Radia i Telewizji. Królowa bigbitu była uwielbiana też. m.in. za „Małego księcia”, „O mnie się nie martw”, „Biedroneczki są w kropeczki” czy „Trzynastego”, dzięki któremu w 1967 r. zdobyła Nagrodę Towarzystwa Przyjaciół Opola. Na zdjęciu podczas występu w 1967 r. Fot. PAP/CAF-Janusz Uklejewski
W latach 60. odmówiła wyjazdu na kontrakt do Paryża, bo była zakochana, ale miłość ta nie przetrwała. W latach 80, wyjechała do USA z kolegą z zespołu Czerwono-Czarni Henrykiem Fabianem Sawickim, swoim mężem. Tam ich związek się rozpadł, a Sobczyk nie zrobiła kariery. Do USA nie chciał też przyjechać ich syn, Sergiusz Fabian, którego zajęci karierą rodzice zostawili u znajomych na wychowaniu, gdy miał… pół roku. Na zdjęciu Sobczyk w 1986 r. podczas koncertu "Old Rock Meeting" Fot. PAP/Stefan Kraszewski
Po 16 latach na dobre wróciła do Polski, chora na nowotwór. W Stanach była słabo leczona, a do Polski przyjechała – jak sama mówiła – za późno. Próbowała żyć, występowała, na koncertach otrzymywała owacje na stojąco i dziwiła się gorącemu przyjęciu bo była pewna, że o niej zapomniano. Ale choroba dawała o sobie znać. Na zdjęciu Kasia Sobczyk z Ryszardem Poznakowskim, z którym ona i mąż Henryk Sawicki (1943 – 1998) założyli zespół Wiatraki, w programie „Szansa na sukces”, 2008 rok. Fot. TVP Jan Bogacz
Ostatnie miesiące życia piosenkarka spędziła w Hospicjum Onkologicznym św. Krzysztofa w Warszawie. Nie chciała widywać się ani z synem, ani ze znajomymi. Tydzień przed śmiercią zadzwoniła do Sergiusza i go przeprosiła. Zmarła w 2010 r. w wieku 65 lat. Jej grób znajduje się na Cmentarzu Powązkowskim w Warszawie, tuż obok grobu Czesława Niemena. Fot. PAP/Bartłomiej Zborowski
Sergiusz Fabian Sawicki w 2010 r. odsłonił gwiazdę swojej mamy. Sobczyk przed śmiercią usiłowała odbudowywać relacje z synem, który został gitarzystą i kompozytorem rockowym. –Ten jeden rok, który spędziłem z moją matką, to nie było dużo. Ale rok to więcej niż nic – mówił Sergiusz. Ze swoim zespołem Marrakesz nagrał płytę „Pamięci Kasi Sobczyk” i dochód ze sprzedaży przeznaczył na walkę z rakiem. Zmarł trzy lata po mamie mając 38 lat. Fot. TVP Jan Bogacz
Niektórzy nazywali ją polską Brendą Lee, słynną m.in. z piosenki „I’m sorry”, a inni przekornie mówili, że to Brenda jest amerykańską Kasią Sobczyk – były w tym samym wieku i i obie umiały być i żywiołowo rockandrollowe, i przejmująco melancholijne. Kiedy syn puszczał jej potem „O mnie się nie martw” w wersji punkowej, powiedziała: „Ale bomba!”. Fot. TVP Jan Bogacz
„Jest taki ktoś, kogo nie zastąpi nikt”. Kariera Kasi Sobczyk