Fanatyczka zdrowego żywienia o kruchej psychice. Wspomnienie Ireny Jarockiej
sobota,21 stycznia 2017
Udostępnij:
Była ikoną polskiej estrady i jedną z najpopularniejszych piosenkarek. Cała Polska śpiewała jej przeboje, takie jak „Kawiarenki” czy „Gondolierzy znad Wisły”. O jej barwnym życiu w książce „Wymyśliłam cię. Irena Jarocka we wspomnieniach” opowiadają jej bliscy i przyjaciele. 21 stycznia przypada 5. rocznica śmierci artystki.
Przyszła gwiazda polskiej estrady narodziła się w Srebrnej Górze niedaleko Żnina jako najstarsza z rodzeństwa, ale wychowywała się w Gdańsku-Oliwie. W domu się nie przelewało, co widać było gołym okiem. – Nie skarżyła się na biedę, ale kiedy weszło się do Jarockich, od razu było widać, że jest biednie – wspomina Małgorzata Łukaszewska, jej koleżanka z lat młodości.
Ojciec Ireny był szewcem ortopedycznym w szpitalu wojewódzkim, a w domu naprawiał buty sąsiadom i znajomym. Niestety nadużywał alkoholu, co potwierdza młodszy brat Henryk. – Była bieda, a tatuś trochę popijał – przyznaje, dodając jednak że „byli religijną rodziną, a katedra oliwska odegrała ważną rolę w życiu Ireny”. Faktycznie to tam stawiała pierwsze artystyczne kroki, śpiewając w chórze oraz grając w teatrze amatorskim.
#wieszwiecej | Polub nas
Mama marzyła, żeby Irenka była piosenkarką
Na estradzie pojawiła się już jej jako nastolatka, szybko zyskując sympatię (fot. arch.TVP)
Matka szyła, ojciec robił buty
Matka Jarockiej, choć często chorowała, była niezwykle zdolna, a córka była do niej bardzo podobna. – Mama marzyła, żeby Irenka była piosenkarką, żeby dawała ludziom radość swoim śpiewem – podkreśla Henryk Jarocki. Muzykę miała zresztą we krwi, bo cała rodzina była rozśpiewana. Rodzice popierali jej artystyczne wybory, o czym świadczy fakt, że matka szyła jej całą garderobę, a ojciec robił buty.
Tym samym nastoletnia Irena po skończeniu liceum ogólnokształcącego, trafiła do Państwowej Średniej Szkoły Muzycznej do klasy śpiewu. Później kształciła się również w Studiu Piosenki Polskiego Radia i Telewizji w Gdańsku, gdzie w 1965 roku poznała przyszłego męża, kompozytora Mariana Zacharewicza. – Od razu wpadła mi w oko, była niepozorną szarą myszką, ale piękną i wrażliwą. Zakochałem się – wspomina w książce Marioli Pryzwan.
Wstydziła się, więc kto mógł przypuszczać, że stanie się gwiazdą
Z pierwszym mężem Marianem Zacharewiczem, lata 60. XX wieku (fot. mat. pras.)
Od nieśmiałości po status gwiazdy
Tę niepozorność potwierdza Łukaszewska, która wręcz uważa, że Jarocka, jako młoda dziewczyna, bała się chłopaków, uciekała od nich. – Oni za nią ganiali, ale ona nie chciała z żadnym rozmawiać. Wstydziła się, więc kto mógł przypuszczać, że stanie się taką gwiazdą? – wspomina jej koleżanka z młodości.
Droga do sławy piosenkarki wiodła przez gdańskie kluby studenckie Rudy Kot i Żak, gdzie marzyła jej się własna piosenka do wylansowania w radiu. W 1966 roku spróbowała swoich sił na Krajowym Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu, gdzie zaśpiewała „Piosenkę o piosence francuskiej”. Na swój wielki przebój musiała poczekać jeszcze dwa lata, gdy cała Polska usłyszała w jej wykonaniu kompozycję Seweryna Krajewskiego „Gondolierzy znad Wisły”. – I zaczęła się wielka kariera Ireny – podkreśla Zacharewicz.
Sukces przekuty w wyjazd do Paryża
Zaczęło się tym samym spełniać wielkie marzenie jej matki, gdyż pani Wandzie zależało na tym, aby córka wyszła z biedy i osiągnęła sukces podobny do Anny German. Wraz z pierwszym przebojem ujawniła się też ogromna wrażliwość artystki, która nie zawsze i nie dla wszystkich okazała się być zaletą. – Z perspektywy czasu dochodzę do wniosku, że ona się do tej branży absolutnie nie nadawała – stwierdza jej pierwszy mąż, który zdaniem wielu stworzył Jarocką jako piosenkarkę. Chodzi mu o jej kruchą psychikę.
Po wykonaniu „Gondolierów” także na Międzynarodowym Festiwalu Piosenki w Sopocie, artystka zdecydowała się na wyjazd na stypendium do Paryża. Początkowo pobyt miał trwać cztery miesiące, ale przedłużył się do czterech lat. – Postanowiłyśmy razem powalczyć o wielką karierę. Chodziłyśmy na przesłuchania, pożyczałyśmy sobie ubrania, robiłyśmy zdjęcia – wspomina ten czas piosenkarka Helena Majdaniec. Dodaje, że Irena „już wtedy lubiła modę i wiedziała, że jest atrakcyjna, ale była zbyt delikatna i do tego często chorowała”.
Miała depresję, w którą wciągał ją jej francuski narzeczony
Co prawda Jarocka uczęszczała tam na zajęcia wokalne do elitarnej grupy przy paryskiej Olimpii, występowała też w kabaretach Rasputin i Carewicz oraz nagrywała dla francuskich rozgłośni i telewizji, wydając dwa single w wytwórni Philips, to jej to nie cieszyło. – Moim zdaniem miała depresję, w którą skutecznie wciągał ją jej francuski narzeczony. Zmusiłam ją do wyjazdu do Polski po nieudanej próbie samobójczej – zwierza się Majdaniec.
Wróciła pod koniec 1972 roku, zawierając związek małżeński z Zacharewiczem. To dzięki niemu zyskała w kraju status megagwiazdy, a także wydała pierwszą płytę, na której znalazła się piosenka, o jakże znamiennym tytule „Wymyśliłem Cię”, za którą zebrała liczne nagrody. – Chroniłem ją, walczyłem o przeboje, a sam napisałem dla niej 11 piosenek – podkreśla były mąż i jednocześnie ówczesny menadżer.
Rozstanie z mężem i wypadek samochodowy
To był najlepszy okres w jej karierze. Piosenkarka nie schodziła z okładek pism i ze sceny. Mąż menadżer narzucił jej jednak tempo, którego jako wrażliwa kobieta nie wytrzymywała i powiedziała sobie dość. To było widać gołym okiem w ich domu, a także odbiło się na relacjach małżeńskich. – Zrobiło mi się smutno, bo to mieszkanie było obrazem ich małżeństwa, w którym istniała tylko praca – zauważa Andrzej Szczepański, działacz kultury Wybrzeża. – Nie miała życia prywatnego, tylko praca. Rodzina uważała, że Marian przemęcza ją i zanadto forsuje – dodaje Jerzy Rajczyk, wokalista i kompozytor.
– Mnie się wydawało, że liczy się przede wszystkim kariera, że najważniejsze są ambicje Irenki – broni się po latach Zacharewicz. Zwyciężyło życie i małżonkowie rozstali się. Na dodatek jeszcze uległa poważnemu wypadkowi samochodowemu, w wyniku którego ciężko ranna trafiła do szpitala. To wówczas zrodziło się uczucie do informatyka Michała Sobolewskiego, jej późniejszego męża, który opiekował się ją w trakcie leczenia i rehabilitacji.
Przy Michale złapała oddech, dystans, miała więcej czasu
– Przy Michale złapała oddech, dystans, miała więcej czasu. Skończyła się mordercza praca. Wiem, że bardzo chciała mieć dziecko, a Michał nie powiedział nie – wspomina Szczepański. Przeprowadzka do Warszawy i dalsze występy, w tym także na scenie międzynarodowej m.in. w Kanadzie, USA, Czechosłowacji, Niemczech, Portugalii czy Japonii wcale nie zwiastowały schyłku jej kariery. Co więcej w 1976 roku premierę miał film z jej udziałem pt. „Motylem jestem, czyli romans 40-latka”, a także chyba największy przebój artystki, czyli „Odpływają kawiarenki”.
Zgarnęła dzięki niemu nagrody dla najpopularniejszej piosenkarki. Piosenkarz Bogusław Mec wspominał, że w latach 70. XX wieku były dwie artystki, które brylowały na estradach: Anna Jantar i Irena Jarocka. – Z obiema pracowałem, Ania to był kumpel, z którą mogłem się whisky napić. Natomiast z Irenką trzeba było uważać, żeby nie dać jej winka mocniejszego, bo się przewróci – zauważa. Zresztą sama Jarocka podkreślała, że Jantar towarzyszyła jej przez całą muzyczną karierę, bo ciągle je mylono.
W 1982 roku na świat przyszła długo wyczekiwana, największa nagroda od życia – córka Monika. Związek małżeński z Michałem Sobolewskim zawarła dopiero siedem lat później. W 1990 roku razem z córką wyjechały do Stanów Zjednoczonych, początkowo na dwa lata, ale ostatecznie zostały tam aż 18 lat, głównie ze względu na pracę i karierę męża. Odtąd w kraju była gościem, dając przeważnie koncerty dla Polonii w USA i Kanadzie.
Poza działalnością estradową w latach 90. XX wieku angażowała się też w wydarzenia poświęcone zdrowiu kobiet, współorganizując konferencję „Ciało-dusza-umysł kobiety”. Sama dbała o siebie i innych, zwracając uwagę na sposób odżywiania. „Nie jedz serów pleśniowych, bo są rakotwórcze” – przestrzegała kompozytora Jerzego Ratajczaka. „Nie pije się kawy, bo jest niezdrowa” – powtarzała dziennikarce Marii Szabłowskiej, podsyłając jednocześnie przepisy na wypiek chleba. – Była fanatyczką zdrowego jedzenia i takiego trybu życia – dodaje Szabłowska.
Była fanatyczką zdrowego jedzenia i takiego trybu życia
Dobrych rad udzielała też w innych dziedzinach życia, chętnie dzieląc się swoimi doświadczeniami. – Nauczyłam się od niej rzeczy bardzo przydatnej kobietom, a zwłaszcza artystkom, czyli malowania paznokci w autobusie – podkreśla piosenkarka Bożena Ditberner-Mikołajska. W dbaniu o wygląd nie miała sobie równych. – Irenka malując swoje olbrzymie oczy, szpilką albo agrafką rozdzielała rzęsy – wspomina piosenkarka Barbara Dunin.
Zawsze znajdowała czas dla innych, niezależnie czy z rodziny czy wiernych fanów, których zdarzało jej się przyjmować w domu. – Cieszyła się ze wszystkiego i wszystkim, gdy działa się komuś krzywda, starała się pomóc, choćby słowem, przytulić – podkreśla brat Henryk. – Wszyscy z ogromną radością wspominali piosenkarkę jako szalenie ciepłego, wrażliwego, dobrego, łagodnego człowieka, takiego nie na dzisiejsze czasy – przyznaje Mariola Pryzwan, autorka książki.
W programie muzycznym realizowanym dla TVP (fot. arch.TVP)
Rocznica śmierci
Tym bardziej smutno, że pięć lat temu zostawiła tych, którzy ją podziwiali i kochali. – Irena była i jest moją życiową inspiracją – zwierzył się drugi mąż artystki. – Pomagała mi się nie załamać, kiedy zachorowałem na raka jelita grubego. Wyszedłem z tego, brakuje mi jej – dodał brat. Sama swoją walkę z chorobą przegrała.
Więcej o Irenie Jarockiej we wspomnieniach tych, którzy ją znali, można przeczytać w książce Marioli Pryzwan – „Wymyśliłem Cię. Irena Jarocka we wspomnieniach”.
Zdjęcie główne: Irena Jarocka była uwielbiana przez publiczność, a jej przeboje nuciła cała Polska (fot. arch.TVP)