Dobrowolny marsz pod przymusem, kije od szczotek i czerwone flagi. „Niech żyje 1 maja”
piątek,
1 maja 2015
„Niech żyje PZPR, przodująca siła postępu”. Z okazji „Komunistycznego Bożego Ciała” na ulice wynoszono portrety rewolucjonistów, komunistycznych przywódców i karykatury wrogów politycznych. A do tego łopot czerwonych i biało - czerwonych flag.
– Przed wojną w pierwszomajowych pochodach uczestniczyli ci, którzy się nie bali, a w PRL-u w szli ci, którzy się bali – tak o 1 maja mówi dr Andrzej Zawistowski, dyrektor Biura Edukacji Publicznej IPN, przypominając ówczesny dowcip.
Dobrowolny przymus
„Dzisiaj uczniem, jutro Gagarinem”, „Aby Polska rosła w siłę”, „Niech żyje sojusz robotniczo-chłopski” czy "Jeśli rząd nam dopomoże, zobaczymy się w kolorze" . Wielotysięczny pochód ludu pracującego miast i wsi wychodził na ulice miast, powiatów a nawet niewielkich gmin. 1 maja był najważniejszym świętem państwowym w PRL. Najważniejszym elementem była mobilizacja społeczna nazywana przez wielu „dobrowolnym przymusem”.
Nie było miejsca na spontaniczność. Wszystko było odgórnie ustalone. – Teksty wypisane na transparentach zostały wcześniej zatwierdzone przez komitet polityczny, a ludzie idący w pochodach byli jedynie aktorami w sztuce, którą napisał ktoś inny – mówi Zawistowski. I podkreśla, że szli, bo się bali. Jako zachęta działały różne pikniki i atrakcje dla dzieci lub stragany, na których można było kupić rzeczy na co dzień niedostępne.
Trzonki do miotły i czerwony materiał
Z pochodu można było wrócić z trzonkiem do miotły, bo świetnie do tego nadawały się drzewce do flagi. – Pochód był świetnym źródłem czerwonego materiału – mówi Zawistowski i wyjaśnia, że ludzie nauczeni kombinowania nie mogli bagatelizować takiej okazji. Podczas pochodów nie mogło niczego zabraknąć. – Były bowiem miernikiem stanu jakości komunizmu. Świętem ważniejszym niż 22 lipca – zwraca uwagę ekspert.
"Komunistyczne Boże Ciało"
Dr Zawistowski wyjaśniając wagę Święta Pracy nazywa je "komunistycznym Bożym Ciałem", z okazji którego na ulice wynoszono portrety rewolucjonistów i ówczesnych przywódców komunistycznych, czerwone flagi oraz karykatury wrogów.
Maj był dla komunistów szczególnie trudnym miesiącem, bo wypadały w nim trzy istotne daty: 1 maja, 9 maja, czyli Narodowe Święto Zwycięstwa i Wolności oraz 3 maja, czyli rocznica uchwalenia Konstytucji. – Najważniejsze święto II Rzeczpospolitej, wówczas niepoprawne polityczne – mówi dr Zawistowski. Problem polegał na tym, że flagi, które rozwieszano na ulicach z okazji 1 i 9 maja, musiały zniknąć na 3 maja. Bardzo o to dbano.
Centralny pochód organizowano w Warszawie. Otwierało go przemówienie przywódcy narodu. W pochodzie szedł poczet sztandarowy PZPR, aktyw partyjny, weterani ruchu robotniczego, przodownicy pracy, zakłady pracy, grupy zawodowe wyposażone w charakterystyczne atrybuty, Związek Młodzieży Polskiej i żołnierze. Obowiązkowy był przemarsz przed trybuną honorową, na której stali włodarze.
Żołnierze w tłumie pilnowali porządku
Ważnym elementem kończącym manifestacje były przejazdy kolumn zmotoryzowanych: traktorów, motocyklistów, wozów strażackich i karetek pogotowia. Dr Zawistowski zwraca uwagę, że po 1981 roku władze zrezygnowały z przemarszu przed trybuną honorową i wróciły do tradycji startu z placu Grzybowskiego.
Były też szczególne pochody, jak te w 1971 roku, po masakrze na Wybrzeżu, kiedy ludzie dopominali się o pamięć ofiar i przechodząc obok trybun pokazywali różne gesty. Po 1981 roku Solidarność, stawiając opór ideologicznemu zawłaszczeniu święta, zaczęła organizować konkurencyjne obchody, przypominając tradycyjny wydźwięk święta pracy. W tamtym okresie władze zdecydowały o tym, aby w tłum wchodzili żołnierze. Ale nie w kolumnie, tylko pojedynczy mundurowi wmieszani między uczestników pochodów. Oficjalnie miało to symbolizować ich bliskość z narodem. W rzeczywistości miało gwarantować spokojny przemarsz.
Na szczególną uwagę zasługują obchody z 1989 roku, które przerodziły się w kampanię wyborczą przed głosowaniem 4 czerwca.
Malowanie krawężników
Propaganda zabiegała o to, aby wszyscy mogli odnieść wrażenie, że w spontanicznych przemarszach idą całe rodziny wdzięczne ludowej ojczyźnie za godne życie.
Machina ruszała kilka tygodni wcześniej. Zakłady pracy prześcigały się, kto da więcej na budowę szkoły, kto zrealizuje 200 procent normy. Miało być więcej, dłużej i w czynie społecznym, czyli bez wynagrodzenia. Malowano na biało krawężniki i sadzono kwiatki. Miasto ozdabiano flagami w stosunku: na jedną biało-czerwoną przypały dwie czerwone. Wszystko oczywiście dla dobra socjalistycznej ojczyzny.