Plakat ukazujący nieudany proces renowacji fresku Jezusa w sanktuarium w Borja koło Saragossy. Restauracji dokonała w 2012 r. 80-letnia amatorska malarka z wioski Cecilia Gimenez. W jej efekcie głowa Jezusa wyglądała jak jeż i prześmiewczo nazwę fresku „Ecce Homo” zmieniano na „Ecce Mono”. Ale – paradoskalnie – rozpropagowana fuszerka przyciągnęła tłumy turystów, chcących ją ocenić. Powstała nawet na ten temat opera, wystawiana w Watykanie. Fot. Toni Galán / EFE / Forum
Kiedy po długiej restauracji (1980 – 1990) udostępniono publiczności „Sąd Ostateczny” w watykańskiej Kaplicy Sykstyńskiej, rozległy się głosy protestu: co za jarmarczne, krzykliwe kolory! Jakiś prostak „podkręcił” arcydzieło Michała Anioła! Tymczasem malowidło tak właśnie pierwotnie wyglądało. „Szlachetna patyna szarości” była po prostu wielowiekowym brudem, który został usunięty. Fot. Tomasz Sternicki / Forum
Rzeźbę „Grupa Laokoona” odkopano w Rzymie w 1506 roku w kawałkach. Złożono ją w całość, ale brakowało ramienia Laokoona i rąk jego synów. Dorobił je rzeźbiarz Giovanni Angelo di Montorsoli wedle własnego gustu i upodobań epoki. Kiedy w 1906 roku odnaleziono oryginalne ramię, wróciło na swoje miejsce. Widzom się nie podobało, woleli poprzednią wersję. Na zdjęciu po lewej rzeźba pod koniec XIX wieku, obok obecna wersja. Fot. Ashmolean Museum/Heritage Images i Wodicka/ullstein bild via Getty Images
Współcześnie bywały już prace z masła, mięsa, owoców, roślin, żelków, ale też z krwi, ludzkiej tkanki i ekskrementów. Konserwatorzy siwieją, stając wobec podobnych wyzwań. Dobrze, jeśli autor żyje i można wspólnie podjąć decyzję: co z tym będzie dalej? Na zdjęciu praca Marka Kijewskiego. 2013 r. w Poznaniu, wystawa „Performer” Oskara Dawickiego, jednocześnie opowieść o nim samym jako postaci fikcyjnej. Performer, czyli jego alter ego, pojawia się w różnych wcieleniach. Fot. Marek Lapis / Forum
Marek Kijewski był znany z zaskakujących rzeźb wykonywanych z nieklasycznych surowców, bo odnosił się z przymrużeniem oka do masowej kultury z początku lat 90. XX wieku –krzykliwych kolorów, neonów, słodyczy. Twórca używał nawet… ciastek bezowych, ale te się kruszą i psują. Konserwator postanowił ich nie ratować tylko zastępować nowymi. Na zdjęciu prace Kijewskiego „Języki starożytne” (1995) i „Neonowe męczeństwo św. Sebastiana” (1999) na wystawie w Orońsku w 2009. Fot. PAP/Piotr Polak
Powstały w 1914 roku słynny „Czarny kwadrat na białym tle” Kazimierza Malewicza uchodził za przełom w sztuce. Ale zaginął. W 1929 roku malarz wykonał replikę swej pierwszej abstrakcji. Ale za podłoże posłużył mu inny obraz, co okazało się mieć katastrofalne skutki: czarny kwadrat nie jest już czarny. Spod wierzchnich warstw wyłażą te wcześniej położone. Na zdjęciu słynny obraz na wystawie prac artysty w galerii sztuki Staatliche Kunsthalle w Baden Baden, 2008 rok. Fot. PAP/EPA/ROLF HAID
Jeszcze za życia Magdaleny Abakanowicz jej słynne „Plecy” – seria 80 figur z płótna workowego utwardzonego żywicą – zaczęły tracić kształt, wiotczeć, pochylać się. Instalacja powstała w latach 70. XX wieku, kiedy artystka dopiero zaczynała eksperymenty ze sztucznymi tworzywami. Zdecydowała, że wymieni je na nowe, mając już lepszą wiedzę o żywicach epoksydowych. Na zdjęciu wystawa Abakanowicz pt. „Jesteśmy strukturami włóknistymi” w 2021 r. w Muzeum Narodowym w Poznaniu. Fot. PAP/Jakub Kaczmarczyk
Z żywicami syntetycznymi eksperymentowała również inna wybitna polska rzeźbiarka Alina Szapocznikow. Od początku lat 60. wykonywała odlewy własnego ciała z poliestru i poliuretanu, ale po jej śmierci w 1973 roku prace zaczęły tracić oryginalny wygląd. Szarzały, odkształcały się, matowiały. Na zdjęciu prace „Szalona narzeczona” i „Szalona narzeczona zaślubiona” – obie z roku 1971. Wystawa Aliny Szapocznikow w 1998 r. Muzeum Narodowym w Krakowie. Fot. PAP/Jerzy Ruciński Nagórny
Prof. Iwona Szmelter po konsultacjach ze spadkobiercą rzeźbiarki (Piotra Stanisławskiego, przybranego syna artystki, modela i zarazem pomocnika matki) konserwatorka podjęła się ratowania pionierskich dokonań artystki. Na zdjęciu praca „Piotr”, pełen akt męski, a jednocześnie odlew ciała z roku 1972. Wystawa Aliny Szapocznikow w Muzeum Narodowym w Krakowie w 1998 r., na którą sprowadzono m.in. z Paryża prace będące własnością syna artystki. Fot. PAP/Jerzy Ruciński Nagórny
Konserwacje potrafią szokować, bywają trudne i zupełnie nieudane