Dyrektorzy kreatywni czy użytkowi? Roszady w świecie mody
sobota,
9 kwietnia 2016
Gdy w ubiegłym tygodniu pojawiła się informacja, że Anthony Vaccarello zastąpi Hediego Slimane'a w domu mody Saint Laurent, pierwszą reakcją, a właściwie pytaniem było jak długo wytrzyma na tym stanowisku. Od ponad pół roku świat mody żyje głównie roszadami na stanowiskach dyrektorów kreatywnych najbardziej prestiżowych domów. Powodem wcale nie jest zmiana pokoleń.
„Jestem wyjątkowo szczęśliwa z powodu podjęcia współpracy z Anthonym Vaccarello. Jego nowoczesna, czysta estetyka idealnie pasuje do naszego domu mody. Doskonale potrafi zachować równowagę między prowokacyjną kobiecością a pierwiastkiem męskości w swoich projektach. Jest więc dla nas naturalnym wyborem i nie mogę już doczekać się nowej ery sukcesów Saint Laurent pod dowodzeniem Anthony'ego Vaccarello – napisała w oficjalnym komunikacie Francesca Bellettini, prezes Saint Laurent. Potwierdziły się krążące od pewnego czasu pogłoski, że Vaccarello zastąpi Hediego Slimane'a na stanowisku dyrektora kreatywnego domu mody Saint Laurent. To nie pierwsza i jedyna zmiana w świecie mody.
„Talent został zamieniony w obsługę maszyn produkcyjnych”
Scenariusz jest zazwyczaj bardzo podobny. Najpierw dom mody ogłasza odejście dyrektora kreatywnego, z którym współpracował do tej pory, a kilka miesięcy później ogłasza światu nazwisko jego następcy. Przy tej okazji wydawany jest specjalny komunikat, w którym zazwyczaj obie strony wyrażają swoje ogromne zadowolenie, zapewniają, że to na pewno będzie udana współpraca ze względu na nowatorski i świetnie współgrający z domem mody styl projektanta.
A potem? Potem, jak zauważają znawcy świata mody, zaczyna się praca, która kreatywną szybko być przestaje.
Jak donoszą zagraniczne media, dyrektorzy kreatywni domów mody zamiast swoich autorskich projektów mają produkować hity sprzedażowe. O pogodzeniu życia prywatnego z pracą mogą zapomnieć, podobnie jak o wolności artystycznej, która zamienia się w masową produkcję. – Ci, którzy odchodzą, w dużej mierze właśnie tak argumentują swoje decyzje. Czuli i czują się wyeksploatowani, tłumaczą, że ich talent został zamieniony w obsługę maszyn produkcyjnych, a nie artystyczną wypowiedź. Potrzebują czasu, żeby się rozwinąć, ale rewolucji nie da się przeprowadzić, gdy pracuje się taśmowo – mówi Karolina Sulej, dziennikarka modowa.
Zwraca uwagę, że współczesna branża modowa nie trzyma się już wyznaczanych niegdyś sezonów wiosna-lato czy jesień-zima, nie zależy jej też na autorskich, wymyślnych kreacjach. – Tak zwane deadline'y nie wynikają z tego, że moda jest sezonowa, ale z tego, na co akurat jest zapotrzebowanie. Coraz mniej pożądana jest moda, która była dziełem sztuki, teraz stawia się na użytkowość, na to, na co jest zapotrzebowanie. Nic, więc dziwnego, że projektanci, którzy chcą kreować, odchodzą, mówią „stop”. Oni po prostu są wypaleni zawodowo – tłumaczy.
Simons opuszcza Diora
Pierwsza zmiana, która zelektryzowała branżę, nastąpiła w czerwcu ubiegłego roku. Miejsce Fridy Giannini, dyrektorki kreatywnej domu mody Gucci zajął mistrz drugiego, jak nie trzeciego planu Alessandro Michele. Właściciele koncernu Kering zatrudniając go, postawili na człowieka, który słynny włoski dom mody zna od podszewki. Projektant przez 13 lat tworzył dla Gucci akcesoria, które są głównym źródłem przychodów luksusowych marek. Był więc nadzieją na poprawienie spadających wyników sprzedaży.
Kolejnym dyrektorem, który powiedział „dosyć” w październiku 2015 roku był Raf Simons. Jego 3,5 letnia współpraca z Diorem zaowocowała m.in. bardziej nowoczesnymi i wyrafinowanymi kreacjami. W przeciwieństwie do swojego dosyć kontrowersyjnego i zwariowanego poprzednika Johna Galliano, który wyleciał z pracy, za to jak w 2010 roku obrażał Żydów w paryskiej restauracji, Simons ceniony był właśnie za spokój, opanowanie i ciekawe spojrzenie.
Co w takim razie spowodowało, że rozstał się z Diorem? Prezesowi zarządu niezbyt podobało się, że projektant coraz częściej poświęca swój czas na autorskie projekty, a nie skupia się przede wszystkim na marce, która dała mu taką ogromną szansę. Simons ogłaszając swoje odejście podziękował za możliwość rozwoju i zapowiedział, że po odejściu chce skupić się właśnie na własnej marce oraz innych pasjach. Zaznaczył, że decyzja o zakończeniu współpracy była obustronna. Czy taka jest prawda? To wie tylko Simons i prezes Diora. Faktem jest natomiast to, że do dziś Dior nie zatrudnił jego następcy, a najbliższych kilka kolekcji będzie tworzył pracujący w firmie zespół.
„Projektanci zaczynali jako wielcy krawcy”
Emocje po odejściu Simonsa jeszcze na dobre nie opadły, gdy okazało się, że dom mody Lanvin opuszcza Albert Elbaz. – Nie powiem tylko „dziękuję bardzo”. Będą też słowa o tym, co dotyka nas wszystkich w świecie mody – mówił podczas wręczenia mu nagrody Nights of Stars dla rewolucjonisty mody.
O tym, że Elbaz zdecyduje się na taki krok mogła świadczyć jego ostatnia kolekcja dla Lanvina zaprezentowana podczas paryskiego tygodnia mody. Pokazał w niej wszystko to, co przez 12 lat pracy wykreował. Elbaz był związany z Lanvin przez ostatnich 14 lat. Przez ten czas dyrektor kreatywny nie tylko powiększył zyski i wyprowadził markę z zapaści finansowej, ale sprawił również, że kobiety na nowo pokochały ubrania Lanvin. Elbaz współpracował także z H&M. Choć odszedł, wciąż jest posiadaczem 10 proc. udziałów marki i z tego, co wiadomo, na razie nie chce ich sprzedawać.
Odbierając nagrodę w kategorii „Superstar”, w corocznym konkursie Fashion Group International (FGI) stwierdził, że „projektanci zaczynali jako wielcy krawcy mający intuicję i uczucia, którzy spełniali marzenia, aby potem stać się dyrektorami kreatywnymi, których zadanie polega na tym, aby strój był krzykliwy i dobrze wyglądał na zdjęciach.
Podczas gali Nights of Stars przyznał natomiast, że woli mieć prawdziwych przyjaciół, a nie „fotogenicznych”. – Podczas paryskiego Fashion Week rozmawiałem z redaktorami pism. Pytałem, jak się czują. Wszyscy odpowiadali, że są wykończeni. Kiedyś oglądali 50 pokazów w tygodniu, dziś 50 dziennie. Wszyscy kręcą filmy lub robią zdjęcia. Nie mają nawet jak klaskać. Mój znajomy zasugerował, że może warto stworzyć aplikację, która klaskałaby za nich – ironizował podczas wystąpienia. Zaapelował żeby świat mody patrzył na ludzi, a nie tylko w swoje telefony i na kreacje. – Ważniejsze jest to, jak sukienka wygląda na zdjęciu, a nie na osobie. Często widzę klientki, które od razu po założeniu kreacji fotografują się w niej. Nie patrzą w lustro, tylko sprawdzają, jak wygląda na „selfie”– mówił.
„Kryterium doboru to nie jest sprawa generacyjna”
W połowie marca tego roku jego miejsce zajęła Marokanka Bouchra Jarrar. Przez ostatnie 20 lat współpracowała z takimi domami mody jak Jean Paul-Gaultier, Balenciaga i Christian Lacroix. W tym ostatnim odpowiadała za przygotowanie kolekcji haute couture, a od 2010 roku prowadzi także własną markę. Od 2013 roku decyzją syndykatu mody jej dom mody mógł oficjalnie posługiwać się statusem haute couture. Jej pierwsza kolekcja dla Lanvin zostanie zaprezentowana w czerwcu w Paryżu.
– Kryterium doboru nowych projektantów to wcale nie jest sprawa generacyjna. Ci, co odchodzą, są podobnym wieku jak ci, co przychodzą. To głównie ruchy korporacyjne. Często chodzi głównie o sprawy finansowe, ale bywa też, że projektantowi zarzuca się, że jego kolekcje są zbyt komercyjne, zbyt ładne. Nie ma jednej recepty, markom chodzi głównie o to żeby to, co wypuszczą na rynek się sprzedało – tłumaczy dziennikarka modowa Joanna Bojańczyk.
Jej zdaniem brak czasu na życie prywatne czy brak wolności twórczej to wymówki. – Karl Lagerfeld, który ma 80 lat, pracuje dla Chanel, Fendi i tworzy własną markę, często powtarza, że jeśli ktoś nie chce, nie czuje się w tym dobrze, to przecież nie ma obowiązku pracy. Owszem otoczony jest zespołem specjalistów, z którymi potrafi współpracować, ale prawdą jest też, że żyje tym, co robi i nie narzeka – mówi Bojańczyk.
Styl „grunge”, który zwielokrotnił zyski
Pod koniec ubiegłego roku głośno było również o zwolnieniu Alexandra Wanga, który po trzech latach opuścił Balenciagę. Jego miejsce bardzo szybko zajął 34-letni gruziński projektant Demna Gvasalia. Wcześniej współtworzył markę Vetements, a dokładnie był jedną z sześciu osób, które ją założyły. Vaccarello, który poprowadzi markę Saint Laurent i zajmie miejsce Slimana to także od ośmiu lat twórca własnej marki. Jej ambasadorką i bardzo skuteczną promotorką jest polska modelka Anja Rubik. Pół Belg, pół Włoch tak jak Slimane tworzy w duchu rock'n'rolla: uwielbia skórę, ciemne kolory, metalowe aplikacje. Hołduje seksownemu wizerunkowi mocnej kobiety. Anthony najprawdopodobniej mocniej wytaliuje kobiecą sylwetkę i odsłoni ciała modelek bardziej odważnie niż robił to Hedi.
Koncern Kering, który jest właścicielem marki na pewno nie pozwoli mu odejść od stylistyki „grunge”. Powód? To właśnie ona w wykonaniu Slimana sprawiła, że firma zwielokrotniła zyski.
Dobrzy rzemieślnicy, a nie artyści
Tym faktem również nie jest zaskoczona Karolina Sulej. – Nasz rodzimy Arkadius działał podobnie. Wchodził we współpracę, miał sponsorów po to, aby móc tworzyć swoje własne kolekcje. Dla tych często młodych, zauważonych projektantów to jest pewien dylemat, wybór. Przychodzi duża marka i czyni go dyrektorem kreatywnym. Z jednej strony trochę się sprzedaje, a z drugiej może się dalej realizować. Musi jedynie wiedzieć jak poradzić sobie ze sztabem ludzi, mieć w zespole dobrych rzemieślników. Dziś dyrektor kreatywny to bardziej dobry menadżer i dyplomata, niż awangardowy projektant, który tak jak Vivienne Westwood leży pod stołem i pali blanty – mówi.
Bojańczyk jest natomiast przekonana, że wszystkim zależy przede wszystkim na dobrej reklamie i jeszcze lepszej sprzedaży. – Konsumenta tak naprawdę nie obchodzi, kto jest dyrektorem kreatywnym. Na świecie, a już na pewno w Polsce tę wiedzę mają tylko osoby zainteresowane światem mody. Reszta po prostu patrzy na metkę i to, czy kreacja jest na czasie – podsumowuje.
Zdjęcie główne: Tak wyglądają zmiany na stanowiskach dyrektorów kreatywnych domów mody (fot. Getty Images)