Bohaterami Euro 2016... antyterroryści? Mogą przyćmić piłkarzy
niedziela,
5 czerwca 2016
Tegoroczne piłkarskie mistrzostwa Europy będą wyjątkowe. Nie tylko dlatego, że po raz pierwszy reprezentacja Polski ma szansę nie odpaść już w fazie grupowej. Będzie to pierwszy taki turniej, w którym rywalizacja sportowa schodzi na drugi plan. Najważniejsza będzie rywalizacja służb bezpieczeństwa z terrorystami.
Terroryzm to zjawisko stare jak świat. Przez lata doczekało się około setki definicji, tak że obecnie trudno jest jakąś zunikifować, tak samo jak trudno przewidzieć gdzie zostanie zapisany kolejny niechlubny rozdział. Można spróbować przyjąć, że to swoista metoda prowadzenia działań wojennych, wymierzona najczęściej w ludność cywilną, która z różnych przyczyn jest wrogiem – czy to z powodu wyznania, pochodzenia etnicznego, życia w konkretnym systemie politycznym i tak dalej.
Obecnie jesteśmy świadkami nasilenia tego zjawiska. Odpowiada za to przede wszystkim islamski fundamentalizm, który od kilkunastu lat przybiera straszliwie oblicze. Po raz pierwszy doświadczyliśmy go podczas ataków z 11 września, potem były zamachy w Madrycie, Londynie. Odpowiadała za nie Al-Kaida. Od dwóch lat ta sunnicka organizacja ma naśladowcę, który pod względem okrucieństwa już ją prześcignął. To Państwo Islamskie, które odpowiada między innymi za ubiegłoroczne ataki w Paryżu i podparyskim Saint-Denis oraz marcowe w Brukseli.
Organizacje te stanowią obecnie największe zagrożenie na świecie i wydaje się, że z ich strony grozi największe niebezpieczeństwo dla rozpoczynających się piłkarskich mistrzostw Europy we Francji. Powodów, które pozwalają tak przypuszczać, jest wiele. Po pierwsze islamscy ekstremiści gardzą futbolem, uważając go za dzieło szatana, co swoją drogą nie przeszkadzało późniejszemu przywódcy Al-Kaidy Osamie bin Ladenowi chodzić na mecze Arsenalu, gdy studiował w Londynie.
Tysiące scenariuszy
Po drugie, stadiony, strefy kibiców, wzmożony ruch w środkach transportu publicznego to wymarzone okoliczności dla terrorystów. Ochrona nigdy nie będzie w stanie dokładnie sprawdzić wszystkich osób i miejsc. Scenariuszy są tysiące, a terroryści – osoby ogarnięte manią i przekonane o swoim rzekomym posłannictwie – nie ustają w wymyślaniu nowych.
Po trzecie, najważniejszym celem terroru nie jest samo spowodowanie śmierci niewinnych osób, to – jakkolwiek okrutnie by nie zabrzmiało – jedynie efekt uboczny, choć spektakularność w tym przypadku jest kluczem. Liczy się efekt psychologiczny i maksymalnie duży wydźwięk społeczny i medialny. Im większe zagrożenie w miejscu wydawałoby się bezpiecznym, tym większy skutek ataku. Mniej ważna jest liczba ofiar niż sama późniejsza zasianie świadomości zagrożenia i braku bezpieczeństwa.
Świadczy o tym choćby sama etymologia wyrazu terroryzm. Wywodzi się on greckiego tero - „drżeć, bać się”; „stchórzyć, uciec” oraz łacińskiego terror – „strach, trwoga, przerażenie”; „straszne słowo, straszna wieść”. Również powstanie pojęcia wiąże się rządami strachu, a nie bezpośrednim stosowaniem przemocy. Pojawiło się bowiem podczas rewolucji francuskiej. Tak nazywano okres krwawych rządów Komitetu Bezpieczeństwa Publicznego, zaś jakobinów, którzy zasiadali w komitecie zwano terrorystami.
Sztyletnicy
Dopiero później rozszerzono pojęcie „terroru indywidualnego” polegającego na sianiu strachu po atakach opozycjonistów skierowanych przeciwko przedstawicielom aparatu państwowego i klasy panującej. Miało to miejsce we Francji, ale potem szybko rozprzestrzeniło się na inne kraje, szybko sięgając także Polski – pionierami „nowoczesnych” organizacji terrorystycznych byli nasi Sztyletnicy.
Jednym z pierwszych przypadków terroru rządowego – w stylu twórczo rozwiniętym później przez jakobinów - były wydarzenia bezpośrednio związane ze sportem. To Powstanie Nika. Wystąpienie ludowe z 532 roku, które było reakcją na brak zgody cesarza wschodniorzymskiego Justyniana I na zmniejszenie podatków, ukrócenie nadużyć i usunięcie skorumpowanych urzędników.
Okoliczności wybuchu rebelii wskazują, że mentalność kibiców sportowych przez kilkanaście wieków niewiele się zmieniła. Wówczas podczas wyścigów rydwanów kibicowało się stronnictwom cyrkowym (klubom), które miały swoje barwy i – co również upodabnia je do naszych czasów – sympatie klubowe także wykorzystywane były w celach politycznych.
Bezpośrednią przyczyną były zamieszki kibiców (!), w których zginęło kilka osób, w starożytności nic nadzwyczajnego. Sprawców rozpoznano i powieszono, ale dwóch zbiegło – kibic Zielonych oraz Niebieskich (których wspierał sam cesarz). Schronili się w kościele, w którym uzyskali azyl, więc byli nietykalni. Justynian zdecydował się ich jednak złapać i również powiesić.
Szturm na pałac
W mieście zawrzało. Po trzech dniach, gdy odbywały się kolejne gonitwy. Kibice od początku lżyli na cesarza, a podczas 22. gonitwy przestali wspierać swoje drużyny, a zaczęli wołać „Nika!” („Zwyciężaj" lub „naprzód” – przyp. red.), po czym przypuścili szturm na pałac. Oblężenie trwało pięć dni. Wybuchł pożar, który strawił słynną bazylikę Hagia Sophia.
Justynian wysłał przeciwko fanom wyścigów rydwanów wojsko. Belizariusz, jeden z najwybitniejszych dowódców Starożytności, zmiażdżył powstanie. Jego oddziały wyrżnęły 30 tys. osób, stosując terror w stylu jakobińskim, czyli odgórny, rządowy, totalny. Efekt strachu był. Masakra zniechęciła mieszkańców do dalszych wystąpień.
Terroryzm we współczesnym stylu, z dążeniem do wywołania strachu w celu realizacji postulatów politycznych, wymierzony w niewinne osoby, rozwinął się wraz ze środkami masowego przekazu. Jest jednym z jego niechcianych dzieci. Jego oblicze świat poznał aż nadto podczas igrzysk olimpijskich w Monachium w 1972 roku.
Dekada terroru
Lata 70. nazywane były dekadą terroru. Pomijając pytanie jak w takim razie można nazwać początek XXI wieku, trzeba przyznać, że Masakra w Monachium była początkiem spirali terroryzmu, który teraz obserwujemy.
Do tragedii doszło w dniach 5-6 września 1972 roku. Pierwszego dnia około godz. 4.30 nad ranem grupa ośmiu Palestyńczyków z organizacji Czarny Wrzesień przedostała się na teren wioski olimpijskiej. W pokonaniu dwumetrowego płotu pomogli im nieświadomi sytuacji amerykańscy sportowcy, myśląc że mają do czynienia z takimi samymi jak oni zawodnikami, którzy po kryjomu wracają do wioski z nocnego wypadu na miasto.
Uzbrojeni w kałasznikowy i pistolety napastnicy wdarli się do mieszkań zajmowanego przez izraelskich sportowców i trenerów. Doszło do szamotaniny i strzelaniny, podczas której zginęły dwie pierwsze osoby. Po wzięciu zakładników terroryści zażądali wypuszczenia i umożliwienia przewiezienia do Egiptu 234 Palestyńczyków i innych niearabskich więźniów przetrzymywanych w Izraelu oraz założycieli niemieckiej organizacji terrorystycznej Frakcji Czerwonej Armii (RAF) Andreasa Baadera i Ulrike Meinhof.
Na oczach kamer
Negocjacje toczyły się długimi godzinami. Wszystko odbywało się na oczach kamer. W końcu uzgodniono, że terroryści razem z zakładnikami zostaną przetransportowani bezpiecznie na lotnisko i stamtąd zabrani helikopterami. Na lotnisku doszło do nieudanej próby odbicia izraelskich sportowców. W efekcie zginęło pozostałych dziewięciu zakładników, pięciu z ośmiu napastników oraz oficer niemieckiej policji.
Pozostali przy życiu terroryści zostali po kilku tygodniach uwolnieni przez RFN w następstwie porwania przez Czarny Wrzesień samolotu pasażerskiego boeing 727 linii Lufthansa w Bejrucie. Zamachowcy oraz organizatorzy ataku zostali potem wytropieni przez jednostkę izraelskiego wywiadu Mosadu i zabici w ramach zemsty. O kulisach operacji Gniew Boży opowiada fascynujący film Stevena Spielberga „Monachium”.
Masakra podczas igrzysk olimpijskich położyła się cieniem na wszystkich kolejnych wielkich imprezach sportowych. Choć z czasem zagrożenie zmalało, służby bezpieczeństwa zawsze były stawiane w stan podwyższonej gotowości. Najczęściej to antyterroryści byli górą, ale nie zawsze. Po raz kolejny podczas igrzysk olimpijskich terroryzm pokazał swoje oblicze w 1996 roku w Atlancie. Tym razem sprawcami nie byli jednak islamscy ekstremiści, a chrześcijański fanatyk, wierzący w swoje posłannictwo.
Rurobomby
Przy pomocy trzech rurobomb domowej roboty niejaki Eric Rudolph, członek organizacji Armia Boga, chciał dokonać moralnego odnowienia świata oraz zwalczyć aborcję i „homoseksualną agendę”. W wyniku eksplozji podłożonego przez Amerykanina ładunku wybuchowego w Parku Olimpijskim zginęła jedna osoba, zaś druga zmarła po zawale serca. Obrażenia odniosło 111 osób.
Rudolph został skazany na dożywocie bez możliwości wcześniejszego zwolnienia. Wyrok odsiaduje w więzieniu o maksymalnym rygorze nieopodal Florence w stanie Kolorado. Jednym z osadzonych jest tam skazany na śmierć za zamachy podczas maratonów w Bostonie w 2014 roku Dżochar Carnajew.
Fakt, że podczas wielkich imprez nie dochodzi do zamachów, nie świadczy, że terroryści nie próbują. Najczęściej udaremniane ataki nie przedostają się do publicznej wiadomości. Inaczej było podczas zimowych igrzysk olimpijskich w Soczi. Rosyjskie służby poinformowały, że miało dojść wówczas do strącenia samolotu lecącego do miasta. Zamachowczynie-samobójczynie, tzw. smiertnice, ukryły ładunki wybuchowe w kremie do rąk. Dzięki współpracy służb z czterech krajów udało się powstrzymać terrorystki.
Ładunki pod stadionem
Jest coraz więcej przesłanek świadczących o tym, że zbliżające się piłkarskie mistrzostwa Europy również będą celem. Świadczy o tym choćby fakt, że jedna z aren została ostatnio zaatakowana przez terrorystów. Podczas rozegranego 13 listopada ubiegłego roku meczu Francja – Niemcy w podparyskim Saint-Denis trzech terrorystów próbowało dostać się na stadion, by tam zdetonować ładunki. Gdy na ich drodze stanęła policja po kolei się wysadzili w powietrze. Oprócz nich zginęła jeszcze jedna osoba.
Atak w Saint-Denis był pierwszym z serii zamachów w stolicy Francji, w których zginęło ponad 130 osób, zaś ponad 300 zostało rannych. Odpowiedzialność za zbrodnie wzięło na siebie Państwo Islamskie.
Wiadomo, że ta najgroźniejsza obecnie organizacja terrorystyczna, która przemyca swoich członków wraz z uchodźcami do Europy, szykuje ataki podczas mistrzostw Europy. Potwierdzają to przedstawiciele wielu służb. Szef niemieckiego Urzędu Ochrony Konstytucji (BfV) Hans-Georg Maassen w rozmowie z dziennikiem „Rheinische Post” przyznał, że „dżihadyści mają na celowniku mistrzostwa Europy”.
Wysoki poziom szumów
– Odbieramy stosunkowo wysoki poziom szumów czyli większą liczbę wskazówek, że Państwo Islamskie, al-Kaida czy al-Nusra chcą dokonać zamachów przeciwko zachodnim celom – podkreślił Maassen. Wskazał również, że Państwo Islamskie zachęca islamistów do działania na własną rękę.
Należy przyjąć za pewnik, że choć go nie widzimy, odbywa się obecnie swoisty wyścig. Terroryści i antyterroryści rywalizują kto będzie górą podczas Euro 2016. Niewielką przewagę zawsze mają ci pierwsi, którzy mogą liczyć na element zaskoczenia. Mają też mnogość możliwości. Nie tylko stadiony są doskonałymi celami. Także strefy kibica, czy środki transportu miejskiego są narażone na ataki.
O tym, że zawsze można znaleźć luki w bezpieczeństwie świadczy choćby fakt, że podczas niedawnego finału Pucharu Francji na stadionie Saint-Denis kibicom udało się przemycić na trybuny środki pirotechniczne.
Pozostaje mieć nadzieję, że podczas turnieju we Francji jedyną dramaturgię zagwarantują piłkarze, a głównymi bohaterami będą asy Adama Nawałki.