Wysoki, wysportowany Halberstam również wpadł w oko polskiej aktorce. Tyle, że była wówczas zamężna – z reżyserem Jerzym Skolimowskim. Oświadczyła zaraz mężowi, że zamierza uczyć się angielskiego. „Wyczuł, że coś kombinuje, więc sam wyszukał kursy w łatwym do obserwowania domu vis-à-vis SPATiF-u (klub Stowarzyszenia Polskich Artystów Teatru i Filmu w Al. Ujazdowskich w Warszawie – przyp. red). Podwoził ją na zajęcia, potem siadał w SPATiF-ie przy oknie i filował, nie wiedząc, że duży boj też prowadzi dyskretną inwigilację” – wspominał Kazimierz Kutz w autobiograficznej książce „Będzie skandal”.
Pewnego dnia małżonek jednak się zagapił i „Amerykanin, widząc, że Skolim po żonę nie wychodzi, podjechał autem i sprzątnął Elę prosto z chodnika”.
Utalentowana, miła i seksowna
Czyżewska była wtedy niezwykle popularna. – Andrzej Wajda powtarzał, że trzeba wyprzedzać oczekiwania widowni i ona w latach 60. to robiła. To była jej epoka. Miała talent i oryginalną osobowość; wiedziała czego chce. Do tego miała background ludowy: nie pochodziła z dobrego domu, przeszła szkołę życia. Ale była przy tym wykształcona i bardzo inteligentna – mówi Tygodnikowi TVP prof. Tadeusz Lubelski, historyk filmu z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Ta szkoła życia to m.in. dom dziecka w Konstancinie, w którym spędziła część dzieciństwa (matka Jadwiga była krawcową, ojciec Jan zginął w czasie II wojny światowej; Elżbieta miała siostrę Krystynę). A wykształcenie to Państwowa Wyższa Szkołę Teatralna w Warszawie, którą ukończyła w 1960 r. W Studenckim Teatrze Satyryków jako pierwsza wykonała piosenkę ze słowami Agnieszki Osieckiej „Kochankowie z ulicy Kamiennej” – hymn liryczny STS.
Poetka opowiadała, że „Elżunia wychowywała się na Tamce, gdzie były jeszcze stare domy i jakieś niedobitki przedwojennego cyrku Staniewskich, w mieszkanku niewielkim i dość dziwacznym, bo przerobionym ze sklepiku. Jej mama była kobietą od stóp do głów, wspaniałą krawcową zaprzyjaźnioną z artystami. Nigdy nie rozpieszczała córek”.
– Kiedy Ela pojawiła się w STS-ie, wszyscy się w niej zakochaliśmy, bo była zjawiskiem niezwykłym. Duża, pyzata buzia, włosy typu siano, odrobina piegów, uroda raczej proletariacka. Obłędny biust, który doprowadzał chłopców do szaleństwa, arystokratyczne dłonie i szalenie zgrabne nogi. Jej uśmiech, najcudowniejszy, jaki widziałam w życiu. Czarujący, pełen radości i inteligencji, a także ironii wobec rzeczywistości – opisywała ją Osiecka. A Beata Tyszkiewicz dodawała, że chodzi o „najpiękniejsze nogi, jakie w życiu widziała, wliczając Marlenę Dietrich i różne inne sławy”.