Rzeźnik Woli antyfaszystą?
„Ponieważ urodził się w Gnieźnie, miał kwalifikacje po temu, aby się stać działaczem Bund der Heimatvertriebene und Entrechteten (Związku Wypędzonych i Pozbawionych Praw). Nigdy nie stanął przed sądem i publicznie zaprzeczał, jakoby kiedykolwiek był członkiem SS” – zwrócił uwagę wybitny historyk Norman Davies w „Powstaniu ‘44”, który zaznaczył, że Reinefarth wręcz „zaczął twierdzić, że był bojownikiem antyfaszystowskiego ruchu oporu”.
W latach 70. zbrodniarza odwiedził polski dziennikarz Krzysztof Kąkolewski, który przygotowywał reportaże do książki o powojennych losach nazistów „Co u pana słychać?”. Reinefarth z wyraźną satysfakcją mówił, że nie poczuwa się do winy, sugerując, że za mordy odpowiadały jednostki Oskara Dirlewangera i Bronisława Kamińskiego.
Reinefarth zmarł w 1979 roku w swojej posiadłości, nigdy nie ponosząc odpowiedzialności za zbrodnie, podobnie jak wielu innych nazistów. Takich przykładów może kryć się wiele.
Jedno jest pewne. Choć od wojny minęło ponad 70 lat, Niemcy jeszcze długo będą odkrywać mroczną przeszłość swoich przodków. Szkoda, że wielu z nich już nigdy nie poniesie za nią odpowiedzialności.
Nie będzie też przesadą zaryzykowanie stwierdzenia, że liczna obecność nazistów w aparacie władzy RFN co najmniej pośrednio przyczyniła się do powojennych prób wybielania III Rzeszy i zrzucania odpowiedzialności za zbrodnie na innych. Skutkuje to teraz między innymi skandalicznymi wypowiedziami o rzekomych „polskich obozach zagłady”.