Wielka uwaga na pacjenta małej wagi, czyli „Moje 600 gramów szczęścia”. Nowy cykl dokumentalny TVP o wcześniakach
wtorek,
8 września 2015
– Jednym ze stale nas odwiedzających byłych pacjentów jest mały Andrzejek. Co roku przynosi mi bukiecik czerwonych róż i mówi: „Ciociu to dla ciebie”. Te słowa są warte wszystkich pieniędzy świata, pokazują sens naszej pracy – mówi dr Beata Rzepecka–Węglarz, neonatolog Oddziału Neonatologicznego Szpitala Położniczo–Ginekologicznego Ujastek. To właśnie tu powstawały zdjęcia do nowej dokumentalnej produkcji „Moje 600 gramów szczęścia”, której pierwszy odcinek TVP2 pokaże już dziś, czyli we wtorek (8 września) o godz. 22.55.
– Każdy człowiek jest inny, każdy reaguje inaczej w obliczu trudnej sytuacji, zwłaszcza takiej, gdy chodzi o życie dziecka. Powiem szczerze, że gdy zaczynaliśmy realizację tej produkcji byłam przerażona, myślałam, że to jest niemożliwe – mówi w rozmowie z portalem tvp.info Aneta Kopacz, reżyserka dokumentu, nominowana wcześniej do Oscara za poruszający film „Joanna”.
„Nie mogę być reżyserem, muszę być człowiekiem”
Okazuje się, że co dziesiąte dziecko w Polsce rodzi się, jako wcześniak. Dla większości rodziców to ogromna trauma, niedowierzanie, zwątpienie i paraliżujący lęk nie tylko o los malucha, ale również o to, jak się nim opiekować, jak pielęgnować. – Bardzo szybko zrozumiałam, że nie mogę być dla tych ludzi reżyserem, bo to robię dla projektu, dla nich muszę być człowiekiem jak najmocniej się da, nawet w tak krótkim czasie, tak trudnych okolicznościach być im przyjacielem, współodczuwać, razem z nimi rozumieć i ich rozumieć, że mogą nie chcieć czegoś, że mają prawo do powiedzenia „nie” – mówi Kopacz.
Przyznaje, że podczas realizacji projektu było wiele momentów, w których emocje brały górę. Bohaterowie w każdym momencie mogli powiedzieć „stop”, nie zgadzać się na realizację albo poprosić o skasowanie materiału. – Media mają tak złą sławę a na hasło telewizja ludzie reagują agresją, myślą, że szuka ona taniej sensacji. Przez dwa pierwsze tygodnie musiałam udowadniać, że nie jestem kimś takim, że nie szukam tej taniej sensacji, nie chcę żerować na ich bólu, rozpaczy, tylko chodzi mi o pokazanie, opowiedzenie ludzkich historii w bardzo szczególnym momencie, przybliżyć temat ludziom, uświadomić społeczeństwo, kim jest wcześniak, jak bardzo jest to poważna sprawa i, że z roku na rok ten temat będzie coraz ważniejszy dla nas, jako społeczeństwa, bo już teraz, co 10 dziecko jest wcześniakiem, a za chwilę będzie to, co 9, co 8 – wyjaśnia Kopacz.
„Musieliśmy zobaczyć, że telewizja nie chce pokazać sensacji”
Do obecności ekipy musieli przyzwyczaić się zarówno rodzice, jak i personel neonatologii Szpitala Położniczo–Ginekologicznego Ujastek w Krakowie, gdzie kręcone były zdjęcia. Przyznaje, że początki współpracy z telewizyjną ekipą do łatwych nie należały. – Musieliśmy zobaczyć, że telewizja nie chce pokazać sensacji, ale prawdę. Marzyliśmy o takim programie i odcinkach, żeby pokazać naszą pracę, pracę rodziców. Udało się. Powstał film o wielkiej uwadze na pacjentów małej wagi – mówi. Śmieje się, że teraz kamera już w ogóle nikomu nie przeszkadza, a czasem zespół ma wrażenie, jakby była od zawsze.
„Powroty pacjentów to dla nas zastrzyk energii”
To właśnie dzięki tej kamerze można zobaczyć jak trudnym i wymagającym precyzji jest zawód neonatologa, gdy wcześniaki trzeba podłączyć do wyspecjalizowanej aparatury podtrzymującej ich życie oraz profesjonalizmu, gdy trzeba rozmawiać z rodzicami o tym, jaki jest stan zdrowia ich dzieci.
– Zawód neonatologa jest wspaniały, niesie wiele emocji, często złych, bo musimy mówić o śmierci, przekazywać te złe wiadomości, ale gdy po kilkunastu miesiącach rodzice wracają do nas ze zdrowym maluchem to jest to dla nas kolejny zastrzyk energii – mówi specjalista neonatologii i pediatra dr Beata Rzepecka–Węglarz, która jest także ordynatorem i współtwórcą krakowskiego Ujastka.
Zapytana o to, jak odstresowuje się po tak odpowiedzialnej pracy, odpowiada, że czasem musi pójść na długi spacer, żeby poukładać sobie w głowie trudne sprawy, a czasem wystarczy, że przekopie kilka grządek w swoim ogródku.
„Rozumiemy i możemy więcej”
Zwraca uwagę na to, że jeszcze kilkanaście lat temu o ratowaniu życia dzieci ok. 600–700 gramów nie byłoby nawet mowy. – Teraz rozumiemy coraz więcej i możemy więcej. Jednym ze stale nas odwiedzających byłych pacjentów jest mały Andrzejek. Co roku przynosi mi bukiecik czerwonych róż i mówi: „Ciociu to dla ciebie”. Te słowa są warte wszystkich pieniędzy świata, pokazują sens naszej pracy – opowiada ze wzruszeniem.
Przyznaje, że dziś i zespół, i ekipa darzą się wzajemnym zaufaniem i szacunkiem. To zaufanie musi pojawić się również, a może przede wszystkim w bohaterach „600 gramów szczęścia”, czyli rodzicach wcześniaków. Kamera towarzyszy im niemal od samego początku, pokazuje, jak po raz pierwszy widzą swoje dzieci, jak radzą sobie z pobytem swoich pociech na oddziale intensywnej terapii, aż do momentu wyjścia ze szpitala i pierwszych tygodni życia rodziny poza oddziałem.
„To pierwsze spotkanie pamiętam jak przez mgłę”
Jedną z takich rodzin, która zgodziła się na filmowanie swoich losów są Angelika Urbanik i Kamil Strumiłowski. Są rodzicami bliźniaczek – Mai i Lenki. – Pamiętam jak przez mgłę ten moment, kiedy po raz pierwszy zobaczyłam dziewczynki. Nie pamiętam, do której pierwszej podeszłam, co do nich mówiłam. Mam dziurę w pamięci i myślę, że wiele mam ma podobnie – opowiada o swoim pierwszym spotkaniu z córkami Angelika.
To ona pierwsza zgodziła się na udział w produkcji.
– Pomyślałam sobie, czemu nie, dlaczego mam się nie dać sfilmować. Z dnia na dzień zaprzyjaźniłam się z ekipą, czekałam aż przyjdą, opowiedzą, co nakręcili. Potem dołączył do nas Kamil. Gdy urodziły się dziewczynki, bardzo pomogli mu w pierwszych dniach, gdy nie wiedział nawet tego, jak wchodzi się na oddział, jak się na nim poruszać, jak zajmować się dziewczynkami – tłumaczy Angelika.
Te pierwsze lekcje dla rodziców są najtrudniejsze. Muszą nauczyć się mówić do dziecka, dotykać je. Skóra wcześniaka jest tak cienka, że głaskanie tylko ją podrażnia, rodzic musi więc pamiętać o tym, aby położyć na nim całą rękę i trzymać. To trudne, bo często maluszek mieści się w dłoni, a jego rączka czy stopa jest mniejsza od dużego palca.
„Mam wrażenie, że tęsknią za sobą”
– Wszystkim wydaje się, że tam można po prostu wejść i być, a przecież to nie jest normalny oddział, to intensywna terapia, trzeba mieć odpowiedni strój, zdezynfekować ręce. Te maluszki nie są gotowe do obrony przed zarazkami, czy bakteriami, a i tak już walczą o swoje życie – tłumaczy Angelika.
Już niebawem jedna z córek opuści szpital, druga musi jeszcze trochę poczekać. – Gdy je zobaczyłem powiedziałem: „Witajcie na świecie”. Byłem bardzo wzruszony. To były ogromne emocje, nie wiedziałem, co i jak, wszystko odbyło się tak szybko. Majeczka już niebawem będzie z nami w domu, Lenka ma jeszcze problemy z jelitami, ale jej stan jest bardzo dobry. Mam wrażenie, że tęsknią za sobą, czują, że jedna jest jakiś etap dalej od drugiej, jak się weźmie ją na ręce to szuka siostry, wodzi za nią oczami, ale wierzymy, że wszystko będzie dobrze – mówi Kamil.
Obydwoje są przekonani, że dokument będzie nie tylko świetną pamiątką dla dziewczynek, ale pokaże jak ogromna jest waga i odpowiedzialność tych osób, które im pomogły. – Gdyby nie lekarze, personel medyczny, mogłoby nie być naszych córek. To naprawdę wspaniali i doświadczeni profesjonaliści. Warto ich pracę pokazać i dziękować im za to, co robią – dodaje.
Premierowy odcinek cyklu „Moje 600 gramów szczęścia” wyemitowany zostanie 8 września (wtorek) o godz. 22.55. Emisję całego cyklu TVP2 rozpocznie 14 września. Odcinki będą emitowane od poniedziałku do piątku o godz. 17.15.