Gary wraz ze swoim panem Krzysztofem Grucą brał udział w 50 akcjach poszukiwawczych ludzi zaginionych, w terenie otwartym, w górach i na misjach. Fot. zbiór prywatny Krzysztofa Grucy
15 lat temu, gdy podczas wystawy gołębi pocztowych zawalił się dach hali Międzynarodowych Targów Katowickich, zginęło 65 osób, a ponad 170 zostało rannych. Była to największa katastrofa budowlana w historii współczesnej Polski. Wtedy Krzysztof Gruca był już przewodnikiem psa Garego, więc pojechali razem na akcję ratunkową. Byli na miejscu w pierwszej godzinie od katastrofy. Fot. zbiór prywatny Krzysztofa Grucy
W sumie Gary brał udział w 50 akcjach poszukiwawczych ludzi zaginionych, w terenie otwartym, w górach i na misjach. Fot. zbiór prywatny Krzysztofa Grucy
Ostatnia, w której uczestniczył, była po trzęsieniu ziemi na Haiti w 2010 roku. Fot. zbiór prywatny Krzysztofa Grucy
Miał wtedy ponad 10 lat i jego sprawność już nie była taka dobra jak wcześniej. Fot. zbiór prywatny Krzysztofa Grucy
Podczas takich akcji ratunkowych pomoc psa jest bezcenna. Może zastąpić pracę nawet 50 ratowników. Fot. zbiór prywatny Krzysztofa Grucy
Geofon się sprawdza w sytuacji, kiedy osoba pod gruzami jest w stanie wydawać jakieś dźwięki. Na przykład stuka. Kiedy jest nieprzytomna, jest to niemożliwe. Fot. zbiór prywatny Krzysztofa Grucy
Z kolei na gruzach nie da się łatwo wsunąć obiektywu kamery, trzeba wywiercić dziury albo wykorzystywać naturalne szczeliny, które powstały w czasie katastrofy. To bardzo żmudna praca. Fot. zbiór prywatny Krzysztofa Grucy
A pies może w parę minut zlokalizować zapach żywego człowieka. My nie zdążymy rozłożyć geofonu, a on już znajdzie taką osobę i nam to sygnalizuje szczekaniem. Fot. zbiór prywatny Krzysztofa Grucy
Psy ratownicze powinny być średniej wielkości, żeby było słychać ich szczekanie w zawalonym budynku, ale jednak niezbyt duże, aby nie powodować nadmiernego obciążenia naruszonej konstrukcji. Fot. zbiór prywatny Krzysztofa Grucy
Rasy, które najbardziej przyjęły się w tej pracy, to labradory, owczarki niemieckie czy golden retrieviery. Fot. zbiór prywatny Krzysztofa Grucy
Żeby popełnić jak najmniej błędów w ich doborze, testuje się już małe szczeniaczki. Później przechodzą wymagające szkolenia. Fot. zbiór prywatny Krzysztofa Grucy
Choć są wyjątki od reguły. Znany jest przypadek bezdomnego kundelka, który w trakcie II wojny światowej biegał po gruzach i próbował się dostać do pewnego miejsca. Zauważył to jeden z sanitariuszy i zaczęto tam kopać. Okazało się, że był tam żywy człowiek. Fot. zbiór prywatny Krzysztofa Grucy
Generalnie takie psy muszą być bardzo sprawne fizycznie, czyli dobrze poruszać się po wymagającym podłożu. Przy każdym zawalonym budynku może coś zaskoczyć i nie da się do tego przewidzieć. Są to cegły, ostre i metalowe elementy, szkło czy luźne rumowisko. Fot. zbiór prywatny Krzysztofa Grucy
W ramach szkolenia pies uczy się lokalizować zapach człowieka, współpracować z przewodnikiem oraz oznaczać odnalezienie. Fot. zbiór prywatny Krzysztofa Grucy
Przykładowe ćwiczenie na lokalizację; pies prowadzony na smyczy przez przewodnika wchodzi w tzw. stożek zapachowy, pochodzący od ukrytego pozoranta i gdy przewodnik widzi jego zainteresowanie tym zapachem, zatrzymuje się i pozwala psu podejść do kryjówki. W momencie nawiązania kontaktu wzrokowego z pozorantem otrzymuje nagrodę w postaci dobrej zabawy ulubioną zabawką. W ten sposób pies kojarzy zapach człowieka z zabawą. Fot. zbiór prywatny Krzysztofa Grucy
Molekuły zapachowe są lżejsze lub cięższe i w zależności od wagi są przenoszone przez wiatr na różne odległości. Nasze psy – opowiada Gruca – pracują górnym wiatrem, czyli wykorzystują molekuły zapachowe lekkie, które są w ten sposób niesione. Szukając człowieka, patrzymy w którym kierunku wieje i tam wprowadzamy psa. Fot. zbiór prywatny Krzysztofa Grucy
Metody oznaczania odnalezionego celu są różne. Psy, które służą do wykrywania materiałów wybuchowych, nie mogą przecież szczekać czy kopać, więc ci, którzy je szkolą, wymagają od nich, aby warowały – czyli położyły się w miejscu, gdzie rozpoznały dany zapach. Fot. zbiór prywatny Krzysztofa Grucy
Można powiązać dowolną reakcję psa z danym zapachem. W ratownictwie uczymy psy oznaczać szczekaniem, meldunkiem lub przynoszeniem specjalnej rolki. Fot. zbiór prywatny Krzysztofa Grucy
Mój pies służył ze mną w sumie 11 lat – wspomina Gruca. Fot. zbiór prywatny Krzysztofa Grucy
Pies służbowy od początku swojego szkolenia i pracy w ratownictwie mieszka ze swoim przewodnikiem i jest kolejnym członkiem rodziny. Fot. zbiór prywatny Krzysztofa Grucy
Po zakończeniu jego służby przełożony przekazuje bądź sprzedaje go przewodnikowi. I trzeba się nim dalej opiekować. A pamiętajmy, że to jest już stary, schorowany pies. Fot. zbiór prywatny Krzysztofa Grucy
Przez ostatnie dwa lata życia Gary miał ogromne kłopoty z poruszaniem się. Trzeba było go podnosić, żeby zmienił pozycję i trochę się przeszedł. Dysplazja, uszkodzone stawy to był wynik jego pracy. Chodził przecież po trudnym terenie przez wiele lat. Fot. zbiór prywatny Krzysztofa Grucy
Emerytura dla psa brzmi hucznie, a chodzi tak naprawdę o minimalne wsparcie finansowe, które pomoże w opiece i leczeniu czworonoga. Pedna operacja Garego kosztowała ponad dwa tysiące złotych. Fot. zbiór prywatny Krzysztofa Grucy
Praca z psem daje dużo satysfakcji i warto mu się za to odwdzięczyć. Fot. zbiór prywatny Krzysztofa Grucy
Krzysztof Gruca: – Po służbie Gary był u mnie w domu jeszcze przez kilka lat do czasu swojej śmierci. Cała rodzina była w żałobie. To było dla wszystkich traumatyczne przeżycie. Byliśmy z nim bardzo związani. Fot. zbiór prywatny Krzysztofa Grucy
Pies Gary i jego opiekun Krzysztof. Historia ratowników w obrazkach