„Ostatnia rodzina” – mnóstwo pracy, walka ze stereotypami i deszcz nagród
piątek,30 września 2016
Udostępnij:
– Jeśli ktoś pójdzie do kina, żeby się dowiedzieć, dlaczego Zdzisław tak malował, może się rzeczywiście poczuć rozczarowany. Mnie to nigdy nie interesowało. Centralnym elementem jest rodzina – mówi Jan P. Matuszyński, reżyser nagrodzonej Złotymi Lwami w Gdyni „Ostatniej rodziny”.
Film opowiadający o rodzinie Zdzisława Beksińskiego to triumfator zakończonego niedawno Festiwalu Filmowego w Gdyni. I jednocześnie objawienie talentu debiutującego w pełnometrażowej fabule 32-letniego Jana P. Matuszyńskiego, znanego do tej pory ze znakomitych dokumentów, m.in. „Deep Love”.
W rolach głównych Andrzej Seweryn i Aleksandra Konieczna – oboje nagrodzeni w Gdyni – oraz Dawid Ogrodnik. Seweryn za swoją kreację dostał także nagrodę na festiwalu w Locarno. Na 41. Festiwalu Filmowym w Gdyni „Ostatnia rodzina” dostała również nagrodę publiczności i nagrodę dziennikarzy.
Młode kino w Polsce rośnie w siłę. Debiutant dostał Złote Lwy, młody reżyser, Tomasz Wasilewski – nagrodę za reżyserię. W Gdyni w konkursie głównym o nagrodę walczyło aż osiem filmów debiutantów, w tym m.in. „Fale” Grzegorza Zaricznego oraz „Plac zabaw” w reż. Bartosza Kowalskiego, który to film dostał nagrodę za debiut.
Akcja filmu obejmie 28 lat, które Zdzisław Beksiński i jego rodzina – żona Zofia (Aleksandra Konieczna) i syn Tomasz (Dawid Ogrodnik), dziennikarz muzyczny i tłumacz, spędzili w Warszawie, dokąd przenieśli się z Sanoka, gdzie ród Beksińskich mieszkał od pokoleń. W 1998 r. zmarła żona Beksińskiego, w 1999 r. jego syn. On sam został zamordowany w swoim mieszkaniu 21 lutego 2005 r.
Ekipa „Ostatniej rodziny” na 41. Festiwalu Filmowym w Gdyni (fot. Beata Zatońska/TVP)
Informacje o tym, że powstaje film o Beksińskich podano w marcu ub.r. Nie wiadomo było jeszcze wtedy, kto zagra główne role. Znany był reżyser i scenarzysta, czyli Jan P. Matuszyński oraz Robert Bolesto („Hardkor disko”).
Początek pięknej przygody
Jan P. Matuszyński mówi, że malarstwem Zdzisława Beksińskiego interesował się jako nastolatek. Po latach, już jako reżyser, zaczął szukać tematu na fabularny debiut. Powróciła myśl o Beksińskim.
– Wszedłem na stronę Wikipedii, żeby poczytać o Zdzisławie Beksińskim. Była tam informacja, że Robert Bolesto napisał scenariusz filmu „Ostatnia rodzina”, który w 2010 r. dostał się do finałowej siódemki konkursu Hartley-Merrill. Robert był współscenarzystą filmu „Hardkor Disko”, do którego zdjęcia zrobił Kacper Fertacz, operator, z którym pracuję. Poprosiłem więc Kacpra, żeby nas skontaktował. I tak się zaczęła ta piękna przygoda – powiedział 32-letni teraz reżyser.
Tygodnik TVPPolub nas
„Ostatna rodzina” (fot. materiały prasowe)
– To był debiutancki scenariusz filmowy Roberta. Potem napisał „Hardkor Disko” i „Córki dancingu”. Wrócił więc do tego tekstu z zupełnie innymi przemyśleniami, już jako doświadczony scenarzysta. Mieliśmy więc kilkumiesięczny proces adaptacji scenariusza. Potem, już wspólnie z producentem Leszkiem Bodzakiem, obgadywaliśmy ten projekt i podejmowaliśmy konkretne decyzje – tłumaczy Jan P. Matuszyński.
Archiwum Beksińskiego
Twórcy mieli do dyspozycji ogromne archiwum, które zachowało się po Zdzisławie Beksińskim. To m.in. dzienniki artysty, jego rodzinna kronika filmowa, olbrzymia ilość zdjęć. Wszystko to, wraz z pracami artystycznymi Beksińskiego, przechowywane jest w sanockim Muzeum Historycznym.
– Bywałem w muzeum w Sanoku, rozmawiałem z jego dyrektorem Wiesławem Banachem, oglądałem obrazy i rzeźby Zdzisława Beksińskiego, czytałem publicznie jego opowiadania. Oglądaliśmy razem z Olą, Dawidem i Jankiem filmowe materiały archiwalne, których mnóstwo nakręcił Beksiński, dużo rozmawialiśmy. Chłonąłem to, co robiliśmy w fazie przygotowawczej, miało to na mnie wpływ na zasadzie osmozy. Nigdy nie było jednak moją intencja totalne naśladowanie Beksińskiego. (…) W pewnym momencie zacząłem się oddalać od archiwów, uznałem, że razem z kolegami damy sobie radę z Beksińskimi. Nie ma w tym żadnej tajemnicy – powiedział Andrzej Seweryn.
„Ostatnia rodzina” – Andrzej Seweryn jako Zdzisław Beksiński (fot. materiały prasowe)
– Oglądanie archiwaliów było naszym obowiązkiem. Moim, Andrzeja Seweryna i Dawida Ogrodnika. Przecież „Ostatnia rodzina” jest debiutem dokumentalisty. Dostaliśmy po dużym dysku materiałów, tego było mnóstwo. Tak więc od początku towarzyszyła mi myśl, żeby odejmować to, czego się nauczyłam podczas przygotowań, nie kombinować za wiele. Mieliśmy mapę, której trzeba było się trzymać – tłumaczy Aleksandra Konieczna, czyli filmowa Zofia Beksińska.
Scenariusz i przygotowania do pracy na planie
– Scenariusz zacząłem pisać w 2003 roku jako sztukę teatralną, która zresztą nie powstała. Po śmierci Zdzisława Beksińskiego bardziej myślałem o scenariuszu filmowym, zacząłem go pisać w ramach stypendium PISF w 2009 roku. W 2010 roku był już gotowy. Nad obecną wersją scenariusza pracowaliśmy później z Jankiem i Leszkiem Bodzakiem (producent filmu – red.), ale ostateczna wersja nie różni się aż tak bardzo – opowiadał scenarzysta Robert Bolesto.
– W „Ostatniej Rodzinie” jest na przykład bardzo dużo efektów komputerowych. To m.in. katastrofa samolotu, którym podróżował Tomek. Blokowisko, gdzie mieszkali Beksińscy, cały warszawski Służew nad Dolinką, jest zrobione w komputerze. Teraz wygląda zupełnie inaczej niż np. przed 30 laty. Takich przykładów można mnożyć i mnożyć. Wszyscy od początku strzelaliśmy do jednej bramki i na pewno też dzięki temu film się tak udał, a te relacje z ekipą są do tego świetnym bonusem – powiedział reżyser.
Film ma bardzo starannie przygotowaną ścieżkę dźwiękową, są na niej zarówno utwory, których przy pracy artystycznej słuchał Zdzisław Beksiński, meloman i kolekcjoner płyt, jak też muzyka, która fascynowała dziennikarza muzycznego Trójki Tomasza Beksińskiego.
„Ostatnia rodzina” (fot. materiały prasowe)
Jeśli nie Andrzej Seweryn, to kto?
Decyzje obsadowe wzbudziły w opinii publicznej pewne emocje. Najgoręcej komentowany był wybór Andrzeja Seweryna do roli Zdzisława Beksińskiego. Malkontenci twierdzili, że… nie jest podobny. Aktor zagrał po mistrzowsku, swoje zrobiła też charakteryzacja
– Od początku wiedziałem, że to jest tekst na trzy fantastyczne role i trzeba się bardzo dobrze zastanowić, kto to ma grać i dlaczego. Zależało mi, żeby każdy z aktorów miał wyjątkową motywację. Jeżeli chodzi o postać Zdzisława, wiedziałem, że to musi być aktor doświadczony, którzy będzie chciał zmienić się do tej roli. Chodziłem, patrzyłem, oglądałem przedstawienia teatralne. Robiłem tzw. casting stolikowy, czyli spotykałem się z ludźmi niekoniecznie mówiąc, o co chodzi. Któregoś wieczoru pomyślałem o Andrzeju Sewerynie. Jak nie on, to kto? Zawsze uważałem Andrzeja Seweryna za bardzo mądrego, inteligentnego człowieka, który przez ostatnie lata zbyt mało gra w filmach, a realizuje się raczej jako mentor, który mówi do młodych i jako dyrektor teatru – tłumaczy Matuszyński.
Uroczysta premiera „Ostatniej rodziny” (fot.materiały prasowe/Michał Puchalski)
– Mógłbym powiedzieć prowokacyjnie, że tak samo pracuję nad Hamletem, jak nad Beksińskim. Ale to tylko część prawdy. W roli Hamleta człowiek bardziej opiera się na sobie samym. Natomiast na temat Zdzisława Beksińskiego mamy masę informacji. Inna też jest relacja z publicznością, która wie, że aktor wciela się w postać, która istniała. Nie chciałem, żeby widzowie poczuli, że w moją interpretację zakradł się fałsz. Pojawiła się troska, by nie zawieść ludzi, którzy znali Beksińskiego, pracowali z nim, byli jego przyjaciółmi – powiedział Andrzej Seweryn.
Andrzej Seweryn fizycznie nie przypomina Beksińskiego, ale jest świetnym aktorem, rozpatruje tekst scenariusza w różnych kontekstach, analizuje. Bardzo inspirujące były np. nasze dyskusje o „Opowiadaniach” Beksińskiego. Koniec końców mamy z Andrzejem Sewerynem wyjątkową relacje, choć ja przy nim jestem smarkaczem. Tymczasem np. tu w Gdyni, rozmawiamy jak dwaj debiutanci, którzy pierwszy raz są na festiwalu. To pięknie było widać też w Locarno, gdzie Andrzej Seweryn dostał nagrodę za rolę w „Ostatniej Rodzinie” – mówił reżyser.
Zofia, czyli „niedorysowanie”
– Może by tak nie zagrać tej roli? Thomas Bernhardt w „Wymazywaniu” napisał, że sztuka powinna albo przerysowywać, albo nie dorysowywać. Ogromnie lubię przerysowanie, tym razem pomyślałam sobie jednak, żeby nie dorysowywać. Wydało mi się to zasadne w tej figurze rodzinnej, gdzie są dwie postaci tak mocno zarysowane jak Zdzisław i Tomasz Beksińscy. O Zofii Beksińskiej mówiono, że była miła, atrakcyjna i wykształcona, ale nikt jej nie kojarzył. Nie zaistniała w świadomości społecznej tak jak jej mąż czy syn. Ale na nagraniach Zdzisława jest jej bardzo dużo, gra równorzędną rolę z nim i z Tomkiem – powiedziała Aleksandra Konieczna, która za swoją rolę została uhonorowana w Gdyni.
„Ostatnia rodzina” (fot. materiały prasowe)
Artystyczny kształt filmu
„Ostatnia rodzina” rozgrywa się głównie w dwóch wnętrzach – mieszkaniu Zdzisława i Zofii Beksińskich oraz ich syna, który mieszkał kilka bloków dalej. Zdzisław mógł obserwować okna Tomasza. Mógł też do niego iść, gdy ten zbyt długo się nie odzywał. Było to ważne, bo Tomasz miał skłonności samobójcze. Kilkakrotnie próbował odebrać sobie życie. Udało mu się to 24 grudnia 1999 r.
– Nie lubię stereotypów, walczę z nimi. W pracy nad „Ostatnią rodziną” towarzyszyła mi niezgoda na sztampowe myślenie o Beksińskim i jego malarstwie – powiedział reżyser.
Film jest dynamiczny. W scenach wiele się dzieje. Kamera Kacpra Fertacza podąża za bohaterami, Zagląda do zakamarków mieszkań, przypatruje się bohaterom. – Znamy się z Kacprem od 10 lat i razem pracujemy. Nie wiem już, co jest moim pomysłem, a co jego. To nie ma znaczenia, bo ważny jest efekt wspólnej pracy. To jak wygląda film, jest też zasługą montażysty, Przemka Chruścielewskiego. Kacper jest jedną z pierwszych osób, która razem ze mną czyta scenariusz. W tym przypadku, jako pośrednik w kontaktach z Robertem Bolestą, znał film od początku. Z Kacperem przy każdym projekcie chcemy zrobić coś innego, otwieramy czystą kartę – mówi reżyser.
„Trzy dekady w dwie godziny”
Reżyser, operator i aktorzy pytani, dlaczego tak mało eksponowane jest w filmie malarstwo Zdzisława Beksińskiego odpowiadają, że było ono elementem scenografii. W filmie było tak samo obecne, jak w codzienności Beksińskich, a obrazy traktowano po prostu jak „zwierzątka domowe”.
„Ostatnia rodzina” (fot. materiały prasowe)
– Jeśli ktoś pójdzie do kina, żeby się dowiedzieć, dlaczego Zdzisiu takie rzeczy malował, może się rzeczywiście poczuć rozczarowany, choć na pewno w jakimś sensie film i o tym opowiada. Mnie to jednak nigdy w pierwszej kolejności nie interesowało. Centralnym elementem jest rodzina. Wiem, że ludzie mają też wątpliwości w stosunku do postaci Tomka, mówią np., że za mało jest o jego pracy w radiu, albo że nie był tak rozchwiany emocjonalnie. To jest niedawna historia, która wydarzyła się naprawdę, więc nietrudno zrozumieć, że obrazów tych postaci w pamięci ludzi jest wiele i nie zawsze się one pokrywają ze sobą. Film, szczególnie fabularny, jest sztuką interpretacji – tłumaczy Matuszyński.
– „Ostatnia Rodzina” to tylko dwie godziny, które odnoszą się do prawie trzech dekad życia Beksińskich i niemożliwym jest zawarcie wszystkiego. To zawsze będzie jakiś subiektywny wybór faktów i sposobu ich łączenia – mówi.
Na planie jak w rodzinie
– Nigdzie bezpośrednio nie wynika, że rodzina to jest coś innego niż grono ludzi, którzy tak jak się lubią, tak i się nie znoszą – mówi w filmie Zdzisław Beksiński do syna Tomasza.
Reżyserska pokora i dojrzałość Jana P. Matuszyńskiego zaowocowały na ekranie. Powstał przenikliwy i uniwersalny portret współczesnej rodziny, życia, które zaskakuje i niszczy. Andrzej Seweryn wielokrotnie powtarza w wywiadach, że Matuszyński dyrygował ekipą jak młody Toscanini orkiestrą.
– To jest współczesny film dla współczesnych widzów. Uniwersalny. Na festiwalu w Locarno „Ostatnia rodzina” została bardzo dobrze przyjęta, a przecież tam mało kto o Beksińskich słyszał. Malarstwo Zdzisława też nie jest w Szwajcarii szalenie popularne. Oczywiście, gdyby reżyser tego ode mnie wymagał, skupiłabym się na imitacji. W końcu jestem aktorką, czyli instrumentem do grania. W przypadku Janka to nie było jednak potrzebne – opowiada Aleksandra Konieczna.
– Całą ekipę, która pracowała nad „Ostatnią rodziną”, ten film bardzo obchodził. Chcieliśmy opowiedzieć jak najlepiej o tej rodzinie, która jest w pewnym sensie rodziną uniwersalną. Spotkaliśmy się, pokochaliśmy się i pracowaliśmy razem. Opowiedzieliśmy historię intensywną, wyrazistą i uniwersalną. Świetne przyjęcie filmu na festiwalu w Locarno jest na to najlepszym dowodem – powiedział Andrzej Seweryn.
– Ekipa ma poczucie, że ten film jest naszym wspólnym dzieckiem. Wiedziałem że na zrobienie tego filmu musimy mieć dużo czasu na przygotowania i cieszę się, że producenci nam go dali. Przygotowania trwały prawie rok. Siedzieliśmy, analizowaliśmy, przerabialiśmy i siłą rzeczy staliśmy się sobie dość bliscy. Ogromną pracę wykonały piony scenograficzny, kostiumowy i charakteryzatorski. Operator Kacper Fertacz i montażysta Przemek Chruścielewski odwalili kawał dobrej roboty często wychodzącej poza ich standardowe działania – podsumowuje reżyser „Ostatniej rodziny”.