Po godzinach

Morderczy lot Trzmiela. Tak polują na komandirów z Donbasu

„Niech ta śmierć choć lekką będzie” – apelował z ironią do FSB Aleksandr Chodakowski. Minął rok, a dowódca batalionu Wostok wciąż cieszy się i życiem, i zdrowiem. Jako jeden z ostatnich weteranów „ruskiej wiosny” 2014. Lekkiej śmierci na pewno nie miał Michaił Tołstych. Znany bardziej jako Giwi, spłonął w swoim biurze na przedmieściach Doniecka. Jak zwykle, Rosjanie oskarżyli o zamach Ukraińców, choć, jak zwykle, wszystko wskazuje na Rosjan.

Makijiwka, przedmieścia Doniecka. Baza batalionu Somali. Biuro Michaiła Tołstycha, ps. „Giwi”. Środa, 8 lutego, godzina 6:12. Przez okno wpada pocisk wystrzelony z rakietowego miotacza ognia Trzmiel. Eksplozja, pożar. Tołstych nie ma szans. Informacja o jego śmierci obiega świat, w Rosji okupuje pierwsze miejsca w serwisach informacyjnych. Wszak odszedł „Bagration Noworosji”, bohater, o którym nauczano dzieci w szkołach „Donieckiej Republiki Ludowej”.
Zdobyta twierdza

Tołstych pochodził z Iłowajska, pracował tam jako ochroniarz w supermarkecie. Na początku rebelii dołączył do oddziału pułkownika FSB Igora Girkina, ps. Striełkow. Był kierowcą Prapora, jednego z najbliższych współpracowników Striełkowa. Szybko awansował na dowódcę jednego z pododdziałów, a już na jesieni 2014 dowodził własnym batalionem Somali. Brał udział w bojach pod Iłowajskiem i o donieckie lotnisko. W 2015 r. batalion liczył 300-350 ludzi, miał na uzbrojeniu czołgi i samobieżne działa. Striełkowa w Donbasie już dawno nie było – Tołstych, znany już jako Giwi, podczepił się pod Zacharczenkę, wyznaczonego przez Moskwę na przywódcę tzw. Donieckiej Republiki Ludowej.

Wiadomo jednak, że w październiku 2016 doszło między nimi do ostrej kłótni. Zacharczenko twierdził, że batalion Somali demonstracyjnie sabotuje jego rozkazy, słuchając się tylko bezpośrednich kuratorów z Rosji. Lider „DRL” mógł czuć się zagrożony ze strony Giwiego. Ten zaś został lekko ranny w bojach pod Awdijiwką. Ostatnio przesiadywał więc w bazie. Bazie, która przypominała oblężoną twierdzę. Giwi bardziej niż jego koledzy dbał o swoje bezpieczeństwo. Budynek, w którym urzędował, otaczały cztery kordony straży. Wokół pełno było patroli i umocnionych posterunków ulicznych. Być może dlatego nie fortyfikował jakoś specjalnie swojego biura. Pomieszczenie nie było w żaden sposób chronione, choćby siatką na oknach, które na dodatek wychodziły na zewnątrz, na ulicę.
Zdaniem Striełkowa, wszystko wskazuje na to, że spiskowcy byli w otoczeniu Giwiego. Świadczy o tym fakt, że zamachowcy wiedzieli dokładnie w którym momencie komendant znalazł się w pokoju. Bez problemu przedostali się też z miotaczem ognia na ulicę przed budynkiem, a potem stamtąd zniknęli.

Bies zbiegł, Motorola nie

Giwi dołączył do swojego starego kolegi i towarzysza broni. Arsen Pawłow, ps. Motorola był dowódcą brygady Sparta, często na froncie pojawiał się właśnie wraz z Giwim. Zginął 17 października 2016. Zamachowcy zdalnie zdetonowali ładunek wybuchowy podłożony w windzie, do której wsiadł ze swoim ochroniarzem. Tołstych i Pawłow to najbardziej znani „donieccy” komendanci, którzy zginęli nie w walce z Ukraińcami, a z rąk skrytobójców. Ale nie jedyni. Wcześniej rozprawiono się z sierotami po odsuniętym komendancie Igorze Bezlerze.
Pod koniec 2014 r. w ciągu zaledwie jednego tygodnia, w Gorłowce znaleziono zwłoki trzech byłych „oficerów” oddziału Bezlera (ps. Bies). Kilka miesięcy później, 27 marca 2015 r. w zamachu zginął jeden z komendantów „DRL”, Roman Woznik. Ale i tak donieckiej części strefy okupowanej pod tym względem daleko do „Ługańskiej Republiki Ludowej”. Tutaj to dopiero można mówić o prawdziwym pomorze wszelkiej maści samozwańczych atamanów, komandirów i ministrów.

„Samobójstwo” i herbatka


Cztery dni przed zamachem na Giwiego, 4 lutego rano, zginął naczelnik ługańskiej „milicji” Ołeh Anaszczenko. Wybuchła bomba w jego samochodzie. Władze „ŁRL” szybko ogłosiły, że schwytały zamachowca: ukraińskiego majora. Jednak okazało się, że to „żołnierz” z tzw. Donieckiej Republiki Ludowej. Wyrzucili go stamtąd po tym, jak przyłapano go podczas seksu z kolegą z oddziału. Z kolei pod koniec grudnia 2016 r. zmarł „minister rolnictwa i produktów żywnościowych” tzw. Ługańskiej Republiki Ludowej Siergiej Litwin. „Zatrzymanie akcji serca” jako oficjalna przyczyna zgonu nie brzmi dość przekonująco, zwłaszcza w kontekście powiązań Litwina, który był protegowanym byłego już „premiera” Giennadija Cypkałowa. Ten zaś znalazł się wśród oskarżonych o zamach, nieudany, na głowę „Ługańskiej Republiki Ludowej” Igora Płotnickiego w sierpniu 2016 r.

Cypkałow nie doczekał procesu – 24 września znaleziono go powieszonego w więziennej celi. Także w celi zmarł inny „puczysta”, były zastępca dowódcy ługańskiej milicji, Witalij Kisieliow, ps. Komunista. Szczęścia nie mieli też ci spiskowcy, którzy zbiegli do Rosji. Cztery dni przed „samobójstwem” Cypkałowa, w pewnej podmoskiewskiej restauracji nieznani sprawcy zastrzelili Jewgienija Żylina, byłego dowódcę formacji Opłot. W bardziej wyszukany sposób wyeliminowano rzekomego przywódcę spisku, Walerija Bołotowa. Rządził on prorosyjskimi separatystami w Ługańsku do sierpnia 2014 r. Wtedy zmuszono go do oddania władzy Płotnickiemu. Wyjechał do Rosji, skąd ostro krytykował działania następcy. W wywiadach dla rosyjskich mediów oskarżał Płotnickiego, że ten latem 2014 roku wydawał rozkazy ostrzału mieszkaniowych osiedli w Ługańsku, żeby następnie winę za śmierć cywilów zrzucić na Ukraińców.
Bołotow bardzo dużo i szczegółowo mówił też o gospodarczych przekrętach Płotnickiego, choćby procederze rozkradania pomocy humanitarnej napływającej z Rosji. 27 stycznia Bołotow zmarł nagle po wypiciu herbaty. Oficjalna wersja: zawał serca. U zdrowego jak byk 47-latka. Dużo wskazuje na to, że rzekomy spisek od początku był ukartowaną operacją Płotnickiego. W ten sposób mógł się pozbyć konkurentów w walce o zyski z przemytu. Kisieliew zarabiał na kontrabandzie papierosów, z kolei Cypkałow specjalizował się w węglu i gazie.

Inny aresztowany „spiskowiec”, wcześniej „minister spraw wewnętrznych” Igor Kornet kontrolował natomiast przemyt leków do „ŁRL”. Główna trasa przerzutowa szła przez rzekę Siwierskij Doniec, w rejonie Słowianoserbska. Odpowiadał za nią komendant tego miasta, protegowany Korneta, Armen Bagirjan, ps. Pluskwa. Zastrzelili go w samochodzie 2 października 2016.
Ostatni śpiew atamanów

Ostatnia fala czystek w „Ługandzie” miała podłoże ekonomiczne, inaczej niż pierwszy etap wewnętrznego terroru, gdy Płotnicki pacyfikował krnąbrnych lokalnych dowódców i likwidował liczne udzielne „księstwa” i atamanaty, na ogół obejmujące jedno, góra dwa-trzy miasta w okupowanej części obwodu ługańskiego.

Takim „kozackim komendantem” w Antracycie był Wiaczesław Pienieżanin, ps. Prapor. Zginął 28 listopada 2014 r. od kul wysłanników Płotnickiego – świadkowie mówili, że to był regularny rosyjski specnaz. To samo mówiono kilka tygodni później.

Aleksandr Biednow, ps. Batman otwarcie rywalizował z Płotnickim i odmawiał uznania jego zwierzchnictwa. Zdążył się nacieszyć ledwie kilkoma godzinami nowego 2015 roku. Dowódca grupy szybkiego reagowania Rusicz wpadł w zasadzkę w Łutugino, w drodze do bazy w Krasnym Łuczu. Napastnicy zrobili z dwóch terenowych wozów istne sito. Nie minął miesiąc, a ta sama specjalna jednostka rozbroiła niepokorny batalion Odessa (Krasonodon), rozprawiła się z Kozakami niejakiego „Ilijcza” (Rowienki) oraz zlikwidowała „mera ludowego” Pierwomajska, Jewgienija Iszczenkę, ps. Małysz. 23 maja 2015 r. z życiem pożegnał się jeden z najbitniejszych dowódców rebelii ługańskiej, Aleksiej Mozgowoj. Dowódca słynnej brygady Widmo także był skłócony z Płotnickim. Jego samochód skutecznie ostrzelano niedaleko Ałczewska. 14 czerwca 2015 zabito kozackiego komendanta Pierewalska, Igora Torgaszowa. Pół roku później zginął kolejny ataman „ŁRL”. Paweł Driomow ps. Batia dzielił i rządził w Stachanowie. 11 grudnia 2015 wziął ślub w miejscowym Pałacu Kultury im. Gorkiego. Związek przetrwał niecałą dobę. 12 grudnia, wracając z krótkiego wypadu do pobliskiego Pierwomajska, Driomow zginął w samochodzie, który wyleciał w powietrze.
Cui bono?

Lista rebelianckich komendantów, których nie ma na tym świecie, jest już dłuższa od tej, na której są weterani „ruskiej wiosny”. Chodakowski, Zacharczenko, Płotnicki, Girkin, Bezler, Kozicyn… Część od dawna siedzi w Rosji, inni starają się przeżyć w Donbasie. Choćby eliminując prawdziwych i wyimaginowanych rywali. W przypadku części wymienionych wcześniej zabitych „komandirów”, chodziło też o udziały w zyskach z kontrabandy i lokalnych biznesów. Kuratorzy z Rosji niechętni dzielą się tymi pieniędzmi. Trudno nie zauważyć, że śmierć aktywnych uczestników wydarzeń z wiosny i lata 2014 roku najbardziej na rękę jest Moskwie. To eliminacja świadków, którzy mogliby zeznać o roli Rosji w rebelii i zniszczeniu Donbasu. Ukrainie bardziej zależałoby na schwytaniu ich żywcem. Wymarzony scenariusz to liderzy rebelii za kratami, czekający na proces w Hadze. A co najważniejsze, ze szczegółami opowiadający o udziale Rosji w wybuchu wojny.

Likwidacja rebeliantów, którzy od pierwszych dni walk uczestniczyli w wojnie i popełniali zbrodnie wojenne, to również część procesu przekształcania strefy okupowanej w zamrożone quasi-państwo. Moskwa usuwa tych najbardziej skompromitowanych i obciążonych, by pozostałych można było objąć amnestią. To ma ułatwić rozmowy z Kijowem.

Rosjanie usuwają komendantów, którymi trudno sterować. Robią miejsce dla „cywilizowanych” zarządców Donbasu. Takich, którzy nie są skompromitowani, nie mają krwi na rękach, nie są ścigani przez Ukrainę, i mają zdolności, choćby administrowania, których brakuje byłym rzezimieszkom i robotnikom.
Zdjęcie główne: Michaił Tołstych zginął 8 lutego w swoim biurze (fot. EPA/ALEXANDER ERMOCHENKO)
Zobacz więcej
Po godzinach wydanie 17.11.2017 – 24.11.2017
„To była zabawa w śmierć i życie”. Od ćpuna po mistrza świata
Historię Jerzego Górskiego opowiada film „Najlepszy” oraz książka o tym samym tytule.
Po godzinach wydanie 17.11.2017 – 24.11.2017
„Geniusz kreatywności”. Polka obok gwiazd kina, muzyki i mody
Jej prace można podziwiać w muzeach w Paryżu, Nowym Jorku czy Londynie.
Po godzinach wydanie 10.11.2017 – 17.11.2017
Zsyłka, ucieczka i samobójstwo. Tragiczne losy brata Piłsudskiego
Bronisław Piłsudski na Dalekim Wschodzie uważany jest za bohatera narodowego.
Po godzinach wydanie 10.11.2017 – 17.11.2017
„Choćby z diabłem, byle do wolnej Polski”. Pierwszy Ułan II RP
Gen. Bolesław Wieniawa-Długoszowski skupia w sobie losy II RP.
Po godzinach wydanie 3.11.2017 – 10.11.2017
Kobiety – niewolnice, karły – rekwizyty. Szokujący„złoty wiek”
Służba była formą organizacji życia w tej epoce. Każdy kiedyś był sługą, nawet królewski syn.