Z włosa, zęba albo kości. Tak się bada antyczne DNA
sobota,
20 sierpnia 2016
Pytana o to, za co kocha swoją pracę, odpowiada, że to spełnienie jej marzeń z dzieciństwa o byciu zarówno biologiem, jak i archeologiem. – Fajne jest to, że w tym, co robię, używam metod biologii molekularnej do rozwiązywania humanistycznych problemów – mówi doktor Martyna Molak-Tomsia, która zajmuje się badaniami antycznego DNA.
Odkrywanie tajemnic z przeszłości
Dziedzina, którą zajmuje się Martyna, mimo że skupia się na badaniach materiału sprzed wieków, jest stosunkowo młoda. Narodziła się w latach 80. i bardzo dynamicznie się rozwija. W czym pomaga? – Antyczne DNA, które pozyskujemy przeważnie ze starych zębów lub kości, pomaga nam w odkryciu niektórych tajemnic z przeszłości, takich jak sprawdzenie stopnia pokrewieństwa między osobami, czy relacji między grupami ludzi – wyjaśnia.
Badania antycznego DNA ze szczątków ludzkich, poza wyzwaniami metodologicznymi, stanowią nierzadko również wyzwanie natury etycznej. Na przykład w 2005 roku we Fromborku znaleziono szkielet – domniemane szczątki Mikołaja Kopernika. Typ genetyczny szkieletu okazał się taki sam, jak ten pochodzący z włosa znalezionego w księdze, należącej do wielkiego astronoma. – Stwierdzono, że to ta sama osoba, ale gdyby badania były zrobione teraz, czyli dekadę później, byłyby bardziej dokładne i dałyby odpowiedź na więcej pytań. Czy jednak etycznym byłoby wykopywanie tych szczątków z grobu raz jeszcze, żeby powtórzyć badania przy użyciu najnowszych metod? – zastanawia się Martyna.
Niezbyt wierny przodek
Przyznaje, że w Polsce i tak łatwiej jest pobierać materiał, bo zazwyczaj nikt nie rości sobie aż tak ogromnych praw do szczątków badanych przez archeologów, jak ma to miejsce na przykład w Kanadzie czy USA. – Tam miejscowi Indianie mają bardzo restrykcyjne zasady co do tego, co można, a czego nie można robić ze szczątkami – zwraca uwagę Martyna.
Etyczne rozterki pojawiają się również przy badaniach przodków o udokumentowanej genealogii. – Często przy badaniu pokrewieństwa można natrafić na jakiegoś niezbyt wiernego przodka. Parę lat temu na parkingu centrum handlowego w Wielkiej Brytanii znaleziono szkielet. Wiele wskazywało, że mógł to być szkielet jednego z angielskich królów – Ryszarda III. Żeby to sprawdzić, trzeba było dotrzeć do jego współczesnych potomków. Kilka z tych osób, mimo że znalazły się w drzewie genealogicznym, okazało się z nim niespokrewnionych. Z uwagi na delikatny charakter, każdy taki wynik badań wymaga indywidualnego rozważenia, czy i na jakim poziomie szczegółowości należy go ogłaszać – wyjaśnia Martyna.
Wiertarki i multiszlifierki
Żeby pobrać DNA kości czy zęba, należy je zmielić w specjalnym młynku. Używa się do tego także wiertarek albo multiszlifierek. Uzyskany w ten sposób proszek jest zalewany odpowiednią kombinacją odczynników, która wyciąga DNA. Z tak przygotowanego materiału wybiera się ten fragment, który jest dla badacza w danej chwili najbardziej interesujący i posłuży np. do sprawdzenia koloru oczu.
Martyna przyznaje, że w swojej pracy ma dni, kiedy robi się ciągle to samo i nie da się uciec od monotonii, ale też i takie, gdy nie można doczekać się wyników analizy. – Wtedy zapomina się o tych nudnych, żmudnych dniach, siedzi się w pracy nawet do 21 i czeka, co tam się jeszcze w tych wynikach pojawi, czego nowego się dowiemy – mówi.
Czas w pracy umila sobie śpiewaniem. – Miałam w swoim życiu śpiewający epizod. Na szczęście praca z DNA odbywa się w szczelnie zamkniętym pomieszczeniu, więc moi współpracownicy słyszą tylko niewielką część mojego repertuaru – śmieje się. Na studiach doktoranckich w Sydney występowała w zespole rockowym, który grał covery i występował w polskim klubie.
Tiwanaku znad jeziora Tititaca
Martyna obecnie pracuje w Muzeum i Instytucie Zoologii PAN. Projekty, którymi się zajmuje, to badania średniowiecznych Słowian na pograniczu polsko-ruskim oraz badania populacji Tiwanaku znad jeziora Tititaca w Boliwii. – To bardzo ciekawa i mocno rozwinięta cywilizacja, której już nie ma. Chcemy sprawdzić, gdzie się podziali, dlaczego zniknęli ze swoich miast – tłumaczy.
Tak jak podczas badań w Andach, w których zajmowała się badaniem populacji przed przybyciem Europejczyków do Peru. – Dzięki tym badaniom wiemy, że populacja, która żyje tam teraz, nie różni się bardzo od swoich przodków. Dzięki badaniom udało nam się także ustalić, że to kobiety po ślubie wyprowadzały się do wioski swojego męża – opowiada.
Pytana o to, za co kocha swoją pracę, odpowiada, że to spełnienie jej marzeń z dzieciństwa o byciu zarówno biologiem, jak i archeologiem. – Fajne jest to, że mogę te dwie dziedziny ze sobą połączyć.