Biura matrymonialne, szybkie randki. Tak Polacy szukają miłości
wtorek,
14 lutego 2017
– Wracamy do tych tradycyjnych form szukania miłości, po tym jak zachłysnęliśmy się internetem, gdzie wszyscy są piękni, bogaci i idealni do momentu pierwszego spotkania – mówi Renata Martyniuk właścicielka biura matrymonialnego. To jedna z kilku form poszukiwania drugiej połówki, jaką coraz częściej wybierają Polacy. Singli, którzy chcą pomóc swojemu szczęściu, jest coraz więcej.
Sobotnie popołudnie. Jeden z warszawskich klubów. Co kilka minut wchodzi do niego dziewczyna albo chłopak. To właśnie tu odbywa się kolejne spotkanie z cyklu „Szybkich randek”. Każdy uczestnik podchodzi do stolika, podaje swoje dane. Otrzymuje identyfikator ze swoim imieniem, kartkę i długopis. To na niej będzie robił notatki i zaznaczał osobę, z którą dobrze mu się rozmawiało i z którą chciałby kontynuować znajomość.
Szybka randka (ang. speed dating) to spotkania, podczas których na rozmowę z drugą osobą uczestnicy spotkania mają ok. 5 min. Po upływie tego czasu organizator daje znak dzwonkiem, sygnalizując uczestnikom, by iść na kolejną randkę. Kobiety zostają na swoich miejscach, a mężczyźni dosiadają się po kolei do następnych stolików. Na koniec wszystkich spotkań, uczestnicy oddają listę osób, z którymi chcieliby nawiązać dalszy kontakt. Jeśli okaże się, że dani uczestnicy wpisali siebie nawzajem na listę (zostało to odwzajemnione), następuje za pośrednictwem organizatorów wymiana kontaktów.
– Miałam dosyć oglądania na Facebooku zdjęć ze ślubów znajomych, narodzin ich dzieci. Pomyślałam więc: czemu nie spróbować? – mówi 35-letnia Alicja.
zobacz więcej
Dla miłośników kina lub wysokich
– Jestem tu już trzeci raz. Moje znajome powychodziły już za mąż, mają dzieci a ja powoli nie mam z kim wychodzić na imprezy, do kina, bo wszyscy są zajęci swoim rodzinnym życiem – mówi Joanna, jedna z uczestniczek. Ma 33 lata, na co dzień pracuje w recepcji jednej z warszawskich klinik. Przyznaje, że do tej pory nikt konkretny nie wpadł jej w oko, ale nie poddaje się. Spotkań organizowanych w tej formule jest coraz więcej, niektóre z nich tematyczne. Są więc randki nie tylko w określonym przedziale wiekowym, ale także dla miłośników kina, książek, a nawet osób wysokich. Organizowane są także spotkania, na których każdy wypełnia anonimową ankietę na temat swojego rozmówcy. Chodzi o to, aby dowiedzieć się jak postrzegają daną osobę inni randkowicze.
Na takim spotkaniu był Marek. Na co dzień specjalista od usterek telewizji kablowej i internetu. – Mam 38 lat, mieszkam sam. Byłem z dziewczyną siedem lat, ale się rozpadło – mówi. Na pytanie, czy podczas pracy nie udało mu się trafić na jakąś interesującą klientkę, odpowiada, że nie jest to takie proste. – Trafiam przeważnie na panie w wieku mojej mamy, a nawet babci. Chciałbym sobie poukładać życie, pewnie jak każdy – śmieje się. Przyznaje, że nie boi się opinii na swój temat. – Dowiedziałem się, że jestem zbyt skryty, że więcej powinienem mówić o sobie i że mam ładny uśmiech. Staram się to wszystko wcielać w życie – podkreśla.
Internetowe relacje koleżeńskie
Takich jak on, czy Joanna – singli poszukujących drugiej połówki na stałe – jest coraz więcej. Z badań IPSOS z 2015 roku wynika, że choć korzystają z internetu i próbują w sieci pomóc swojemu szczęściu, wciąż preferują kontakty w tzw. realu. Dlatego ludzi najczęściej poznają w szkole, na uczelni i podczas dodatkowych zajęć (72 proc.) lub w swoich kręgach koleżeńskich (63 proc.).
Nie oznacza to, że nie korzystają w tym celu z dobrodziejstw internetu. I choć wydaje się to nieprawdopodobne, młodzi owszem poznają ludzi w sieci i są do tego przyzwyczajeni. Jednak nie są to znajomości celowe, a zawierane raczej przy okazji, w konkretnym serwisie i rzadko przenoszone dalej. Oczywiście, szukają też znajomych świadomie, ale robią to rzadziej niż przedstawiciele starszego pokolenia (odpowiednio 68 proc. do 84 proc.). Co więcej, jeśli młodzi nawiązują wirtualne znajomości, częściej są to relacje koleżeńskie i przyjacielskie niż romantyczne.
Zwolennicy szybkich randek podkreślają, że oszczędzają one czas, a dodatkowo decydującą rolę odgrywa pierwsze wrażenie.
„Jan Kowalski jest Janem Kowalskim”
Podobnego zdania są klienci biur matrymonialnych, które Polacy przez kilkanaście lat uważali za przeżytek, a teraz jak się okazuje chętnie i coraz liczniej do nich wracają. Potwierdza to Renata Martyniuk, która od 11 lat prowadzi biuro matrymonialne w Warszawie. – Wracamy do tych tradycyjnych form szukania miłości, po tym jak zachłysnęliśmy się internetem, gdzie wszyscy są piękni, bogaci i idealni do momentu pierwszego spotkania – mówi.
Dodaje, że klienci, którzy do niej trafiają są zmęczeni rozmowami, które też rzadko, kiedy kończą się spotkaniem albo mają na celu romans albo spotkanie na jedną noc. – W biurze matrymonialnym Jan Kowalski jest Janem Kowalskim. Nie jest anonimowy, nie szuka przygody, bo też pieniądze, jakie trzeba na to wydać, odstraszają tych, którzy szukają tylko rozrywki – tłumaczy. W jej biurze klientami są osoby tylko z Warszawy i okolic, powyżej 30. roku życia, posiadające wyższe wykształcenie. Straszakiem na tych, którzy szukają przygód jest też cena. Pół roku to wydatek 900 złotych, rok to 1700 złotych, pakiet VIP kosztuje 5-6 tys. złotych.
„Przepadają, więc są w związku”
Martyniuk wyjaśnia, że profesjonalne biura łączą ludzi nie tylko pod kątem wieku, ale też wykształcenia, wyznawanych wartości, czy poziomu finansowego, a psychologowie już dawno stwierdzili, że takie łączenie daje dużo większe szanse na powodzenie związku.
– Oczywiście, ktoś może powiedzieć, że pani prezes korporacji może zakochać się w panu, który pracuje na budowie, ale z doświadczenia wiem, że takie związki rzadko kiedy trwają całe życie, bo poza gorącą miłością i motylami w brzuchu, które są na początku, przychodzi czas, gdy to pierwsze zauroczenie mija i trzeba mieć o czym rozmawiać – tłumaczy.
Przyznaje, że par, które odnalazły się w taki sposób, jest bardzo dużo. Dowodem na to, że ktoś znalazł swoje szczęście, jest brak kontaktu. – Jeśli i jedna i druga osoba, które udało nam się połączyć przepadają jak kamfora, to znak, że wspólnie układają sobie życie. O tym, że trwają w związku, dowiadujemy się od ich znajomych, którzy przychodzą i mówią, że są z polecenia tej czy innej pary – wyjaśnia.
W jednym z takich biur swojego męża poznała pani Teresa. Na co dzień pracuje w dziale organizacji jednej ze spółek. Odpowiada za kadry, płace i administrację.
Pytana o to, dlaczego zdecydowała się zostać klientką biura, tłumaczy, że osoby w jej wieku nie mają już takiej łatwości w poznawaniu kogoś tak po prostu. – Miałam na koncie kilka zawodów miłosnych, niektóre z nich były bardzo bolesne. Stwierdziłam, że jak nie teraz, to kiedy. Próbowałam znaleźć swoje szczęście przez portale randkowe, ale to były bardzo przygodne znajomości. Poza tym chciałam zrobić coś dla siebie i zrobiłam ten krok – opowiada. Wraz z mężem nie wstydzą się tego, że poznali się przez biuro matrymonialne. Gdy się poznali, ona była klientką biura pół roku, on zaledwie miesiąc. – Zaznaczyłam, że interesują mnie tylko single albo wdowcy, bo ważny był dla mnie ślub kościelny. Na dzień dobry usłyszałam, że moje wymagania będą trudne do spełnienia. Okazało się, że mój mąż też szukał takiej kobiety – śmieje się pani Teresa.
Slow life, slow food i slow love
Dla osób, które chcą trafić na osobę wolną, z którą chcą nie tylko założyć rodzinę, ale stanąć przed ołtarzem, organizowane są msze dla singli. Po wspólnej modlitwie, przy herbacie i ciastkach można porozmawiać i poznać tę drugą połówkę. Tak swojego przyszłego męża poznała Justyna. – Traciłam już nadzieję na jakikolwiek związek, chodziłam na msze, ale ani razu nie spotkałam nikogo, kto by mnie jakoś szczególnie zainteresował. Powiedziałam sobie, że to ostatni raz i więcej nie szukam. Wtedy właśnie pojawił się Jacek. Zanim zaczęliśmy się spotykać, jako para, minęło sporo czasu. Byłam ostrożna, nie chciałam się zawieść. Myślę sobie, że siłą wyższa zadziałała, takie było nasze przeznaczenie – mówi.
Czy rzeczywiście już niebawem internetowe portale randkowe staną się przeszłością? – Pewnie nie, ale faktycznie, jeżeli spojrzymy na różnego rodzaju trendy, okazuje się, że ten powrót do tradycyjnych możliwości poznawania ludzi jest obecny. Ponadto widać wyraźny zwrot w stronę tradycyjnych wartości, zwłaszcza wśród młodych ludzi. To, co przynależne do starszych czasów jest dziś obecne, jest w modzie, czy trendzie. Poza tym skoro mamy „slow life”, „slow food”, to czas na „slow love” – mówi dr Karol Jachymek, kulturoznawca z Uniwersytetu SWPS.
„Chcemy realnie być blisko siebie”
Dodaje, że oprócz powrotu do wartości, do naszego życia powoli wkrada się również moda na bycie off line, czyli z dala od internetu i komunikatorów społecznych. – Nie jest to może jeszcze tak zauważalne, ale to także znak tego, że chcemy być realnie blisko siebie, chcemy ze sobą rozmawiać, zwłaszcza wtedy, gdy szukamy drugiej połówki i życiowej stabilizacji. Szybkie randki, które wydawałoby się, że będą chwilową modą, mają się dosyć dobrze, a nawet zmieniają formułę. Powoli na naszym rynku zaczynają działać firmy, które nie tylko swatają pary, ale też organizują tradycyjne randki z romantycznym spacerem czy kolacją – tłumaczy Jachymek.
Spotkanie w warszawskim klubie trwa prawie trzy godziny. Niektórzy z ponad 40-osobowej grupy kobiet i mężczyzn, tuż po zakończeniu szybko uciekają do domu. Kilka osób zostaje w klubie i kontynuuje spotkanie. Tańczy, rozmawia. – Zaznaczyłam trzech chłopaków. Jeden, tak jak ja, chodzi po górach, z drugim po prostu fajnie mi się rozmawiało, a trzeci interesuje się psychologią. Nie nastawiam się na to, że oni też wybiorą mnie, nie liczę na miłość od pierwszego wejrzenia, ale gdyby coś z tego wyszło, byłoby miło – mówi Joanna.
Markowi w oko wpadła jedna dziewczyna. – Ma coś w sobie, nawet podczas przerwy rozmawialiśmy o gotowaniu, bo jak się okazuje oboje to lubimy – cieszy się Marek. Kilka dni po Szybkich Randkach otrzymuję od niego smsa-a: „To chyba strzał w 10. Idę z nią na randkę. Trzymaj kciuki”.
Imiona niektórych bohaterów na ich prośbę zostały zmienione.