Historia opalenizny. Piękny wygląd czy igranie ze zdrowiem?
sobota,23 lipca 2016
Udostępnij:
Alabastrowa cera była niegdyś wizytówką wyższych sfer. Mężczyźni i kobiety należący do elit przez wieki unikali słońca. Moda bywa jednak przewrotna i kapryśna. To, co dziś jest passé, jutro może być bardzo popularne. A jak to jest z opalenizną? Czy wystawianie się na działanie promieni słonecznych jest rozsądne? Wypada być brązowym?
Moda na jasną, nieskalaną słońcem skórę trwała aż do XX wieku. Opalenizna kojarzyła się z osobami, które zarabiały na chleb pracą fizyczną – w polu czy np. na budowach, gdzie ich skóra była nieustannie wystawiana na działanie słońca.
Bywalcy salonów za żadną cenę nie chcieli być naznaczeni plebejską opalenizną. Starannie chowali się pod ubraniami z długim rękawami, pod parasolami, ręce osłaniali rękawiczkami. Zdarzało się, że bywalczynie salonów piły ocet, aby pozbyć się krępujących rumieńców, a gdy na ciele pojawił się niechciany „brąz”, stosowały m.in. okłady z maślanki, które miały wybielić skórę.
Prawdziwa rewolucja rozpoczęła się w 1923 roku za sprawą francuskiej projektantki Coco Chanel, która była niekwestionowanym autorytetem w kwestiach mody. Opalona Chanel zeszła wtedy z pokładu jachtu i wywołała wielki skandal.
Od tamtej pory opalenizna stopniowo zaczęła zyskiwać na popularności, a złocisty kolor skóry nie wywoływał już zgorszenia. Na wybiegach domów mody stopniowo zaczęły pojawiać się też opalone modelki.
Brigitte Bardot dodała kobietom na całym świecie odwagi – aktorka znacznie przyczyniła się do popularyzacji bikini (fot. YouTube)
Kolejnym bez wątpienia ważnym wydarzeniem było wynalezienie bikini przez Louisa Réarda. Pierwsza prezentacja kontrowersyjnie skąpego stroju kąpielowego miała miejsce 5 lipca 1946 roku. Znalezienie modelki wcale nie było czymś oczywistym. Ostatecznie bikini zaprezentowała Micheline Bernardini, z zawodu tancerka. Nowy strój do opalania na zawsze pogrzebał niewygodne i niepraktyczne stroje, na które były skazane damy dbające o swoją reputację.
Brigitte Bardot – bezwstydnica, która przecierała szlaki
Filmy „Manina, dziewczyna bez zasłon” (1952 r.) oraz „I Bóg stworzył kobietę” (1956 r.) bardzo przyczyniły się do propagowania bikini, które na dobre zagościło w świecie mody. Należy podkreślić w tym miejscu rolę aktorki Brigitte Bardot, która przyczyniła się do jego wypromowania. Młoda Bardot bez oporów pokazywała na planie, że nie ma się czego wstydzić, ponieważ bikini zakrywa wystarczająco wiele.
W 2009 roku Międzynarodowa Agencja Badania Raka zakwalifikowała korzystanie z solarium do grupy czynników rakotwórczych najwyższego ryzyka
Solarium to dwudziestokrotnie większa dawka promieniowania niż w przypadku naturalnego opalania np. na plaży (fot. Wikipedia/Alexis O'Toole)
Słoneczne łóżko dla każdego?
Wraz z rosnącą popularnością opalenizny rosła potrzeba przyspieszenia samego procesu opalania. Stosowano w tym celu różne metody. Były np. pachnące olejki do ciała, które miały nadać skórze piękny, złocisty odcień, ale były na tyle drogie, że nie każdy mógł sobie na nie pozwolić. Tańszą alternatywą była nafta, czy zwykły olej roślinny.
Prawie nikt wtedy nie uświadamiał sobie szkodliwości działania słońca na stan skóry. Nikt nie myślał wtedy o szybszym starzeniu się cery ani o ryzyku zachorowania na raka czerniaka.
Kolejnym przełomowym wydarzeniem w modzie na opaleniznę okazało się być wynalezienie solarium. W latach 70. dokonał tego niemiecki naukowiec Jorg Wolff. Co ciekawe, początkowo wcale nie miało służyć opalaniu, a celom leczniczym – miało zapobiegać i leczyć choroby wynikające z niedoborów witaminy D. Kilka lat później solarium było już stosowane w salonach kosmetycznych, gdzie mógł z nich skorzystać każdy, kto chciał nabrać ciemniejszego kolorytu skóry.
Wielkie ryzyko
W 2009 roku Międzynarodowa Agencja Badania Raka zakwalifikowała korzystanie z solarium do grupy czynników rakotwórczych najwyższego ryzyka. Solarium funduje nam bowiem dwudziestokrotnie większą dawkę promieniowania niż w przypadku naturalnego opalania np. na plaży.
Taka dawka promieni UV jest zbyt duża dla skóry przeciętnego Europejczyka. Należy sobie odpowiedzieć na pytanie. czy warto ryzykować zachorowanie na czerniaka złośliwego dla opalenizny? A to nie jedyna przykra konsekwencja, która zagraża fanom opalania i wielogodzinnego relaksu na słońcu.
Leżenie na plaży to dla wielu osób nieodłączny element urlopu (fot. Pexels.com)
Skóra nie lubi przegrzania
– Promieniowanie słoneczne w bardzo wysokich dawkach, bez odpowiedniej ochrony skóry, może wywołać poważne konsekwencje, m.in. długotrwały rumień, trwałe rozszerzenie naczyń krwionośnych, zaburzenia wydzielania melaniny odpowiedzialnej za koloryt skóry, przebarwienia posłoneczne, teleangiektazję (trwałe uszkodzenie naczyń krwionośnych), poparzenia słoneczne opisywane w kilku stopniach w zależności od długości ekspozycji ciała na słońcu, uszkodzenie włókien kolagenowych i elastynowych odpowiedzialnych za jędrność i sprężystość oraz odpowiedni stopień nawilżenia naszej skóry. W konsekwencji długotrwałych i częstych ekspozycji na promieniowanie możemy spodziewać się również bardzo niebezpiecznej i groźnej choroby takiej jak czerniak skóry – melanoma malignum – tłumaczy w rozmowie z portalem tvp.info kosmetolog Katarzyna Mikulska-Żyto.
Gdzie przebiega granica dbania o zdrowie?
– Synteza witaminy D w skórze przebiega w sposób naturalny w zetknięciu się z promieniami słońca. Bez niej nie możemy funkcjonować prawidłowo, zatem temat ten jest niezwykle ważny. W okresie lata wystarczy przebywać na słońcu maksymalnie do 30 min. dziennie – dodaje specjalistka.
Osoby zmagające się z tanoreksją nie znają umiaru w opalaniu (fot. EyesWideOpen/Getty Images)
Może samoopalacz?
Jeśli chcemy cieszyć się opalenizną – zdrową i bezpieczną – możemy skorzystać z różnego rodzaju produktów koloryzujących do ciała i twarzy m.in. brązerów i balsamów samoopalających. Można też zafundować sobie opalanie natryskowe.
– Promieniowanie słoneczne, w dużej dawce, bez wątpienia jest groźne dla osób powyżej 55. roku życia oraz dla małych dzieci. Ich mechanizm obronny skóry jest słabszy. Szybciej dochodzi u nich do poparzenia słonecznego. Należy zatem zwracać szczególną uwagę na porę dnia, w której przebywamy na słońcu. Wybierajmy bardzo wczesne godziny lub późne godziny popołudniowe (do godz. 12:00 oraz po 16:30). Jeżeli już musimy udać się gdzieś w „niebezpiecznych” dla naszej skóry godzinach, należy pamiętać o posmarowaniu filtrem ochronnym wystających spoza ubranie części ciała – radzi nasza specjalistka.
Tanoreksja – uzależnienie od opalania
Co ciekawe, od opalania można się uzależnić. Zjawisko to nosi nazwę tanoreksja. Osoby uzależnione od opalania odczuwają silną potrzebę przebywania na słońcu lub korzystania z solarium. Kiedy ich skóra blednie, czują się nieatrakcyjne, choć wszyscy widzą, że są bardzo opalone. Do niepokojących symptomów zalicza się już sytuację, kiedy ktoś raz w tygodniu chodzi do solarium. Jeśli wizyty są częstsze, powinna zapalić się lampka ostrzegawcza.
Trendy związane z opalenizną przypominają sinusoidę. Teraz opalanie się nie jest w modzie. Dbałość o zdrowie wzięła górę nad pragnieniem olśniewania złocistą skórą. Coraz większą popularnością cieszy się naturalnie jasna cera.
Bez względu na to, jaki wygląd najbardziej nam odpowiada, należy pamiętać o zabezpieczeniu skóry i zdrowym rozsądku, kiedy wystawiamy nasze ciało na działanie słońca. Wszystko jest dla ludzi, ale z umiarem.