Po godzinach

„Głównym wrogiem nalewek jest rodzina”, czyli czar owoców zamknięty w butelce

– Przyroda na nas nie czeka. Jak nie zrobię jeżyny wtedy, kiedy jest, to na kolejną szansę będę musiał poczekać do 2016 roku. Podobnie jest z malinami. Przyjeżdżają do mnie ok. 22–23 i już następnego dnia o 6 rano są w gąsiorach – opowiada Karol Majewski, właściciel firmy Nalewki Staropolskie. Jego nalewki cenione są m.in. w Szwajcarii, Belgii, Francji, Włoszech, USA, a nawet Japonii. Można je znaleźć w kartach najlepszych polskich restauracji, a także podczas przyjęć i wizyt gości m.in. w ministerstwach, czy ambasadach.

Dom w podwarszawskich Łomiankach. Gospodarz, czyli Karol Majewski wita przyjeżdżających do niego gości już od progu. Prowadzi do średniej wielkości ogrodu, którego główne miejsce zajmują nie ogrodowe krzesła, huśtawka, czy grill, ale ogromne gąsiory z dużymi korkami, wypełnione różnymi rodzajami nalewek. Co 2–3 godziny większość z nich przekręcana jest tak, aby znajdujące się w nich owoce mogły jak najpełniej korzystać z promieni słońca.

Już nie „Łzy sołtysa”. Regionalne i dobre – winiarski boom w Polsce

Choć dla wielu trunkiem kojarzonym z Polską jest wódka, a hasło „polskie wino” przywodzi na myśl alkohol tani i słodki, w kraju przybywa winnic.

zobacz więcej
„Zajmuję się tym od 43 lat”

– Nalewki to nasza rodzinna tradycja. Robiła je moja mama, robiła babcia. A ja od małego powoli się wdrażałem, czegoś tam uczyłem, zapamiętywałem. Gdy po latach dawałem do spróbowania moje wyroby, wcale mnie nie chwaliła, wręcz przeciwnie mówiła, czego jeszcze powinienem się nauczyć, na co zwrócić uwagę, co dodać. Można więc powiedzieć, że zajmuję się tym od dobrych 43 lat, choć na poważnie, biznesowo od 14 – opowiada pan Karol.

Dziś jego nalewki cenione są zarówno w Polsce, jak i na świecie. Ich odbiorcy to m.in. Włosi, Francuzi, Belgowie, Amerykanie, a nawet Japończycy. W 2008 r. Wiśniowa Tradycyjna zdobyła godło „Teraz Polska”, jako pierwszy w Polsce produkt tradycyjny.

– Gdyby ktoś kiedyś powiedział mi, że będę z tego żyć, to bym mu się pewnie kazał popukać w czoło – śmieje się.
„Większość nalewek kocha słońce”
„Namówili mnie do tego znajomi”

W latach 80. Majewski szefował radzie programowo-artystycznej klubu Hybrydy w Warszawie. Po zorganizowaniu tam dni Krzysztofa Komedy, Johna Coltrane’a, Milesa Davisa czy Johna Lennona w 1990 r. założył firmę fonograficzną Green Star. Do dziś jest współwłaścicielem praw autorskich 600 najsłynniejszych utworów disco polo takich tuzów tej muzyki, jak: Boys, Milano, Akcent, Classic czy Kolor.

Gdy okazało się, że biznes, z którego utrzymywał się, przestał przynosić odpowiednie dochody, poważnie pomyślał o nalewkach. – Znajomi zaczęli mnie do tego namawiać, zastanawiali się, dlaczego skoro ich zdaniem robię to po mistrzowsku, do tej pory nie przekułem tego w biznes – opowiada.

Okazało się, że podjęcie decyzji było w tym biznesie sprawą najprostszą, potem zaczęły się schody. – Trzy lata zajęło mi kompletowanie odpowiednich dokumentów, pozwoleń. Można powiedzieć, że przecierałem szlak. Chociaż moja produkcja była mała, traktowano mnie jak dużą wytwórnię wódki. Akcyzę płacę taką jak duże firmy, druki wypełniam takie, jak bym produkował wina. Mimo że nie było łatwo, dziś bym z tego za nic w świecie nie zrezygnował – przyznaje.

W biznes zaangażowana jest już cała rodzina. Sprzedażą zajmuje się żona Anna. Córki, gdy były małe, dorabiały do kieszonkowego zbieraniem owoców, dziś odpowiadają za promocję. Nie brakuje też pomocników, zwłaszcza latem, gdy produkcja idzie pełną parą.
Kwiaty jaśminu do nalewki zbierane są o odpowiedniej porze dnia (fot.C.Prośniak)
Imbir z Brazylii, wiśnie od zaprzyjaźnionych sadowników

Wszystkie nalewki produkowane są domową metodą, nie ma w nich żadnych ulepszaczy, czy sztucznych składników. Podstawa to dobrej jakości owoce. Tych pan Karol poszukuje u znajomych sadowników, na bazarach. Gdy przypomniał mu się smak niedostępnego już tak naprawdę gatunku agrestu z dzieciństwa, tak długo chodził i szukał, aż znalazł go u jednego ze sprzedawców.

Do produkcji imbirówki sprowadził specjalną odmianę imbiru z Brazylii, z którego da się wydobyć strugi soku.

– Stare, polskie odmiany owoców, których w Polsce jest niestety coraz mniej to najistotniejsza rzecz w nalewce. Poszukiwanie ich to nie jest wcale taka prosta sprawa, bo coraz więcej upraw jest przemysłowych. Moi zaprzyjaźnieni dostawcy często do mnie dzwonią i mówią: „Panie Karolu, niech pan przyjedzie i sprawdzi, czy już jest dobre”. Trzeba je czasem jeszcze przez chwile potrzymać na drzewie, dopilnować momentu, gdy będą prawie idealne. Ideałem są owoce, które spadną z drzewa, bo natura dobrze wie, kiedy ten owoc jest dojrzały i się go pozbywa, choć prawda jest też taka, że często jest to bardzo ryzykowne, bo taki owoc może się poobijać i już nie nadawać – mówi.
„Wiśniówka ma rozpoznawalny smak”
„Większość nalewek kocha słońce”

Gąsiory wypełnione owocami z alkoholem wygrzewają się w ogrodzie. Co 3–4 godziny są obracane tak, aby słońce równomiernie je nagrzało. – To mój sposób, ale znam też producentów zarówno tych domowych, jak i profesjonalnych, którzy wsypią i wleją wszystko do gąsiorka i zawsze będzie to rodzinie smakowało – śmieje się pan Karol.

Żartuje, że to właśnie rodzina jest głównym wrogiem nalewek. – Wiele osób mówi mi, że to, co nastawili wiosną już na Boże Narodzenie jest wypite, bo przyszedł jeden wujek, drugi, zięć, synowa i po nalewce nie ma śladu, a powinna być wypita owszem w Boże Narodzenie, ale co najmniej za rok – mówi. Większość nalewek kocha słońce, ale są też takie, które lepiej czują się w zimnej piwnicy albo w śniegu. Tak jest chociażby z nalewkami, w których składnikiem jest mleko.

Która z jego nalewek jest hitem? – Trochę jest tak jak w filmie „Rejs” lubimy te filmy, które znamy. Największym zainteresowaniem cieszy się więc wiśniówka. Ma rozpoznawalny smak, jest wiele osób, które kupują ją na wzór, bo same ja produkują. Mówię wtedy: „Zaprasza do tańca”. W ofercie mamy wiśniówką ze śliwką, z pomarańczą, wiśniówkę na miodzie – wylicza pan Karol. W ofercie nie brakuje też innych oryginalnych połączeń i smaków. „Cztery pory roku” to nalewka z mleka, cytryny i miodu, w której mlecznej barwy trudno się doszukać, ma złoty przezroczysty kolor, jest też nalewka z imbiru, jaśminu, czy na pędach sosny. – Jaśmin do nalewki trzeba zbierać o odpowiedniej porze, gdy kwiaty nie są jeszcze za bardzo rozwinięte i utrzymuje się w nich aromat, ta na pędach sosny ma zapach lasu sosnowego w samo południe. Ogólnie mamy ok. 22 smaków – mówi.
Pestki z wiśni również podlegają procesowi maceracji ze względu na swój migdałowy aromat (fot.C.Prośniak)
Nalewki kwiatowe? Tylko 30 proc.

Przyznaje, że eksperymenty nalewkowe to zawsze metoda prób i błędów. – Wiśnia, choć jest owocem mocnym i nie daje się zepchnąć na drugi plan, lubi towarzystwo, ale są i takie, które nie znoszą intruzów jak chociażby owoce południowe. Moim utrapieniem jest mango. Podchodziłem do niego ze sto razy i jakoś nie ma, na czym smaku zawiesić – wyznaje.

Oprócz owoców ważny jest też alkohol. – Najczęściej używam 70 proc. spirytusu. Wiśnie mogę potraktować 90 proc., ale nalewki kwiatowe już tylko 30 proc. – tłumaczy. Teraz pracuje nad nalewką pomidorową. Zamówiła ją jedna z firm produkująca ketchupy i sosy pomidorowe. Podkreśla, że nalewki powinny być pite z małych kieliszków. – Gdy mam prezentację, często podają mi ogromne kielichy, szklanice, wtedy łapie się za głowę. Nalewki to trunek do próbowania. Od dawien dawna podawano je w niewielkich, pięknie zdobionych kieliszkach. Nie stawiano na stole jednej nalewki i wypijano ją do dna, tylko raczono się kilkoma rodzajami – tłumaczy.
„Nie będę sprzedawał rzeczy niedopracowanych”
13–letnia rekordzistka

W domu pana Karola znaleźć można nalewki rekordzistki, którymi raczeni są przyjaciele i goście specjalni. Jedna z nich to 11–letnia nalewka z mięty, której płatki dawno straciły już zielony kolor, druga to ratafia z 2002 roku. Biznes nalewkowy jak przyznaje jest zawodem dla wytrwałych.

Wielu klientom trudno jest wytłumaczyć, że produkcji nalewki nie można przyspieszyć, że nie da się jej odebrać po miesiącu, dwóch. – Często odmawiam tym, którzy chcą kupić tysiąc butelek, a ja mogę im zaproponować 500, bo tylko tyle mam danej nalewki. Na kolejne muszą poczekać rok. Tłumacze im wtedy, że jeśli tak zrobią, możemy się umówić, że otrzymają produkt tylko dla siebie, a jak uzbroją się w jeszcze większą cierpliwość to nawet z doskonale dobranego owocu – wyjaśnia. Dodaje, że nie chce iść w produkcje masową. To zniszczyłoby produkt, który według naszych założeń ma być naturalny, odpowiednio dojrzały.
Nalewka na pędach sosny ma jak mówi pan Karol zapach lasu w samo południe (fot.C.Prośniak)
„Barwa ciemnoczerwona z odcieniami czerni”

Na brak zamówień Majewscy nie mogą narzekać. – Wysyłamy je za granice, wstawiamy do restauracji, raczą się nimi i dostają w prezencie goście ambasad, czy ministerstw – mówi pan Karol.

Czy da się na tym zarobić? – Na skromne i fajne życie tak. Nie potrzebujemy luksusów, ważne jest, aby się w tym realizować. Dopiero kilka miesięcy temu po 11 latach udało nam się wymienić dach w domu. Reszta pieniędzy idzie w nalewki, na realizację dużych kontraktów. Ważne jest zadowolenie klientów. Wielu kontrahentów przyjeżdża, bo chce zobaczyć jak nalewki są produkowane. – Zachwycają się naszym tradycyjnym sposobem produkcji. Nie stronimy od takich spotkań, rozmów, bo często są one ciekawą formą wymiany doświadczeń – mówi.

Jednym z odwiedzających był jeden z najlepszych enologów szwajcarskich Dominik Fornage, który jest głównym oceniającym wina przedstawiane na aukcje w słynnym domu Christie’s. Przygotował recenzje blisko 20 naszych nalewek — wspomina Anna Majewska. „Barwa ciemnoczerwona z odcieniami czerni. Aromat porto bardzo czysty i wyrasowany. Wszelkie zalety wielkiego likieru skoncentrowanego, którego cukier jest doskonale połączony z miąższem owocu” tak napisał o jednej z nich.
Zdjęcie główne: Gąsiory z nalewkami w ogrodzie Karola Majewskiego (fot.C.Prośniak)
Zobacz więcej
Po godzinach wydanie 17.11.2017 – 24.11.2017
„To była zabawa w śmierć i życie”. Od ćpuna po mistrza świata
Historię Jerzego Górskiego opowiada film „Najlepszy” oraz książka o tym samym tytule.
Po godzinach wydanie 17.11.2017 – 24.11.2017
„Geniusz kreatywności”. Polka obok gwiazd kina, muzyki i mody
Jej prace można podziwiać w muzeach w Paryżu, Nowym Jorku czy Londynie.
Po godzinach wydanie 10.11.2017 – 17.11.2017
Zsyłka, ucieczka i samobójstwo. Tragiczne losy brata Piłsudskiego
Bronisław Piłsudski na Dalekim Wschodzie uważany jest za bohatera narodowego.
Po godzinach wydanie 10.11.2017 – 17.11.2017
„Choćby z diabłem, byle do wolnej Polski”. Pierwszy Ułan II RP
Gen. Bolesław Wieniawa-Długoszowski skupia w sobie losy II RP.
Po godzinach wydanie 3.11.2017 – 10.11.2017
Kobiety – niewolnice, karły – rekwizyty. Szokujący„złoty wiek”
Służba była formą organizacji życia w tej epoce. Każdy kiedyś był sługą, nawet królewski syn.