Darcy na życiowym zakręcie po złamaniu kręgosłupa. Los bywa okrutny dla sportowców
poniedziałek,
24 sierpnia 2015
Przypadek, jeden błąd i koniec marzeń o karierze czy wręcz zdrowiu. W ułamku sekundy świat wali się na głowę. Takie historie, niestety, dość często zdarzają się w sporcie. W niedzielę doświadczył tego zaledwie 23-letni australijski żużlowiec Darcy Ward, który po makabrycznym wypadku ma przerwany rdzeń kręgowy. W takich sytuacjach los wystawia gigantyczny rachunek emocjonalny, który jest wprost proporcjonalny do kosztów poniesionych podczas długiej i pełnej wyrzeczeń drogi na szczyt.
Darcy Ward zaliczył upadek w 15. wyścigu niedzielnego meczu ekstraligi SPAR Falubaz Zielona Góra – MrGarden GKM Grudziądz (57:33). Zawodnik gospodarzy chciał wyprzedzić na wirażu Rosjanina Artjoma Łagutę. Zahaczył jednak w tylne koło motocykla przeciwnika. Z impetem wpadł w bandę uderzając w nią plecami. Długo nie podnosił się z nawierzchni. Z toru zabrała go karetka.
Australijczyk zdradził, że nie ma czucia w nogach. Wykonane w szpitalu badanie tomografem komputerowym wykazało przerwanie rdzenia kręgowego na odcinku, który odpowiada za dolne partie ciała. – Uszkodzeniu uległy kręgi szyjne C6 i C7. Rdzeń kręgowy został zgilotynowany i nic nie da się z tym zrobić – powiedział w rozmowie z „Przeglądem Sportowym” Robert Zapotoczny, lekarz klubowy Falubazu.
Próba charakteru
– Po takiej kontuzji się nie wraca – stwierdził w rozmowie z „PS” Krzysztof Cegielski, który sam po kontuzji kręgosłupa musiał zakończyć karierę i nadal nie odzyskał pełnej sprawności. – Ja byłem w o tyle lepszej sytuacji, że nie miałem przerwanego kręgu. Dla Warda byłaby nadzieja, gdyby to przerwanie było na niskiej wysokości. Bardzo przykra sprawa – przyznał.
W nocy 23-latek przeszedł wielogodzinną skomplikowaną operację ustawienia i usztywnienia uszkodzonych kręgów. Czekają go kolejne, ale w zasadzie nie ma szans, by ponownie wsiadł na motor czy wręcz chodził. Resztę życia najpewniej spędzi na wózku inwalidzkim. To będzie próba dla jego charakteru.
Miała ogromne możliwości
Zaledwie trzy tygodnie temu podobny dramat przeżyła Kira Grünberg. W lipcu wystartowała w azerskim Baku w Igrzyskach Europejskich. Wprawdzie to impreza niższej kategorii, ale dla 21-letniej zawodniczki każdy występ jest bardzo ważny, żeby nabrać doświadczenia. Poszło jej znakomicie, wywalczyła bowiem srebrny medal. Trzy próby spaliła dopiero na wysokości 4,35 metra. Wynik bardzo dobry i perspektywiczny.
Austriaczka miała gigantyczny potencjał. Jej rekordy na stadionie i w hali to po 4,45 metra, co w obu przypadkach jest rekordem kraju. Kilka lat ciężkiej pracy i Kira mogłaby rywalizować z najlepszymi. Trening, który miał ją do tego przybliżyć, odbyła na początku sierpnia w rodzinnym Innsbrucku. Jeden błąd przekreślił jednak całą karierę. Podczas próby tyczka źle się wygięła. Grünberg zamiast na poduszce wylądowała na macie. Poleciała głową w dół.
Diagnoza jak wyrok
Natychmiast została zabrana do szpitala uniwersyteckiego w Innsbrucku. Lekarze postawili diagnozę, która jest jak wyrok – złamanie części szyjnej kręgosłupa i paraliż. Najpewniej resztę życia ta młoda, pełna energii i marzeń dziewczyna, spędzi na wózku inwalidzkim.
Wprawdzie sportsmenka rozpoczęła rehabilitację, ale lekarze przyznają, że szanse, iż kiedykolwiek będzie chodziła są iluzoryczne. Rodzina zaapelowała o wsparcie, austriacka federacja lekkoatletyczna zorganizowała zbiórkę pieniędzy na leczenie. – Przed Kirą długa i ciężka droga. Mimo że prognozy są straszne, nic nie jest przesądzone. Rodzina bardzo w nią wierzy – broni się jeszcze menedżer Grünberg, ale po złamaniu tej części kręgosłupa tylko cud może sprawić, że pacjent zacznie chodzić.
Złe wieści w sprawie stanu zdrowia słynnego piłkarza z Polski. Doznał poważnej kontuzji w półfinale Pucharu Niemiec, w którym Bayern Monachium grał z Borussią Dortmund.
zobacz więcej
Cuda się zdarzają
Cuda się jednak zdarzają. Świadczy o tym przypadek Krzysztofa Cegielskiego. On jednak tylko lub choć w zasadzie aż uszkodził rdzeń, Darcy i Kira mają przerwany. Wobec skali dramatu nie na miejscu jest jednak hierarchizowanie tych koszmarnych kontuzji.
Dzień, który zmienił życie Cegielskiego, to 3 czerwca 2003 roku. Wystartował wówczas w meczu szwedzkiej ekstraklasy Vetlanda – Rospiggarna. Polak przekonał menedżera swojej drużyny Bo Wirebranda, że w biegu nominowanym powinien postawić właśnie na niego. Taka okrutna ironia.
W 15. biegu startował spod bandy. Jadący na pierwszym torze Jonas Davidsson lekko wyniósł swoją maszynę. Kolejni – Ales Dryml i Ryan Fischer musieli zrobić to samo. Cegielski już nie miał gdzie uciekać. Asekurował się, ale Fischer uderzył w jego motor. Żeby nie zderzyć się czołowo z bandą Polak puścił motor. Pech chciał, że został uderzony przez Amerykanina i wręcz wgnieciony w bandę.
Krąg wykręcony o 180 stopni
Efekt wypadku do obrócenie 12. kręgu o 180 stopni. Cegielski stracił przytomność na niemal godzinę. Gdy się obudził nie mógł ruszać nogami. Operacja i trwająca od 12 lat rehabilitacja powoli przynoszą skutki. Wprawdzie nie ma mowy, by ponownie się ścigał, ale jechał już na motorze żużlowym! Już pięć lat temu wykonał kilkadziesiąt okrążeń na stadionie Wandy Kraków.
– Coś udowodniłem. Nie tylko sobie, ale także wszystkim tym ludziom, którzy przez wypadek stracili coś, co było całe życie ich pasją. Moją była i jest jazda na żużlu. Fajnie było znów to poczuć, odzyskać ją choć po części – mówił wówczas.
Poświęcenie Cegielskiego wynika z dodatkowej motywacji. Chce odzyskać sprawność dla rodziny. W 2014 roku zamienił wózek na balkonik. Gdy brał ślub z koszykarką Justyną Żurowską, dzięki usztywnionym nogom, podczas ceremonii do ołtarza doszedł o własnych siłach.
Przez godzinę nie żył
Sprawność fizyczną zachował inny sportowiec, ale również o wyczynowym sporcie może zapomnieć. Fabrice Muamba może wręcz dziękować Bogu - i zapewne to robi - że żyje. Przez ponad godzinę piłkarz był już bowiem na tamtym świecie. Tragedia wydarzyła się na oczach świata.
17 marca 2012 roku zespół Bolton Wanderers grał na wyjeździe z Tottenham Hotspur w ćwierćfinale Pucharu Anglii. W trakcie meczu młodzieżowy reprezentant Anglii nagle padł na murawę jak rażony gromem. Wyglądało to dramatycznie, a przecież kibice wciąż pamiętali o Marku-Vivien Foe z Manchesteru City czy Antonio Puercie z Sevilli, którzy zmarli na boisku.
Zawał na boisku
Spotkanie natychmiast przerwano. Na boisko wbiegli lekarze oraz jeden z kibiców, kardiolog, który zorientował się, że Muamba doznał zawału serca. Ze stadionu piłkarz został zabrany do szpitala London Chest Hospital. Do karetki razem z nim wsiedli ówczesny menedżer Boltonu Owen Coyle i kapitan zespołu Kevin Davies.
Klubowy lekarz relacjonował potem, że krążenie Muamby było zatrzymane przez 78 minut. Dzięki nadludzkich wysiłkom lekarzy udało się przywrócić go do życia. W szpitalu spędził miesiąc. Po wyjściu musiał ogłosić zakończenie kariery, co dla młodego zawodnika jest ogromnym ciosem.
O wiele straszliwszą diagnozę usłyszał Krzysztof Nowak, wspaniały polski piłkarz, który z powodzeniem grał w Brazylii czy niemieckiej Bundeslidze. Dramat zaczął się niewinnie. W 2001 roku zapadł na grypę. Zwyczajna choroba, do wyleczenia. Po powrocie do zdrowia nie był jednak w stanie normalnie trenować. Zaczął mieć kłopoty z czuciem, wiotczały mu ręce.
ALS
Lekarze ocenili, że jego organizm zaatakowała jakaś wirusowa choroba układu nerwowego. Potem stwierdzili, że to ALS, stwardnienie zanikowe boczne. Objawia się zwiotczeniem i stopniowym zanikiem mięśni.
Cierpiał na nią między innymi słynny amerykański bejsbolista Lou Gehrig i zmarł w wieku zaledwie 38 lat. W Stanach Zjednoczonych ALS jest znana właśnie jako choroba Lou Gehriga. Słynna akcja internetowa Ice Bucket Challenge ma na celu zbieranie pieniędzy na badania właśnie nad tą straszliwą chorobą.
Cztery lata walki
Stwardnienie zanikowe boczne stopniowo prowadzi do paraliżu i śmierci. Nowak walczył z nią cztery lata. Stopniowo gasł, co było niezwykle bolesnym widokiem dla kibiców przyzwyczajonych do jego gry. Pięknie zachowali się szefowie klubu z Wolfsburga, którzy przedłużyli z Polakiem kontrakt, choć wiedzieli, że nigdy już nie zagra w piłkę.
Dwa lata po diagnozie władze VfL zorganizowały mecz towarzyski z Bayernem Monachium, z którego zyski przeznaczono na leczenie Polaka. Na stadion wwieziono go już na wózku inwalidzkim. Choroba tak szybko wyniszczała jego organizm, że nie był w stanie podnieść ręki, żeby podziękować kibicom.
Nowak zmarł 26 maja 2005 roku. Po jego śmierci działacze VfL stworzyli fundację charytatywną jego imienia, która zajmuje się zbieraniem pieniędzy na badania i leczenie ASL. Dla kibiców z Wolfsburga Polak na zawsze pozostanie znany jako „Die Nummer 10 der Herzen”. „Dziesiątka serc”.
Zaraził się od kleszcza
W wieku 26 lat karierę musiał przerwać również Konrad Gołoś. Także zapadł na chorobę. Doszło do tego w wyjątkowo złośliwych okolicznościach. Latem 2008 roku zawodnika Wisły Kraków ugryzł kleszcz. Pomocnik zapadł na boreliozę. Po półtora roku leczenia wznowił treningi, ale szybko musiał pożegnać się z myślą o kontynuowaniu kariery, w trakcie której ocierał się nawet o reprezentację Polski.
– Ta choroba atakuje osłabione miejsca u człowieka, a wtedy, kiedy ją miałem, przechodziłem rehabilitację po operacji kolana. Dodatkowo najbardziej zagrożone boreliozą są największe stawy u człowieka, takie jak kolanowy – opowiadał Gołoś w rozmowie z dziennikarzem „Przeglądu Sportowego” Łukaszem Olkowiczem. Choroba zniszczyła kolana piłkarza, w których doszło do zwyrodnień stawowych. Po dwóch latach były już jak u 50-latka. Piłkarz miał wybór albo rok grania i wózek inwalidzki albo koniec kariery.
Konieczna amputacja
Mimo wszystko Gołoś wrócił jeszcze na boisko. Kopie amatorsko piłkę w krakowskiej drużynie Orzeł Piaski Wielkie. Pasja do sportu jest jednak ogromna. Ma ją również narciarz alpejski Matthias Lanzinger. Choć stracił nogę poniżej kolana, nie stracił ducha sportowca. Zaczął startować w zawodach dla osób niepełnosprawnych. Z sukcesami.
Jego życie zmieniło się 2 marca 2008 roku. Podczas zawodów Pucharu Świata w konkurencji supergiganta w norweskim Kvitfjell po jednym z lądowań stracił równowagę i uderzył z całej siły w bramkę. Natychmiast stracił przytomność i jak kłoda poleciał dalej, zatrzymując się na siatkach ochronnych.
Wielokrotne otwarte złamanie
Wstrząśnienie mózgu to był najmniejszy problem. Wypadek strzaskał Lanzingerowi kości strzałkową i piszczelową w lewej nodze. Doszło do wielokrotnego otwartego złamania. Narciarz przeszedł kilka operacji, ale lekarzom nie udało się przywrócić krążenia w kończynie. Po trzecim zabiegu – wobec zagrożenia życia pacjenta – lekarze ocenili, że nogę trzeba amputować. Operację przeprowadzono 4 marca w Ulleval University Hospital w Oslo.
Austriak nie załamał się. Wrócił na stok i dalej startuje. Podczas ubiegłorocznych zimowych igrzysk paraolimpijskich w Soczi wywalczył dwa srebrne medale – w superkombinacji i supergigancie.
Jest mimo wszystko coś optymistycznego w tych dramatycznych historiach. Sportowców wyróżnia gigantyczny hart ducha, który po straszliwych dramatach pozwala im dzielnie walczyć o godne życie. Darcy Ward z pewnością również się nie podda, żużlowcy należą bowiem do największych twardzieli w sporcie.
Umiejętność pozytywnego myślenia i odpowiednie nastawienie mentalne mogą znacznie ułatwić okres rehabilitacji i pomóc w powrocie do sportu
Bez zapowiedzi
Ten hart ducha nie jest jednak zbyt częstym zjawiskiem. Najczęściej złamani sportowcy popadają w depresję. Pozostaje mieć nadzieję, że takiego prezentu od losu Australijczyk nie doświadczy.
– Gdy sportowiec wygrywa – jest obiektem podziwu. Jednak gdy doznaje urazu, często czuje się osamotniony, czasem wręcz niepotrzebny. Ta nowa sytuacja jest tym bardziej trudna, że pojawia się nagle, bez zapowiedzi. Gwałtownie też zmienia się rola zawodnika – z aktywnego sportowca w sportowca biernego. Niektórzy zawodnicy załamują się i tracą perspektywy na przyszłość, inni uparcie poszukują rozwiązań, wykazując się niebywałą determinacją i wytrwałością – mówi portalowi tvp.info Agnieszka Zając, psycholog sportowy.
– Badania w dziedzinie psychologii sportu potwierdzają słuszność tej drugiej postawy. Umiejętność pozytywnego myślenia i odpowiednie nastawienie mentalne mogą znacznie ułatwić okres rehabilitacji i pomóc w powrocie do sportu – tłumaczy.
Traumatyczny moment
Moment zdania sobie sprawy, że trzeba tak nagle zakończyć karierę, która była celem sportowca od najmłodszych lat, jest jednym z najtrudniejszych w życiu takiego człowieka. – Może dojść do zachwiania tożsamości sportowca. Jeśli nie może trenować, to kim wtedy jest? Przeważnie następuje wzrost lęku, obawa przed utratą zdrowia, utratą środków finansowych czy izolacją społeczną – analizuje psycholog sportowy.
– Raczej trudno mówić o prostoliniowej zależności pomiędzy wysiłkiem wkładanym w przygotowanie sportowe a poziomem żalu odczuwanego w sytuacji ewentualnego wypadku. To sprawa bardzo indywidualna i zależy bardziej od elastyczności zawodnika. Jeśli jednostka łatwo adaptuje się do nowych, trudnych warunków, to zdecydowanie łatwiej będzie jej się odnaleźć w takiej sytuacji. Zdarza się, że sportowiec, który w wyniku doznanego urazu nie może kontynuować kariery sportowej w swojej dyscyplinie wybiera nową, np. Robert Kubica, który Formułę 1 zamienił na rajdy samochodowe – przyznaje Agnieszka Zając.
– Zawodnicy doskonale znają zasadę „no pain, no gain” (bez bólu nie ma zwycięstwa), często od najmłodszych lat uczeni są, żeby ignorować drobne urazy, stawać do walki pomimo kontuzji lub bólu, wykorzystywać wiedzę i umiejętności lekarzy oraz trenerów także do tego, aby można było walczyć pomimo kontuzji. Dzieci wyrastają w poczuciu, że koncentracja na doznanych urazach to przejaw zbytniego rozczulania się nad sobą – podkreśla psycholog, odkrywając zakamarki duszy sportowców.
Reakcja jak u alkoholika
No właśnie, wydaje się, że wybitnych sportowców wyróżnia niezwykle silna strona duchowa. W efekcie mogą inaczej niż zwykli ludzie reagować na dramatyczne przeżycia. – Z jednej strony zawodnicy są w trudniejszej sytuacji, ponieważ negatywne emocje, żal z powodu straconej części sezonu, czy związane z trudami rehabilitacji, wzmacniane są przez procesy fizjologiczne zachodzące w organizmie po zaprzestaniu intensywnych ćwiczeń fizycznych. Organizm, który z dnia na dzień zaprzestaje aktywności, reaguje podobnie jak ciało i umysł alkoholika będącego na odwyku. Brak treningów oznacza zahamowanie produkcji wydzielanych dotąd hormonów m.in. endorfin i adrenaliny (mających pozytywny wpływ na organizm), co w konsekwencji bardzo często prowadzi do zniechęcenia, ataków gniewu, frustracji, a nawet stanów depresyjnych – uważa Zając.
– Z drugiej strony sportowcy przez cały czas trwania kariery sportowej uczeni są wyznaczania celów długo- i krótkoterminowych. Takiej podejście nawet w przypadku tak kryzysowego momentu, może zawodnikowi pomóc, zarówno w procesie rehabilitacyjnym jak i odnalezieniu się w nowej rzeczywistości. Sportowiec musi potraktować przymusowe zakończenie kariery sportowej jako wyzwanie, zastanowić się, czym może się zająć, jaki zawód wybrać – wyjaśnia psycholog.