Wywiady

Mięso sprzedawane w toaletach i księgowy hazardzista. Pałac Kultury to Polska w pigułce

Był darem radzieckim, na który nie można było nie przystać. W PRL-u bywały tu ówczesne sławy, z Rolling Stonesami i Marleną Dietrich na czele. Zwykli śmiertelnicy umawiali się w pałacowych toaletach na schadzki, a samobójcy rzucali z tarasu widokowego. Niektórzy pisali do PKiN listy, a nawet modlili się na jego widok. – Pałac Kultury i Nauki jest Polską w pigułce i można by tam przyprowadzać dzieci na lekcje historii – mówi Beata Chomątowska, autorka książki „Pałac. Biografia intymna”.

Przyciągał władze i samobójców. Pałac Kultury kończy 60 lat

Wyżej! Wyżej! – krzyczeli urzędnicy, gdy nad przyszłym Placem Defilad latał samolot, wyznaczając wysokość Pałacu Kultury.

zobacz więcej
W tym roku stuknęła mu sześćdziesiątka. Tyle lat minęła odkąd „radzieccy przyjaciele”, w ramach odbudowy stolicy po zgliszczach II wojny światowej, postanowili postawić budynek w kształcie wieży w centrum Warszawy. Oficjalna propaganda podawała, że zbudowali go wysłannicy bogów czy Stalina. Polacy nie mieli wyjścia i musieli go brać i nie zaglądać temu „darowanemu Pałacowi w zęby”.

Do dziś jest źródłem miejskich legend, choćby o podziemnym tunelu łączącym go z Domem Partii czy kotach przechadzających się po monumentalnych korytarzach. Beata Chomątowska jako pierwsza spogląda na Pałac Kultury i Nauki oczami ludzi, którzy związali z nim życie. Odkrywa dramatyczne losy architektów, opowiada o kronikarce, samobójcach skaczących z 30. piętra i ludziach piszących listy do „Drogiego Pałacu” niczym do starożytnego bóstwa.

Z całą pewnością jest atrakcją turystyczną, a nawet stał się symbolem miasta i jest na wszystkich gadżetach promujących stolicę. – Jak się myśli Warszawa to się widzi Pałac Kultury i Nauki – podkreśla autorka.
Pałac Kultury i Nauki w budowie (fot. pkin.pl)
Pałac Kultury i Nauki obchodzi w tym roku 60. urodziny. Czym jest dla warszawiaków, dla Polaków, bo jedni uważają, że to ikona Warszawy, inni, że symbol poprzedniej epoki?

– Sądzę, że on jest dla każdego czymś innym, bo jest budynkiem, który jednocześnie stał się symbolem. Symbol, jak wiadomo jest ze swej natury wieloznaczny i każdy dostrzega w Pałacu coś innego. Pewnym odkryciem dla mnie podczas pisania książki było to, że jest taką Polską w pigułce. W zasadzie można by tam przyprowadzać dzieci na lekcje historii, bo w nim jest wszystko. To kwintesencja ostatnich 60 lat naszej pokręconej, ale bardzo ciekawej historii.

Zawiera się w nim i ten nurt bardzo oficjalny związany z poprzednim systemem, czyli różnego rodzaju zjazdy partii, pochody pierwszomajowe, wizyty różnych głów państw, a z drugiej strony mamy taki nurt kontrkulturowy czyli Festiwal Młodzieży, który tu się odbywał i zmienił spojrzenie na Pałac wielu osób, zwłaszcza młodych.

Do Pałacu można by przyprowadzać dzieci na lekcje historii

„Polacy byli w pozycji podrzędnej w stosunku do Rosjan i nie śmieli odmówić”
Mówi się, że był to dar narodu radzieckiego dla Polski. Jak było naprawdę i kto podjął tę decyzję?

– Był to dar, a zadeklarowane wsparcie Stalina dla odbudowy Warszawy przesądziło o lokowaniu tutaj stolicy po wojnie. Mitem pozostaje jednak to, że Rosjanie zaproponowali do wyboru Pałac, metro albo dzielnicę mieszkaniową. Było to raczej myślenie życzeniowe po polskiej stronie, jak ze Świętym Mikołajem. Wszystko odbyło się bardzo szybko i Polacy, którzy byli w pozycji podrzędnej w stosunku do Rosjan, nie śmieli odmówić. Józef Sygalin, naczelny architekt Warszawy, późniejszy pełnomocnik po polskiej stronie ds. budowy Pałacu, dostał telefon od Hilarego Minca, że przyjeżdża Mołotow do Warszawy i złoży propozycję i trzeba się do niej ustosunkować pozytywnie. Istotnie podczas spaceru propozycja padła na zasadzie: „jakbyście widzieli taki wieżowiec w centrum Warszawy?” Na co odpowiedź była: „no cóż, owszem”.

Reszta też była jedną wielką improwizacją, bo architekci radzieccy, którzy nie byli wcześniej w Polsce, jeździli przez dwa tygodnie po kraju i oglądali nasze zabytki i próbowali się zainspirować. Potem pojechali do Moskwy, gdzie przygotowywali projekty wstępne, nasza delegacja też tam pojechała. Wszystko odbywało się pod presją, że nie można obrazić strony radzieckiej i trzeba się zgodzić na wszystko. Brać i nie zaglądać temu „darowanemu Pałacowi w zęby”.

Nie można było obrazić strony radzieckiej i trzeba było się zgodzić na wszystko

(fot. Mariusz Szyperko/Grażyna Rudowska)
Do Polski przyjechała też rzesza radzieckich robotników, mieszkali u nas przez wiele miesięcy. Kim oni byli, bo niektórzy z nich przecież stracili życie na budowie?

– Strona radziecka brała na siebie większość kosztów związanych z budową Pałacu, w tym zapewniała siłę roboczą. Trudno powiedzieć, jacy to byli ludzie, bo oficjalnie przedstawiano ich jako wysłanników bogów czy Stalina. Tacy herosi, którzy z całą technologią przyjeżdżają, żeby nam ten Pałac wybudować. Żeby tę legendę uczynić silniejszą mówiono, że są to ci sami ludzie, którzy kiedy było Powstanie Warszawskie stali po praskiej stronie Wisły, patrzyli ze smutkiem i przerażeniem na tę płonącą Warszawę. Bardzo chcieli pomóc, ale nie mogli, więc teraz przyjeżdżają i odbudowują miasto.

Jak było naprawdę można się domyślać po epizodzie, kiedy już w latach 90, Georgijew Karawajew, pełnomocnik po stronie rosyjskiej ds. budowy Pałacu, przyjechał do Warszawy i poprosił, żeby go zawieziono na cmentarz prawosławny na Woli, gdzie znajdują się groby radzieckich robotników, którzy stracili życie podczas budowy. Spisywał wówczas daty śmierci i nazwiska tych ludzi, ponieważ zgłaszały się do niego rodziny tych osób, które nie wiedziały nawet, co się z nimi stało. To pokazuje, że ci ludzie nie byli nikim szczególnym dla ówczesnej władzy.

Radzieckich robotników przedstawiano jako wysłanników bogów czy Stalina

„Nie istnieje jakiś podziemny tunel łączący Pałac z Domem Partii”
Jak ten Pałac w pierwszych latach po oddaniu do użytku przyjmowali mieszkańcy Warszawy?

– Ludzie nie byli głupi i na fali entuzjazmu odbudowy zdawali sobie sprawę z tego, że jest to obiekt, który wcale nie musiałby stanąć. Woleliby pewnie metro albo więcej mieszkań, bo były to czasy, kiedy Warszawa była w ruinie, a ludzie mieszkali w rozmaitych norach.

Oficjalne relacje były takie, że ludzie byli zachwyceni, przychodzili na specjalny pomost. W materiałach prasowych przytaczano dialogi między młodzieżą zachwyconą Pałacem. Jakiś student inżynierii tłumaczył swojej dziewczynie z jakich materiałów ten Pałac powstał, ludzie przyjeżdżali ze wsi popatrzeć na tę niesamowitą wieżę.

Hanna Krall w reportażu o Pałacu wspomina, jak przyjeżdżały kobiety wiejskie i klękały przed jedną z płaskorzeźb, żegnały się znakiem krzyża, jakby weszły do jakiejś świątyni. Ten budynek budził ciekawość, fascynację i sukcesywnie stosunek do Pałacu się ocieplał, kiedy mieszkańcy zaczęli z niego korzystać. Od początku pełnił funkcje kulturalne, więc praktycznie każdy, kto dorastał w Warszawie, ma jakieś wspomnienia z dzieciństwa.

Kobiety wiejskie żegnały się znakiem krzyża, jakby weszły do jakiejś świątyni

Beata Chomątowska, autorka książki „Pałac. Biografia intymna” (fot. Jacek Marczewski)
Przez lata narosły różne legendy związane z Pałacem. Czy część z nich udało się zweryfikować po latach?

– Fascynowało mnie to, że żyją tak długo, bo to są mity, takie jak ten, że istnieje jakiś podziemny tunel łączący Pałac z Domem Partii, a nawet z Moskwą, czy podziemnym światem. Były organizowane wycieczki do podziemi i można było się na własne oczy przekonać, że coś takiego nie istnieje, ale one żyją i funkcjonują na stronach internetowych. Natomiast są koty na poziomie -2, które są od samego początku. Te pierwsze były w zasadzie tymi, które żyły w kamienicach, które zburzono pod tę wielką inwestycję.

W stanie wojennym handlowano tutaj mięsem w toaletach, a z kolei w latach 90. w tych samych toaletach jeden z dyrektorów kazał zamontować lustrzane tafle, żeby panie sprzątające mogły obserwować, co się dzieje w kabinach. Toalety, jeszcze za czasów PRL-u służyły jako miejsce schadzek. Kiedy Pałac był monitorowany przez milicję, to pobierano opłaty wyższe od par homoseksualnych, a niższe od heteroseksualnych, żeby młodzi ludzie nie mieli w papierach odnotowane, że zostali zatrzymani.


Wspomina Pani w książce postać kronikarki, jak ona przez lata widziała Pałac, cóż takiego kryje się w jej zapiskach?

- Hanna Szczubełek to postać niezmiernie ciekawa, której poświęciłam jeden rozdział. Przyszła tutaj pracować zaraz po uzyskaniu pełnoletności w 1960 roku, dlatego wie o Pałacu wszystko. Ciekawiła mnie, że jako młoda dziewczyna wchodzi w ten świat, który był takim miastem w mieście. Jej stosunek do Pałacu ewoluował i w zasadzie nie powinna była go lubić, bo jej ojciec był w AK i zginął, a rodzina z tego powodu po wojnie była nachodzona. Hanna musiała szybko znaleźć pracę i tak trafiła do Pałacu.

Jej stosunek zmienił się podczas Festiwalu Młodzieży, kiedy spojrzała na niego pozytywnie. Zaczęła wsiąkać w ten świat. Działał tam np. gabinet dentystyczny na potrzeby pracowników. Były też rozmaite postaci, jak główny księgowy, który był uzależniony od hazardu. Jego okna wychodziły na kasyno i jak przychodził do pracy, to już dawano mu znaki, że jest otwarte, wymykał się, szedł grać i zdefraudował jakieś pieniądze. Było tam trochę jak w zamku Kafki, osobna struktura biurowo-administracyjna.

W stanie wojennym handlowano mięsem w pałacowych toaletach

„Gagarin na tarasie widokowym miał szepnąć, że jak tutaj daleko jest do ziemi”

„Tetris” na Pałacu Kultury i Nauki

zobacz więcej
Pisze pani o kolekcjonerze ze Śląska, który skupuje wszystko, co wiąże się z Pałacem. To jednak nie jedyna tego typu osoba.

– Istotnie bardzo dużo osób, bo Pan Tomasz z Siemianowic Śląskich nie jest jedyną osobą, która się zafascynowała Pałacem. Mają taką fiksację na punkcie tego budynku. On jakoś skupia, przyciąga. Wiele osób pisało listy do Pałacu i to z całej Polski, upatrując w nim siedzibę władz najwyższych czy też centrum wszechświata. Jeden człowiek myślał, że jest to archiwum rzeczy zaginionych, bo napisał, że ma radyjko marki Sonetina, do którego zgubił mu się drucik i on zwraca się do Pałacu z prośbą o pomoc. To historia z lat 60. XX wieku. Byli też samobójcy, którzy skakali z tarasu widokowego, zanim zamontowano tam kraty.

Bywali tu przeróżni goście. Które wizyty zostały szczególnie zapamiętane?

– Pałac był miejscem, do którego w czasach PRL-u przyjeżdżali wszyscy. Jedną z ciekawszych była wizyta Gagarina, który po wyjechaniu na taras widokowy na 30. piętrze miał szepnąć, że jak tutaj daleko jest do ziemi, co w ustach człowieka, który był w kosmosie brzmiało dość egzotycznie. Występowały tutaj wszystkie ówczesne sławy od koncertu Rolling Stonesów, kiedy fani zdemolowali Salę Kongresową. „Marynary latały”, jak opowiadali pracownicy Pałacu. Dom mody Diora miał tutaj swój zamknięty pokaz swojej kolekcji, o czym pojawiły się wzmianki w prasie. Marlena Dietrich w Kongresowej podczas występu oberwała jajkiem od fotografa.

„Marynary latały” podczas koncertu Rolling Stonesów, a Marlena Dietrich oberwała jajkiem

Pałac Kultury i Nauki zajmuje ścisłe centrum Warszawy (fot. wikipedia.org)
Pałac budzi emocje od początku, były też pomysły żeby go zburzyć. Na ile to był pomysł realny, a na ile wzięty z kosmosu?

– W tym momencie to jest pomysł wzięty z kosmosu, bo Pałac jest wpisany do rejestru zabytków i jest objęty ochroną, więc nie można go zburzyć. Jest to teraz marginalna kwestia, a takie głosy się uaktywniły przy okazji 60. rocznicy oddania do użytku.

Problemem jest skala placu Defilad, bo żeby wejść do Pałacu trzeba pokonać wręcz nieludzką przestrzeń. Najpierw się wchodzi pod górę, potem się schodzi, a następnie trzeba wjechać do góry, co jest naturalną barierą. Nie można do niego wejść z ulicy czy z dworca. Pałac też traci niektóre funkcje, które do tej pory pełnił, np. targi książki zostały przeniesione na Stadion Narodowy. Bardziej zmierza w stronę zabytku, trochę atrakcji turystycznej, a przede wszystkim stał się symbolem miasta i jest na wszystkich gadżetach promujących stolicę. Jak się myśli Warszawa to się widzi Pałac Kultury i Nauki.

Problemem Pałacu jest to, że nie można do niego wejść z ulicy

„Można by tam przyprowadzać dzieci na lekcje historii, bo w nim jest wszystko”
Zdjęcie główne: Pałac Kultury to centralny punkt stolicy (fot. PAP/CAF/Mariusz Szyperko/Sławek Biegański/Tomasz Prażmowski)
Zobacz więcej
Wywiady wydanie 13.10.2017 – 20.10.2017
„Powinniśmy powiedzieć Merkel: Masz tu rachunek, płać!”
Jonny Daniels, prezes fundacji From the Depths, O SWOIM zaangażowaniu w polsko-żydowski dialog.
Wywiady wydanie 28.07.2017 – 4.08.2017
Definitely women in India are independent
Srinidhi Shetty, Miss Supranational 2016, for tvp.info
Wywiady wydanie 28.07.2017 – 4.08.2017
Małgosia uratowała mi życie. Dzięki niej wyszedłem z nałogu
– Mam polski paszport i jestem z niego bardzo dumny – mówi amerykański gwiazdor Stacey Keach.
Wywiady wydanie 28.07.2017 – 4.08.2017
„Kobiety w Indiach są niezależne. I traktowane z szacunkiem”
Tak twierdzi najpiękniejsza kobieta świata Srinidhi Shetty, czyli Miss Supranational 2016.
Wywiady wydanie 14.07.2017 – 21.07.2017
Eli Zolkos: Gross niszczy przyjaźń między Żydami a Polakami
„Żydzi, którzy angażują się w ruchy LGBT, przyjmują liberalny styl życia, odchodzą od judaizmu”.