Kartka z kalendarza

Suknia ślubna ze spadochronu, płaszcz z koca. Stolica zawsze modna

– Zaraz po wojnie Warszawa to były właściwie ruiny. I na tych ruinach, wbrew temu, co można by pomyśleć, moda pojawiała się stosunkowo szybko. Wróciła wraz z warszawiankami – mówi Karolina Sulej, dziennikarka modowa. W warszawskim Domu Spotkań z Historią można zwiedzać wystawę „Warszawiacy 1945-1955”.

Początki powojennej mody nie należały do najłatwiejszych. Nie tylko ze względu na brak asortymentu, ale także funduszy. Maria Dąbrowska pisała o tym, że każdy obywatel otrzymywał dodatek w wysokości 500 złotych. – Rajstopy jedwabne kosztowały 800, więc nie było szans, żeby je kupić. Nikt nie zaryzykowałby przeznaczenia takich pieniędzy na ubranie zamiast na codzienne potrzeby – mówi Karolina Sulej.

Warszawianki miały więc do dyspozycji pocerowane pończochy, suknie pamiętających czasy przedwojenne i to, co przywiozły w walizkach. Jednak moda jawi się jako coś niezbędnego dla życia miasta. W ruinach Alej Jerozolimskich i Emilii Plater powstawały budy z usługami takimi jak manicure, pedicure, czy trwałą ondulacją, zwaną wtedy wieczną ondulacją.
„Moda powróciła wraz z warszawiankami”
Fryzjerzy, kosmetyczki, krawcy i krawcowe powoli powracali do miasta. Starali się znaleźć swoje miejsce i klientów. – Często pojawiały się ogłoszenia w stylu: dawne buty, czy płaszcze przeniesione na taką albo taką ulicę. Warszawianki szybko znajdowały te miejsca, w których stroiły się przed wybuchem wojny – mówi Sulej.

„Moda przeróbkowa”

„Kobiety z warszawskiej elity wybaczały kłucie szpilkami”. Boćkowska o modzie w PRL-u

Jeśli chodzi o krawcowe, to w cenie były te, które miały zagraniczne pisma – „Elle” albo chociaż „Burdę”. Natomiast Moda Polska była potrzebna władzy, polepszała wizerunek kraju.

zobacz więcej
Odbudowuje się nie tylko sama Warszawa, ale i życie towarzyskie miasta. Wśród noszonych wówczas strojów dominują te z lat 30. oraz stworzone z materiałów niekoniecznie przeznaczonych na ubrania – obrusów, zasłon, koców. – Mężczyźni, którzy poszli na front i niestety często z niego nie wracali, zostawiali w szafach mnóstwo ubrań, z których szyto garsonki, płaszcze, sukienki, kostiumy. Panujący wtedy „styl” można określić mianem „mody przeróbkowej” – mówi Sulej.

Paczki przesyłane z Unry

W gazetach pojawiały się pierwsze modowe porady, odbywały się też pierwsze pokazy mody. Organizowano również bale charytatywne, na których zbierano pieniądze na osierocone dzieci.

Zachwycano się takimi wynalazkami jak srebrnoszary płaszcz z koca, czy suknia ślubna ze spadochronu. Warszawianki, ale również Polki w innych miastach, chciały dojść do siebie, do życia.
Polska Chanel i jej „Feniks”
Pomogły w tym paczki przysyłane z Unry. Dominował w nich co prawda styl militarny, bo te paczki były paczkami alianckimi, zbiorem tego, co znajdowało się w magazynach wojskowych, więc cieszyli się nimi głównie mężczyźni, ale od czasu do czasu trafiało się coś dla pań.

– Sam Hłasko chwalił się, że ubrania z paczki uczyniły go najbardziej eleganckim mężczyzną w mieście. Z paczki pochodziła też słynna kurtka Zbyszka Cybulskiego. Trafiały się kobiece sukienki, ale dziewczyny bardzo dobrze radziły sobie z wymyślaniem kreacji z materiałów wojskowych. Dowodem była chociażby wspomniana suknia ślubna, płaszcze, czy sukienki – opowiada Sulej.
Porady mecenasowej Rylskiej

W „Przekroju” drukowane były porady modowe. Udzielała ich niejaka mecenasowa Rylska, która prezentowała na łamach pisma głównie stylistykę lat 30. Doradzała, jak się prezentować, co zalicza się do prawdziwej elegancji, która już nie była aktualna, ale wciąż było za biednie, by wymyślać nową modę.

Im dalej w lata 40., tym więcej pojawiało się miejsc, gdzie ubrania można było kupić albo uszyć. Blaszane budy powoli zastępowały sklepy.

Najważniejszym domem mody stał się „Feniks” Jadwigi Grabowskiej, zwanej „Grabolką”, która uznawana była za polską Coco Chanel. Kilka lat później Grabowska zaczęła być znana jako szefowa kultowej Mody Polskiej, wprowadzającej pionierskie kolekcje, o których marzyły miliony Polek.

– Metafora w nazwie jest bardzo czytelna. Moda odradza się niczym Feniks z popiołów. Okazuje się, że w powojennym mieście można robić pokazy mody, sesje. To świadczyło o tym, że duch w nas nie zaginął – podkreśla dziennikarka modowa.
Moda na chodaki
– Chcieliśmy być swobodni modowo, co nie do końca się udaje, bo pod koniec lat 40. przychodzą inne normy estetyczne socrealizmu. Strój ma być funkcjonalny, a nie seksowny, nadawać się do pracy i łączyć estetycznie kobietę i mężczyznę. Nie wszyscy jednak chcą się ubierać zgodnie z tym jak każe partia, czyli w chustki, krawaty, białe koszule oraz garsonki – dodaje.

„New look” Diora się nie przebija

Dlatego też pod koniec lat 40. i 50. pojawia się grupa, którą łączy pragnienie amerykańskości, koloru, buntu wyrażanych właśnie strojem. Do Polski nie przebija się co prawda „new look” Diora, ale zwłaszcza dziewczęta chcą być jak ich amerykańskie koleżanki. Noszą kucyki, stroje, w których dobrze tańczy się jazz.

Ubrania z paczek zaczynają trafiać na targowiska, takie jak Bazar Różyckiego. – Tyrmand wspomina, że paczki trafiały głównie do górali podhalańskich, bo ci mieli znajomych wśród Polonii, a spod Tatr trafiały do Warszawy. Osiecka natomiast wspominała, że wizyta na bazarze w mrocznych czasach PRL-u była swego rodzaju terapią. Macanie, gadanie o ubraniach pomagało w przepracowywaniu traumy tamtych czasów, biedy, która dręczyła polskie społeczeństwo. Ten rodzaj pragnienia bycia jak człowiek z Zachodu szedł w parze z tendencją do oszczędzania, by nie wydać na ciuchy zbyt dużej ilości pieniędzy – mówi Sulej.

Świetnie ilustrują to następczynie mecenasowej Rylskiej, „szafiarki” tamtych lat, czyli Lucynka i Paulinka.– Lucynka była szalona, chciała wydać wszystko na ciuch, a Paulinka ripostowała, że trzeba myśleć pragmatycznie. Jej przemyślenia były zdroworozsądkową odpowiedzią na estetykę socrealistyczną.
(fot. arch.PAP)
– Po nich przyszedł czas Barbary Hoff, która zaczyna pisać o modzie dla młodzieży. Dowcipnie, lekko, bez zastanawiania się, czy można, czy nie. Zaczyna się czas, w którym można delikatnie pertraktować z władzą w tym temacie. Otwiera się Moda Polska, powraca konsumpcja, oferta jest coraz bogatsza. Moda stara się być niekoniecznie sztandarem, ale wizytówką, że w tym kraju jest dobrze, wygodnie, co oczywiście jest propagandą – tłumaczy Sulej.

Warszawa rozbrzmiewa odgłosem chodaków

Oddzielną kwestią w powojennej Warszawie stają się buty. Skóra to materiał wręcz niedostępny dla obywatela, który nie ma pieniędzy. Znowu donasza się to, co zostało sprzed wojny. Cała Warszawa rozbrzmiewa też odgłosem chodaków, bo te buty z drewnianą podeszwą są sposobem walki z niedoborem. Robi się z nich nawet sandałki i ozdabia filcowymi kwiatkami.

Dobrze prosperują również, zapomniane dziś i już prawie nieobecne, zakłady repasacji pończoch.

Warszawa zaczyna piąć się do góry, a wśród odbudowujących ją ochotników i ochotniczek pojawia się egzotyka. Na jednym ze zdjęć można zobaczyć ochotniczkę ze Skandynawii, która ma na głowie turban, a na sobie podkasaną bluzkę, która odsłania jej brzuch i krótkie spodenki. W tamtych czasach żadna Polka by się tak nie ubrała, bo to było niemoralne. Odwaga w stroju pojawiła się dopiero w latach 80., ale i tak stopowana była nieustającym kryzysem

Sulej dodaje, że to, z czego mimo biedy zrezygnować się nie dało, to pojęcie „nowości”: – Niezależnie od tego, czy moda powstaje z koca, czy z dywanu, najważniejsze jest, aby tę modę produkować. Poszukiwanie „novum” jako pewna zasada ma swoje zastosowanie, gdy pracuje się na resztkach.
Zdjęcie główne: W powojennej Warszawie udawało się zrealizować pokazy mody i sesje zdjęciowe (fot. arch.PAP)
Zobacz więcej
Kartka z kalendarza wydanie 17.11.2017 – 24.11.2017
Mydelniczka z charakterem. Trabant ma już 60 lat
Auto produkcji NRD stało się ikoną motoryzacji.
Kartka z kalendarza wydanie 20.10.2017 – 27.10.2017
Dzisiaj 61. rocznica wybuchu powstania węgierskiego
Zbrojne wystąpienie przeciwko ZSRR trwało od 23 października do 10 listopada 1956 r.
Kartka z kalendarza wydanie 29.09.2017 – 6.10.2017
Trajtki, trajlusie, ziutki. Ekologia w PRL-u, czyli trolejbusy
Były szybkie, kursowały często i zapewniały także nietypowe atrakcje.
Kartka z kalendarza wydanie 22.09.2017 – 29.09.2017
Weekend w PRL. Chcąc napełnić bak, trzeba było mieć dużo...
Synonimem stacji paliw stały się CPN-y.
Kartka z kalendarza wydanie 15.09.2017 – 22.09.2017
Spekulant, badylarz i prywaciarz – PRL potrzebowało wrogów...
Wojna o handel trwała przez wszystkie lata PRL-u.