Michał Anioł zdemaskowany!
czwartek,
24 grudnia 2009
Niepokorny geniusz, krypto-gej, sympatyk judaizmu czy zżerany przez wygórowane ambicje pracoholik? Kim był twórca fresków z Kaplicy Sykstyńskiej?
Filosemita i znawca Kabały?
Autorzy książki „Tajemnice Kaplicy Sykstyńskiej” wzięli pod lupę sztandarowe dzieło włoskiego renesansu, dla którego pod murami Watykanu ustawiają się kilometrowe kolejki. Gruntowne odświeżenie fresków, pokrywających sklepienie i ścianę ołtarzową kaplicy zupełnie zmieniło ich kolorystykę i ujawniło szereg słabo dotąd widocznych szczegółów. Benjamin Blech i Roy Doliner twierdzą, że przy okazji wyszło też na jaw ekumeniczne przesłanie malowideł oraz ich wywrotowy charakter.
Z faktu, że na suficie Kaplicy Sykstyńskiej nie ma ani jednej sceny z Nowego Testamentu autorzy książki wyciągnęli daleko idący wniosek: Michał Anioł był filosemitą i wyznawcą Kabały. Dotąd przeważała opinia, że kluczem do zrozumienia wymowy fresków jest neoplatonizm, a punktem odniesienia - „Państwo Boże” świętego Augustyna. Blech i Doliner zwracają uwagę, że u Michała Anioła zgodnie z tradycją żydowską Drzewo Poznania jest figowcem, a nie jabłonią, że wąż kuszący Ewę ma ręce i nogi, zaś „Sąd Ostateczny” swym kształtem przypomina tablice Mojżeszowe. Nie mówiąc już o tym, że w tłumie zbawionych można wypatrzeć ludzi w żydowskich nakryciach głowy.
Panowie niewątpliwie znają się na rzeczy (jeden z nich jest rabinem, drugi historykiem sztuki), trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że starają się na siłę uwspółcześnić swego bohatera, czyniąc z niego szermierza tolerancji religijnej, radykalnego republikanina i piewcę homoseksualizmu. Przy okazji demonizują XVI-wieczny Kościół. Można wątpić, czy ulubieńcowi papieży i kardynałów faktycznie groziłaby śmierć, gdyby padło na niego posądzenie o herezję. Choć dla Adama Mickiewicza sztuka wielkiego Florentyńczyka była zbyt mało religijna, nie ma żadnych podstaw by sądzić, że Michał Anioł był na bakier z katolicką ortodoksją (jego domniemane związki z hiszpańską sektą iluministów to kolejny sensacyjny wątek książki).
Piewca homoseksualizmu?
Seksualne preferencje mistrza wciąż są przedmiotem sporu. To prawda, że pasjami rzeźbił i malował nagich i dobrze umięśnionych młodzieńców, kobiet zaś unikał - jeśli nie były zakonnicami. Do końca życia pozostał w stanie bezżennym, co jednak jest przypadłością nie tak znów rzadką u ludzi pochłoniętych „misją”. Autorzy „Tajemnic Kaplicy Sykstyńskiej” przypisują także Bounarottiemu skłonność do sztubackich żartów (aniołek schowany za plecami wizerunku Juliusza II wykonuje gest, który może kojarzyć się z „figą”). Piękna anegdota, ale skądinąd wiadomo, że toskański geniusz był raczej pozbawiony poczucia humoru.
Książka Blecha i Dolinera to wydawnicze cacko.
Rozkładaną obwolutę zdobi wierna reprodukcja watykańskich fresków. Esej Ewy Bieńkowskiej „Michał Anioł – nieszczęśliwy Rzymianin” prezentuje się znacznie skromniej i mniej sensacyjnie, ale wyłania się z niego portret dalece bardziej skomplikowany. Tytułowy bohater to postać pełna sprzeczności: fascynację pogańskim antykiem łączy z głęboką wiarą. Deklaruje się jako republikanin, a całe życie pozostaje na usługach książąt i papieży. Zarabia krocie, ale jest patologicznym skąpcem i abnegatem. Rzym go mierzi, ale inspiruje.
Furiat, który niszczy własne dzieła?
Michał Anioł w ujęciu Bieńkowskiej to osobnik trudny we współżyciu i humorzasty. Furiat, który niszczy własne dzieła, gdy nie spełniają jego wyśrubowanych oczekiwań.
Z innymi wybitnymi artystami drze koty, chętnie natomiast otacza się miernotami. Z analizy wierszy, które pisał od młodości (na język polski przełożył je Leopold Staff) wynika, że Mistrz lubił się nad sobą użalać.
Jednej zalety nie odmawiają mu jednak nawet wrogowie. W odróżnieniu od Leonarda da Vinci – patentowanego lenia – Michał Anioł jest nieludzko wręcz pracowity. Paradoksalnie, freski z Kaplicy Sykstyńskiej zostały na nim wręcz wymuszone. Buonarotti uważał się bowiem przed wszystkim za rzeźbiarza. Efekt ponad dziesięcioletniego trudu artysty świadczy, że papiescy mecenasi znali go lepiej, niż on sam siebie.
Zdaniem Bieńkowskiej Michał Anioł był nieszczęśliwy na własne życzenie. Gubił go brak umiaru. Podjął się niewykonalnego zadania stworzenia monumentalnego grobowca Juliusza II. Zawalony innymi zamówieniami zdołał ukończyć tylko posąg Mojżesza (a podjął się wyrzeźbienia 40 figur !). Eseistka zachwyca się przede wszystkim stropem Sykstyny. „Sąd Ostateczny” nazywa dziełem „dziwnym i zgrzytliwym”. Ono również doczekało się wielu interpretacji. Według jednej z najbardziej efektownych, patrząc na fresk ze zmrużonymi oczami można ujrzeć zarys twarzy Zbawiciela.
Bieńkowska nie poczuwa się do roli wyroczni. Czytelnikom radzi, by znaleźli własny, subiektywny klucz do odczytania arcydzieł „nieszczęśliwego Rzymianina”.
Perfidnie zwraca przy tym uwagę na możliwość, którą Blech i Doliner odrzucili a priori. Autorstwo ideowego programu fresków z Watykanu mogło wszak być zbiorowe. Wykonawca dzieł, które miały ozdobić tak prestiżowy obiekt, musiał uzgadniać ich formę i treść z urzędnikami Kurii Rzymskiej. Nawet, jeśli był artystą największego formatu.
Michała Anioł, znany z drażliwości, pewnie by się obruszył na te sugestie. Jeszcze bardziej zirytowałyby go dywagacje na temat jego życia prywatnego. Summa summarum obie książki sprawiłby mu dużą radość. Są bowiem koronnym dowodem, że dzieła „boskiego” po niemal pięciuset latach wciąż intrygują i wzbudzają kontrowersje. Trudno o większą satysfakcję dla artysty.
Benjamin Blech i Roy Doliner , „Tajemnice Kaplicy Sykstyńskiej”, wydawca: Rebis
Ewa Bieńkowska, „Michał Anioł – nieszczęśliwy Rzymianin”, wydawca: Sic!