Niezwykłe dzieje polskiego jedwabiu wyznaczają dwie postacie: Henryk Witaczek (1901-1978, na zdjęciu w środku) i jego siostra Stanisława Witaczek-Jastrzębska (1896-1965, siedzi u kolan brata). On miał dwadzieścia dwa lata, jego siostra pięć lat więcej, kiedy wystartowali z wizjonerskim planem rozwoju polskiego jedwabnictwa w wolnej Polsce. Wolna Polska! To ich inspirowało, budowało, napędzało! Fot. ze zbiorów Archiwum Państwowego w Warszawie, Oddział w Grodzisku Mazowieckim
Stanisława i Henryk Witaczkowie chcieli ograniczyć import do Polski jedwabiu do szycia, nici chirurgicznych i izolacyjnych, linek spadochronowych, woreczków prochowych i tkanin. Rodzeństwo samo musiało rozszyfrować tajemnice ich produkcji, opracować technologię i urządzenia, by zmierzyć się z monopolem niemieckim na nici do szycia, japońskim na spadochrony i szwajcarskim – na linki do nich. Nz. przedwojenny dorobek na wystawie w znacjonalizowanym już zakładzie w 1946. Fot. PAP/Stanisław Dąbrowiecki
Henryk dobrze zapamiętał zasady działania i konstrukcji maszyn w fabryce jedwabiu w Tyflisie, gdzie pracowali, w oczekiwaniu na możliwości wyjazdu do odrodzonej Polski. Przystąpił do odtwarzani urządze – wystrugał miniaturowe modele, opracował szkice działania, potem pożyczył 2 tys. zł na budowę prawdziwych, choć tylko drewnianych maszyn. Nz. warsztat do rozwijania (rozmotywania) oprzędów, Centralna Doświadczalna Stacja Jedwabnicza (CDSJ) w Milanówku, 1926 rok. Fot. NAC/IKC, sygn. 1-G-2658-6
Na pustym, wcześniej kupionym placu na obrzeżach Milanówka powstawała przemysłowa szkoła jedwabnicza – projekt zawierał sale wykładowe, laboratoria, muzeum, bibliotekę. Zakładano, że w budynku znajdą się wszystkie działy produkcyjne, choćby niewielkich rozmiarów, tak, aby można było na miejscu uzyskać gotowy produkt. Fot. ze zbiorów Archiwum Państwowego w Warszawie
Zaczęli od pracowni, by móc przerabiać skupowane co roku od hodowców kokony. Nz. okładka książki Stanisławy i Henryka Witaczków „O hodowli jedwabników i morwy”, Warszawa 1925. Ze zbiorów Andrzeja Sroczyńskiego
Równocześnie budowano dwuskrzydłowy pawilon dla doświadczalnej hodowli jedwabników i na kursy instruktorskie. Nz. Informator Instruktorskich Kursów Jedwabniczych. Ze zbiorów Andrzeja Sroczyńskiego
Między budynkami powstał ogród morwowy i roślin ozdobnych. Nz. obrywanie liści morwy w CDSJ w Milanówku. Fot. NAC/IKC, sygn. 1-G-2658-2
Zbiór oprzędów jedwabniczych w CDSJ w Milanówku, 1926 rok. Fot. NAC/IKC, syg. 1-G-2658-5
Oprzędy nie leżały już bezużytecznie, Dział Przemysłowy (powstał w 1928 r.) przerabiał je na jedwabie, które następnie sprzedawał. Władze uznały, że CDSJ – co prawda prywatny – ale tworzyć naukowe podstawy dla polskiego jedwabnictwa oraz zaszczepiać i rozwijać je metodami, które najlepiej sprawdzą się w naszym kraju. I tak Stacja została spółką jawną Henryka i Stanisławy Witaczków. NZ. wnętrze pomieszczenia, w którym gąsienice jedwabnika są karmione liśćmi morwowymi. Fot. NAC/IKC, sygn. 1-G-2659-1
Pół roku później, 1 czerwca 1930 roku nastąpiło poświęcenie Pawilonu Kursów Jedwabniczych i Mechanicznej Pracowni Jedwabiu oraz otwarcie Czwartego Instruktorskiego Kursu Jedwabniczego przy ul. Brzozowej przez arcybiskupa mohylewskiego Edwarda Roppa w obecności prezydenta Ignacego Mościckiego i jego asysty. W willi „Emaus” wydano przyjęcie z tej okazji. Nz. hodowla gąsienic jedwabnika. Fot. NAC/IKC, sygn. 1-G-2658-3
Pierwszymi hodowcami byli ziemianie, którzy w parkach mieli drzewa morwowe. Zachęcali do tego drobnych rolników. Zaangażowali się też drobni rzemieślnicy i robotnicy. Minister komunikacji zdecydował się założyć morwowe żywopłoty odśnieżne w Polsce – obsadzano nimi tory. Nz. Koło zainteresowań Zrzeszenia Kolejarzy. Sekcja hodowli morwy i jedwabników. Sierpień 1930. Fot. NAC/IKC, sygn. 1-G-636-2
A żeby poprawić byt kolejarzy, rodzina dróżnika dostawała karmę dla gąsienic jedwabników. Nz. Karta uczestnictwa w Kursach Jedwabniczych, zniżka kolejowa, 1927. Ze zbiorów Andrzeja Sroczyńskiego
Tymczasem na świecie zapanował kryzys ekonomiczny, który dotknął również jedwabnictwo. Rządy wielu państw, by temu przeciwdziałać, wsparły finansowo swych producentów surowca. W tym czasie Stacja w Milanówku gwarantowała hodowcom zbyt po cenie czterokrotnie wyższej niż w innych krajach. Henryk nie dostał kredytu od BGK, więc zaproponował szeregowi prywatnych osób, by mu powierzyli pieniądze jako oprocentowany wkład w działalność CDSJ. I poszło. Nz. gąsienice zawijające oprzęd. Fot. NAC/IKC, sygn. 1-G-2658-4
Sprowadzane maszyny różnych marek i systemów Henryk sam montował i uruchamiał, następnie opisywał sposób ich działania i szkolił początkujących pracowników z Milanówka i okolicznych wiosek. Tak powstała mała wytwórnia jedwabiu na wzór tej z Kaukazu. Przyświecają jej trzy cele: prowadzenie doświadczeń nad surowcem, włóknem i produkcją, zapewnienie hodowcom jedwabników zbytu ich plonów po protekcyjnych cenach i szkolenie hodowców. Nz. warsztat do skręcania nici jedwabnych. Fot. NAC/IKC, sygn. 1-G-2658-8
Produkowali nie tylko nici, ale i materiały. Każdy miał jedyny i niepowtarzalny wzór, wymyślony przez Stanisławę podczas bezsennych nocy, między jednym a drugim kęsem obiadu albo podczas wykładu na uniwersytecie. Pomysły sypały się jak z rogu obfitości, choć wciąż miała obawy, czy ktoś doceni ich urodę, czy też kupią je jak każdy inny materiał? Nz. wybielanie jedwabiu. Fot. NAC/IKC, syg. 1-G-2658-9
Początki były trudne: firmy tekstylne nie kupowały ich materii, wydawały się mniej błyszczące od sztucznych, no i droższe. W końcu matka rodzeństwa, Jadwiga, wynajęła lokal w dobrym punkcie w Warszawie na salon i zyskała uznanie – wkrótce stał się reprezentacyjnym punktem, gdzie przyprowadzało się zagranicznych gości i pokazywało prawdziwy polski jedwab. Nz. stoisko Centralnej Doświadczalnej Stacji Jedwabniczej Milanówek na Międzynarodowych Targach Poznańskich, 1937 rok. Fot. NAC/IKC, sygn. 1-M-741-14
Produkowano wszystkie klasyczne rodzaje tkanin z jedwabiu – ubraniowe, dekoracyjne, obiciowe, sztandarowe. W lutym 1929 roku ministrowa Zofia Moraczewska urządziła w Ministerstwie Rolnictwa Bal Polskiego Jedwabiu pod protektoratem prezydentowej Michaliny Mościckiej. W 1933 roku w salonach pałacu Raczyńskich odbył się pokaz polskiego jedwabiu. Nz. pracownice przy nawijaniu nitek oprzędu jedwabnika na bębny, z których skręca się nitki służące do tkania. Fot. NAC/IKC, sygn. 1-G-2659-2
Produkcja tkanin, prowadzona już na 40 krosnach, była w dalszym ciągu eksperymentalna, a trzymano się zasady, że ma nie być dwóch jednakowych sztuk tkaniny. Nie wolno było wykonać nawet dwu jednakowych sztuk szalików, apaszek i innych dodatków do kobiecego stroju – stosowano coraz to inne wątki i wzory nicielnicowe. Takiego zakresu doświadczeń nie miały nawet największe wytwórnie. Była to mozolna droga do doskonałości. Nz. kobieta przy pracy w tkalni. Fot. NAC/IKC, sygn. 1-G-2660
Mała wytwórnia jedwabiu w Milanówku w krótkim czasie dorównała pod względem jakości poziomowi europejskiemu. Kordonki chirurgiczne, dla wędkarstwa, do szycia balonów i spadochronów, przędzę izolacyjną, nici do haftu i wiele innych, sprowadzanych do tej pory z zagranicy. Także na tkaniny i linki spadochronowe o jakości przewyższającej o 80 procent światowe normy. Nz. pudełko z nićmi. Fot. NAC/IKC, sygn. 1-G-2661-1
Jedwab do szycia w kilkunastu gatunkach i grubościach, ponad 90 kolorach i odcieniach, przewyższał jakością nici renomowanej niemieckiej firmy Gutermann. Henryk w nocy przesiadywał przy dynamometrze, skrętomierzu, w laboratorium chemicznym czy pracowniach, sam robił próby na maszynach, przy tkaniu, sprawdzał odporność tkanin na rwanie, tarcie, szarpanie, obciążenie, wilgoć, testował ich elastyczność, rozciągliwość, własności chemiczne... Nz. etykieta szamponu z jedwabiu. Fot. NAC/IKC, sygn. 1-G-2661-2
Opracowano też metodę wyrobu materiałów do złudzenia przypominających antyczne tkaniny z ich wielowiekową patyną, spowodowaną przechowywaniem w zimnych, wilgotnych zakrystiach, na zamkach, w kufrach. Był to rodzaj charakterystycznego gofrowania, które bardzo trudno osiągnąć. Stanisława, odwiedzając wiele europejskich muzeów, zafascynowana starymi tkaninami, analizowała ich jakość i je szkicowała. Potem sama projektowała wzory. Nz. paczka kaszki jedwabnej do prania jedwabiu. Fot. NAC/IKC, sygn. 1-G-2661-3
Milanówek, 1946. CDSJ przetrwała wojnę. Zatrudniał ludzi, oferował im opiekę medyczną, wsparcie mieszkaniowe i aprowizacyjne. Rodzeństwo było ostoją konspiracji i gościło uchodźców z Warszawy (m.in. Maria Dąbrowska, Ewa Szelburg-Zarembina, Ferdynand Ossendowski, sierociniec ks. Baudouina wyrzucony ze stolicy w 1944). Po wojnie stację, jak wiele innych przedwojennych firm, znacjonalizowano. Fot. PAP/Jerzy Baranowski
Witaczków nie tylko wywłaszczenie i więzienie, ale także pomówienia i zniesławienia, nawet w latach 60., kiedy w ich obronie stanęli Jarosław Iwaszkiewicz i mieszkańcy Milanówka. Ale korzystając z ich wiedzy, jedwabie nadal produkowano. Na zdjęciu wystawa artykułów z jedwabiu prawdziwego. Fot. PAP/Stanisław Dąbrowiecki
Nadal ręczne malowanie na jedwabiu naturalnym. Jedwabie z Milanówka! Bajecznie kolorowe, lekkie, zwiewne, o niepowtarzalnych wzorach. Fot. PAP/Stanisław Dąbrowiecki
Stały się flagowym, potem wręcz trudno dostępnym produktem polskiego przemysłu czy raczej rzemiosła artystycznego także w PRL. Nz. ręczne malowanie na jedwabiu naturalnym. Fot. PAP/Stanisław Dąbrowiecki
Pozyskane z jedwabników kokony zanurzano w gorącej wodzie, znajdowano koniec każdej nici jedwabnej, a następnie zawijano na szpulę. Z jednego kokonu otrzymywano ok. 1,6 km bardzo cienkiej nici. Włókno poddawano procesowi przędzenia w celu uzyskania przędzy jedwabnej będącej surowcem do produkcji tkanin. Fot. PAP/Stanisław Dąbrowiecki
Po wojnie w 1946 r. wciąż korzystano z maszyn i know-how, instrukcji a nawet opisów przedwojennych. Jak tu, na wystawie kokonów-kłębuszków, czyli jedwabnych oprzędów. Fot. PAP/Stanisław Dąbrowiecki
Po wojnie przez trzy lata „Milanówek” działał na przedwojennych zasadach. Nastąpiła jednak likwidacja sklepów „Milanówka” i nakazano produkcję tkanin z włókna sztucznego. W końcu powstały Zakłady Jedwabiu Naturalnego „Milanówek”. Fot. PAP/Stanisław Dąbrowiecki
Aż nastała III RP. Po 1989 r. zakłady upadały, w końcu je sprywatyzowano, ale na dawną pozycję już nie wróciłyFot. PAP/Stanisław Dąbrowiecki
Jak powstawała fabryka jedwabiu w Milanówku. Tkaniny, nici chirurgiczne, linki spadochronowe…