– Kiedy robiliśmy „Wideotekę Dorosłego Człowieka” z jej udziałem już chorowała. Bardzo długo Kasia nie traktowała tej choroby poważnie. Słabo się leczyła będąc w Stanach, ktoś poradził jej więc, żeby wróciła do Polski i tu ratowała swoje życie. Za późno jednak podjęła decyzję, by z tej swojej Ameryki wrócić. Sama zresztą potem powtarzała: „Głupia byłam, że tak późno” – wspomina Szabłowska.
Zanim uzyskam wybaczenie, minie dużo czasu
Po powrocie Sobczyk zaczęła odbudowywać relacje z synem. Chciała z nim grać i występować i z biegiem lat coś udało jej się odbudować. Ale choć próbowała żyć i nie poddawać się chorobie, ta coraz bardziej dawała o sobie znać.
Szabłowska: – Pamiętam koncert w Koszalinie. Prowadziliśmy go wspólnie z Krzysztofem Szewczykiem. Kasia miała wejść na scenę, ale nie czuła się już zbyt dobrze. Była bardzo słaba. Wzięliśmy ją pod ręce i zaczęliśmy iść wspólnie po schodach, a kiedy znaleźliśmy się na scenie, Kasia otrzymała owacje na stojąco od publiczności. Czuło się, że te brawa są tak niesamowicie prawdziwe. Nie mogła się uspokoić, co chwila powtarzała: „Boże, nie przypuszczałam, że mnie tak przyjmą. Myślałam, że jestem zapomniana”. Owszem, w pewnym sensie była zapomniana, ale te jej piosenki zostały i są z nami do dziś.
Ostatnie miesiące życia piosenkarka spędziła w Hospicjum Onkologicznym św. Krzysztofa w Warszawie. Nie chciała widywać się ani z synem, ani ze znajomymi. Tydzień przed śmiercią zadzwoniła do Sergiusza i go przeprosiła.
– Powiedziała, że wie, iż nic nie było moją winą. I żebym jak najszybciej przyjechał. Na szczęście zdążyłem. Kiedy puszczałem mamie „O mnie się nie martw” w wersji punkowej, powiedziała: „Ale bomba!” – opowiadał w jednym z wywiadów.
– Między wierszami próbowała się wciąż tłumaczyć, nie wprost, ale jednak… Nie oceniałem jej. Wychowywali mnie państwo Sitkowie, ale ukształtowały mnie kontakty z ojcem. A filozofię życiową odziedziczyłem po obojgu rodzicach, pół na pół. Nie oceniać, wybaczać, a życie płynie i gaśnie. Ten jeden rok, który spędziłem z moją matką, to nie było dużo. Ale rok to więcej niż nic – dodał Sergiusz.